6 - Sansa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

KRÓLEWSKA PRZYSTAŃ

Sansa dygnęła gwałtownie, gdy Shae zacisnęła gorset. Dzisiaj nastał dzień, w którym weźmie ślub. Dzień, z którego powodu powinna skakać z radości. Dzień, w którym czuła się skrajnie niespokojna i wystraszona. Jej przyszły mąż nie dał jej nigdy powodu do zmartwień z jego strony - nawet jeśli był Lannisterem, ciągle był dla niej lepszy niż ich reszta. Bogowie, ona też będzie Lannisterem. Żoną królobójcy. Kaleki. Jej brat był kaleką, brat za którym tęskniła równie bardzo jak za całą rodziną. Oczy zaszły jej łzami.
- Nie płacz, Sanso. Nie jest okrutnikiem, tak samo jak Lord Tyrion. To dzięki nim stoisz teraz w tej komnacie i tej sukni - powiedziała patrząc się w jej oczy. Przytaknęła kobiecie z Lorath. Było prawdą, że dwoje Lannisterów było odpowiedzialnych za polepszenie jej sytuacji. Kiedy ostatni raz rozmawiała z Jaimem, powiedział on jej że są to rzeczy godne przyszłej pani Casterly Rock. Jego własne pokoje niemal sąsiadowały z tymi, w których aktualnie przebywała. Pomyślała, że najpewniej będzie musiała spędzić tą noc u niego. Shae zdając się wręcz czytać jej w myślach pociągnęła gwałtownie za następną warstwę kremowej sukni, którą pomagała zakładać dziewczynie.
- Wiesz, co musisz dzisiaj zrobić Sanso? Czy Twoja pani Matka z Tobą rozmawiała na ten temat? - zapytała z zaniepokojeniem w głosie. Sansa przygryzła dolną wargę i spojrzała się na odbicie Shae w lustrze.
- Tak naprawdę to nigdy na poważnie, ale wiem co nieco - odpowiedziała. Spuściła wzrok czując, że się rumieni.
- Więc co wiesz?
- Wiem, że on będzie musiał... Mnie dotknąć - wyszeptała zaciskając oczy.
- Będzie musiał Cię trochę więcej niż dotknąć - nagle myśli rudowłosej spowiła wizja prawdopodobnego bękarta jej narzeczonego.
- Wiem też, że będzie musiał być wewnątrz mnie - Shae przytaknęła.
- Będzie, a także to będzie boleć przez jakiś czas, ale potem zacznie być lepiej.
- A co jeśli nie będę tego chcieć? - zapytała cicho patrząc się na suknię, w którą była odziana. Usiadła, aby służąca mogła uczesać jej włosy.
- Możesz się tego bać, ale to jest Twoja broń. To jedyna rzecz, w której zgadzam się z Cersei. Najlepsza broń jest między nogami. Daj to mężczyźnie, a mężczyzna da Ci świat.
- Nie chcę broni. Chcę moją rodzinę. Nie chcę wychodzić za Lannistera - zakwiliła.
- Nie wszyscy są tacy źli. Obiecuję - niespodziewanie drzwi do komnaty się otworzyły.
- Sanso, ptaszyno. Już czas. Czy jesteś gotowa? - Cersei zapytała. Razem z nią do komnaty wdarł się zapach wina oraz jej damy.
- Prawie, wasza miłość. Shae, mój naszyjnik - wbiła wzrok w Lorathcką kobietę, która po chwili zakładała jej już złotą ozdobę. Dyskretnie wytarła jej łzę spływającą po policzku. Oczy Cersei widząc co Sansa ma na szyi zwęziły się niespodziewanie.
- Pięknie wyglądasz, ptaszyno. Chodź, nastał czas by wydać Cię za mąż - wzdychnęła. Sansa polizała usta, zaniepokojona spojrzeniem blondynki. Niepewnie przyjęła wyciągniętą rękę królowej i gapiąc się na jej fałszywy uśmiech ruszyła razem z nią do przodu.
- Wiesz, że to naszyjnik mojej matki lśni teraz dookoła Twojej ślicznej, małej szyi, ptaszyno? - uśmiechnęła się półgębkiem. Sansa zamknęła oczy zaniepokojona.
- Wiem, wasza miłość. Ser Jaime powiedział mi to, kiedy mnie nim obdarował - Cersei opuściła ramię sprawiając, że ręka Sansy wyślizgnęła się gwałtownie. Sama zielonooka zacisnęła szczękę.
- Był przeznaczony dla mnie. Moja matka obiecała mi go, kiedy byłam mała.
- Przepraszam wasza miłość, ale Jaime oddał go mi - powiedziała. Bliźniaczka jej narzeczonego roześmiała się gorzko.
- Jaime? Już mówisz do niego po imieniu? - zapytała się patrząc z góry na rozmówczynie. 
- Prosił mnie, abym tak robiła. Jeśli pozwolisz, wasza miłość, muszę już iść. Czekają na mnie. Powinnaś już iść, jeśli chcesz uczestniczyć w ceremonii. Jestem pewna, że nie chciałabyś przegapić wesela swojego brata - odpowiedziała kłaniając się zręcznie. Podążyła w dal korytarza tak szybko, jak pozwalały jej nogi. Gdy dotarła do lektyki pozwoliła sobie odetchnąć.
Czas mijał nieubłaganie, gdy czekała na właściwy moment, żeby wejść do świątyni. Wspięła się więc cierpliwie na schody świątyni. To był jej nowy początek. Była zaskoczona, gdy pokonała tak wiele stopni tylko po to, żeby ujrzeć Króla we własnej osobie.
- Wasza miłość, co robisz? - zapytała widząc płaszcz w jego ramionach.
- Odprowadzam Cię do Twojego męża - uśmiechnął się, gdy zakładał jej tkaninę na ramiona. Nakrycie było całe w barwach Starków. Pomyślała, że się rozpłacze, jednak ostatecznie się powstrzymała. Wzięła głęboki wdech i ujęła ramię Joffreya. Wrota się otworzyły i oczy wszystkich znalazły się na niej. Jej wzrok napotkał zielone tęczówki Jaime'go. Wyglądał na tak przestraszonego jak ona, co sprawiło ze jakimś cudem bała się mniej. Dzięki Bogom. Mimo wszystko ciągle był też Lannisterem. Wzięła głęboki wdech i dotarła do jej prawie-męża. Czuła jak Joffrey upuszcza jej ramię i odchodzi w stronę swojej rodziny. Sansa spojrzała się w górę, na twarz Jaime'go. 
- Możesz teraz okryć pannę młodą płaszczem jej nowego rodu i objąć ją swoją ochroną - niski głos Septona zadudnił jej w uszach. Odwróciła się tyłem do niego. Już po chwili poczuła jak ciężki, szary płaszcz zsuwa się jej z ramion, tylko po to, aby zostać zastąpiony szkarłatnymi jedwabiami.
- Moi panowie i panie, stoimy przed obliczem bogów, aby uczcić zawiązanie małżeństwa między tym mężczyzną i tą kobietą. Jedno ciało, jedno serce, jedna dusza. Teraz i zawsze.
- Teraz i zawsze - powtórzyli razem. Sansa ugryzła się w wargę. Położyła dłoń na wierzchu dłoni Jaime'go, po to żeby kapłan mógł obwiązać je wstęgą ze złotego jedwabiu.
- Niech wszyscy wiedzą, że Lord Jaime z domu Lannisterów i Lady Sansa z domu Starków są zjednoczeni sercem, ciałem i duszą. Niech każdy kto zechce podnieść rękę na to małżeństwo będzie przeklęty - wygłaszając puścił wstęgę, jednak z powodu jej ciężaru pozostała ona obwinięta dookoła ich rąk.
- W imieniu siedmiu bóstw łączę te dwie dusze permanentnie i na zawsze - powiedział. Jaime unikał jej wzroku. Gdy spuściła oczy z jego twarzy zauważyła, że wstęga jest już odwiązywana.
- Spójrzcie się na drugą osobę i wypowiedzcie przysięgę - tym razem to panna młoda wymijała pana młodego wzrokiem tak bardzo, jak tylko mogła.
- Ojciec, Kowal, Wojownik, Matka, Dziewica, Starucha, Nieznajomy - wyrecytowali.
- Jestem jej, a ona jest moja. Od tego dnia aż do końca moich dni.
- Jestem jego, a on jest mój. Od tego dnia aż do końca moich dni.
Sansa została oficjalnie uwięziona. Uwięziona łańcuchem przytwierdzającym ją do nazwiska rodowego jej męża. Mimo wszystko czuła się potężniejsza jako Lannister, niż jako Stark.
- Tym pocałunkiem dowodzę swojej miłości - wypowiedział się Jaime. Jego usta znalazły się na jej różowych wargach. Tak szybko jak się pojawiły, tak szybko zniknęły. Dźwięk oklasków poniósł się echem po świątyni z siedmioma posągami. 
Sansa usiadła głębiej w zdobnym krześle. Ona i jej mąż świeżo skończyli tańczyć. To był najbardziej żenujący taniec w jej życiu. Ledwo odezwał się do niej odkąd wrócili do zamku, co sprawiało, że było jeszcze gorzej. Uczta ciągnęła się godzinami i słyszała co raz więcej szeptów na temat pokładzin. Pogrążyła się w rozmyślaniach, co będzie robić nocą. Oczywiście wiedziała, czego się od niej oczekuje, ale chciała posłuchać się Shae. Chciała uczynić z tego swoją broń. Sansa odetchnęła i odnalazła wzrokiem monarchę, który zaczął gwałtownie i głośno, nieco pijany, wygłaszać mowę.
- Już czas na pokładziny! - krzyknął. Rozwarła szeroko oczy i zanim mogła wstać, głosy uspokoiły się. Inni się uciszyli, jednak Jaime zabrał głos.
- Nie będzie pokładzin - wstał, ciągnąc żonę za rękę. Podążyła za nim opuszczając pomieszczenie.
- Panie, 
- Jaime - przerwał jej. 
Weszli do jego komnat, a Sansa nareszcie uwolniła się od jego uścisku. Jej myśli zmieniały się z sekundy na sekundę, z absurdalnych na jeszcze bardziej absurdalne. Nie mogła tego zrobić. Nie byłaby w stanie tego znieść. Potrząsnęła głową. Musiała. Spojrzała się na mężczyznę, który nalewał właśnie wino do dwóch kielichów, mimo całowieczornej abstynencji. Sansa podeszła i ujęła pewnie jeden z nich wychylając za jednym zamachem połowę trunku. Spojrzał się na nią zmieszany - na raz pod wrażeniem i zirytowany. Odwróciła się do niego plecami, zwracając się w kierunku łoża. Zaczerpnęła głęboki oddech i zaczęła się rozbierać. Była już tylko w halce, gdy rozplątywała włosy. Obróciła się w kierunku swojego męża.
- Jaime.
Spojrzał się na nią i podniósł brew, gdy podeszła do niego.
- Co robisz Sanso? - zapytał.
- Musimy skonsumować małżeństwo - odpowiedziała. Odważyła się spojrzeć na jego złotą dłoń.
- Jesteś ciągle dzieckiem. Nie zrobimy tego dopóki nie będziesz gotowa - zaśmiała się.
- Nie jestem już dzieckiem. Moja niewinność zginęła razem z moim ojcem. Zginęła, kiedy rozebrano mnie na oczach dworu, bito mnie i znęcano się nade mną. Jestem gotowa, panie.
- Naprawdę myślisz, że jesteś gotowa? - podniósł brew. Sansa przygryzła wargę i kiwnęła głową.
Podszedł do niej i objął ramieniem jej talię, przyciskając ją do siebie. Schylił się i musnął ustami jej ucho. Zadrżała i delikatnie go odepchnęła. 
- Gdybyś była gotowa, nie próbowałabyś mnie odepchnąć - wyszeptał zanim ją puścił, a następnie się od niej odsunął. Sansa pochyliła się na pięcie. To był jej moment. Szybkim krokiem znalazła się obok niego i złapała go za ramię. Gdy mężczyzna obrócił się zaskoczony odważyła się zrobić coś, czego nigdy nie zrobiłaby bez pomocy wina. Pocałowała go nie myśląc zbyt wiele, nie spodziewając się, że kontrolę nad interakcją niemal od razu przejmie Jaime. Całował ją namiętnie, a ona wbrew swoim założeniom poddała się przyjemności. Usiadł na łożu przyciągając ją do siebie. Przerwał pocałunek.
- Jesteś pewna? - oddychał ciężko, a w jego oczach zamigotała obawa. Przytaknęła. Im szybciej tym lepiej dla niej. Zaczerpnęła powietrza i zabrała się za zdejmowanie jego wamsu. Obserwował ją, a tuż po tym jak został w cienkiej koszuli znowu przycisnął ją do siebie. Gdy przerwali, Sansa odsunęła się od męża. Odeszła dwa kroki i zdjęła halkę przez głowę.
- To będzie bolało, ale zapewniam, że nauczysz się wyciągać z tego przyjemność - skinęła. Zbladła jednak gdy zdjął z niej bieliznę. Nigdy nie czuła się tak delikatna, narażona na atak, ale z drugiej strony gdy widziała ogień w oczach swojego męża, tak potężnie. Potężnie było słowem obcym dla Sansy.
Popchnął ją delikatnie, aby położyła się na piernacie. Gdy zamknęła oczy poczuła jak parne i wilgotne pocałunki zostają składane kolejno na jej szyi, klatce piersiowej i brzuchu. Nie spieszył się, jednak było to dla niej tak niesamowicie niespotykane uczucie, że zdawało jej się iż znalazł się między jej nogami w moment. Konsensualnym ruchem przesunął się niżej, o tyle niżej aby móc muskać wargami mleczną skórę jej ud. Stopniowo i konsekwentnie znajdował się wyżej i wyżej, aż pisnęła z niespodziewanej fali ekstazy. Pobudzając jej waginę ustami sprawił, że przestała orientować się, co dzieje się dookoła jej persony. Wszystko ustało, gdy wyostrzyła wzrok i ujrzała Jaime'go, który zdążył już usiąść. Pozbył się bielizny, a ona nawet nie zwróciła uwagi gdy ujął jej nogi i znalazł się w jej wnętrzu. Sansa załkała, tym razem z bólu. To było dziwne, a także nieporównywalne uczucie. Na swój sposób przyjemne, jednak bolesne. To było to, o czym mówiła jej Shae. O czym mówiła jej Cersei. I to, o czym nie zdążyła jej powiedzieć matka. Sansa zamknęła oczy, gdy poczuła następne pchnięcie. Zaciskała usta w wąską linię do końca stosunku. Odetchnęła gwałtownie, gdy skończył. Odważyła się otworzyć oczy i zobaczyła, że przygląda jej się z oczekiwaniem.
- Przepraszam, jeśli Cię zraniłem - wyszeptał kładąc się obok. Pokręciła głową.
- Wszystko w porządku - odpowiedziała, również szeptem. Odwróciła się do niego plecami. Miała nadzieję, że Shae się nie myliła i ból niedługo minie. Od wtedy była kobietą. Od wtedy była Sansą Lannister.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro