3 - Sansa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


KRÓLEWSKA PRZYSTAŃ

Sansa myślała o jej rozmowie z Jaimem Lannisterem, która miała miejsce wczoraj, gdy przechadzała się po korytarzach czerwonej twierdzy. Joffrey wezwał ją właśnie, a gdy jej król ją wzywał to był jej obowiązek się stawić. Shae nawet nie chciała słyszeć o puszczeniu jej samej, dlatego kroki służącej odbijały się z echem po wysoko sklepionych korytarzach. Sansa protestowała, ale nie potrafiła wygrać z nią dyskusji. Sansa dopuszczając ją tak blisko ryzykowała, że czarnowłosa była szpiegiem Cersei. Nie wiedziała, czy ma wierzyć w zapewnienie lojalności, ale z drugiej strony i tak nie miała czego ryzykować. Nikt nie będzie lojalny wobec córki zdrajcy.  Gdy dotarła do drzwi królewskich komnat, Meryn Trant posłał jej obrzydliwy uśmiech otwierając drzwi. Ser Meryn był jednym z członków gwardii królewskiej, którzy jawnie czerpali radość ze znęcania się nad nią na polecenie króla. Sansa przeszła przez drzwi, ale zanim Shae mogła podążyć za nią, Meryn zablokował jej drogę. Słyszała tylko jak służka oddala się pośpiesznie. Nie winiła jej o to, w końcu sama by najchętniej stąd uciekła, gdyby tylko mogła. Teraz mogła tylko próbować podejmować marne próby uspokojenia się i stania prosto.
- Lady Sanso - Król uśmiechnął się. Gdyby go nie znała, mogłaby pomyśleć, że zrobił to w geście ukazania jej  szacunku i dobroci. Ale dziewczyna wiedziała - on nigdy nie był dobry, a jego słowa zawsze były podszyte jadem. Sansa uniosła kąciki swoich ust i spuściła wzrok, wciąż drżąc. Pokłoniła się najniżej jak potrafiła.
- Wasza miłość - pozostawała na wyłożonej sitowiem posadzce.
- Wstań, moja pani - gdy wstawała, zwróciła uwagę na to, że ciągle się uśmiechał. 
Napełnił dwa puchary wina i podał jej jeden z nich. Sansa natychmiast pochazwyciła naczynie. Gestem ręki zachęcił ją, aby usiadła na obitym złotogłowiem fotelu. Spojrzała się na pochodzącą z Myr kuszę, która wsiała na ścianie. Miecz z kolei opierał się o dębową belkę podpierająca baldachim.
- Niedługo staniesz się moją ciotką poprzez małżeństwo, zależy mi na zdaniu mojej rodziny - Joffrey zaczął. Siedział blisko niej, za blisko. 
-
Jestem niezwykle szczęśliwa z tego powodu, wasza miłość - odpowiedziała, próbując przestać się trząść, gdy Król położył swoją dłoń na jej ręce. Spojrzał się na nią z dziwną, nieznaną jej bliżej ekspresją.
- Powiedz mi Sanso, co myślisz o Lady Tyrell? - zapytał. To nie było coś, czego oczekiwała. Upiła duży łyk wina. Czerwone dornijskie. Tego właśnie potrzebowła.
- Lady Margaery jest bardzo miła. Jest piękna i dobra, będzie idealną królową.
Dziewczyna odpowiedziała szybko. Wierzyła, że jej słowa się spełnią. Szkoda było jej tej dziewczyny, bycie królową Joffreya było czymś, od czego chciała uciec.
- Lepszą niż ty? - uśmiechnął się. Zszokowana Sansa upiła następny łyk wina.
- Lepszą niż ja. Jestem córką zdrajcy, która nie zasługuje na bycie twoją królową.
- Zamierzałem wydać cię za mąż za mojego wuja Tyriona. Córka zdrajcy i karzeł. Ale mój dziadek ma inne plany na niego, a ty wciąż zostaniesz Lannisterem.
- Wolę być Lannisterem niż Starkiem. Nie chcę żyć we wstydzie, który przynosi moja zdradziecka rodzina - gładko wyszeptała to kłamstwo, czuła jednak jak poczucie winy ogarnia jej gardło i smaga je niczym płomienie smoczego ognia. Joffrey zaśmiał się paskudnie.
- Oczywiście, że wolisz. Przypuszczam, że chciałabyś, żebym odwiedzał Cię w noce, gdy mój wuj nie będzie Cię pieprzył. Wtedy zrobię to za niego i będziesz nosić mojego bękarta. Czy to własnie tego chcesz, Lady Stark? - uśmiech nie znikał z jego twarzy, gdy zbliżał się do niej. Sansa wyprostowała się i odsunęła o krok.
- To był by dla mnie zaszczyt, mój królu - wyszeptała. Przysunął się do niej na tyle blisko, by mogła poczuć jego oddech na swojej twarzy. Jego usta spoczęły na jej delikatnych wargach. Sansa zamknęła oczy nie wiedząc, co powinna uczynić. Joffrey odebrał to jako przyzwolenie i wsunął język w jej delikatne usta.
- Lady Sansa została obiecana mi. Nie obchodzi mnie, że jesteś królem! Nie będziesz się nad nią dłużej pastwić - nawet nie zauważyli, kiedy Jaime wpadł do komnaty. Złapał ją za rękę, w tym samym miejscu, co poprzedniego dnia. W miejscu, gdzie wciąż znajdowały się sine ślady. Mężczyzna gwałtownie pociągnął ją za sobą, a ona nie protestowała.
- Dlaczego tam byłaś? - spytał gdy dotarli do celu. Podejrzewała, że były to jego nowe komnaty. Tak, w końcu musiał otrzymać nowe pokoje po opuszczeniu gwardii.
- Mój król mnie wzywał -odpowiedziała, starając się ominąć jego natarczywy wzrok.
- Lubi to przypominać ludziom, ale nie możesz tam wrócić. Nawet jeden raz - Sansa poczuła nagły przypływ pewności siebie.
- Nie jesteś jeszcze moim mężem, szlachetny panie. Służę jego miłości.
- Więc wolisz dać się zgwałcić temu małej kupie gnoju? - zapytał. Pewność siebie ją nagle opuściła. Nie wiedziała co ma zrobić. Potrząsnęła nagle głową.
- Król otrzymuje to, co król chce - wyszeptała kierując głowę do dołu. Jaime westchnął. Przygryzła usta czując jego ciężki wzrok.
- Spójrz się na mnie Sanso. Niedługo sama uwierzysz w to, co mówisz - rzekł spokojnie. Sansa drżąc podniosła głowę, ale nie odważyła się spojrzeć mu w oczy. Desperacko chciała wybiec z komnaty i wrócić do swojego pokoiku i nie patrzeć na tego mężczyznę nigdy więcej. Zobaczyć swoją rodzinę jeszcze raz. Być może odbyć prawdziwą żałobę po ojcu i braciach. Nie myślała o braciach zbyt dużo od kiedy Król powiedział jej, co zrobił wychowanek jej Ojca. Theon, którego traktowała jak brata bardziej niż Jona, bękarta jej Ojca, zabił Brana i Rickona. Sansa wypuściła powietrze z cichym jękiem. Marzyła, aby cofnąć czas i zmienić sposób, w jaki traktowała swoją rodzinę, szczególnie Aryę. Uciekła zanim ścieli Ojca, a Sansa mogła mieć tylko nadzieję, aby wciąż żyła. Jeśli ktoś mógł coś takiego przetrwać, była to tylko Arya. Jej rozmyślania przerwał pytający wzrok Jaimego.
- Powiedziałeś mi, że moja pani matka chciała, aby nas jej zwrócono. Odkąd mój pan ojciec nie żyje, nikt jej nie znalazł. Czy oni wiedzą? Czy wiedzą, że jej tu nie ma? - zaczęła - Że ona może być już martwa? - zamknęła oczy. Lannister tylko zmarszczył brwi.
- Nie. Myślą, że ona jest tutaj - dziewczyna czuła litość w jego spokojnym głosie. Oczy zaszły jej łzami. Nie przerwała niezmąconej ciszy, odkąd przestał mówić. Chciała już odejść, ale jej stopy odmawiały jej posłuszeństwa.
- Przepraszam, że przeze mnie musiałeś mówić o tych zdrajcach - odpowiedziała rozglądając się nerwowo, jakoby miała zostać ukarana za łzy. Jedna z nich samotnie utorowała wilgotną ścieżkę na jej porcelanowym policzku, jednak starła ją szybko. Nie mogła użalać się nad swoim losem w jego obecności.
- Chcesz się napić? - zapytał zmęczony całą sytuacją.
Sansa przytaknęła nieśmiało. Obserwowała, jak podchodzi do stolika i podnosi dzban z winem, który uprzednio na nim stał. Nalał trunku do obu kielichów do pełna. Podał jej jeden i gestem zachęcił ją do zajęcia miejsca na dębowym krześle. Jednakże gdy upiła pierwszy łyk alkoholu do środka wpadł zdyszany giermek. Blondwłosy. Inny Lannister. 
- Przepraszam za wtargnięcie, ale Cersei oczekuje Cię w swoich komnatach, lady Sanso.
- Oczywiście, będę tam najszybciej jak będę mogła, lordzie Tyrionie - powiedziała. Wstała i wygładziła fałdy swojej biednej sukni, z której już dawno wyrosła. Gdy wychodziła najmniejszy z Lannisterów posłał jej smutne spojrzenie. Sansa ukłoniła się delikatnie, gdy wychodziła. Starała się dojść do komnat jej miłości jak najszybciej.
- Jej miłość mnie wzywała, chcę się z nią zobaczyć - powiedziała strażnikowi, który stał przy drzwiach. Skinął tylko głową i zapukał do drzwi nie zaprzestając kontaktu wzrokowego ze starkówną. Pożądanie tańczyło niczym płomienie ognia w jego piwnych oczach. Próbowała patrzeć się wszędzie, aby nie na niego, zanim usłyszała jak Cersei odpowiada. Sansa weszła i ukłoniła się nisko. Cersei zaśmiała się i pozwoliła jej wstać.
- Wasza miłość. Jak mogę Ci służyć? - zapytała najciszej jak mogła. Uśmiechnęła się słodko i kazała jej zająć miejsce. Dziewczyna szybko wypełniła polecenie, nie chcąc sprowadzić na siebie gniewu królowej wdowy.
- Bierzesz ślub z moim bratem, gołąbku. Będziemy siostrami. Musimy zaplanować Twój ślub.
- Jestem zaszczycona, wasza miłość - odpowiedziała wstrzymując oddech patrząc na Cersei napełniającą swój kielich kwaśnym winem. Bogowie, wszyscy lannisterowie byli alkoholikami, drodzy bogowie.
- Teraz, gdy cała twoja rodzina to zdrajcy nie możemy ich zaprosić, ale masz bękarciego brata na murze, czyż nie? Mogłabyś mu wysłać zaproszenie, jeżeli chcesz - blondynka kontynuowała rozmowę z dziewczyną z przesłodzonym głosem. Sansa słysząc o Jonie zesztywniała nagle. Cersei patrzyła się na nią oczekując odpowiedzi. Jon nie mógł tu przybyć. Nie mógł. Nie mogła pozwolić Cersei zabić jeszcze go.
- Nigdy nie byłam blisko z Jonem, wasza miłość, - to oczywiście była prawda, ale nie mogła pozwolić królowej odebrać jej jedyną rodzinę, jaką jej została. Nie ważne, w jak bliskiej relacji byli.
- Oczywiście, po prostu myślałam, że chciałabyś mieć kogoś bliskiego. Jako człowiek z nocnej straży nie może odpowiadać za zbrodnię ojca i przyrodniego brata - dziewczyna czuła słowa kobiety, które odbijały się echem w ogromnej komnacie. Sansa nie chcąc dać upustu swoim emocjom przygryzła wargi za mocno, więc teraz jej usta wypełniał znajomy, metaliczny posmak krwi. Cersei obserwowała ją uważnie. Jej spojrzenie świdrowało na wylot starkównę.
- Napiszę do niego - powiedziała najciszej jak mogła. Mogła oczywiście skłamać, że Jon nie odpowie na list i nie przybędzie do królewskiej przystani, albo chociaż wyśle list z odmową. Obiecała sobie, że kiedy wyjdzie z komnat królowej regentki pomodli się za to gorliwie. Tymczasem Cersei uśmiechała się podle.
- Co z twoją ciotką Lysą i kuzynem Robertem? - Sansa słysząc pytanie potrząsnęła głową.
- Nie miałam okazji ich kiedykolwiek zobaczyć, wasza miłość - to była prawda. Jej matka często mówiła o swojej młodszej siostrze, ale Sansa nigdy nie spotkała tej kobiety. Uśmiech Cersei był łagodny, zbyt łagodny jak na nią.
- Zaprosimy ich, a teraz co z pokładzinami? Czy twoja matka kiedykolwiek mówiła Ci o tym, co ma miejsce podczas nocy poślubnej? - zapytała. Z jej twarzy nie schodził uśmiech. Sansa przytaknęła.
- Tak, powiedziała mi, że to będzie na początku boleć, ale po czasie spodoba mi się to - wyszeptała, wywołując śmiech wdowy.
- Będzie bardzo dużo bólu, gołąbku. Szczególnie z Jaimem, który jest dorosłym mężczyzną. Miał już inne kobiety. Nie będzie delikatny - uśmiech Cersei stawał się większy i większy. Sansa zbladła i oblizała usta. Nie potrafiła sobie tego wszystkiego poukładać w głowie.
- Jestem pewna, że zasługuję na ból - oczy Cersei zalśniły.
- Tak. Ja też myślę, że zasługujesz. Skończymy tą rozmowę innego dnia, teraz muszę wrócić do wypełniania swoich obowiązków - wstała z gracją i podeszła do drzwi. Sansa podążyła jej śladem i ukłoniła się, tak jak przystało damie w obecności królowej.
- Dziękuję, wasza miłość.
Dziewczyna wyszła jak najszybciej pozwalały jej na to nogi, podążając prosto do swojej komnaty, którą otrzymała po egzekucji jej ojca. Zamknęła za sobą drzwi i po raz pierwszy od długiego czasu pozwoliła sobie się rozpłakać. Wyładować w końcu negatywne emocje pod postacią łez.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro