|01| NIESPODZIEWANY TELEFON ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak dawno go widziała, czuła, że to były wieki, ale minęło zaledwie kilka miesięcy. Czuła, że dni, zamieniają się w tygodnie, a miesiące w wieki. Tak ciężko przeżywała jego wyjazd do Nowego Orleanu. Pragnęła go, w tej chwili, ale nie mogła się przełamać. Nie wiedziała, czego jej serce chciała. Raz podpowiadało jej, żeby wsiadła do samolotu, a następnym razem, żeby nigdy tego nie robiła. Miała wieczność, jednak bez niego było pusto. Jej życie straciło kolory, a blask, który tak bardzo w niej widział, powoli zanikał. Wszystko stało się takie nudne, nic jej nie cieszyło, ale potrafiła udawać. Wiedziała, kiedy wywołać uśmiech, kiedy się zaśmiać, ale nie wiedziała, jak  o nim zapomnieć. Chciała za nim pojechać, ale nie potrafiła tego zrobić. Nawet nie wiedziała, co trzyma ją w Mystic Falls. Miała tam tylko matkę.

Klaus przez cały czas był w jej myślach. Nie było dnia, żeby o nim nie myślała. Nie zdawała sobie sprawy, dlaczego za nim tęskniła. Był w Nowym Orleanie, a ona w Mystic Falls, wiele kilometrów od niej. Powinna się cieszyć, że wyjechał, ale nie mogła. Czasem czuła, że popełniła błąd, że pozwoliła mu wyjechać, ale zawsze karciła się za tą myśl. Była kłębkiem nerwów przez trzy miesiące, tyle go nie było, a ona czuła, że wariuje. Klaus był potworem, lecz dlaczego bolało ją serce, gdy tylko go nie było? Od zawsze go odpychała, nie mogła sobie pozwolić, żeby czuła coś do niego, ale teraz, było jakoś inaczej. Zabraniała sobie zakochaniu się w Klausie z powodu jej przyjaciół, bo go nienawidzili, ale Caroline go nienawidziła. Nigdy nie potrafiła tego zrobić, kiedy widziała w nim od czasu ludzkość. 

Zdawała sobie sprawę, że Klaus jest w niej zakochany, ale nigdy tego nie dopuszczała do siebie. Uważała, że to tylko zauroczenie, ale to trwało zbyt długo, jak na zauroczenie. Klaus kochał Caroline, była pierwszą kobietą, którą pokochał. Pokazał więcej siebie przy niej, niż przez tysiąc lat. Nienawidził Tylera, ale pozwolił mu wrócić, tylko dla Caroline to zrobił. Chciał, żeby była szczęśliwa, więc dał jej to szczęście. Zdawał sobie sprawę, że wilkołak jest jej pierwszą miłością, ale on obiecał, że będzie jej ostatnią. Niezależnie jak długo to potrwa.

— Cholera, Klaus, zniknij z mojej głowy! — krzyknęła rozraniona. Caroline rozejrzała się po salonie, gdzie aktualnie siedziała i nagle poczuła się samotna. Ostatnim czasie oddaliła się od przyjaciół. Stała się samotnikiem. Matka wampirzycy pracowała do późna, a Elena i Damon zajęli się sobą, natomiast Stefan wyjechał, chcąc zapomnieć o byłej dziewczynie. Bonnie nie żyła, a Tyler ją zdradził.

Caroline została sama. Taka samotna.

Czasem miała tak, że chciała pojechać do Nowego Orleanu i zobaczyć Klausa, ale Caroline zawsze była tchórzem do takich decyzji. Kiedy miała już cel, żeby zacząć się pakować, to rezygnowała z tego. Bała się znów spotkać Niklausa, ale też pragnęła go zobaczyć. Jednak odmawiała sobie tego. Obawiała się swoich uczuć.

Dziewczyna wstała z kanapy, a następnie udała się do swojej sypialni, gdzie przebrała się w ciuchy sportowe. Ubrała czarne spodenki i niebieską podkoszulkę oraz specjalne buty do biegania, a włosy związała w dwa warkocze. Miała nadzieję, że zapomni o nim podczas biegania, ale kiedy miała wyjść z pokoju, zauważyła mały skrawek papieru pomiędzy książkami. Podeszła do pułki nad biurkiem i chwyciła kartkę. Gdy zobaczyła, co przedstawiał obrazek, zdziwiła się, że jeszcze miała ten rysunek od Klausa. Wpatrywała się w swój portret, który narysował Klaus. To było podczas balu u Mikaelsonów i musiała przyznać, że to był miły gest ze strony pierwotnego. Nawet Tyler nie potrafił zrobić czegoś własnoręcznie tylko dla niej. Nigdy się jakoś nie starał, żeby ją uszczęśliwić. Teraz Caroline dostrzegała, że nigdy nie powinna z nim być.

Pokręciła głową, kiedy znów o nim pomyślała. Szybko odłożyła rysunek, a następnie wyszła z domu. Zaczęła biec ludzkim tempem do lasu, gdzie nikogo nie powinno być. Tam zawsze czuła ciszę i spokój. Lubiła przebywać tam, to było jej miejsce od jakiś trzech miesięcy. Tam odnajdywała osamotnienie. Często tam przesiadywała, gdy miała ochotę uciec. Na uszach miała słuchawki, słuchając ulubionych piosenek ze swojej playlisty. Nie panowała nad swoimi nogami, nawet nie zdawała, kiedy skręciła w drogę, która prowadziła do posiadłości Mikaelsonów. Caroline zatrzymała się, spoglądając przed siebie. Zastanawiała się, dlaczego tutaj przyszła, ale nie wiedziała. Serce jej biło, gdy obserwowała rezydencję. Nikogo tam nie było, w oknach nikogo nie mogła dostrzec. Otworzyła główne drzwi, które się rozsunęły. Zawahała się, patrząc do środka. Spojrzała na próg, a następnie przeszła. Rozglądała się wszędzie, ale jedynie widziała prześcieradła na meblach. Po trzech miesiącach, trudno było uwierzyć, że tutaj nikt nie mieszka. 

Przechodziła korytarzami, rozglądając się po ścianach. Wszystkie obrazy zostały zdjęte, a zostały tylko ślady po nich. Praktycznie wszystko zniknęło, oprócz mebli. Nagle zatrzymała się i wzięła długi oddech, gdy położyła rękę na klamce od drzwi, które należały do pokoju Klausa. Nie mogła tam wejść, to było za wiele, od razu z stamtąd uciekła wampirzym tempem. Nie mogła tam być, nie, kiedy jego nie było. Wszystkie uczucia ją ogarnęły, że to aż bolało. Brakowało jej Klausa, tęskniła za nim, a ta posiadłość tylko kojarzyła się z nim, w końcu to był jego dom, gdzie już nie miał zamiaru wrócić. Jego domem od teraz był Nowy Orlean.

Wróciła do swojego domu, po jej twarzy spływały łzy, których nie mogła opanować. Chciała zwalczyć te uczucia, ale dla niej były one za wielkie. Słone krople opadały po policzkach. Opłakiwała siebie, swoje problematyczne uczucia, zdradę Tylera, swoją samotność, wyjazd Klausa, po prostu wszystko, co działo się w jej życiu. Udała się do łazienki, gdzie przepłakała swoje smutki, a kiedy się uspokoiła, wyszła z pod prysznica. Wróciła do swojej sypialni, gdzie ubrała białą bluzkę na ramiączkach i czarne dżinsy, które podkreślały jej nogi, a na stopy nałożyła sandałki. Caroline poszła do kuchni, gdzie nalała sobie do szklanki krwi, którą zaczęła po chwili pić. Nagle zobaczyła na lodówce kartkę od mamy. 

"Będę później, Caroline. Nie czekaj na mnie z kolacją. Kocham cię, skarbie. Mama".

Caroline posmutniała, nawet nie wiedziała dlaczego. Zawsze szeryf Forbes zostawał do późna w pracy, a blondynka była do tego przyzwyczajona, ale dla wampirzycy to oznaczało, że ponownie spędzi samotnie wieczór, a Klaus miał rację, że to miasto jest dla niej za małe. Teraz się w nim dusiła.

"Wielkie miasta, sztuka i muzyka. Prawdziwe piękno. I możesz to wszystko mieć."

Usłyszała jak jej telefon zaczyna dzwonić, Caroline zastanawiała się, jaki problem może mieć znowu Elena, ale gdy spojrzała na ekran, nie pojawiło się imię, którego oczekiwała. Był to Elijah Mikaelson, nigdy nie spodziewała się, że do niej zadzwoniłby. Forbes za bardzo go nie znała, nawet nie miała szansy z nim porozmawiać, ale od Eleny słyszała, że jest panem swojego słowa.

— Elijah? — zapytała zaskoczona.

— Dobry wieczór, panno Forbes — powiedział Elijah, a potem westchnął. — Niklaus oszalał, a od siostry się dowiedziałem, że mojemu bratu zależy na tym, co powiesz. Zdaję sobie sprawę, że nie mieliśmy okazji się poznać, ale nie dzwoniłbym, gdyby to nie było ważne. Jesteś jedyną deską ratunku dla mojego brata, dlatego, proszę cię, żebyś przemyślała moją ofertę o przyjeździe do Nowego Orleanu.

Caroline zamknęła oczy, nie wiedząc, co powiedzieć. Była zaskoczona samym połączeniem, a informacja o stanie Klausa jeszcze bardziej ją zdezorientowała. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Zastanawiała się, czy powinna jechać. Ta sytuacja była dla niej trudna.

— Mogę odpowiedzieć na to pytanie jutro rano? — zapytała.

— Naturalnie, zdaję sobie sprawę, że to trudna sytuacja dla ciebie. W takim razie będę czekał na twój telefon. Do widzenia, panno Forbes. — I się rozłączył, zostawiając Caroline z kłębkiem nerwów. Jechać, czy nie jechać? Co powinna zrobić?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro