Rozdział 14. Wzburzone serce

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rodzice pojawili się w ciągu zaledwie pół godziny i wręcz naskoczyli na Jacoba i Piper, którzy czekali przed salą zabiegową.

- Ktoś w końcu wyjaśni, co to się dzieje? – warknął mężczyzna, a Jacob zauważył sińce pod jego oczami.

- Przecież mówiłem, że Matta operują.

- On nie żyję!

- Żyję, to trochę bardziej skomplikowane. I nie będę owijał w bawełnę w powiem wprost: przez cały czas mieliśmy pod dachem samego Inferno.

Małżeństwo spojrzało na siebie zaskoczone i przez dłuższą chwilę się nie odzywało. Dopiero matka przerwała tą niezręczną ciszę.

- Zaraz, zaraz, czyli chcesz mi powiedzieć, że wiedziałeś, że nasz Matt przez cały ten czas strzelał ogniem z rąk, biegał po dachach budynków i walczył z bandziorami? I nawet słowem o tym nie wspomniałeś?

- Byłem zdezorientowany, okej? Nie wiedziałem, co robić!

- Powinieneś nas od razu powiedzieć i my byśmy już twoim bratem porozmawiali.

- Bo na pewno, by wam to łatwo przeszło przez gardło, gdybyście byli na moim miejscu.

- WYSTARCZY! – Piper tupnęła nogą, przypominając o swojej obecności. – Nie będziemy teraz wnikać, kto jest winny. Zdrowie Matta jest teraz najważniejsze.

Jak na zawołanie, drzwi na salę się otworzyły i stał w nich lekarz. W dłoni ściskał gazę i leżący na niej srebrny, kwadratowy przedmiot wielkości znaczka pocztowego.

- I tu mamy przedmiot naszego zamieszania.

- Ten pizdryk? – jęknął Jacob. – Myślałem, że będzie większy. A, co z Mattem?

- Chwilę temu nasze pielęgniarki zdołały go niezauważenie przewieźć na sale pooperacyjną. Za godzinę powinien się wybudzić.

***

Matt zamrugał kilka razy oczami, żeby przyzwyczaić oczy do jakiegoś jasnego światła nad jego głową. Głowa go bolała tak, jakby ktoś potraktował go młotem pneumatycznym. Chłopak ostrożnie podniósł dłoń do skroni, gdy wtedy poczuł pod palcami szorstki bandaż. Dopiero po chwili zaczął też zauważać szczegóły wokół siebie. Po obu jego stronach były puste łóżka, a pod ścianami stało kilka szafek z opatrunkami. W nozdrza natomiast go uderzył charakterystyczny zapach szpitalnych środków czystości. Matt podrapał się po czubku głowy, próbując przypomnieć, co się stało.

No tak, przecież kilka dni po swoich urodzinach tak źle się czuł, że z trudem stał na nogach. Jedyne też, czego był pewien to, że najpierw stał przed całą klasą, próbując rozwiązać równanie, a potem był ciemność. Pewnie wtedy zemdlał, ktoś wezwał pogotowie i teraz tu leżał. To miało sens.

Chwilę później, Matt zerknął na szklane drzwi do sali i zobaczył za nimi rodziców, Jacoba i Piper. Chłopak miał dziwne wrażenie, że na widok dziewczyny jego serce zabiło nieco szybciej, ale od razu to wyrzucił z głowy.

Cała czwórka weszła do środka, patrząc na niego, jakby się bali, że zaraz się na nich rzuci. Matt ukrył zaskoczenie i próbował się podnieść, ale bez skutku. Spojrzał w dół i wtedy zobaczył, że był przywiązany pasami bezpieczeństwa.

- Co do?! – jęknął, wiercąc się.

- Matt? – do uszu dobiegł go głos Piper.

Chłopak podniósł na nią wzrok. Dziewczyna spojrzała na jego rodzinę, po czym wzięła spod ściany krzesełko i ostrożnie usiadł obok.

- Matt? Pamiętasz mnie?

- Co? Co to za głupie pytanie? Oczywiście, że cię pamiętam!

- Jak mam na imię?

- Piper, chodzimy do jednej klasy.

Dziewczyna wyraźnie westchnęła z ulgą.

- Całe szczęście. Baliśmy się, że już po tobie.

- Co? Ktoś mi może powiedzieć, co do jasnej anielki się tu wyprawia?!

- Niczego nie pamiętasz?

- A, co jest do pamiętania? Zemdlałem przed tablicą, bo się źle poczułem i tyle.

Jacob i Piper spojrzeli na siebie zaskoczeni, a wtedy Matt dostrzegł też wściekłe twarze rodziców. Coś było na rzeczy.

- To ostatnie, co pamiętasz? – spytał jego brat.

- A było coś potem?

- Matt... już wszystko wiemy – odparła Piper. – Wiemy, że to ty jesteś Inferno.

Serce Matta nagle zabiło tak szybko, że przez chwilę miał wrażenie, że odstanie zawału. Niby od kiedy wiedzieli? Ilu osobom już powiedzieli? Ech... będzie miał przechlapane.

- Młody, ja cię kiedyś widziałem, jak się rozbierałeś czy jak to tam nazywasz. Potem reszta waszych przejęła miasto, dodałem dwa do dwóch i wyszło mi, że byłeś wśród nich.

- Zaraz, co?! Czekaj! Ja nic nie pamiętam! Jak zajęliśmy miasto?

- No teraz wy zaczęliście rządzić czy ktoś, kto ma nad wami kontrolę, bo zachowywaliście się, jakby wam wyprano mózgi. Więc cię ogłuszyliśmy i zawieźliśmy tutaj, gdzie okazało się, że masz jakiś chip. Ale spokojnie, już go nie masz.

- Chip? – Matt zastanowił się przez chwilę, po czym pacnął dłonią w czoło. – Kurwa! Przypomniałem sobie. Parę dni jak zostałem Inferno i przeszedłem etap nowicjatu to coś mówili, że mi wszczepią, ale powiedzieli, że to tylko takie małe nadajniki na wypadek braku kontaktu. Szlag! Mogłem się domyślić, że Sent mi wciskała jakiś kit!

- Jaka Sent? – matka odezwała się po raz pierwszy.

- Moja przełożona, założycielka AŻS, Agencji dla, której pracowałem jako Inferno.

Wyraz twarzy matki nieco zelżał, ale ojciec dalej spoglądał wrogo na syna.

- Jak ty tam w ogóle trafiłeś? Dawali ci kasę? Nie wiem, może był jakiś seks lub alkohol? Może ćpałeś i w zamian za ,,pracę" dawali ci działkę?

- Co? Nie! To od tego wypadku, tamten facet był poprzednim Inferno i, gdy mu pomagałem wyznaczył mnie na swojego następcę. Bohaterowie często to robią, gdy są już jedną nogą po tamtej stronie, ewentualnie tytuł dziedziczy najbliższy krewny czy jakoś tak. Ale, co ja robiłem?

Piper wzięła jego dłonie w swoje.

- Nie teraz. Potrzebujesz spokoju. Wyjaśnię czy wszystko, gdy już będzie po wszystkim, obiecuję.

***

Matt został wypuszczony parę dni później i był zdezorientowany tym, co się działo. Gdy tylko opuścił salę w swoich ciuchach (Jacob mu powiedział, że ukrył jego strój Inferno w jego pokoju), został wepchnięty do samochodu i brat zmusił go, żeby trzymał głowę nisko. Natomiast przechodząc z pojazdu do ich domu, ojciec nakrył go zdecydowanie za dużym płaszczem i wręcz wepchnął do środka. Dla Matta wyglądało to jednocześnie komicznie i strasznie. Czuł się trochę, jak jakiś bandyta z ciężkim wyrokiem, który właśnie uciekł z więzienia, ale do jakiegokolwiek śmiechu było mu daleko.

Zamknął się w swoim pokoju i starał się o niczym nie myśleć, ale kilka chwil naprawdę błogiej ciszy, przerwało pukanie.

- Można? – spytał głos Jacoba po drugiej stronie.

- Wchodź.

Drzwi się otworzyły i jego brat usiadł na skraju łóżka.

- Dobre wieści młody, rodzice nie planują cię zabić i na razie najgorszą karą ma być wysłanie na Alaskę do wujka Jerry'ego.

- Jacob, nie mam nastroju na twoje żarty.

- Fakt, wybacz. A jak się w ogóle czujesz?

- Dziwnie, po prostu dziwnie.

- A Piper?

- Napisała do mnie chwilę temu, ale jakoś nie mam ochoty czytać żali i jej wywodów.

- Daj spokój, martwiła się o ciebie, chyba nawet bardziej od mamy.

- Przyjaźnimy się, to normalne.

- Na pewno?

- Co masz ma myśli?

Jacob przysunął się bliżej, położył dłonie na ramionach Matta i powiedział bez ogródek:

- Kochasz ją.

Matt z trudem ukrył rumieniec, ale nie drżenie rąk. Takiego tekstu w ogóle się teraz nie spodziewał.

- C-co? Mylisz się. Piper to tylko przyjaciółka.

- Tak to już wygląda chyba tylko w oczach rodziców. Ja jednak widzę jak na nią patrzysz od balu, a szczególnie po twoich nieszczęsnych urodzinach. Heh... nie wiedziałem, że kiedyś to powiem o tobie, ale ty szalejesz na jej punkcie.

Matt przygryzł wargę i spojrzał w dół. Chyba już nie miał ochoty na kolejne kłamstwa.

- Chyba masz rację, ech. Naprawdę ją lubię, wiele nas łączy i uwielbiam spędzać z nią czas. A jak zostałem porwany... to naprawdę przeraziłem się tym, że mógłbym już jej nigdy nie zobaczyć. Ale aż tak to po mnie widać?

- Nie, powiem ci nawet, że bardzo dobrze się ukrywałeś. Tylko... dlaczego?

- Po prostu boję się jej reakcji, okej? Zawsze starałem się robić przed nią pozory tylko dobrego kumpla i będzie widziała we mnie tylko przyjaciela. Jak jej powiem, że coś do niej czuję to może się wystraszyć lub mnie znienawidzić, a ja nie zniosę kolejnego zawodu! – Matt ukrył twarz między kolanami.

- Kolejnego?

- Proszę cię, nie teraz.

- Spoko, po prostu ja uważam, że ukrywanie się nie robi dobrze wam obojgu.

- A niby o na czym cierpi?

- Z niewiedzy. Chłopie, ona naprawdę chcę ci pomóc i zależy jej na tobie. Odtrącając ją, tylko robisz ją bardziej nieszczęśliwą, a chyba nie o to chodzi.

- Nie chcę, żeby przeze mnie płakała, ale... po tym wszystkim.

- Co było, a nie jest nie pisze się w rejestr! – Jacob potrząsnął bratem. – Ten chip to już przeszłość. Nie ma już bezdusznego Inferno, a jest ten słodki i ciapowaty Matt, którego wszyscy znamy i kochamy.

Matt machnął dłonią nad, którą pojawiła się mała kulka ognia.

- Tylko, że ten Inferno jednak dalej jest częścią mnie – obrócił płomień między palcami. – I... dzięki niemu zrozumiałem, że mogę nie być życiową fajtłapą.

- I dalej możesz taki być bez niego.

Matt zacisnął dłoń i zdusił płomień. Wtedy jego komórka znów zawibrowała na znak wiadomości. Jacob ruchem głowy zachęcił go, żeby odebrał. Młodszy z braci westchnął i odblokował ekran i wszedł w powiadomienia.

- Chcę się ze mną spotkać w parku niedaleko naszej szkoły. Muszę tam iść.

- Na pewno? Może lepiej zaproś ją tutaj?

- Nie. Masz jednak trochę racji, kocham ją i muszę jej to powiedzieć, sam na sam.

***

Matt tylko w pośpiechu przebrał się w bluzę Jacoba z kapturem i po pół godzinie był już na miejscu spotkania. Piper czekała w umówionym miejscu, na ławce przed małym jeziorem. Chłopak zauważył uśmiech na jej twarzy. Normalnie, by go to ucieszyło, ale teraz dominowały w nim jakieś złe przeczucia. Usiadł obok niej i przez chwilę wpatrywał się w nieruchomą tafle wody, która odbijała promienie popołudniowego słońca.

- Spokojnie tu – zauważył, podnosząc wzrok na wiszące gałęzie wierzb, które delikatnie kołysały się w przód i w tył.

- Lubię tu przychodzić, gdy chcę być sama ze sobą – odparła Piper, po czym parsknęła śmiechem. – Pewnie brzmię teraz jak jakaś pusta lalunia z marnych opowiadanek.

- Nie, skąd. Chyba każdy teraz potrzebuje spokoju.

- Spokojnie, już niedługo wszystko wróci do normy.

W głowie Matta zapaliła się czerwona lampka.

- Co masz na myśli?

- Och, tak, to wszystko jest dla ciebie nowe. Kilku naszych urzędników zdołało obejść blokadę wiadomości i wysłało prośbę o pomoc do Waszyngtonu. Podobno odpowiedzieli im od razu, że wyślą żołnierzy.

- Co?!

- Tak, kilka osób przycisnęło jednego gościa z waszego AŻS i podał lokację bazy, to na tej wyspie Temiko na morzu, kilkadziesiąt kilometrów od nas. Żołnierze mają zaatakować wtedy, gdy większość osób tam będzie.

- Ale oni... oni są pod kontrolą chipów! Nie wiedzą, co robią.

- Spokojnie, postarają się, żeby ofiar było jak najmniej.

Matt szybko podniósł się z ławki.

- W jakim ty świecie żyjesz?! Wystarczy, że jedna osoba pociągnie za spust i rozpęta się jatka. Nie wybaczę sobie jak oni zginą, nieświadomi, że to, co robią jest złe.

- Ale to cię już chyba nie dotyczy.

- Dotyczy! Może ja już jestem wolny, ale dalej mam tytuł Inferno – Matt zacisnął zęby i odwrócił się do dziewczyny plecami. – Piper – powiedział już spokojniej. – Wiem, jak to dziwnie zabrzmi, ale muszę wrócić do tej bazy jak najszybciej.

- Co?! Matt...

- Słuchaj, jest jeszcze nadzieja... Tam musi być coś, co wyłączy te chipy.

- Skąd wiesz?

- Po prostu to czuję, okej? Nie umiem tego inaczej wyjaśnić, bo prostu muszę tam wrócić.

Piper podeszła do niego i spojrzała mu prosto w oczy.

- Ale nawet jeśli tam wejdziesz to pewnie minie trochę czasu zanim one wszystkie się wyłączą. Do tego czasu mogą cię zastrzelić. To samobójstwo!

Matt westchnął, spojrzał w dół i ostrożnie złapała jej dłonie. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, a na jej policzkach pojawiły się bardzo delikatne rumieńce.

- Wiem, ale jest szansa i muszę ją wykorzystać. Jeśli jednak mi się nie uda to chciałbym zrobić jeszcze jedno...

Matt ostrożnie musnął palcami jej ramiona, po czym złapał twarz w dłoniach. Cały drżał i lęk przed bliskością dawał o sobie znać, ale... chłopak zignorował go. Chciał to zrobić. Pocałował ją.

Piper przez chwilę stała zaskoczona, nie wiedząc, co się dzieje. Matt, jej najlepszy przyjaciel, właśnie całował ją w usta... ale to było miłe. Jego wargi były takie ciepłe i miękkie. Od pierwszych dni Matta w szkole wmawiała sobie, że tylko się przyjaźnią, ale od, gdy wyszła ta cała sprawa z chipem i drugą tożsamością chłopaka, zrozumiała, że był o wiele bliższy jej sercu. Po prostu musiała oddać pocałunek i wpleść palce w jego włosy, ukryte pod kapturem. Heh... były tak przyjemnie miękkie, dokładnie jak to sobie wyobrażała.

Oderwali się od siebie dopiero po bardzo długiej, ale upojnej, chwili. Matt uśmiechnął się i mocniej zacisnął dłonie na jej talii, po czym wtulił głowę w ramię. Naprawdę tego potrzebował w, być może, swoich ostatnich godzinach. Z trudem się przekonał, żeby ją puścić, po czym nieco mocniej naciągnął kaptur.

- Na razie nikomu o tym nie mów, dobrze?

Zanim jednak Piper zdołała odpowiedzieć, Matt zniknął w jednej z parkowych alejek.

***

Okej, więc mogę już oficjalnie ogłosić, że następny rozdział będzie finałem całej historii, a po nim będzie już tylko epilog. Na ten moment chcę wam serdecznie podziękować za ten niemal trzysta wyświetleń (w momencie jak to piszę jest ich 299 XD). Ale mam wiele pomysłów, więc to konto śmiało można powiedzieć, że będzie w bogate w różne historię. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro