Rozdział 5 'Drop'

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wolno przeciągnąłem się w jesiennym słońcu padającym na ławkę.
Było mi tak ciepło i przyjemnie, że mógłbym tutaj zostać do skończenia świata.
Historia to taka nudna lekcja.
Moje powieki same zaczęły powoli opadać aż w końcu rzęsy rzuciły cień na moje policzki.
Zdecydowanie miałem ochotę zasnąć.
Niestety, kiedy powoli zacząłem odpływać, ktoś uderzył mnie samolocikiem w głowę.
Usłyszałem chichot Jackson'a.
No tak... Ten jak zwykle dobrze się bawi kosztem biednego Tuan'a.
Postanowiłem się nawet nie ruszać i pozwolić sobie się odprężyć, aby finalnie zasnąć.
Szkoda, że ta czynność okazała się niemożliwa.
Po raz kolejny dostałem samolotem w czubek głowy.
Podniosłem się z ławki i spojrzałem ze złością na bruneta za mną.
- Wow. Stary wyglądasz jakbyś zebrał cały ogień piekielny w swoich oczach.
- Może akurat śniłem o tym jakby cię w nim usmażyć. - warknąłem.
- Spokojnie, spokojnie.
- Jestem bardzo spokojny. - rzuciłem a brunet znowu się roześmiał. - Czego chcesz? - dodałem.
- Koniecznie musimy iść do JaeBum'a na tej przerwie.
- Niby po co i dlaczego nie mogłeś z tym poczekać do końca lekcji?!
- On tak zarządził. No a co się tyczy tego drugiego... Tak wyszło. - uśmiechnął się przepraszająco chłopak na co ja jedynie zawyłem z frustracji i odwróciłem się od przyjaciela.
Przez chwilę zastanawiałem się czy dam radę posłuchać nauczyciela przez cały kwadrans, a później oparłem brodę na ławce i zrezygnowany wlepiłem wzrok w szybę.
To będzie najdłuższe piętnaście minut w moim życiu.

Zniecierpliwiony stałem z rękami w kieszeniach i czekałem wraz z przyjaciółmi na przybycie JaeBum'a.
Miałem dość tego uczucia niepewności. W głębi duszy czułem, że kapitan nie zwołał nas tutaj bez powodu.
Musiał mieć jakiś cel w tym spotkaniu.
Bałem się, że to może dotyczyć mojej otwartej niechęci do Yugyeom'a. Na boisku zachowywałem się jakby chłopak był moim przeciwnikiem.
Poniekąd był.
Dziedziniec szkolny wyglądał wyjątkowo pięknie w popołudniowym słońcu.
Chciałem zostać w tym miejscu i po prostu myśleć.
Myśleć do czasu aż nie wymyśliłbym jak pozbyć się Yugyeom'a.
Mógł wybrać każdą szkołę... Nawet Shiratorizawę.
Dlaczego postanowił iść do Kyojin?
Przecież tej szkoły nawet nie ma w rankingu, a co dopiero gdzieś na jego szczycie.
Coś mi nie pasowało.
Yugyeom nie należał do szlachetnych osób, które z dobroci serca chciałyby wesprzeć Kyojin swoim talentem.
Chodziło mu o coś zupełnie innego.
Sam byłem tym zaskoczony, ale chciałem wiedzieć o co.
- Cześć. Przepraszam za spóźnienie.
- Nic się nie stało. - powiedział Youngjae, sącząc puszkowaną herbatę.
Przeniosłem wzrok na wysokiego bruneta i posłałem mu zaciekawione spojrzenie.
- Jak pewnie wiecie dzisiaj poznacie trenera. - chłopak wydawał się lekko zażenowany. - Prosiłbym was o podejście do niego z dystansem... Jest dość specyficzny. Nie zraźcie się na początku. - JaeBum podrapał sie po karku.
- W skali od jednego do dziesięciu jak bardzo może nas zrazić? - spytałem.
Kapitan uśmiechnął się przelotnie.
- Tysiąc.

Ostatnia lekcja dobiegła końca, a ja z ulgą podniosłem się z miejsca.
Przeciągnąłem się niczym kot i spojrzałem na szatyna obok mnie.
Wyglądał na lekko zmartwionego.
- Boisz się spotkania z trenerem. - zauważyłem na co ten uśmiechnął się smutno.
- Aż tak to widać? - spytał zażenowany chłopak i przewiesił torbę przez ramię.
- Odrobinę. - wzruszyłem ramionami. Nie za bardzo wiedziałem co mógłbym mu jeszcze powiedzieć.
Nie byłem dobry w pocieszaniu ludzi.
W ogóle średnio odnajdywałem się między nimi.
Trochę jakbym był aspołeczny, a przecież nie jestem.
Nieważne.
- Wiesz, mam wrażenie, że to miejsce nauczy mnie czegoś. Nawet jeśli miałbym upaść niezliczoną ilość razy. - powiedział nagle Youngjae, rozpogodzając się. Rzuciłem mu długie spojrzenie. - I Ty również się wiele nauczysz. - dodał chłopak.
Trochę mnie to zdziwiło, ale nie odezwałem się.
Nie lubiłem swojego charakteru.
Nigdy nie byłem w stanie się odezwać więcej niż sytuacja ode mnie wymagała.
Denerwowało mnie to.
Chciałbym zmienić w sobie tą cechę.
Spojrzałem na tył głowy Youngjae.
Może on ma rację.
Może to faktycznie najlepsze miejsce na to, aby się czegoś nauczyć.
Nawet jeśli miałbym przejść absolutną metamorfozę.
Wiedziałem, że byłoby warto.
Sama chęć niestety nie wystarcza, potrzebuję motywacji do działania.
Najlepiej samego działania.
- Może powinienem coś wreszcie zmienić. - wypowiedziałem to niemal bezgłośnie, a mimo to czułem jakbym oznajmił to przed całym światem.
Zrobiło mi się lżej gdzieś w okolicach serca.
Jeszcze mi się uda.

- Ile można czekać aż wbijecie swoje utalentowane tyłki w dresiki, świeżaczki! - nie przesłyszałem się. Szkoda, ponieważ bardzo tego chciałem. Spojrzałem na JaeBum'a jakby szukając ratunku, a ten absolutnie zawstydzony i zniesmaczony całą tą sytuacją, odwrócił wzrok.
Moje oczy skierowały się w stronę mężczyzny, stojącego nieopodal starszych kolegów z drużyny.
Ten facet miał bzika. Przynajmniej w mojej opini.
- Mark Tuan! - wykrzyczał orzechowowłosy mężczyzna, wskazując na mnie palcem i zanosząc się śmiechem. - Niezłą rybkę złowiliście panowie!
Nie wiem czy porównanie mnie do ryby, wywołało u mnie taką falę gniewu, czy po prostu zachowanie tego trenera od siedmiu boleści.
- Uszczypnij mnie, obudź z tego koszmaru. - szarpnąłem za rękaw Youngjae, a ten spojrzał na mnie z lekkim przestrachem.
Później wyraz jego twarzy sie zmienił.
Chyba chciał prosić o to samo, ale się powstrzymał.
- Cokolwiek. - powiedział cicho szatyn i stanął obok chłopaków z drużyny.
W grupie raźniej, prawda?
- Świetnie. - zatarł ręce zbzikowany trener i przypatrzył się reszcie. Youngjae o mało nie dostał ataku serca, gdy mężczyzna nagle posłał w jego stronę piłkę.
Chłopak wykonał chaotyczny ruch ręką, ale był on na tyle szybki, że zdołał się obronić przed ciosem w twarz.
- Co to niby miało być?! - krzyknąłem, czym zaskoczyłem samego siebie.
- Doskonały refleks. Jesteś atakującym, prawda? - mężczyzna mnie zignorował i zwrócił się do naprawdę zdezorientowanego Youngjae.
- Tak. - wydusił z siebie szatyn.
Nagle postawa orzechowowłosego świra zmieniła się.
- Dobrze. Gramy. - uciął krótko i usiadł na ławce. Skrzyżował ręce na piersiach i spojrzał na nas surowo. - No już!
Moje nogi same poprowadziły mnie na boisko.
Co jest nie tak z tym facetem?

Yugyeom przyszedł w połowie treningu, tłumacząc się zaległościami z języka angielskiego.
Nauczyciel podobno kazał mu uczęszczać na zajęcia wyrównawcze.
Nie wysłuchałem do końca lamentu kasztanowego, ponieważ przerwał mu trener.
- Jak się nazywasz? - spytał mężczyzna lodowatym tonem.
Yugyeom spojrzał na niego, po czym noszlancko przeżuł gumę.
- Kim Yugyeom.
Pan Świr wyglądał jakby w ogóle nie ruszyło go imię i nazwisko chłopaka.
- Świetnie Panie Kim. Mamy tutaj jedną zasadę. Trening to rzecz święta, nie masz prawa się spóźnić. - oznajmił mężczyzna, wpatrując się ze złością w kasztanowego. - To, że byłeś gwiazdą Johsai, nie oznacza, że nadal nią jesteście. - wysyczał orzechowowłosy i spokojnie wrócił na miejsce.
Nie wiedząc dlaczego, miałem ochotę się roześmiać.
Królewicz w końcu upokorzony.
Patrzyłem jak wściekły chłopak zakłada ochraniacze i rzuca pod nosem przekleństwa.
Poczułem coś na kształt satysfakcji.
Wreszcie ktoś mu dopiekł i on się tym przejął.
Nie miałem pojęcia kim był dla niego Trener Świr, ale wydawało mi się, że jakimś autorytetem.
- Jeszcze się gapisz? - warknął kasztanowy, przebierając wojowniczą postawę. - Chcesz się pozbyć kilku zębów?
Już miałem rzucić w jego stronę jakąś wyjątkowo paskudną uwagę, ale ktoś mnie wyręczył.
- Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz. - uwaga ta została skierowana ewidentnie do Yugyeom'a.
Spojrzałem na osobę, do której należały te słowa.
Trener Świr.
Teraz już miałem pewność.
Z niewyjaśnionych przyczyn ( mniej lub bardziej ) ten mężczyzna nie znosił Yugyeom'a.
Wreszcie ktoś nie toleruje go w podobnym stopniu co ja.
Ta myśl podniosła mnie na duchu.

Jeszcze przed pójściem do domu wybrałem się z Youngjae i Jacksonem do centrum handlowego.
Byliśmy w dobrych nastrojach i z zadowoleniem przemierzaliśmy sklepy.
Co jakiś czas przegryzałem bułkę z czerwoną fasolą i popijałem puszkowaną herbatą.
Niby taki zwykły posiłek, a smakował mi dużo bardziej niż zazwyczaj.
- Mark ty się uśmiechasz? - spytał nagle zaskoczony Jackson.
Przewróciłem oczyma.
- Czasami nawet ja potrafię. - odparłem, posyłając przyjacielowi krótki uśmieszek.
Chłopak przetarł kilka razy oczy, ale nic mu to nie dało.
Brunet nadal wyglądał jakby oczy płatały mu figle.
Zabawne.
Postanowiłem odnaleźć Youngjae w odchłaniach sklepu z odzieżą.
Oczywiście, było to proste, ponieważ chłopak, jak miał to w zwyczaju, buszował przy nowej kolekcji.
Pomachał mi ręką, kiedy zobaczył, że zmierzam w jego kierunku.
- Znalazłeś coś ciekawego? - spytałem szatyna, a ten z zadowoleniem pokazał mi kurtkę typu bomber w militarnym stylu.
- I jak?
- Uważam, że jest całkiem okej. - powiedziałem, patrząc na ubranie.
- Nie słyszę przekonania w twoim głosie. - zaśmiał  się Youngjae i odłożył rzecz na miejsce.
- Powinieneś znaleźć coś, co będzie współgrało z twoimi włosami. - zasugerowałem i zostałem uderzony w tył głowy przez, jak mniemałem, Jackson'a.
- Skazałeś nas zgubę. - rzucił histerycznie brunet.
- Przesadzasz.
Potem jednak zmieniłem zdanie.

____________________________________

Żeby pisanie było zawsze takie proste... Byłoby pięknie XD

Jutro wyjeżdżam na wakacje, ale opublikuję rozdziały w trakcie ich trwania więc nie martwcie się :D

Pozdrawiam i życzę miłych wakacji 💕

Do kolejnego 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro