2 - Jaime

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

KRÓLEWSKA PRZYSTAŃ


Jaime wyszedł gniewnie z pokoju, w którym przed chwilą rozmawiał z dziewczynką, która miała być jego żoną. Żoną. Potrzebował pilnie porozmawiać z Ojcem, w cztery oczy, sam na sam. Kręcił się w okolicy wieży namiestnika, którą zamieszkiwał Tywin odkąd przyjechał do stolicy. Jaime był tu tylko przez parę dni, odkąd wrócił z niewoli chłopaka Starków. Ale dla niego powrót do czerwonej twierdzy znaczył powrót do Cersei, chronienie tego małego gówna imieniem Joffrey i trochę pieprzenia Cersei. Poślubienie dziecka, które przysiągł zwrócić jej matce nie było częścią  jego planu. Królobójca spojrzał na strażników przy wejściu do wieży, którzy mierzyli go kpiącym wzrokiem.  Wyprostował się dumnie jak lew, którego miał w herbie. Nie mógł sobie pozwolić na stratę reszty szacunku, którego odbudowa zajęła mu tyle lat, bo jedyny szacunek, który miał był tym, którym go darzyli inni rycerze w służbie korony, Tyrion i oczywiście Cersei - lecz nawet to miało wkrótce ulec zmianie. Jaime wspinał się po schodach szybko, po kilka schodów na raz, aby szybciej dostać się do celu. Gdy w końcu ustał przed drzwiami nie przejmował się pukaniem lub słuchaniem ser Meryna Tranta, który głośno wyraził dezaprobatę. Pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę byli jego Ojciec, Brat i Siostra siedzący przy stole, wszedł w środku kłótni.
- Nareszcie zdecydowałeś się do nas dołączyć, synu - Tywin powiedział swoim zwyczajowym, ostudzonym z emocji głosem. Rodzeństwo patrzyło się na niego, oczekując odpowiedzi. Jaime jednak ustał prosto i po głębokim oddechu zaczął mówić.
- Proszę o wybaczenie, ale moja narzeczona otrzymała rozkazy od króla, aby ze mną porozmawiać. 
- Próbowałem im powiedzieć, Jaime. Nie powinna być twoją żoną. Na bogów, Sansa Stark to dopiero dziecko! - Tyrion kręcił się na krześle, próbując odwieść Ojca od tego pomysłu. Jaime poczuł się lepiej widząc, że brat podziela jego zdanie. Jednak Ojciec pozostawał nieugięty, więc odwrócił błagalnie wzrok w stronę Cersei, ale ta widząc to jedynie podniosła podbródek i prześmiewczo podniosła brew.
- A może wolałbyś być na jego miejscu? Chciałbyś czerpać radość z pieprzenia tej dziewczynki tak, jak z pieprzenia kurew, które przecież tak kochasz? - zaśmiała się biorąc łyk dornijskiego wina ze złotego pucharu spoczywającego w jej szczupłej dłoni. Jaime patrzył się na nią z niedowierzaniem w oczach - spodziewał się, że wesprze go, ale ona postanowiła zrobić mu na złość. Spokój opuścił jego ciało, tak szybko jak się pojawił.
- Wystarczająco. Wykonasz swój obowiązek dla Twojego rodu i poślubisz tą dziewczynę. Weźmiecie ślub zanim Joffrey ożeni się z dziewczyną Tyrellów, zostaniecie na ich weselu, a kiedy spłodzisz dziecko wyjedziecie na skałę, gdzie zajmiesz swoje stanowisko jako dziedzic Casterly Rock. - krzyknął mężczyzna, rozwścieczony zachowaniem syna.
- Ona jest dzieckiem! Przysięgałem chronić króla, a przysięga obowiązuje mnie do końca życia! - posłał Ojcu spojrzenie, które wgniotło by w ziemię każdego innego człowieka, lecz nie pana skały.
- Nie jesteś wystarczająco dobry, dałeś się złapać wrogom. Zabiłeś swojego króla, twój następny zginął podczas polowania, gdy miałeś jeszcze dwie sprawne dłonie. Nie powierzę Ci straży nad moim synem - wydusiła gniewnie. 
Jak ona mogła? Znała powód, dla którego zabił Aerysa, a przyczyną zgonu Roberta była jego własna żona, ona sama. Uczył się, do cholery jasnej uczył się jak ma walczyć tylko z jedną ręką. To nie była jego wina, że ten dureń Locke odciął mu dłoń. Jaime gorzko się zaśmiał obserwując starego lwa kiwającego głową.
- Czy ty kurwa mać sobie ze mnie żartujesz? Każesz mu ożenić się z dzieckiem. Z dzieckiem, które nas nienawidzi, nieważne, co mówi. Bogowie, Joffrey kazał ją rozebrać i bić przed całym dworem, dlatego oczekujesz od swojego syna, że zgwałci tą biedną dziewczynę? - Tyrion pozostawał na szczęście po jego stronie. Nie chciał zaakceptować tego, co miało się stać. Wiedział,jak to się skończy, ale mimo wszystko próbował. Musiał próbować, dla Cersei, nawet jeśli obecnie nie była po jego stronie.
- Jeżeli to jest obowiązek dla dobra naszego rodu - uciął krótko Tywin. W ciele Jaimego wrzało.
- Nigdy Ci nie wybaczę, jeśli to zrobisz - zaczął starając się sprawiać wrażenie groźnego, ale zapomniał, że stoi przed swoim Ojcem. Tywin podniósł brew i zaśmiał się ironicznie.
- Nie potrzebuję twojego wybaczenia. Teraz zostaw mnie. Ty też Cersei, muszę pomówić z Tyrionem - rozkazał. Jaime odwrócił się napięcie i wyszedł z komnaty tak szybko, jak pozwalały mu na to jego nogi. Słyszał kroki Cersei niedaleko, gdy opuścił wieżę namiestnika. 
- Dlaczego nie możesz zrobić tak małej, prostej rzeczy dla twojej rodziny - zadrwiła, chwytając jego ramię. Jaime strącił jej rękę i odsunął się od niej, szukając wzrokiem najbliższego, pustego pokoju. Gdy go w końcu odnalazł pociągnął ją za sobą i zatrzasnął za nimi drzwi.
- Dlaczego chcesz, żebym wziął ślub z tą dziewczyną? Tym dzieckiem! - Cersei patrzyła się na niego jak by był idiotą. Jak by miał wybór. Zaśmiała się perfidnie.
- Oczywiście, to jest najlepsze dla rodu, naszego rodu - odpowiedziała mrużąc oczy. Przycisnął ją do ściany, trzymając lewą rękę na gardle kobiety.
- Chcesz, żebym poślubił kogoś innego i nie był z Tobą? - zapytał przyciskając swoje szorstkie usta do jej pełnych warg, dopóki nie spróbowała odsunąć się od niego. Przestał.
- Byłeś głupcem kochając mnie - Cersei zaczęła walczyć o dominację.
Jaime pchnął ją na ziemię, próbowała wstać, ale mężczyźnie ułatwiło to tylko podniesienie fałd jej sukni.
- Ty też mnie kochasz Cersei, nie udawaj, że tego nie chcesz - zaśmiał się sięgając ręką w stronę jej bielizny. Materiał upadł na kamienną posadzkę bezdźwięcznie. Wiedział, że ona odwzajemnia jego uczucia i żądze, znał ją doskonale. Tak naprawdę kobieta chciała, aby poczuł to samo co ona. To samo, co ona czuła gdy ją opuścił. Gdy przesunął się do niej bliżej, Cersei jęknęła w znaku protestu czując go wewnątrz siebie.
- Nigdy cię nie kochałam - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Jaime tylko westchnął i kontynuował. Cersei mogła udawać nawet przed ich Ojcem, ale nie przed nim. Chciała tego tak samo jak on.
- Mówisz, że tego nie chcesz. Mówisz, że mnie nie kochasz, ale Twoje mokre uda mówią co innego - Cersei chciała ponownie zaprotestować, ale Jaime przesunął swoją rękę z gardła na jej złote włosy. Jego złota ręka zakryła jej usta, aby przestała w końcu krzyczeć. Zaczął poruszać się szybciej, a blondynka tak jak się spodziewał poddała mu się w pełni. Uwolnił jej usta od swojej ręki, a następnie odwrócił ją twarzą do siebie. Gdy jego wargi musnęły jej usta, kobieta pogłębiła pocałunek.


Leżeli na brudnym sitowiu. Ich ubrania były pomięte. Wstając Cersei otrzepała swoją jedwabistą suknie z pyłu.
- Pójdziesz powiedzieć Ojcu? - posłała mu figlarne spojrzenie. 

- To Twoja wina - odpowiedział od razu, nadzwyczaj spokojny.
 Wiedział, że gdy on zakuty siedział we własnym gównem, Lancel ogrzewał jej łoże. Wiedział, że pieprzyła się z niektórymi białymi płaszczami, aby zdobyć ich lojalność. Ale nie wiedział, dlaczego ignorowanie tego przychodzi mu tak łatwo. Kiedyś powiedział jej, że dla jej cipy pójdzie na wojnę. Ale już zdawał sobie sprawę, że to był błąd a on nie zamierza go popełnić ponownie. Gniew nagle w nim wezbrał. Wstał i bez słowa opuścił komnatę, nie patrząc się na kochankę stojącą w oknie. Szedł sam nie wiedząc, gdzie zmierza.
- Przepraszam panie - dziewczyna pisnęła przerażona, rozglądając się dookoła. Gdzie się podziała wilczyca, którą ujrzał wcześniej?
- Nic się nie stało, Lady Sanso - oznajmił patrząc się na nią z dziwnym, niezwyczajnym dla dziewczyny wyrazem twarzy.
- Czy coś się stało, mój panie? - zapytała zakładając kosmyk jej rudych włosów za ucho. Była naprawdę ładnym dzieckiem. Przynajmniej nikt nie wpadł na pomysł, żeby połączyć go z kimś takim jak Lollys Stokeworth. Nagle zdał sobie sprawę, jak niespokojnie dziewczyna mówi. Podniósł brew.
- Co może się jeszcze stać w sytuacji, w której jesteśmy? - Jaime mógł przysiąc, że widział, jak jej kąciki ust się podnoszą, ale jej uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił.
- Przepraszam, jeśli Cię rozczarowałam mój panie - Sansa pochyliła się nisko. 
Jaime współczuł tej dziewczynie. Joffrey znęcał się nad nią tak długo, że jej dawny charakter wyblakł. Była już przyzwyczajona do takiego traktowania. Jej niebieskie oczy były zamglone i smutne. Zmarszczył brwi.
- To ja powinienem Cię przeprosić, moja pani, jestem pewien, że nie jestem Twoim wymarzonym mężem. Takim, którego sobie wyobrażałaś.
- Mój pan Ojciec powiedział, że byłeś mężczyzną bez honoru, ale on był zdrajcą i nie miał racji. Jesteś szlachetnym panem i wierzę, że jestem zaszczycona, kiedy zostanę Twoją żoną - Sansa kłamała, jak by czytała książkę albo śpiewała jedną z pieśni trzymając tekst. Jaime pokręcił głową. Dziewczyna nie była głupia, wiedziała jak kłamać. Może nie była najlepsza w fachu, ale wystarczająco aby przetrwać. Odchrząknął.
- Może to przetrwasz, moja pani - szkarłatny rumieniec oblał kościste policzki Sansy. Jaime chrząknął i wrócił do swoich komnat.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro