Rozdział 1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ten dzień nie różnił się niczym innym od wszystkich pierwszych września. Padał deszcz, niebo było całkiem zachmurzone a temperatura wskazywała zaledwie piętnaście stopni celsjusza. Leżałem na łóżku okryty kołdrą i myślałem nad sensem pójścia dzisiaj do szkoły. Gdy do moich uszu dotarł ostry dźwięk jednego z wielu ustawionych alarmów w moim telefonie, spostrzegłem się, że wybiła już ósma. Co oznaczało że dokładnie za godzinę dane mi będzie poznać nową klasę. 

Nie mogę powiedzieć, że cieszyłem się z tego powodu, bo byłoby to kłamstwo. Według religi mojej i mojej rodziny - jak i z pewnością większości kraju w którym mieszkam - kłamstwo jest grzechem. 

Przetarłem niechętnie oczy i podniosłem się do pozycji siedzącej. Rozejrzałem się po pokoju. Na szafie wisiały już moje wyprasowane i czyste ubrania. Biała, elegancka koszula, i granatowy garnitur. Na chwiejnych nogach wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni, w której wciąż stały butelki i puszki po wczorajszej imprezie wieńczącej wakacje. 

Właściwie to ta impreza skończyła się trzy godziny temu. Ostatnie osoby o tej porze mniej więcej skończyły pić i ulotniły się do domów. 

Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej karton z mlekiem, z szafki wyjąłem zaś płatki i miskę. Zalałem ową miskę mlekiem i dosypałem płatek. Pozostało znaleźć jedynie łyżkę. Na szczęście w szufladzie na sztućce ostała się jedna, jedyna czysta łyżka. Zabrałem miskę i ruszyłem z powrotem do pokoju. Przeglądając na komputerze najnowsze wiadomości, zjadłem śniadanie. 

- Młody! - z za drzwi dobiegł mnie głos mojego starszego brata. - Starzy pisali, że będą w domu po 13 więc ogarnij tu zanim wrócą. Ja wychodzę - rzucił jednynie, po czym usłyszałem trzask wejściowych drzwi. 

No tak. Jak zwykle jego melanż, po którym ja muszę sprzątać...

Ciepłą i nadwyraz wygodną piżamę zmieniłem na elegancki garnitur. Odłączyłem od ładowania moje słuchawki, zabrałem klucze z wieszaka i wyszedłem z domu zamykając drzwi na klucz. 

Zapomniałem iż na dworze wciąż pada deszcz, więc tuż po wyjściu z klatki schodowej, całkiem zmokłem. Idąc jedną z wydeptanych w trawniku ścieżek całkowicie ubrudziłem sobie buty błotem, które powstało tam w wyniku porannego deszczu. N przystanku stało całkiem sporo osób poubieranych na galowo jak ja - Cóż, nie dziwne zważając na fakt iż był pierwszy września - W moich słuchawkach leciała spokojna muzyka. Dokładnie "Bon Iver - Roslyn" 

Droga do szkoły zajęła mi około czterdzieści pięć minut. Dokładnie trzy kwadranse w wypełnionym błotem, smrodem i ludźmi tramwajem. Komunikacja miejska w moim mieście była tragiczna, jak i trauma po jeździe nią na co dzień. 

Wysiadłem na przystanku, wraz ze mną całkiem sporo osób. Zmierzaliśmy między blokami w tym samym kierunku. Zapewne chodziliśmy do tej samej szkoły, jednak ja ich nie znałem. I nie chciałem poznawać. Przed szkołą stało wiele osób, Nauczycieli i uczniów. 

Zwiesiłem głowę tak, by moją twarz przykrywały włosy. Idąc do tej szkoły nie chciałem być kojarzony z moim starszym bratem, który niegdyś uczęszczał do tej szkoły. Ja miałem aspiracje, marzenia. Chciałem zostać wielkim reżyserem. Chciałem, żeby moje nazwisko było znane nawet w hollywood. Mój brat, przyszedł tu zapewne tylko po to, żeby "na legalu" pozyskiwać stąd nielegalne substancje. Bo właśnie taką, złą sławą, owiane są dzielnice w której to mieści się moje liceum. 

Na korytarzu pod salą 303 było tłoczno. Dużo osób ze sobą rozmawiało. Zapewne poznali się już wcześniej, założyli grupę klasową, czy możliwe, że się już widzieli. Stanąłem z boku i spojrzałem na mój telefon, na ekranie wyświetlał się widżet spotify i godzina, dokładnie dziewiąta piętnaście. 

Zza rogu wyszła blondwłosa kobieta, o średnim wieku i wzroście, ubrana w białe spodnie i koszulę w kolorze fuksji. Nawet będąc w szpilkach była niższa ode mnie. Wpuściła nas do klasy. Wszyscy jakby w gorącej wodzie kąpani rzucili się na ostatnie ławki. Ja zaś usiadłem w drugiej ławce, rzędu pod ścianą. Siedziałem sam. 

Rozejrzałem się po klasie. Byli niscy i wysocy ludzie, z przewagą na tych medium. Mieli naprawdę przeróżne kolory włosów. Od fioletowych, przez brązowe, blond aż po rude...

Czaicie mieć rudą osobę w klasie? 

- Witajcie droga klaso - Nasza zapewne wychowawczyni zwróciła się w naszą stronę obdarzając każdego spojrzeniem - Nazywam się Karolina Nowinka, będę waszą wychowawczynią i przy okazji będę uczyć was też historii i hitu. Nie przedłużając, sprawdzimy listę obecności i zejdziemy na dół na rozpoczęcie roku. 

Gdy panii zaczęła powoli czytać imiona i nazwiska wyciągnąłem z kieszeni telefon i zacząłem przeglądać instagrama. Trochę minęło nim Pani dotarła do mojego nazwiska. 

- Jakub Kudelski - usłyszałem moje imię i podniosłem głowę.

- Jestem - Odpowiedziałem podnosząc dłoń. 

- Czy ty nie masz przypadkiem brata u nas w szkole? - spytała kobieta - Michał ma na imię prawda?

- Dokładnie, Michał... - przytaknąłem niezręcznie

- Widzę, że w ślady brata poszedłeś. też na filmówkę - blondynka obdarzyła mnie szczerym uśmiechem i przeskanowała wzrokiem. Podobny jesteś strasznie do niego. Pozdrów go jak, go spotkasz.

- Oczywiście - Skinąłem i ponownie utkwiłem spojrzenie w telefonie. 

Nie minęło zbyt długo nim Pani skończyła wczytywać listę. Nie przyglądałem się zbytnio osobom które Pani wywoływała. Tylko jedno nazwisko przykuło moją uwagę. Filip Spiczyński. Tylko on był tego dnia nieobecny.

Ciekawe czemu?

***

Do domu wróciłem krótko po 11, nie chciałem zbyt długo "integrować" się z moją i innymi klasami. Wolałem wrócić do domu, szybko zrobić to co miałem do zrobienia i usiąść do komputera. Nie mogłem dzisiaj siedzieć zbyt długo, gdyż jakiś idiota stwierdził, że matematyka na siódmą rano w piątek będzie wspaniałym pomysłem.

Gdy tylko otworzyłem drzwi mieszkania, wbiegł na mnie mój pies, Pascal. Pascal był pięcioletnim, biszkoptowym labradorem, z nadmiarem energii. Przeszedłem przez próg drzwi i udałem się do pokoju. Tam zmieniłem mój elegancki garnitur na szare dresy i luźny biały t-shirt. Z niewielkiej komody w przedpokoju zgarnąłem smycz Pascala, ubrałem białe trampki i wyszedłem z domu zabierając ze sobą psa. 

Poszliśmy na krótki spacer po okolicznej polance, tak bym mógł odpiąć Pascala i dać mu trochę pobiegać. Niebo zdążyło się już rozpogodzić i zza ciemnych chmur wyglądało już słońce, jednak wciąż wszędzie było mokro.

Mój telefon nieustannie wibrował od powiadomień o wiadomości na messangerze. Zapewne nie były one stricte kierowane do mnie, a jedynie wysyłane na grupę klasową.

Okazało się, że faktycznie już przed rozpoczęciem roku istniała grupa klasowa, na której ludzie integrowali się już od blisko ponad miesiąca. W sumie to nawet lepiej, że mnie tam nie było. Im dłużej nie znałem mojej klasy, tym dłużej miałem wakacje. Sądzę, że gdyby znaleźli mnie w tedy w social mediach mój "smak wakacji" skończyłby się szybciej niż się zaczął.

Wróciłem z Pascalem do domu po jakiejś godzinie "krótkiego" spaceru. Zgarnąłem ręką, cały syf z blatu, do worka na śmieci, pozbierałem też do niego resztę butelek i śmieci walających się po salonie. Wypełniony po brzegi worek, wrzuciłem do pokoju Michała. Włączyłem robota sprzątającego i zamknąłem się w swoim pokoju.

Jezu... Nareszcie chwila świętego spokoju dla mnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro