31 - Coś strasznego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dopadłam furtki prowadzącej do ogrodu cioci Irenki i szarpnęłam niecierpliwie za klamkę, niemalże wyrywając drzwiczki z zawiasów. Wbiegłam po schodach, nie zważając na wrażenie, jakie musiałam zrobić na domownikach. Dopiero kiedy zamknęłam za sobą drzwi pokoju, poczułam się bezpieczna.

Chociaż nikt mnie nie gonił.

Ulga mieszała się z rozczarowaniem. No, ale czego się spodziewałam? Pocałowałam chłopaka, który jest w związku z inną dziewczyną! I który nigdy nie wykazywał większego zainteresowania moją osobą. Jeśli nie liczyć tego, że odwzajemnił pocałunek.

Znów zalała mnie fala gorąca na samo wspomnienie. Boże, jak ten facet całował! Żaden przeżyty pocałunek nie wzniecił takiego ognia w moim ciele jak ten właśnie. Jeszcze nigdy nie czułam się tak bardzo na miejscu, tak chciana, tak godna czyichś uczuć.

A mimo to nie pobiegł za mną. Został na tym przeklętym klifie, jak zastygły w kamień posąg. Wyraz jego twarzy pozostawał w mojej pamięci przez cały czas, kiedy biegłam jak szalona przez las. Cud boski, że nie potknęłam się o plączącą się w kostkach sukienkę i nie zabiłam po drodze. Choć może i szkoda. Przynajmniej nie musiałabym znosić tego potwornego upokorzenia!

Z mojego gardła wydobył się pełen frustracji pomruk. Właściwie to chciało mi się wyć. Przemierzałam pokój tam i z powrotem, próbując zagłuszyć niechciane myśli. Wczepiłam ręce w rude loki, ale zamiast spodziewanej ulgi jedynie przywołałam świeże wspomnienie innej dłoni zanurzonej w te włosy. Jęknęłam głucho i pokręciłam głową. Nie było mowy, żebym wyszła z tego pokoju przed końcem wakacji!

Chyba po raz pierwszy w życiu perspektywa zamknięcia się na zawsze w czterech ścianach nie wydała mi się taka zła... Przynajmniej nie musiałabym więcej oglądać twarzy Kamila na oczy. Do września... Chyba że uda mi się namówić mamę na przenosiny do innej szkoły. I na wyprowadzkę z Zielonego. I najlepiej na zerwanie więzi rodzinnych, żebyśmy już nigdy nie musiały przyjeżdżać do cioci Alicji.

Sytuacja była beznadziejna!

Z rozpaczą rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. „Głupia, głupia, głupia!" – powtarzałam w myślach, jednocześnie rozpamiętując szczegóły tego krótkiego pocałunku. Tak się kończy fiksacja na emocjonalnych snach!

Nagle z karuzeli wspomnień i samobiczowania wyrwał mnie dźwięk ostrożnie stawianych kroków na schodach. Zamarłam w oczekiwaniu, nasłuchując i próbując zgadnąć, do kogo należały. Ktokolwiek to był, zatrzymał się pod moimi drzwiami. Wstrzymałam oddech, choć sama nie wiedziałam, kogo chciałabym zobaczyć na progu.

Kamila?

Pobożne życzenie naiwnej nastolatki, za którą się nie uważałam. Prychnęłam ze złością na samą siebie za te głupie nadzieje.

Rozległo się nieśmiałe pukanie.

– Proszę! – zawołałam, zrywając się z poduszki do pozycji półsiedzącej.

Na widok Elki stojącej w drzwiach poczułam przede wszystkim rozczarowanie, a zaraz potem skarciłam się w myślach. Świat naprawdę stanął na głowie, skoro zaczęłam marzyć o ponownym spotkaniu z Kamilem!

– Mogę wejść? – spytała kuzynka niepewnym tonem.

Wykonałam nieokreślony ruch ręką, jakby mi było wszystko jedno, a potem ponownie ukryłam twarz w poduszce. Niech ten koszmar się skończy!

Może to było dziwaczne zaproszenie, ale usłyszałam, że Elka skorzystała z niego. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do łóżka, gdzie ja nadal mamrotałam w poduszkę przeróżne inwektywy pod własnym adresem, od czasu do czasu uderzając pięścią w materac.

– Udusisz się... – szepnęła, przysiadając na podłodze obok.

– I dobrze! – warknęłam, nie zmieniając nawet pozycji.

Poczułam delikatne dotknięcie na włosach. Elka pogładziła mnie po głowie uspokajającym ruchem. Gestem opiekuńczym, którego nigdy nie doświadczyłam od mamy...

– Co tam się stało? – spytała cicho.

– Zrobiłam coś strasznego... – wyznałam prosto w poduszkę.

– To znaczy?

Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Zbyt wiele myśli kłębiło mi się w głowie, zbyt wiele wyjaśnień. Sama nie byłam pewna, którą wersję miałabym przekazać kuzynce. Nie nalegała. Czekała cierpliwie na odpowiedź. A ja – zupełnie dla siebie niespodziewanie – wyznałam:

– Pocałowałam go... Jak ostatnia idiotka.

Ręka Elki znieruchomiała na moich włosach. Chyba się nie spodziewała takich rewelacji, bo zamilkła na dobre. Dopiero po chwili usłyszałam westchnięcie.

– Tak kiepsko było? – spytała rozbawiona, na co poderwałam się i obrzuciłam ją spojrzeniem pełnym wyrzutu. A potem w geście rozpaczy ponownie zanurkowałam w poduszce.

– Już nigdy w życiu nie spojrzę mu w oczy! – zadeklarowałam.

– Jeśli spędzisz jeszcze kwadrans w tej pozycji, to nie będziesz musiała. Spokojnie się udusisz i będzie po kłopocie.

– I super!

– Ale co w tym złego, że go pocałowałaś?

– Ty chyba do reszty zgłupiałaś od tej miłości! – zirytowałam się, odrywając na dobre od poduszki. Usiadłam i ścisnęłam ją przy brzuchu, żeby dać ujście emocjom. – Przecież on kogoś ma! A poza tym nie jest mną zainteresowany. A poza tym ja też nie jestem zainteresowana nim! – wykrzyknęłam desperacko. – Nie wiem, co mi odbiło. Może tam się jakiś mikroklimat zrobił na tym klifie? Albo sztorm idzie. Diabli wiedzą. W życiu bym nie pocałowała obcego faceta!

– Czy mi się tylko wydaje, czy ty trochę za bardzo protestujesz? – Elka nie dała się zbić z tropu. – Powtórzę pytanie: co w tym złego, że go pocałowałaś? Bo mam nadzieję, że nie chodzi o te dawne zarzuty o to, że próbuję was ze sobą umówić. Bo nie próbowałam i nadal nie będę próbować! – zastrzegła.

– O tym akurat zapomniałam, ale dzięki za przypomnienie! – odparłam kwaśno, po czym dodałam: – Chodzi tylko o moje chwilowe zaćmienie umysłowe i zrobienie mega głupoty! I teraz nie ma powrotu do tego było wcześniej. Ja nie mogę teraz z nim normalnie rozmawiać o banałach po tym wszystkim! Jestem skończoną idiotką!

– Wcale nie idiotką, a tym bardziej skończoną! Z pewnością wszystko można jakoś odkręcić. Pogadam z Kamilem i...

– Nawet się nie waż! – wysyczałam, zrywając się na równe nogi. – Po co ja ci to wszystko powiedziałam?!

– Bardzo dobrze zrobiłaś – odpowiedziała spokojnie Elka, wciąż siedząc na podłodze przy łóżku i obserwując mnie, jak miotałam się po pokoju. – Jakbyś to w sobie tłumiła, to wreszcie doszłoby do jakiejś eksplozji. A tak, to zrzuciłaś ciężar z wątroby i możemy temu zaradzić. Co zaś do rozmowy z Kamilem, to muszę go jakoś przekonać, żeby... Nie uwierzysz, ale on...

– On co? – rzuciłam zniecierpliwiona, kiedy nie doczekałam się ciągu dalszego wypowiedzi.

– Zwinął się. Wycofał. Powiedział, że nie będzie się narzucał. I jeszcze jakieś brednie. Że niby powinien spędzać więcej czasu z rodziną. I zmył się z horyzontu. Od razu się domyśliliśmy z Robertem, że coś przeskrobaliście. Nie spodziewałam się tylko, że to będzie pocałunek. Prędzej obstawiałabym rękoczyny!

– Bardzo śmieszne...

– Właśnie nie bardzo. Nie chciałabym tracić przyjaciela tylko dlatego, że boicie się własnych uczuć! Normalnie jak w przedszkolu...

– Tu nie ma mowy o jakichkolwiek uczuciach! – żachnęłam się. – Przypadkiem odkryliśmy malowniczy zakątek. Wiesz przecież o moich impresjach. Pierwszy raz rzuciły mi się na mózg do tego stopnia, że straciłam głowę...

Nieprawda! – zaprzeczyłam sobie natychmiast w myślach. Nie dalej jak przedwczoraj wpadłam w trans na widok nieczynnej latarni morskiej na Rozewiu! Kamil odrywał mnie od zardzewiałej furtki, choć nie pamiętałam w ogóle, żeby próbowałam ją sforsować! Do tego, że klif już pojawiał się w moich snach – i to z Kamilem w roli głównej – postanowiłam nie przyznać się nigdy, przenigdy. Nawet na łożu śmierci!

– Yhm... – Elka pokiwała głową i wstała z podłogi. – To ja już wszystko rozumiem... – oznajmiła, ale kącik jej ust zadrgał, zdradzając rozbawienie.

– Nic nie rozumiesz! – upierałam się.

Dlaczego tak mi zależało na utrzymaniu iluzji całkowitej obojętności wobec Kamila? Przed chwilą przyznałam się do tego, że z własnej inicjatywy go pocałowałam! A teraz próbowałam przekonać tę chodzącą intuicję, że nie było w tym żadnych emocji ani uczuć. To jakby oszukiwać wariograf...

Elka znów pokiwała głową i skierowała się do drzwi. Już miała dłoń na klamce, kiedy zawołałam ją i aż sama się zdziwiłam, jak rozpaczliwym tonem powiedziałam jej imię. Odwróciła się, a wtedy szepnęłam, nie spuszczając z niej błagalnego spojrzenia:

– Nie rozmawiaj z nim, proszę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro