Czekałam na to pięć lat

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       | Odcinek 13 ,, Finał w Akademii Królewskiej część druga "|




https://youtu.be/S-tJuHsCDzc

# oczami Joe'ego#

- Ash podaj! - krzyknął Max. Spojrzałem w stronę piłki. Nie dowierzałem. Moja mała Ash. Podbija piłkę. No to musi być ona. Ciekawe jak zareaguje na to.

- A Ty grubasku co tutaj robisz? - krzyknąłem. Wszyscy spojrzeli na mnie.

- Ej, Joe to nie było miłe - powiedział Jack.

- Wybacz to nie było do Ciebie - powiedziałem. Nagle poczułem jak ktoś wpada z całym impetem we mnie. Omal mnie nie przewróciła. 


# oczami Ash#

To zdanie. Tylko trzy osoby je znają. No ze mną cztery. Ja, Joseph King, David Samford i Sophie. 

- Przepraszam Was - powiedziałam do dziewczyn i pobiegłam do Joe'ego.


# oczami Joe'ego#

- Ej! - obiołem ją - Bo mnie przewrócisz! 

- A Ty lewku nie za drobny na bramkarza? - zaczęła się śmiać. Cała Ash.

- Widzę, że się stęskniłaś - bardzo się cieszę, że ją widzę.

- Bardzo - puściła mnie ze swojego "żelaznego" uścisku. Chłopaki patrzą się na nas jak na idiotów. A my patrzymy na siebie z niedowierzaniem.

- To wy się znacie? - spytał Jude, który stał obok nas.

- Tak od dziecka - śmieje się jak głupi do sera.

- Od czasu do czasu gramy razem - fajnie by było z nią zagrać.


# oczami Ash#

- To może zagracie z nami? - spytał Mark.

- No co - Joe położył mi rękę na ramieniu - My dwoje na jedenastkę?

- No wiecie , możemy wybrać drużyny... - przerwałam Markowi.

- Jeśli będę mogła stanąć na bramce - oczy całej drużyny skupiły się na mnie.

- Eee... Ty ... Chcesz... Grać??? - Markowi szczęka spadła. Spojrzałam na dziewczyny. Nelly pokiwała przecząco głową. Szkoda, że nie chcą grać. Mają ogromny talent. Nawet mój brat je docenił. Dokładniej podają piłkę. Mają większą siłę. Szkoda.

- Marnujesz się - rzekł Joe - Słyszałem o wypadku.

- Dobra! - wybuch radości Marka, rozproszył moje myśli.

- Za moment zmierzymy się - Jude zabrał rozradowanego Marka.

- Dlatego nie widzieliśmy się rok? - spytał Joe.

- Byłam na każdym Twoim meczu... Wiesz, że obserwuję Twoje postępy - szturchnęłam go łokciem.

- Gotowi ? - krzyknął Joe. Spojrzeli się na nas. My ani rozgrzewki, ani nic. 

- Zaczyna Raimon - a ten gościu to skąd się wziął??? Ten co komentuje ich mecze. Dobra. Joe na bramce, ja przed nim. Ach jak ja dawno nie grałam!

- I co fajnie znów stać na pozycji? - Joe czytał mi zawsze w myślach.

- No - wciągnęłam powietrze do płuc - Podcinka? - spytałam, widząc jak Blaze zbliża się do bramki z piłką.

- Ja bym postawił na główkę - oni się starają, a my lecimy w kulki. Axel przyszykował się do Ognistego Tornada. Sorry kochanie... Podskoczyłam i przechwyciłam głową piłkę. Zdezorientowałam Axela! Podałam do Joe'ego. 

- Ładnie - uśmiechnął się. Pobiegłam w stronę Marka. Joe wykopał piłkę.

- Nie tak szybko! - rzucił Timmy. Wybił się po piłkę. Sorry, przyjacielu. Byłam szybsza. 

- Joe! - krzyknęłam. King znalazł się obok mnie.

- Co chciałaś? - on mnie rozbraja. Stanęłam jak wryta i zaczęłam się śmiać. Joe też stanął i śmiał się. Dziwne, że nikt nie odebrał mi piłki. Patrzyli na nas jak na wariatów.

- Dobra. Czas się zabawić - wzbiłam się w powietrze. Joe zrobił to samo. Kręciliśmy się w powietrzu, tworząc dwa wiry. Z tych wirów powstały smoki. Mój był niebieski, jego pomarańczowy. Piłka znalazła się między nami. Joe uderzył ją prawą nogą, a ja lewą. 

- Wejście smoka numer dwa! - krzyknęliśmy razem, gdy uderzyliśmy piłkę. Oba smoki zbiły się w jednego. Pomarańczowo-niebieski smok leciał w stronę Marka.

- Ręka Majina! - Mark wykonał swoje hissatsu. Nasz smok wbił się z impetem. Przebił się przez hissatsu. Mark leciał do tyłu. Raz, dwa, trzy! Nie upadł.


# oczami Marka#

Przebili się przez Rękę Majina! Co? Nie upadłem? Co jest?  Na czym się opieram? Smok? Nniebbieskki ssmokk?!? Trzymał mnie na grzbiecie. W pysku miał piłkę. Nie była w siatce. Nie ma gola. Postawił na ziemi. Poleciał do... Ash?!? Stała obok Joe'ego. Smok przyleciał do niej. Podał jej piłkę.  Staną za nią. Otworzył paszczę i zaryczał. Po czym rozbłysnął. Zmienił strój Ash. Była w 

Zielonej koszulce z krótkim rękawkiem, zielono-czarno-siwe legginsy, zielone buty. A teraz jest w 

Pomarańczowo-ciemnozielonej bluzie, ciemnozielonych spodenkach, pomarańczowych skarpetkach i niebieskich butach. Jakie ma długie włosy.  Zazwyczaj widziałem ją w tym jej koczku. 

- Celny - powiedziała i przybiła żółwika z Joe - Czekałam na to pięć lat.

- Skąd wiesz? - spytałem - Piłka nie znalazła się w bramce.

- Och Mark - uśmiechnęła się.


# oczami Ash#

- Och Mark - uśmiechnęłam się - Wasza kolej - podałam piłkę do Nathana. Patrzył na mnie ze zdziwieniem. Wybacz za to, że Cię okłamałam. Nie chciałam. Pobiegłam w stronę bramki. Dobra akcja wznowiona. Swift do Sharpa, Sharp do Eagle, Eagle do Dragonfly'a. Ocho, czyżby Smocze Tornado? Joe próbuje przejąć piłkę, bezskutecznie. Spoko luz przyjacielu. Ten strzał potrafię obronić. 

- Smocze! - krzyknął Kevin. Uderzył w piłkę.

- Tornado! - krzyknął Axel. Uderzył piłkę w powietrzu. Leci do mnie. Wyskok. Przechwyt lewą ręką. Mają chłopaki siłę. Już rozumiem, dlaczego mnie tu zapisaliście. Przewidzieliście ich drogi i plany. Kocham Was! 

- Myślałem, że zapomniałaś jak się broni.

 - Josephie Kingu, ja nigdy nie zapominam - przeczochrał moje włosy. Jak ja tego nie cierpię! 

- Joe! - nadymałam policzki.

- Ni wiesz rok przerwy to szmat czasu - ja kocham piłkę, a po za tym to jak jazda na rowerze tego się nie zapomina.

- Ruszaj się - kopnęłam piłkę i ruszyłam za nią.



Wróciłam wycieńczona i radosna do domu. Ja i Joe wygraliśmy 3:0!!! Jakie ich było zdziwienie z każdym straconym golem! Bezcenne! Padłam na łóżko. Sophie. No nic wstałam. Podeszłam do szafy. Wynalazłam białą bluzę z numerem piętnaście, czarne rurki, koszulę w czarno-czerwoną kratę, czarno-białe buty z Pumy, czarną czapkę z daszkiem i napisem :,, ONLY THE BALL COUNTS". Plecak, telefon, klucze, portfel. Nie ma mnie. (...) Szpital.

- Ash! - głos siostry jest dla mnie najpiękniejszym dźwiękiem na świecie.

- No Hej Yo! - usiadłam na krześle.

- Co słychać? - szkoda, że leży tu. 

- Ech... - tyle się dzieje, że głowa Ci pęknie! - Nic ciekawego. Spotkałam Joe'ego. Graliśmy trochę w nogę, gadaliśmy, to co zwykle.

- Wiesz, że w poniedziałek pójdę do szkoły! - pisknęła.

- Co? Już? Tak szybko? Ale ekstra! - jej bliźniaczki Sandler znów podbiją świat!

- W piątek idę do domu - łzy jej spływają po policzkach.

- Czego płaczesz? - ocieram jej słony potoczek.

- Ze szczęścia. Będę z Tobą, Ruthem, dziadkami - chwyciła mnie za rękę - Camilla też będzie za niedługo z nami - nagle drzwi się otworzyły. Wszedł lekarz.

- No, na dziś starczy już odwiedzin. Nie długo panienki się zobaczycie w o wiele przytulniejszym miejscu - rzekł.

- Do zobaczenia - wstałam - Do widzenia! - wyszłam. Jestem taka szczęśliwa. Mogliby już naprawić tę windę. Zbliżałam się do schodów, gdy nagle przede mną wyrósł chłopak.

- Axel! - przytuliłam się do niego.


# oczami Axela#

Tym razem mnie nie przewróciła. Jej ciasteczkowy zapach... Ach! 

- Cześć!

- Cześć!

- Co tutaj robisz?

- Byłam u Sophie. W piątek wychodzi.

- Bardzo się cieszę.

- Axel?

- Co? 

- Lubię Twój głos.

- Och! - uśmiechnąłem się - A ja kocham Twój zapach.

- No weź, bo będę wyglądać jak burak.

- I tak będziesz najpiękniejsza - odsunęła się ode mnie.

- Nieźle strzelasz, ale troszkę brakuje Ci mocy, jeśli chcesz możemy wspólnie potrenować, wymyślić nowe techniki.. 

- Dobrze, dobrze. Na razie nie przejmuj się tym - ucałowałem ją w policzek. Nie była zadowolona, że odmówiłem jej treningu.

- Dobrze - przez twarz przebiegł jej uśmiech - Do jutra.

- Do jutra! - stałem chwilę i patrzyłem jak odchodzi. Kocham Ash!


              | 1270 słów! Dziękuję za wszystko! Zapraszam do czytania! |

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro