Litość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Julia***


Czego się brzydzę najbardziej, będąc niepełnosprawna? Chyba....litości.  I nie mam tu na myśli tego, że nienawidzę, gdy ktoś mi pomaga. Przeciwnie: bardzo mi wtedy miło, o ile ktoś mnie tą pomocą nie zamęcza, proponując mi ją co chwilę. A więc, co ma na myśli, mówiąc o litości? To, że nie cierpię, kiedy ktoś się nade mną użala, stwierdzając, że moje ciało przeszło wiele. Bo nie uważam, że tak jest i wstyd byłoby mi to w ten sposób nazwać, wiedząc, ile osób leży w szpitalach i bierze chemię, która niszcząc chorobę, niszczy też cały organizm. 


A ja się  ,,zniszczona" nie czuję. Co najwyżej momentami lekko...niestabilna fizycznie, ale w takich momentach mam ze sobą parasolkę, więc nie potrzebuję, żeby ktoś się nade mną litował, bo są ludzie w stanie o wiele gorszym od mojego.


Zauważyłam, że tak to już jest, że jeśli mówi się gdzieś o niepełnosprawnych, to albo robi się z nas herosów przenoszących góry, albo niedorajdy, które nie potrafią zrobić samodzielnie niczego. Jakby nie było nic pomiędzy. 


Radzę sobie chyba całkiem nieźle, ale nie oczekuję za to oklasków, bo nie jestem weteranem wojny w Iraku czy innym Afganistanie, żeby mi stawiać pomniki. 


Ludzi często dziwi to, że mam wyższe wykształcenie. A prawda jest taka, że...poza nim nie było dla mnie żadnej innej opcji. Nikt nigdy nie przyjąłby mnie do jakiejkolwiek pracy fizycznej. A że zawsze interesowało mnie prawo, zostałam sędzią. 


Cieszę się, że od Olka też rodzice nie wymagali, żeby został lekarzem. Zamiast tego jest profesorem lingwistyki stosowanej. Wykłada hiszpański i włoski, jego żona historię sztuki.  Skoro to lubią, to czemu mieliby tego nie robić?


***


Powrót do pracy po tygodniu zwolnienia. Nie sądziłam, że będzie mnie to...cieszyć. Ale to pewnie dlatego, że nie lubię żyć w zawieszeniu. Przypomina to trochę oświeceniowy utylitaryzm. Poczucie, że jest się potrzebnym, jest bardzo miłym wrażeniem. Tak samo miłym, jak to, kiedy ktoś cię zapewnia, że na ciebie liczy. 


- O, jesteś już- Krystian staje w progu mojego gabinetu. 


- Jak widać - przyznaję, wstając z krzesła.


- Tak sobie myślę, że...ładnie ci w todze, wiesz? Prawie w ogóle w niej nie widać, że przytyłaś.


- Może dlatego, że ostatnio schudłam.


- Tego też nie widać. 


- Nienawidzę cię - syczę, podchodząc kilka kroków bliżej.


- Może lepiej się nie rzucaj, co? Jeszcze nie daj, Boże, coś ci znowu trzaśnie w kolanie, czy gdziekolwiek indziej i przez tydzień nie wstaniesz.


- Jesteś okropny!


***


Co jest najśmieszniejszym elementem planowania imprezy z Krychą? Zdecydowane układanie playlisty tak, żeby każdy mógł się pobawić. Do dziś pamiętam, kiedy podwożąc babcię do lekarza, z głośników popłynął Rammstein, a seniorka skomentowała to pełnym przerażenia: ,,Boże, Julka, czego ty słuchasz?!". 


- Zwariowałeś, chcesz mi dziadków do grobu wpędzić?- unoszę się.- Maneskin dopiero po północy. 


- No dobra - przewraca oczami.- Ale jak nie będzie ,,Kawałka podłogi", to walę tę imprezę.


- Chcesz tylko kawałek? Ja tam wolę mieć dla siebie cały parkiet, no ale co kto lubi- żartuję, a on patrzy na mnie jak na przybysza z innej planety.


- Co ty... dobra, rozumiem już- śmieje się.


- Jak ty do innych rzeczy też dochodzisz w takim tempie, to współczuję każdej twojej dziewczynie. 


- Myślisz, że twój brat przyjedzie?


- Nie wiem, nie nastawiałabym się na to. Bardzo bym chciała, ale wiem, że szanse na to, że dadzą  im urlop tak naprawdę w pierwszym tygodniu roku akademickiego, są praktycznie zerowe. 


- Może dadzą? Jak powie, że to na przykład, no nie wiem...wesele?


- Kto bierze ślub w październiku? Proszę cię, nikt mu w to nie uwierzy. Co nie zmienia faktu, że bardzo bym się z ich obecności ucieszyła.


- Wiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro