38.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


"I am desinger of my own catastrophy..."


Mówiłem, że nienawidzę chodzić z Sonią na zakupy? Oficjalnie to cofam. Ruby, w przeciwieństwie do niej, nie podjęła się przymierzania miliarda kolejnych sukien, wręcz przeciwnie, gdyż zajęło jej to tylko piętnaście minut! Wątpiłem w istnienie takich kobiet, ale przyznaję się do błędu.

Siedziałem z rudowłosą w Starbucks'e. Na jednym z wolnych krzeseł spoczywały nasze torby, z kreacjami na bal maturalny. Rozmawiałem z nią w najlepsze, kompletnie odrywając się od rzeczywistości. Kawa i moja przyjaciółka. Czego chcieć więcej? Na pewno nie potrzebowałem sms'ów od Sonii, o której wtedy całkowicie zapomniałem.

Sonia: znalazłam!
godzina 17.30

Sonia: przyjdziesz zobaczyć?
godzina 17.35

Sonia: trudno, kupiłam bez ciebie. Gdzie jesteś?
godzina 17.45

Sonia: nie mogę cię nigdzie znaleźć :/
godzina 18.00

Sonia: miałeś siedzieć w Sturbucksie :c
godzina 18.03

Sonia: miłej zabawy z Ruby :) Podobno byłeś zmęczony :)
godzina 18.11

Sonia: jakby cię to interesowało jestem już w domu.
godzina 18.30

Zablokowałem telefon, wolno połykając ślinę. Złapałem za kubek z kawą i nerwowo upiłem spory łyk. Spojrzałam kątem oka na Ruby, która patrzyła na mnie, marszcząc czoło.

-Emm... Wszystko w porządku Dylan? - spytała po chwili. Nic nie było w porządku. Spieprzyłem właśnie po całości, ale nie mogłem jej tego powiedzieć.
- Jasne - uśmiechnąłem się lekko. - Wszystko w jak najlepszym porządku.
- Powiedzmy, że ci wierzę - zaśmiała się - ale z każdą sekundą bledłeś coraz bardziej, kiedy czytałeś to coś, co masz w tym telefonie.
- Bo tak wyszło, że... Zmarł mój ulubiony płetwonurek - Serio Dylan? Płetwonurek? - Edgar Sanai, tak właśnie - uśmiechnąłem się nerwowo.
- Przykro mi - wzruszyła ramionami. Miałem nadzieję, że uwierzyła mi w te kompletne bzdury. - Jak tam z Sonią? - spytała zupełnie z innej beczki.

Jak było z Sonią? Na to pytanie sam nie znałem prawidłowej odpowiedzi. Miałem ochotę odpowiedzieć "Jakoś nic do niej nie czuję, kocham tylko ciebie, chcesz być matką naszych dzieci?", ale stwierdziłem, że wzięłaby mnie za totalnego psychola.

- To skomplikowane, żekłbym - przetarłem dłonią zmęczone dniem oczy, następnie wymuszając uśmiech.
- Rozumiem - dopiła swój napój. - Skończyłam, jedziemy? - ja tylko przytaknąłem, a w mojej głowie płynęło marzenie o gorącym prysznicu i miękkiej, ciepłej pierzynie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro