Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mawiają, że kiedy telefon upada, łapią go słuchawki, kiedy ty upadasz, łapią Cię twoi idole.

Czasem są takie dni, które odwlekasz. Nie chcesz, by kiedykolwiek nadeszły. Modlisz się, stresujesz się, błagasz wszystkie bóstwa i cały świat, by po prostu dany dzień nie nadszedł. Jednak on zawsze nadejdzie. Nie ma sposoby, by uniknąć takiego dnia.

Więc tamtego dnia patrzyłam w sufit z załamaniem, wiedząc, że minął tydzień, a ja nie ukończyłam pracy.  Tydzień czekania. Tydzień bania się o stratę najważniejszej osoby. Tydzień wylewania łez, bezsilności, nienawidzenia siebie, cierpienia. Aż w końcu przyszedł dzień, który miał za zadanie wszystko zmienić. Odebrać coś, co było tak bliskie memu sercu. A raczej... kogoś.

Przyszedł dzień śmierci mojej mamy. Mojej najukochańszej mamy.

Czekałam wtedy tylko na powrót mojego taty. Spędził przy mamie cały tydzień, nie chodził do pracy, wziął urlop. Ja zaszyłam się w moim pokoju, szyjąc. Nie mogłam już zliczyć ile krwi i łez wylałam. Pluszak był nieskończony, co spowodowało, że się znienawidziłam. Nienawidziłam siebie, że nie zdążyłam. Nie zdążyłam jej go podarować.

Przez cały tydzień nie rozmawiałam z nikim. Czasem słuchałam muzyki, starając się zapomnieć o zmartwieniach. Tak, jak wtedy. Czekałam tylko, aż drzwi do domu się otworzą, a ja dostanę informację.

Czułam bolesne bicie serca, które idealnie wpasowywało się rownież w tykanie zegara. Przełknęłam głośno ślinę, bawiłam się swoimi dłońmi, poruszałam niespokojnie nogami. Powieki z czasem robiły się coraz to cięższe i wilgotne.

Żeby się trochę uspokoić, chwyciłam telefon i zaczęłam słuchać muzyki. Moje ręce drżały tak, jak i całe ciało. Nie mogłam tego kontrolować.
Ten stres i strach zjadał mnie od środka. Niszczyło mnie to. Niszczyło to mnie i moją biedną psychikę. Położyłam jedna rękę na mój brzuch, a drugą na moją głowę.

I poczułam wtedy tak ostry ból w mostku. Do uszu dostał się odgłos otwieranych drzwi, do gardła podskoczyło serce, a mnie zemdliło. Gwałtownie podniosłam się do siadu, przez co strąciłam telefon z łóżka, jednak wpięte do niego słuchawki, uratowały ekran. Wyłączyłam ekran, usłyszałam załamany głos taty, który nawoływał moje imię.

Podeszłam do drzwi i stałam tam chwilę, będąc sparaliżowaną przez okropnie duży strach. Lęk, który mnie opanował mnie zabijał.

Po ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy otworzyłam dębową płytę. Powolnym i zlęknionym krokiem zeszłam po schodach.
Już po kilku pokonanych stopniach zobaczyłam mężczyznę siedzącego na krześle. Jego postawa była załamana, a twarz chował w trzęsących się dłoniach. Przełknęłam ślinę, stając na drewnianej podłodze. Oczy zaszły łzami.

– Jestem – wybełkotałam słabym głosem. Tata popatrzył na mnie automatycznie, a gdy zobaczyłam jego czerwone i opuchnięte od łez oczy, serce się rozpadło.

– Lea, jesteś mądrym dzieckiem. Nie muszę tłumaczyć Ci co się stało, prawda? – zapytał zapadającym się głosem. Z jego oka wypłynęły kolejne słone łzy.

Moje powieki rozszerzyły się, a ciało samo przytaknęło głową. Zamknęłam powieki, oczyściłam gardło, odetchnęłam ciężko.

Moje szare serduszko pękło.

Po twarzy płynęły gorzkie łzy, a klatka piersiowa tak strasznie bolała. Każdy fragment mojego ciała kłuł, piekł. Czułam się, jakby wbijano mi rozżarzone gwoździe w skórę. W głowie zaczęło szumieć od napływu emocji.

Mamo, nie...

– Siadaj tu – rzekł, pokazując dłonią na kanapę. Ja wraz z mężczyzną siedliśmy na miejscu, na którym zawsze siedziała. Zapłakałam głośno, przytulił mnie, położył głowę na mojej głowie. Z ust wydobył się bezsilny krzyk, który rozbił i jego, ponieważ czułam, jak jego całe ciało drżało, a do uszu dochodził jego płacz.

Moje policzki były spuchnięte od łez, usta były lekko sine. Oczy powoli zaczęły mnie piec. Zaczęłam się dławić łzami. Z minuty na minutę było coraz gorzej.

Mamo, proszę. Wróć.

– Będę... Będę za nią tęskniła – wyszeptałam załamującym się głosem.

– Ja również, kochanie – powiedział, znowu mnie przytulając. – Nie wiesz, jak bardzo – przytuliłam się do jego klatki piersiowej, słyszałam jego bicie serca, co trochę mnie uspokajało.

– Cierpiała? – zapytałam, prawie szepcząc.

– Nie... Nie cierpiała, bo wiedziała, że jesteśmy przy niej.

Przymknęłam oczy. Widziałam czarną przestrzeń, otchłań. Próbowałam sobie wyobrazić uśmiech mojej mamy, ale nie udało się. Za to wyobraziłam sobie uśmiech mojego idola. Uśmiechnęłam się przez łzy, nie będąc w stanie w to uwierzyć.

Mamo, jeśli mnie słyszysz, to wróć. Wróć do mnie. Proszę...

***
Zabłąkany wzrok lustrował marmurową płytę, na której wygrewarowano imię i nazwisko mojej rodzicielki. Chłodny wiatr otulił moje wątłe ciało, serce wydawało się być nie żywe.

Zacisnęłam sine dłonie w piąstki, starając się powstrzymać łzy. Wpatrywałam się w kolorowe zdjęcie Rozalii Motyl.
Miała kruczo-czarne włosy, a jej zielone oczy miały tyle głębi i tętniącego życia. Lekki uśmiech gościł na jej niewielkich rozmiarów ustach, a prawie niewidoczne zmarszczki ozdabiały jej twarz.
Jęknęłam cicho, czując narastający stres i ból w klatce piersiowej. Miałam dość.
Miałam dość cierpienia, które było nieodłącznym elementem mojego życia i funkcjonowania.

Krople deszczu spływały po liściach drzew, aż na marmurową płytę, która znajdowała się przede mną. Szare obłoki błądziły gdzieś po niebie. Słońce lekko przebijało swoje promienie, które drażniły moją bladą skórę.
Chłodny wiatr zwiał kaptur z mojej głowy, a następnie rozwiewał mokre włosy do ramion. Poczułam dreszcz rozchodzący się po kręgosłupie, a następnie znajomy uścisk w klatce piersiowej. Liście powoli spadały z drzew na drewnianą posadzkę, co świadczyło o pierwszych znakach jesieni.
Mokre, od kropel deszczu, drewno lekko się mieniło, podobnie do płyty z wyrytymi napisami.

Wzrok po chwili powędrował na niedokończonego pluszaka. Nie miał przyszytego jednego ucha, jedno oko się odrywało, nie był do końca wypchany watą. Był przepasany niebieską wstęgą z napisem "Tęsknię".

Nie byłam w stanie go dokończyć. Każda próba kończyła się atakiem płaczu.

– Mamo, kocham Cię. Jednak, proszę... Jeżeli jesteś obok mnie i mnie słyszysz, proszę zapomnij o mnie. Zapomnij o mnie, ponieważ inaczej tego nie zniosę... – wyszeptałam zławionym głosem. Ostatni raz obrzuciłam wzrokiem grób zmarłej mamy, a następnie odeszłam.

Zapomnij o mnie, mamo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro