Rozdział 12 'My choice'

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czas, w którym miałem nie trenować, minął w mgnieniu oka.
Miałem wrażenie, że to była mikrosekunda.
Od ostatniego tygodnia trenujemy jeszcze ostrzej, ponieważ teraz skończyły się przelewki.
Mecze treningowe czy towarzyskie za nami.
Wkraczamy w zupełnie nowy etap jako drużyna Kyojin.
Wkraczamy do rywalizacji między szkolnej, aby piąć się w górę. Na sam szczyt.
Tam, gdzie aktualnie znajduje się Shiratorizawa.
Po drodze będziemy musieli przejść wiele prób... Jestem tego pewien, ale wierzę, że damy sobie doskonale radę.
- Preeliminacje zaczynają się już niedługo, bo na początku marca. Startuje szesnaście szkół z naszej prefektury, więc aby dostać się chociażby do ćwierćfinałów, musimy pokonać dwa zespoły. - głos JaeBum'a niósł się po mojej głowie, rozbudzając każdą komórkę w moim ciele do walki.
- Tyle samo szkół startuje z innych prefektur. - wtrącił Lee Wook, siadając obok trenera.
- Ale w preeliminacjach interesują nas tylko szkoły z naszej prefektury. - dodał Hansoo.
- Powiedzcie jak to się stało, że jesteśmy w preeliminacjach? - spytał BamBam'a, pocierając oczy rękawem bluzy.
Zapomniałem wspomnieć, że intensywność treningów polega na tym, że trenujemy wcześniej rano, po południu i wieczorem.
Dzisiaj, jak w każdy czwartek, musieliśmy przyjść wpół do szóstej.
- W porozumieniu z trenerem was zgłosiłem. - uśmiechnął się Wook.
Wyglądał na naprawdę zadowolonego z nas wszystkich oraz z postępu wydarzeń.
- Nas. - poprawił go JaeBum. - Ty też jesteś częścią drużyny Kyojin.

Wyrzuciłem piłkę w powietrze.
Mam może około czterech sekund za nim będzie w miejscu idealnym na zagrywkę.
Wziąłem delikatny rozbieg i wyskoczyłem.
Uderzyłem w piłkę, kontrolując swoją siłę, aby nie posłać jej na aut.
Udało mi się ją umieścić idealnie w rogu boiska.
Byłby z tego piękny as gdyby nie BamBam, który pojawił się właściwe znikąd na końcu boiska i wybronił piłkę.
Dokładnie jego dłoń podzieliła nas od punktu.
Chłopak mógł wyglądać raczej niepozornje, a wręcz słabowicie, ale bez wątpienia był niesamowitym libero.
Chciał całym sobą utrzymać piłkę w grze.
Bo nawet jeśli zawiedzie atak, to póki piłka jest w powietrzu, póki można ją wyratować, jest szansa na zwycięstwo.
- Przepraszam! Pokryjcie! - wrzasnął brunet. Piłkę przypadło rozegrać Yugyeom'ow.
Zrobił to dość nieumiejętnie, ale na tyle wysoko, że atakujący miał czas aby do niej odpowiednio wyskoczyć.
Jinyoung to zdecydowanie gracz, który potrafi zaskoczyć.
Zazwyczaj trzyma się trochę z boku, ale jeśli przypada mu uczestniczyć w akcji w ataku to daje z siebie wszystko.
Ma też spory talent.
Dawno nie widziałem mocno posłanej piłki po koniuszkach palców blokujących.
Specjalnie tak, żeby blok był autowy.
I taki też był.
BamBam z uśmiechem rozczochrał przyjacielowi włosy, klepiąc go po plecach.
Na pewno chwalił go za dobry atak.
Dobry, bo wykonany przy kiepskiej wystawie i to w takim stylu, z pomyślunkiem.
Spojrzałem na tablicę i mina mi zrzedła.
Wygrali ostatniego seta.

- Naprawdę? - uniosłem brwi do góry, patrząc na kapitana.
JaeBum otworzył puszkę z napojem i wzruszył ramionami.
- Nie wiem jak to się stało, ale zyskaliśmy nowego zawodnika. Nie jest zielony jeśli chodzi o siatkówkę tylko... - chłopak podrapał się po głowie.
- Tylko co? - dociekałem. JaeBum wyglądał jakby szukał słowa.
- Jest Europejczykiem. Mówi po angielsku, nie rozumie za dużo ani po koreańsku ani japońsku.
No to mamy całkiem spory problem.
- Ma prawie dwa metry wzrostu. Czuję się przy nim jak karzeł. - brunet kontynouwał wywód a moje oczy chyba powiększyły się do wielkości spodków.
Prawie dwa metry.
- Ile dokładnie mierzy?
- Metr dziewięćdziesiąt pięć. Jest gigantyczny jak dla mnie. - roześmiał się JaeBum.
Będę musiał chyba kupić drabinę żeby z nim normalnie rozmawiać twarzą w twarz.
- Jak ma na imię?
- Shu.
- Ma typowo...
- Tak, wiem. Ma japońskie korzenie, ale nikt go nie uczył języka.
- Tak nagle się pojawił tutaj u nas. Wiesz dlaczego?
- Chciał czegoś nowego, podobno miał zamiar wreszcie odkryć swoje pochodzenie. To naprawdę fajny chłopak, pełen życia i energii. - kapitan oparł się o ścianę.
- Ja nadal nie rozumiem dlaczego akurat teraz.
Usiadłem na parapecie i wystawiłem rękę przez okno.
Zimno. Mamy przecież koniec grudnia.
- Może to znak. Będzie dla nas wsparciem, jestem tego pewny, Mark.
- W to też nie wątpię. - uśmiechnąłem się nieznacznie. Rozmowy z JaeBum'em otwierały mnie i zaczęły rozwijać moje relacje z innymi ludźmi.
To brzmi jakbym wcześniej był aspołeczny i niechętny do kontaktu z innymi, ale prawda była taka, że nie wiedziałem jak rozmawiać z drugą osobą.
- Muszę cię tylko poprosić o to żebyś się nim zaopiekował, bo tylko ty tak sprawnie posługujesz się angielskim.
Byłem w szoku.
- O-okej.
Ale się zgodziłem.

Chciałbym powiedzieć, że stanąłem oko w oko chyba z najwyższym człowiekiem jakiego widziałem, ale skłamałbym, bo w oczy to mu raczej nie zajrzałem.
Ewentualnie mogłem podziwiać jego szyję.
- Cześć! - uśmiechnął się do mnie chłopak. Musiał zchylić głowę w dół, żeby na mnie normalnie spojrzeć. - Jestem Shu. - podał mi rękę.
- A ja Mark, miło mi cię poznać. -  wymieniłem z nim uścisk dłoni.
Na pierwszy rzut oka chłopak wyglądał zwyczajnie, ale po przyjrzeniu mu się dokładnie zauważyłem, że różni się od większości Azjatów.
Miał jasne, miodowe włosy i niebieskie oczy co u nas, jest wręcz niespotykane.
No i jeszcze ten niebotyczny wzrost.
Chłopak się wyróżniał.
- Z góry cię przepraszam za kłopot, uczę się języka na bieżąco. - powiedział Shu, drapiąc się po karku.
- Nic nie szkodzi, chodź. Mała wycieczka po szkole. - rzuciłem jasnowłosemu pogodne spojrzenie i gestem pokazałem, żeby szedł ze mną.
Ma w sobie to, o czym mówił JaeBum.
I jeszcze ta bijąca od niego aura optymizmu i takiej choćby dziecięcej ciekawości.
To widać wyraźnie w jego oczach, a dokładniej w spojrzeniu.
- To prawda, że będziemy grać w preeliminacjach?  - spytał chłopak, rozglądając się dookoła, kiedy prowadziłem go szkolnym dziedzińcem.
- Tak. Jakoś na początku marca.
- Trzeba się brać do bardzo ciężkiej pracy. - zauważył Shu a po chwili dodał. - Znaczy ja, bo wy trenujecie od września. Na pewno będę od was sporo odstawał narazie, ale wszystko nadrobię. Dam z siebie co tylko mogę. - determinacja w głosie chłopaka skłoniła mnie do tego żeby posłać mu najszczerszy uśmiech na jaki było mnie stać.
- Dobrze, że będziesz częścią drużyny.
Nie powiedziałem tego z grzeczności.
To była prawda.
Poczułem to.

Szok w oczach reszty zawodników, kiedy zobaczyli Shu, był niedoopisania.
Ledwo powstrzymałem śmiech.
Zupełnie jakby zobaczyli kosmitę.
- Wooow... Ale on jest wielki. - wydukał BamBam, zadzierając głowę do góry.
- Niesamowite. - powiedział Jackson, przyłączając się do libero.
- Co oni mówią? - spytał zdziwiony Shu.
Ah, no przecież on nie rozumie.
- Chwilkę. Zaraz wszystko Ci wytłumaczę. - rzuciłem po czym podszedłem do kapitana.
JaeBum wyglądał na dumnego.
Taki nabytek jak ten niebieskooki wielkolud to naprawdę dobry powód do dumy.
- Może go przedstawimy i zrobimy coś... - wykonałem chaotyczny ruch rękami, wskazując na Jackson'a i BamBam'a.
- Chodźcie tu! - kapitan przywołał do siebie tą dwójkę nieokrzesanych licealistów.
Pokręciłem głową. To będzie trudniejsze niż mi się zdawało.
Ale tak właściwie to nie ja jestem w najgorszej sytuacji.
Jest w niej Shu.
Jaka szkoda, że nie umie mówić po koreańsku ani japońsku.
Prawie każdy w drużynie posługuje się płynnie tymi dwoma językami.
Ale nieważne.
Wziąłem na siebie odpowiedzialność za niego.
Poradzę sobie bez względu na wszystko.
Spojrzałem na jasnowłosego, który z wielkim zainteresowaniem rozglądał się po sali.
Wziąłem na swoje barki duży ciężar, może nawet balast, ale odczuwam swego rodzaju satysfakcję.
Nie codziennie ma się taką okazję.
Skoro rzucono mi wyzwanie...
To ja je przyjmuję.

Zmęczenie dawało się mi we znaki, ale jedynie wytarłem twarz w ramię i wziąłem głęboki wdech.
Gra nabrała niezłego rozpędu.
- Teraz patrz. - szturchnął mnie Shu, idąc na zagrywkę.
Zdziwiłem się trochę, ale jedynie skinąłem głową. Chłopak uśmiechnął się przebiegle i poszedł na miejsce, z którego miał zagrywać.
Spodziewałem się zwyczajnego uderzenia. Nie wyglądał na jakiegoś siatkarskiego geniusza.
Jakże niesamowicie się pomyliłem.
Jasnowłosy wyrzucił piłkę w powietrze i wziął rozbieg.
Przy wyskoku wyglądał jak ptak, który rozkłada skrzydła do lotu.
Później chłopak uderzył w piłkę, chociaż nawet tego dokładnie nie widziałem.
Był to dosłownie ułamek sekundy, a po chwili piłka była po drugiej stronie siatki niemal wbita w boisko.
Bez żadnych szans dla libero czy przyjmujących na odebranie.
BamBam jedynie wpatrywał się tępo w miejsce, gdzie uderzyła piłka.
On sam chyba nie wiedział nawet, kiedy ona się tam znalazła.
- Super! - krzyknął trener.
Wyglądał na zachwyconego tym, co przed chwilą zaprezentował Shu.
Podzielałem jego podziw.
Ten chłopak był niezwykły.
Dla Kyojin będzie ogromną podporą, której potrzebujemy, nie da się tego ukryć.
Najbardziej jednak ucieszył mnie wyraz twarzy Yugyeom'a.
Zupełnie jakby Shu uderzył go tą piłką w twarz.
Teraz ten Europejczyk mógł stanowić dla niego rywala.

____________________________________

Umierałam pisząc ten rozdział, ale się udało i nie ma wielkiego poślizgu!

Jestem dumna :D

Do kolejnego, kochani 😍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro