Zabiję Cię, szmato!!!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       | Odcinek 08 ,,Przerażające Cyborgi'' |


# oczami Ash #

Już za dwa tygodnie zaczyna się turniej. Raimon musi wygrać. Idę do szkoły. Ostatnio zmieniłam środek transportu z autobusu na autonogi. Rozmyślałam nad wczorajszym spacerem. Rozpłakałam  się. Powiedziałam mu , że mi się podoba. Że podobają mi się jego oczy. Ma cudne brązowe oczy. Mogłabym się w nie wpatrywać godzinami. Dziś nie czekam na moście. Nie wiem czemu. Po prostu chcę jeszcze przeżywać wczorajszy dzień. Koło mnie stanęła czarna limuzyna. Otworzyło się tylne okno.

- Witaj, Ash - to Nelly.

- Cześć! - uśmiechnęłam się radośnie. Jestem naładowana pozytywną energią Axela.

- Czy możemy porozmawiać? - spytała.

- Oczywiście.


# oczami Axela #

Chłopacy wyciągnęli ze mnie informacje, które dowiedziałem się wczoraj. Oczywiście pominąłem pare faktów, takich jak jej łzy, jak tuliła się do mnie, czy jak powiedziała o moich oczach. Wolę to zostawić dla siebie. W szkole widziałem jak rozmawiała z Nelly. Gdy tylko dostrzegała , że na nią patrzę, na twarzy dziewczyny pojawiał się życzliwy uśmiech. Odpowiadałem na każdy jej gest, przez co kuple zaczynali się śmiać.

- Axel nam się zakochał! - czasem Jude mam ochotę Cię zfaulować.

- Ej no- Mark, boję się co powiesz - Bo jeszcze się jego miłość o tym dowie.

- A Nelly wie co do niej czujesz? - Evans zamilkł.


# oczami Ash#

- To o 16:00 - umówiłam się z Nelly na spotkanie. Wróciłam do domu zaraz po lekcjach. Przebrałam się. 

Wybrałma siwą bluzkę z długim rękawem, jasnoniebieskie jeansy, czarne trampki. Plecak, portfel, telefon, klucze, już w domu mnie nie ma.


# oczami Marka#

- Cześć, Celio! - przywitałem się z jedną z naszych menadżerek. 

- Cześć - dyszy jakby przebiegła maraton - Drużyna Golden Stars prosi Was o rozegranie meczu towarzyskiego dziś o 16:30!!!

- Ekstra! - wykrzyknąłem.

- Mark - zwrócił się do mnie Bobby - To nie za szybko. To znaczy, o to mi chodzi, że oni nie mają czasu się przygotować.

- Ta drużyna wygrywa Turniej od kilku lat - powiedział Tod.

- Tym bardziej zmierzmy się z nimi! - chcę zobaczyć jak grają! 

- Wygramy z nimi bo mamy Rękę Majina! - Timmy ma rację. Jesteśmy bezpieczni.

- Zagramy z nim na boisku nad rzeką! - jestem zadowolony z faktu meczu.


# oczami Rutha#

- Tak jak przypuszczałem - zrobiłem zadziorny uśmiech gdy Fabbio przyszedł z informacji o meczu nad rzeką.

- Te pomioty nie wiedzą co robią - Eq [czyt.Eku] ma rację.

- To zły pomysł, Ruth - powiedział Alonso.

- Ty lepiej pilnuj bramki. A z resztą, te cieniasy w ogóle nie dotkną piłki, więc cały mecz możesz przesiedzieć na ławce - to, że jesteś bramkarzem, nie upoważnia Cię do kwestonowania moich decyzji.


# oczami Jude'a#

Czekaliśmy na gości. Nadeszli. Stroje ich :

~Biała koszulka, z lewej czarny trójkąt, trzy żółte gwiazdy, czerwona otoczka przy szyji

~Czerwone spodenki

~Białe skarpety

~ Żółte buty.

Wyglądali dość nieprzyjemnie i nieprzyjaźnie. 

- Cześć! - Mark wyciągnął rękę do kapitana, lecz on nie odpowiedział na jego gest. Cofnął dłoń - Jestem Mark Evans.

- Ruth Sandler - rzucił. To jest brat Ash?

- Ej czy to brat Ash? - spytał Erik.

- Najwidoczniej... - odpowiedział Kevin.

- Zaczynamy? - spytał Ruth .

- Tak jak chcecie zacząć... - Mark miał jak najlepsze chęci.

- Nie musimy - uciął kapitan Golden Stars.

Ustawiliśmy się jak zawsze. Sędzią był Willy Axel podał do Kevina. Zaczęli biec w stronę bramki przeciwnika. Nagle zawodnik z numerem 12 podciął Kevina i zabrał mu piłkę. 

- Koniec tego dobrego! - zaśmiał się.

- Tyle dotykania piłki! - krzyknął numer 8.

- Jack! Nathan! Bobby! Tod! - krzyknąłem. 

- Daremne twoje trudy Sharp! - numer 3 popchnął mnie. Upadłem. 

- Złoty Taran! - krzyknął Sandler. On, numer 3 i 8 wykonali hissatsu. Każdy z nich uderzył piłkę trzy razy. Złoty młot rozbił naszą obronę! Teraz wszystko w rękach Marka! 

- Ręka Majina! - Mark użył najlepszej techniki. Piłka przebiła jego hissatsu!!! Mark wleciał w bramkę razem z piłką!!!

- Ha ha ha!!! - wszyscy oprócz bramkarza śmiali się.

- No twoje techniki tak jak sądziłem są do niczego - powiedział bez emocji Ruth.

- Mark - podszedłem do niego z Axelem.

- Nic Ci nie jest? - spytał Blaze.

- Nie - Mark podniósł się - Nie jestem do niczego!

- Evans, Evans, Evans - zaśmiał się numer 6. To ten Mike Whrite!

- Mike - uciszył go Sandler - Nie sądzę...

- Obronię każdy Twój strzał! - Mark nie odpuści.

- Zobaczymy... - rzekł Ruth. Grali ostro. Co chwilę jakiś nasz zawodnik leżał na ziemi, a Mark wpadał w bramkę. Przegrywamy 29:0!!! Wszyscy leżymy. Nikt nie ma sił wstać. Mnie bolą plecy i nogi. Nie wiem, czy jutro będę normalnie chodzić... My jakoś się wyliżemy, ale Mark obrywał co chwilę. Teraz leży w bramce. Nie rusza się. Ruth podbijał piłkę.

- No i co Evans? - szydził kapitan.

- Ruth starczy - rzekł bramkarz. Jako jedyny nie śmiał się. Był poważny, lekko smutny. Stał oparty o słupek bramki.

- Zamknij się Alonso! - warknął Sandler - To, że jesteś bramkarzem, nie upoważnia Cię do kwestionowania moich decyzji!

Chłopak coś pomruczał pod nosem i odszedł z bramki.


# oczami Ash#

Poszłam z Nelly do kawiarni, a po tem na spacer. Gadałyśmy o wszystkim. O ubraniach, o makijażu, o muzyce. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie przedstawiła jej całego życiorysu, od białaczki, po wczorajszy dzień. Nelly też opowiedziała swoje życie. Dziŝ stała mi się bliska. Zostałyśmy przyjacółkami. Szłyśmy nad rzeką.

- Co czujesz do Axela? - Nelly wie jak na niego reaguję.

- Eemm... Ja... Yyyyy... - zamarłam.


# oczami Jude'a#

Ruth szykuje się do strzału na bramkę. Mark w niej leży!!! Nikt nie może się ruszyć.

- Ha ha ha! I co nikt ci nie pomoże - szydził Sandler - Lepiej wycofajcie się z turnieju.


# oczami Ash #

Axel! Mój brat! Chłopacy! Mark! Ruth szykuje się do Spadającej Gwiazdy! Przecież Markowi może się coś stać! Ruth... Braciszku... Wypuściłam plecak z ręki. Muszę coś zrobić! Muszę! Nelly stała w osłupieniu. 

- Ma...rk... - cichy, drżący szept wydostał się z jej otwartych ust. Nie no! Ruszyłam w stronę boiska.


# oczami Jude'a#

Sandler podbił piłkę w powietrze. Wyskoczył wysoko. Uderzył w piłkę. Piłka leciała, a za nią leciały gwiazdy i skry. Gdybym mógł coś zrobić... Co to???


# oczami Ash#

Tuż przy linii odbiłam się mocno. Mój brat już oddał strzał. Tak jak przypuszczałam. Udało mi się wbić w czas. Prawą nogą odbiłam strzał mojego brata. Wylądowałam idealnie. Mina mojego brata... To dziś się dla mnie źle skończy... Trudno... Przegiąłeś bracie!!! 

- ZABIJĘ CIĘ, SZMATO!!! - wydarł się na cały głos. Chyba nawet Wy to usłyszeliście? Nawet nieboszczyki zadrżeli!

- Ash, kochanie... - przyłożę Mike'owi obiecuję.

- Wynieś się z mojego życia! - też mam głos - Zostaw mnie w spokoju! 

- Zabiję Cię! - krzyczy Ruth.

- Ty , to Twoja siostra? - spytał numer 3, czyli Fabbio.

- Pożałujesz, że to zrobiłaś!!! - nie jestem głucha!

- I co mi zrobisz? Znów pobijesz? - muszę go rozwścieczyć. Odpuści mecz. Najwyżej w domu będę mieć piekło. Przeżyję. 

- Asssh - Ruth cedzi moje imię przez zęby.

- Wielki Ruth Sandler nie może przeżyć, że jego młodsza siostrzyczka przeciwstawia mu się - chłopcy powolutku się podnoszą. Uff...

- Zamknij się śmieciu! - standard, wyzwiska. Podbija piłkę. O! Złoty Taran. Obniżyłam środek ciężkości. Czas na Kły Bestii. Najwyżej będzie kontuzja. Ułożyłam ręce. Piłka pięknie wpadła w moje ręce. Spojrzałam na Marka. Opierał się na łokciach. Patrzył na mnie ze zdziwieniem. Kły Bestii to zakazana technika, ale skuteczna.

- Zapomniałeś, że potrafię zatrzymać każdy Twój strzał! - mój brat się wkurzył na maksa. No teraz to trzeba go wyprowadzić z równowagi.  Zaczęłam biec z piłką na nich.

- Mike, bramka! - o nie, nie braciszku. Nikt mnie nie powstrzyma. Carlos próbował mnie podciąć. Podskoczyłam z piłką między nogami. Ta ich dezorientacja  = bezcenna! Ominęłam pomocników. Obrońcy. Lewo, prawo, podskok, wyminięcie, prawo . Mike'uś teraz Ci przyłożę! Gwizdnęłam. Przyleciały pingwiny. Przywarły mi do prawej nogi. Uderzyłam z całej siły w piłkę. 

- Królewski Pingwin numer 1 ! - pingwiny puściły moją nogę. Leciały prosto do bramki. Mike trząsł się jak osika. Piłka z pingwinami trafiła w niego i wepchnęła w bramkę. Na twarzy pojawił mi się uśmiech. Obróciłam się. Za mną wyrósł Ruth. Przestraszyłam się i cofnęłam. Potknęłam się i upadłam. To był mój błąd. 

- Co? - ten uśmiech nie wróży nic dobrego - Taka byłaś odważna i co? - poczułam ból. Zwinęłam się w kłębek. Drugi kopniak w brzuch. Podniósł mnie za koszulkę. Zdzielił po twarzy. Rzucił mną o ziemię. 

- No Ash - kopnął mnie. Chwycił i podniósł - I co?

- Gdzie mój Ruth?  - wydobyłam głos z krtani. Dostałam z liścia. Splumnął mi w twarz. Rzucił mną o ziemię. 

- To nie koniec! - warknął i odszedł - Idziemy - rzekł do kumpli.

- Ale Ruth, druga połowa... - chwycił Fabbio za koszulkę.

- Powiedziałem IDZIEMY!!! - warknął. Cała drużyna poszła oddając mecz walkowerem 29:1. Leżałam chwilę. Podniosłam się. Wstałam na równe nogi. Otrzepałam się z kurzu. Wszyscy patrzyli na mnie. Jack, Tod, Timmy i Max siedzieli jeszcze na ziemi. Mark patrzył na Nelly. Ocierała jego krew. Taran zadrapał go trochę. Axel zbliżał się do mnie. Jude stał. Erik drapał się po karku. Nelly tylko wie o tym dlaczego się poddaję tym torturom. Czekam aż zrozumie. Ujrzy prawdę. Kiwnęłam głową na Nelly. 

- Zapomnijcie o tym co ujrzeliście - poszłam po plecak i poszłam.


            | 1583 słowa to kolejny rekord! Dziękuję diament11 ! Ten rozdział miał być ciut dłuższy, ale pod Twoim wpływem podzielę go na dwie części. Ash jest wstyd za brata. Tak poniżyć dziewczynę przed kumplami? Ruth! Do zobaczenia! |


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro