Rozdział 7 'Get out'

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dzisiaj sala jest moja więc nie rozumiem, dlaczego właściwie muszę oglądać twoją twarz? - do JaeBum'a podeszła drobna brunetka i spojrzała na niego z przekornym błyskiem w oku.
- Słodka jak zawsze Enju. - powiedział spokojnie brunet i oparł się o drabinki.
Dziewczyna spojrzała na chłopaka wymownie.
Jej wzrok mówił sam za siebie.
Sala była teraz jej własnością i nasz kapitan miał po prostu stąd wyjść.
- Daruj. Myślę, że mówienie o mnie w taki sposób ci niedługo zaszkodzi.
- Nie mogę już wypowiadać swoich myśli na głos? - tym razem to JaeBum uśmiechnął się przewrotnie do swojej rozmówczyni.
Wyglądało to odrobinę jakby brunet rozmową chciał zatrzymać przy sobie Enju.
Przynajmniej dla mnie tak to wyglądało.
- Liczę do trzech i masz stąd wyjść. - rzuciła dziewczyna, potrząsając długim kucykiem, w który spięła włosy. - Ty i twoja drużyna. - tu rzuciła mi krótkie spojrzenie i wróciła wzrokiem do chłopaka przed sobą.
- Próbowałem po dobroci, nuna. - westchnął brunet i wyciągnął z kieszeni karteczkę.
Podał ją Enju, która porwała świstek i zaczęła czytać.
- Więc to tak. Nie wiem jak zniosę twoją obecność, ale postaraj się nie wchodzić mi w drogę. - brunetka uderzyła palcem w pierś chłopaka i odeszła mrucząc coś pod nosem.
JaeBum rzucił jej coś w rodzaju tęsknego spojrzenia.
Wydawało mi się, że darzył ją innymi uczuciami niż ona jego.
Nie żebym z nią ani z nim o tym rozmawiał, ale to było po prostu widać, a z JaeBum'a czytało się jak z otwartej księgi.
Kapitan odepchnął się od drabinek i ruszył w naszym kierunku.
- Nie uważasz, że ta brunetka była śliczna? Ciekawe jak szybko mógłbym ją zdobyć, Tuan. - usłyszałem za sobą przyciszony głos, którego z dnia na dzień nienawidziłem coraz bardziej.
Odwróciłem głowę i spiorunowałem wzrokiem kasztanowego.
- Nie uważasz, że jesteś głupi? Lubią cię wszystkie dziewczyny, mało ci? -odwarknąłem.
Yugyeom uśmiechnął się złośliwe.
- Chciałbym mieć jedynie jedną... Tą, której nie mogę mieć. - mruknął chłopak, patrząc gdzieś na drugą stronę boiska. Zwróciłem wzrok w tę samą stronę.
Stała tam trójka dziewczyn a wśród nich... Momo.
Zacisnąłem ręce w pięści.
Jeśli królewicz zamierza zdobyć Momo, to ja mu na to nie pozwolę.
Nagle moje dłonie rozluźniły się.
Ale-ale właściwe dlaczego?
 

Moja akcja serca przyspieszyła. Piłka powoli leciała w dół.
Zrobiłem dwa kroki w przód i mocno odbiłem się od parkietu.
Z tego będzie fantastyczna wystawa dla naszego kapitana.
- Do mnie! - krzyknął JaeBum, wyskakując w powietrze. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Moje palce dotknęły piłki i wyrzuciły ją w powietrze.
Wysoko i w miarę daleko od siatki.
Czyli będzie atak z drugiej linii, pomyślałem.
Skoro JaeBum jest teraz przesunięty do tyłu, to zupełnie naturalne, że będzie atakował z drugiej linii.
Piłka poleciała w powietrze.
Miałem okazję zobaczyć atak kapitana jakby w zwolnionym tempie.
Siła uderzenia była ogromna, potrójny blok na nic się zdał.
Piłka w jednej chwili znalazła się w boisku po drugiej stronie siatki.
Ledwie zamieściła się między końcową linią a autem.
Odetchnąłem z ulgą.
Niewiele brakowało.
- JaeBum!!! - wrzasnął trener, a mną aż zatrzęsło.
Okropny dźwięk.
- Nie możesz grać w taki sposób, za dużo ryzykujesz. - warknął mężczyzna, którego imię i nazwisko poznałem całkiem niedawno.
Park Hansoo.
Powiodłem wzrokiem na twarz kapitana. Nie wyglądał jakby był zły czy obrażony.
Na jego twarzy malowała się determinacja.
- Tak jest. - odparł brunet, zaciskając mocno szczenkę.
Rozejrzałem się wokół.
Wszyscy posiadali determinację
Każdy chciał wreszcie wstać z kolan.
Zupełnie tak jak ja, chcieli znowu zyskać miano tytanów boiska.

Padłem na ziemię, oddychając szybko. Moje serce wręcz galopowało.
Chciwie nabierałem powietrza do płuc.
Pot spływał mi z czoła, znacząc kark i łopatki.
Klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie.
Trening dobiegł końca.
Trener chyba postanowił mnie wykończyć, ponieważ zażądał bym wystawiał do JaeBum'a przez cały czas.
Nawet najlepszy rozgrywający nie jest w stanie przez cały mecz kierować swoje wystawienia do jednego atakującego.
Gra staje się wtedy przewidywalna i nie ma sensu.
Mocny głos kapitana poderwał mnie z ziemi.
- Wstawaj Mark. Zbieramy się. - rzucił chłopak. Nawet jeśli myślał, że tego nie widać, to towarzystwo niejakiej Enju wpłynęło na poprawę jego humoru.
W sumie cieszyło mnie to.
Brunet dużo lepiej sprawdzał się w roli lidera, kiedy przyjmował pogodną postawę.
Kiwnąłem głową i podniosłem się z parkietu.
W momencie, w którym byłem już w pionie, zostałem znokautowany.
Piłka uderzyła we mnie z taką siłą, że po prostu zostałem sprowadzony do parteru.
- Mark!!! - krzyknęła jakaś dziewczyna. Jej głos odbijał się echem w mojej czaszczce.
Chwilę później zobaczyłem jak pochyla się nade mną dwójka osób.
Nieźle przestraszona Momo i zszokowany JaeBum.
- Nic ci nie jest? - spytała blondynka, kiedy powoli usiadłem. Moja głowa pulsowała bólem, podobnie jak potłuczone plecy.
- Nic. - odparłem i chciałem wstać. Powstrzymał mnie przed tym JaeBum.
- Nie tak gwałtownie. Możesz mieć wstrząśnienie  mózgu.
- Przepraszam... - zawyła dziewczyna. Miałem ochotę się roześmiać. Sytuacja wyglądała naprawdę komicznie.
- Zabiorę go do higienistki. - oznajmił trener, dołączając do dwójki osób, które przyglądały mi się ze zmartwieniem. - Chodź dzieciaku. - powiedział Hansoo.
W tym momencie poczułem jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Miałem mroczki przed oczami.
Finalnie, straciłem przytomność.

- Tuan. Witamy wśród żywych. - uśmiechnął się Jackson, widząc mnie przed szkołą.
Wczorajszy dzień raczej nie zaliczał się do udanych.
Nie chodziło nawet o sam fakt tego, że tak mocno oberwałem od Momo.
Po prostu przeleżałem go w łóżku, próbując przekonać moją mamę do tego, że nic mi nie jest.
Żaden wstrząs i tym podobne rzeczy mnie nie dotknęły.
Nie rozumiałem, dlaczego tak się o mnie martwi.
Bezskutecznie próbowałem ją przekonać do swojego zdania i wyjść spod kołdry.
To była tragedia.
Zresztą już nieaktualna.
- Myślałem, że chociaż trochę od ciebie odpocznę. - wywróciłem oczyma, a Wang jedynie wyszczerzył się głupio.
Tak już miał w zwyczaju.
- Nie masz takich przywilejów. - parsknął brunet, a ja uniosłem oczy ku górze.
Jackson był moim przyjacielem, ale momentami jego zachowanie doprowadzało mnie do skrajnej frustracji.
Zachowywał się jak dziecko i to takie, które już wie czym może denerwować innych i robi to z premedytacją.
Nieźle, panie Wang. Inteligencja siedmiolatka.
- Już liczyłem na jakiś pakiet premium lub coś w tym rodzaju. - udałem zawiedzionego i skierowałem się w stronę szatni.
- Humorek też ci wrócił, Markie. - uśmiechnął się przelotnie brunet, wieszając kurtkę.
- Ile jeszcze razy mam powtórzyć? Przestań tak do mnie mówić. - mruknąłem.
Chłopak mnie jedynie przedrzeźnił, po czym stwierdził, że zaczynam mówić jak jego matka.
Pohamowałem kolejne teatralne przewrócenie oczyma.
Kiedy wyszliśmy z szatni, wpadł na nas Youngjae.
- Dobrze, że jesteście! - powiedział uradowany szatyn, dysząc ciężko. - Wszędzie was szukałem.
- Coś się stało? - spytałem.
- Tak. Mamy zupełnie nowe stroje w barwach reprezentujących naszą szkołę. - powiedział na jednym wdechu chłopak.
Wytrzeszczyłem oczy.
Czy to oznacza, że wrócimy do rywalizacji międzyszkolnej?
Wrócimy do rankingu...

Przymknąłem ciążące powieki. Zbliżał się nieuchronnie dzień meczu treningowego i do ostatnich dni nie miałem pojęcia z kim gramy.
To wszystko przez tak paskudnie rozpisany harmonogram.
Pismo trenera naprawdę powinno zostać dokładnie skorygowane.
Westchnąłem cicho i podparłem głowę na dłoni.
Palce wplotłem we włosy, po czym zacząłem się nimi bawić, delikatnie je przeczesując.
Uspokajałem się w ten sposób.
Nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło, ale zacząłem się bać.
Czułem nieprzyjemny ucisk w okolicach żołądka. Zżerał mnie stres.
Dawno nie miałem okazji grać prawdziwego meczu.
Moje zachowanie może miało jakieś ogólne usprawiedliwienie, ale sam nie potrafiłem się sobie nadziwić.
Co ze mną się stało? 
Nigdy nie miałem problemów ze stresem przed meczem.
Nigdy.
Więc co się właściwe działo? I dlaczego teraz?
Moje palce mocniej zacisnęły się na kępkach włosów. Zabolało, ale starałem się nie zwracać na to uwagi.
Musiałem być mocniejszy.
Najlepiej zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Spojrzałem na zegar nad tablicą. Czas wlókł się niemiłosiernie.
W pewnym momencie po prostu myślałem, że nie wytrzymam do końca.
Lekcja była taka nudna, a w mojej głowie aż huczało od natłoku myśli.
Nie potrafiłem się skupić.
Chciałem pobiec na salę i odbijać piłkę w nieskończoność.
Odbijać ją, dopóki mój stres nie zredukuje się do zera.

____________________________________

^ Wróciłam z tym ^

Jestem dumna, że coś mi się udało napisać XD

Pozdrawiam was cieplutko :D

Do kolejnego 💟
                                         

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro