5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Klaus uśmiechnięty wszedł do swojej sypialni. Wciąż nie mógł zapomnieć widoku Caroline. Ciągle o niej myślał, jeszcze nigdy się tak nie czuł jak dziś. Usiadł na swoim łóżku i zaczął szkicować blondynkę. Musiał uwiecznić jej piękny, dzisiejszy wygląd na kartce. Niklaus narysował wampirzycę, gdy po raz pierwszy ją zobaczył, gdy schodziła dzisiaj po schodach. Zaskoczył go ten widok. Nie spodziewał się zobaczyć w najbliższym czasie Forbes.

- Nic nie może się równać z pięknem Caroline - oznajmiła Hybryda przypatrując się kiedy skończył dzieło. - Nawet ten rysunek.

- Klaus - usłyszał irytujący głos Hayley.

- Czy nie wiesz, że się puka? - Zapytał się poddenerwowany Klaus patrząc wrogo na ciężarną brunetkę, która miała urodzić jego dziecko.

Jedynie dlaczego Hayley mieszkała w tej rezydencji było ze względu na Elijah'ę. To on zaoferował, że się nią zajmie i dzieckiem. Klaus nawet nie chciał myśleć o tym. Najchętniej by zabił wilkołaka, ale nie robił tego ze względu na starszego brata.

- Jeśli nie przyszłaś tutaj po coś konkretnego to do cholery wyjdź z mojej sypialni - wysyczał pierwotny, a po chwili nie było śladu po Hayley.

- Jeszcze przystało mi się wilczkami zajmować - prychnął Klaus.

Wiedział, że postąpił błąd kiedy się z brunetką przespał, ale nie sądził, że zrobi jej dziecko. Przecież był pół wampirem, ale to drugie pół wilkołaka pozwoliło mu zapłodnić kobietę.

***

Późną nocą Forbes siedziała w pokoju pogrążona w lekturze, którą czytała. Czasopismo o modzie strasznie ją pochłonęło. Jednak przerwano jej to zajęcie dzwoniąca komórka. Odłożyła gazetę na stolik, a następnie wzięła telefon do rąk.

- Caroline? - Po drugiej stronie przemówiła Rebecca. - Mogłabyś mi pomóc znaleźć Klausa?

- Ja?

- Dzięki, że się zgłosiłaś - oznajmiła pierwotna nie dając dojść do słowa wampirzycy, a następnie się rozłączyła. Córka policjantki tylko westchnęła i niechętnie wstała z łóżka. Założyła swoje trampki i brązową kurtkę skórzaną, a już zaraz wyszła z hotelu. Chodziła po ulicach Nowego Orleanu, ale nigdzie nie mogła znaleźć Niklausa. Ostatnie miejsce, które postanowiła odwiedzić był las.

- Klaus?! - Krzyknęła nawołując Hybrydę. - Klaus! Co ty zrobiłeś?! - Wydarła się na niego kiedy go znalazła, a wraz z nim dziesiątki martwych ciał.

- Jestem wampirem - odparł bez uczuciowo błękitnooki. - Wampiry żywią się krwią, zabijanie to codzienność dla wampira.

- Jesteś potworem - powiedziała blondynka kręcąc głową zawiedziona.

- Zgadza się - rzekł. - Jestem potworem bez serca - dodał, a Caroline postanowiła go zostawić samego.

***

Caroline następnego dnia po przebudzeniu od razu zadzwoniła do matki uznając, że powinna powiadomić rodzicielkę, że dojechała cała. Kobiety rozmawiały ze sobą około dwadzieścia minut, a potem Elizabeth musiała zakończyć konwersację z córką ponieważ obowiązki wzywały.

Blondynka postanowiła, że powiadomi Rebecce, że Klaus się domyślił wszystkiego, a do tego Caroline nadal pamiętało wszystkie ofiary Hybrydy z poprzedniej nocy.

- Rebecca, Klaus się domyśl, że mam odwracać jego uwagę wczoraj - poinformowała Caro. - Wątpię, że w takich okolicznościach Elijah byłby ukryty w domu.

- Cholera - przetknęła pierwotna, a po chwili dodała - Zajmij się Klausem, a ja na wszelki wypadek przeszukam dom - odparła

- Znów siedzi w tym barze?

- Tak, dokładnie.

- Znajdź Elijah'ę, a ja pójdę do tego baru - odparła wampirzyca, a następnie się rozłączyła. Przygotowała się do wyjścia, a następnie opuściła hotel.

Caroline szła przez ulice Nowego Orleanu, aż zadzwonił jej telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i odebrała połączenie od Eleny.

- Hej, Caro - przywitała się brunetka. - Może wpadniesz dzisiaj do mnie? - Zapytała się jakby nic, bo przecież ignorowanie przyjaciółki przez kilka tygodni to nic takiego.

- Nie ma mnie w domu - powiedziała blondynka.

- Powiedz gdzie jesteś, a wpadnę.

- Nie ma mnie w mieście.

- Jak to? To gdzie jesteś?

- Nowy Orleanie - odpowiedziała Forbes.

- Jak to w Nowym Orleanie do cholery? - Wydarła się. - Tam gdzie jest Klaus?

- Nie twój interes - rzekł dziewczyna, a następnie się rozłączyła. Ta rozmowa tylko ją zdenerwowała. Elena przez te kilkadziesiąt dni miała Caroline w nosie, a teraz jak gdyby nigdy nic do niej wydzwania. Caro zrozumiała, że z Eleną nigdy nie będzie mogła już być przyjaciółką. Panna Gilbert zostawiła przyjaźń dla chłopaka, a tak nie powinno być.

Caroline zdenerwowana weszła do budynku gdzie już w środku siedział Klaus, ale jej to nie obchodziło. Podeszła do baru, żeby zamówić alkohol, a kiedy dostała trunek od razu wypiła do końca.

- Co Cię tak zdenerwowało, kochana? - Blondynka usłyszała koło siebie brytyjski akcent Klausa.

- Elena - odpowiedziała. - Ona uważa, że będę na każde jej zachciankę. Przez około trzy miesiące miała wylewkę na mnie. Stefan wyjechał, a Bonnie nie żyje. Nikt nie przejmował się mną, kiedy czułam się samotna. Głupia Caroline jest tylko do brudnej roboty. Nic nie warta, pusta blondynka, którą każdy może wykorzystywać. Potrzebna jedynie, gdy trzeba coś zrobić - nawijała Caroline co ją dręczy od pewnego czasu.

- Przestać tak o sobie mówić - przerwał jej Klaus łapiąc ją za ramiona i patrząc w oczy. - Nigdy w życiu nie spotkałem tak pięknej, a zarazem tak silnej kobiety. Udowodniłaś swoją odwagę, kiedy sprzeciwiałaś się mi przy prawie każdej chwili. Kiedy za wszelką cenę chcesz ratować przyjaciół, choć oni nie są warci nawet twojej uwagi. Masz dobre serce. Swoim pozytywnym światełkiem możesz nawet zarazić takiego złego gościa jak ja. Nigdy więcej nie mów o sobie, że jesteś głupia czy pusta. Jeszcze raz usłyszę z twoich ust, że masz takie zdanie o sobie to przysięgam, że zamknę Cię w lochach, a wypuszczę Cię dopiero kiedy zrozumiesz jak jesteś wyjątkowa.

- Wow - odparła Caroline szokowana słowami pierwotnego. Mrugała rzęsami, a jej buzia się delikatnie otworzyła.

- Zaskoczyłem Cię, prawda? - Zapytał się z łobuzerskim uśmiechem wracając na swoje miejsce.

- Nie spodziewałam się takich słów od Ciebie.

- Czasem lubię zaskakiwać.

- Powinieneś częściej zaskakiwać - odparła uśmiechnięta Caroline. - Lepszy jesteś w tej wersji, prawdziwa wersja Klausa.

- Rebecca przeszukuje rezydencje, prawda? - Zapytał nagle Mikaelson, a ona przypomniała sobie po co tu jest.

- Gdzie jest Elijah?!

- Odpoczywa sobie na wczasach - uniósł leniwie jeden kącik ust do góry.

- Klaus mów natychmiast gdzie przetrzymujesz brata?!

- Jest w bezpiecznym miejscu - odparł Niklaus.

- Nie wytrzymam z tobą - powiedziała blondynka i opuściła budynek.

Blondynka od razu wyciągnęła telefon i wybrała numer do Rebecci.

- Znalazłaś Elijah'ę? - Spytała się Forbes idąc po chodniku przed siebie.

- Nie, w domu go nie ma - odpowiedziała zrezygnowana Becka. - Nick nie jest taki głupi, żeby Elijah'ę ukryć w domu - dodała.

- Mi dupek nie chciał powiedzieć gdzie on jest - prychnęła blondynka zła na pierwotnego.

- Będziemy musiały jakoś same go odnaleźć.

- Tylko gdzie? - Zadała pytanie Forbes. - To jak szukanie igły w stogu siana.

- Przecież wiem, ale muszę znaleźć mojego brata.

- Klaus niech sobie mózg przeszczepi, a nie brata sztyletuje! - Odparła blondynka, na co Rebecca zachichotała.

Nagle Caroline wyczuła, że ktoś podąża za nią, więc się rozłączyła. Skierowała się w mniejszą uliczkę gdzie nie ma ludzi. Po chwili zaatakowała osobę, która za nią szła. Powaliła mężczyznę na ziemię, a po chwili przyjrzała się napastnikowi.

- Marcel, czemu mnie śledzisz? - Zapytała się podejrzliwie Caro.

- Nie śledziłem, przypadkiem Cię spotkałem, a ty mnie atakujesz - oznajmił ciemnoskóry. - Ale muszę przyznać, że niezły cios - dodał.

- Co tutaj robisz? - Zapytała się Caroline. - Nie powinieneś być może zarządzać ''królestwem''? - Caroline przy ostatnim wyrazie zrobiła cudzysłów rękami.

- Czasem mogę pozwolić sobie zrobić wolne od panowania - zaśmiał się Marcel.

- Muszę iść - powiedziałam. - Umówiłam się z Rebeccą - dodała szybko zmyślając jakieś kłamstwo.

- W takim razie Cię nie zatrzymuję - rzekł mężczyzna.

- To cześć - pożegnała się blondynka i jak najszybciej oddaliła się od niego i miała zamiar iść faktycznie do Rebecci.

Caroline stwierdziła, że bliżej będzie miała do hotelu, a stamtąd pojedzie samochodem do rezydencji pierwotnych.

Po drodze przeklinała na siebie, że nawet adresu nie zna, ale uznała, że największy pałac powinien należeć do nich. Trochę się natrudziła za nim znalazła się na miejscu. Zatrzymała się trochę dalej od wjazdu na posesje, a po chwili zadzwoniła na komórkę pierwotnej.

- Wyjdź przed dom, czekam przed wejściem - pokierowała ją Caroline, a po chwili Rebecca przyszła tam gdzie czekała wampirzyca.

- Nick przed chwilą wrócił - prychnęła pierwotna. - Kazał Cię pozdrowić - westchnęła.

- Go ta sytuacja bawi - odparła Caro. - Jest zbyt pewny siebie.

- Zbyt pewny - powtórzyła Rebecca. - Klaus przewiduje nas każdy krok - burknęła.

- To co robimy? - Zapytała się Forbes.

- Zaklęcie lokalizacyjne by się przydało.

- To musimy znaleźć czarownicę - rzekła młodsza blondynka. - Czas się zbierać - dodała i odpaliła samochód.

- Jak się nie mylę to powinna być tutaj ulica czarownic.

- Ulica czarownic? - Zapytała się Caroline.

- Taka z czarownicami - oznajmiła Becka. - Mają własną dzielnicę - dodała, a następnie kazała Caroline się zatrzymać we właściwym miejscu.

Caroline i Rebecca postanowiły podejść do jednego sklepu z różnymi dziwnymi 'magicznymi' przedmiotami coś w stylu laleczki wudu lub amuletów na szczęście itd.

- Gdzie znajdziemy jakąś czarownicę? - Zapytała się Rebecca podchodząc do mulatki z kręconymi włosami i chustą na głowie.

- Czarownicę? Chyba wam coś się pomyliło.

- Mów gdzie znajdziemy czarownicę! - Warknęła Mikaelson i przycisnęła dziewczynę do ściany. - Pytam się jeszcze raz. Gdzie znajdziemy czarownicę?

- Tutejsze czarownice nie czarują - wydusiła brunetka, a Becka po chwili puściła ją.

- Jak to nie czarują? Co to ma znaczyć? - Zapytała się Caroline.

- Za czarowanie grozi kara śmierci - wyjaśniła. - Marcel w jakiś sposób wie kto czaruje, a potem kara czarownice.

- Przeklęta kanalia - mruknęła pierwotna. - Jeśli nie możecie tutaj czarować to czemu się nie wyniesiecie z Nowego Orleanu?

- Nasze moce czerpiemy z energii naszych przodków.

- Czyli jedynie czarować możecie w Nowym Orleanie, nigdzie indziej? - Spytała się Caroline dla pewności.

- Dokładnie - odpowiedziała mulatka. - Gdybyśmy chciały wam pomóc to jesteśmy bezsilne.

- Jest jakiś sposób, żeby Marcel się nie dowiedział, że ktoś czarował?

Brunetka przez chwilę rozmyślała, aż po chwili powiedziała.

- Można zawsze zakłócić spokój, ale to powinien być potężny hałas.

- No dobrze, zajmę się tym - zgłosiła się Rebecca. - Ale ty wykonasz zaklęcie lokalizacyjne.

- W takim razie będziemy musiały iść na cmentarz - oznajmiła czarownica. - Tam będziemy mieć pewność, że żadne wampiry nam się nie przysłuchują.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro