Te Ciche chwile

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Złote oczy wpatrywały z utęsknieniem, spoglądając w stronę wody. Była lazurowa, zupełnie jak kolor popołudniowego nieba, dlatego nie szło nawet dostrzec różnicy. Gdy spojrzało się pod odpowiednim kątem, chmury sunące po niebie ostrożnie przesuwały się również po tafli jezior. Taki widok, samoistnie przywracał do pamięci ciepłe wspomnienie z minionych lat. Od dłuższego czasu lubił tu przychodzić, zwłaszcza gdy pogoda była tak przyjemna jak dziś.
Ostrożnie odchylił głowę do tyłu. Ciepłe promienie słoneczne już od jakiegoś czasu grzały policzki, barwiąc je na rumiany kolor, który następnie zdmuchiwał lekki podmuch wiatru. Tym razem jednak był nieco bardziej chłodny niż zwykle. Nic więc dziwnego, że Xingqiu ostrożnie uchylił zamknięte powieki.

- Więc już wróciłeś? - Mimowolnie na jego twarzy zarysował się złośliwy uśmieszek. Młody egzorcysta usiadł w tym czasie na konarze obok niego.

- Znów porażka - Zaczął, opierając dłonie na udach - Jak mam niby walczyć ze złymi duchami, skoro żaden z tropów do niczego nie prowadzi?
Błękitne oczy spojrzały w jego stronę szukając wybawienia. Był zmęczony, zarówno fizycznie jak i psychicznie, przez co Xingqiu poczuł odrobinę żalu. Mimo że tym razem to nie z jego winy przyjaciel po raz kolejny wybrał się w dziwne miejsce, tak powinien był mu powiedzieć, co tak naprawdę działo się w tamtym domu. pech chciał, że wszyscy byli tego świadomi, za wyjątkiem młodego egzorcysty.

- Nie mów tak - Ostrożnie zamknął czytaną książkę - "Zwycięzcą nie jest ten co ma szczęście, a ten kto trzyma w dłoni wieniec laurowy"

Egzorcysta popatrzył na niego zmieszany.
- Co masz na myśli? - Zapytał, prostując postawę.

- Nie liczy się to, co nie jest od ciebie zależne, a to co sam robisz by osiąga sukces - Odparł dumnie prezentując trzymaną książkę - Nie jesteś temu winny, dlaczego więc masz się poddawać? Bycie zdolnym egzorcystą nie jest usłane różami.

Chłopak uśmiechnął się ledwie dostrzegalne. Co miał poradzić na mimowolne uczucie ciepła, które rozlało się po jego duszy? Był to inny rodzaj ciepła, nie ten szkodliwy, przez który musiał nosić ze sobą coś dla ochłody. Ciepło, które muskało jego serce niczym przyjemne letnie słońce.
Jego wzrok przeniosł się w stronę Xingqiu. Czerwone od słońca policzki wcale nie były dobrym sygnałem. Zmartwiony przysunął się więc bliżej, pozwalając sobie na dotknięcie rozpalonej skóry.

- Musisz unikać słońca - Mruknął przyjaźnie, ostrożnie przesuwając opuszkiem palca po policzku przyjaciela - siedzenie w pełnym słońcu nie jest najlepszym wyjściem.

- Wiem - Jego głos był spokojny, podobnie jak tafla wody, która nie kołysana wiatrem przypominała lustro. Jego dłoń ostrożnie wsunęła się na rękę Chongyuna, prowadząc ją nieco wyżej, by chłód rozszedł się równomiernie po twarzy.
- Masz takie chłodne dłonie.

Na chwilę zamarł. Jego dłoń również, przez co złote oczy spojrzały na niego pytająco, dopiero wtedy znalazł w sobie odwagę by cokolwiek powiedzieć.

- Wybacz, zamyśliłem się. Jeśli chcesz, mogę dać ci swoją wizję. Ona będzie dużo chłodniejsza i się łatwo nie nagrzeje.

- Nie trzeba. twoja ręka w zupełności mi wystarczy - Uśmiechnął się w jego stronę, delikatnie przymrużając oczy.
Minęła tak dłuższa chwila. Siedzieli tak w milczeniu, on z dłonią na jego policzku a Xingqiu z zamkniętymi oczami. Zupełnie jakby czas się zatrzymał.
W tym czasie nawet nie drgnął, zapatrzony w spokojny wyraz jakby śpiącej twarzy. Łagodne rysy twarzy, młodego chłopaka były na swój sposób piękne. Zupełnie jak jakieś postaci z baśni, które tak uwielbiał. Nawet teraz, jedna z jego ulubionych lektur spoczywała na kolanach, zupełnie na te chwile zapomniana. Naprawdę cudowny obrazek, przedstawiający równie cudownego chłopaka. Jaki wielki więc byłby zawód, gdyby ktoś pod tą porcelanową twarzą dostrzegł twarz najprawdziwszego demona, którym niewątpliwie był. Jakim więc cudem, wciąż zachowywał się tak spokojnie? Czy była to część kolejnego planu? A może zwykły rodzaj skruchy?
Nie ważne od powodu, ręką Chongyuna wciąż lekko mrowiła. Powoli męczyło go trzymanie jej w górze.

- Daj chwilę, zmienię tylko rękę - Powiedział, po czym skracił siebie w myślach. Dlaczego mu się tłumaczył? To nie tak, że potrzebował jego pozwolenia by ją zabrać.

Słysząc to ręką, która trzymała wciąż jego dłoń, nieco zluzowała uścisk. Nie mniej jednak, nawet gdy Chongyun położył drugą rękę na jego policzku, dłoń Xingqiu nie zamierzała puścić, wręcz przeciwnie. trzymaniem nowej ręki zajęła się druga. Najwidoczniej i on zrobił się zmęczony bezustannym trzymaniem.

- Wiesz, lubię to - Zaczął, powoli otwierając powieki.

- Hm? - Mruknął spoglądając, jak spokojny uśmiech, znów pojawia się na twarzy Xingqiu.

- Te ciche chwile.

Mówiąc to, ostrożnie zbliżył swoją twarz, ledwie muskając ustami skórę na policzku egzorcysty. Prawie nie wyczuwalny pocałunek, był czymś czego z całą pewnością się nie spodziewał. Próbując stłumić skrajne emocje, nie mógł zrobić nic więcej jak patrzeć, jak dłoń Xingqiu puszcza i wraca na swoje miejsce, wprost na okładkę książki o której zdawało się jakby zupełnie zapomniał.
Nieco inny uśmiech ozdobił jego twarz. Mający w sobie coś uprzejmego, ale również i złośliwego. Wyraz twarzy, którego nigdy nie rozumiał. Zapowiadał on nieszczęście czy powodzenie? Każdą z opcji na swój sposób, nie pasowała w tej małej teorii.

- Xingqiu...

- Nie musisz nic mówić - Przerwał mu, spoglądając w stronę jezior, ich powierzchnia falowała pod wpływem chłodnego wiatru. Wyglądało na go, że zbawienny wietrzyk w końcu wrócił na swoje miejsce.

Mimo że tak powiedział, ciężko było zachować milczenie. W głowie zawirowało nagle tysiące myśli z czego każda, pragnęła ujrzeć światło dzienne.  Czym był ten drobny podarunek złożony na jego policzku?
Co powinienem teraz zrobić?
Czy możesz mi to wyjaśnić?
Jednak, nawet jeśli chciał, żadne z pytań nie padło z jego ust. Krótkie zdanie wypowiedziane przez wielbiciela legend, na stałe zamknęło jego usta niczym stare zaklęcie. To musiał być jakiś rodzaj magii, innego wytłumaczenia w tym nie było.
Nagle pojawiła się myśl. Równie ulotna, jak wszystkie inne, jednak to ją właśnie Chongyun poddał większej analizie. Wiatr znów ustał, to było dla niego umownym znakiem, który miał być zapalnikiem do czynu.
Chłodna dłoń, znowu znalazła się na policzku przyjaciela, przez co mol książkowy, obrócił ją zadowolony w jego stronę. Tu była pułapka, równie sprytna jak wszystko, czemu do tej pory był poddawany przez bliskiego przyjaciela.
Nachylając się w jego stronę, pozwolił sobie wkraść jeden, aczkolwiek słodki pocałunek, przez który twarz Xingqiu, nie przypominała już spokojnej taflie wody. Nawet jeziora Luhua pool, nie były nigdy tak blisko potwornego sztormu, jak czerwona twarz młodego pisarza.

---

Malutki One-Shot

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro