Rozdział 1. Znowu razem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mąż czule przytulił żonę.

- Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że w końcu mieszkamy razem – powiedział mężczyzna.

- Gdy tylko padła jakaś oferta to skorzystałam. To nie były duże pieniądze, ale byłam na to przygotowana. I znalazłam pracę jako sprzątaczka w biurowcu w centrum. Najwięcej problemów stanowiło znalezienie szkoły dla Matta.

- To i tak świetnie na początek.

Do pokoju wszedł starszy syn małżeństwa, Jacob, i położył jeden z kartonów na podłodze. Ojciec zerknął na syna.

- Jacob, gdzie jest twój brat?

Jacob zerknął za siebie i wyglądał na zaskoczonego. Podrapał się po głowie i zajął otwieraniem pudeł.

- Byłem pewny, że szedł za mną.

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka dosłownie wpadł siedemnastolatek. Jego szara bluza po bracie była lekko przetarta w kilku miejscach, a bandaże na rękach przekrzywione.

- Kto dał taki wysoki próg? – jęknął chłopak.

- Matt? – spytał ojciec. – Co ci się stało w ręce?

- Nic. Tylko zaliczyłem bliski kontakt z chodnikiem. Standard.

- Standard, wersja Matt – wtrącił Jacob z uśmieszkiem.

Młodszy brat zgromił go wzrokiem. Od informacji o przeprowadzce stał się jeszcze marudny, jeszcze bardziej niż zwykle, co było u niego dużym wyczynem. Jeszcze dwa lata temu Matt był jedną z najbardziej uśmiechniętych i pozytywnie myślących osób, jakie kiedykolwiek chodziły po ziemi, a teraz? Rodzina czasem myślała, że chyba podmienili im syna.

- Dobrze – matka starała się zachować promienny uśmiech. – Matt, przebierz się i może zrób coś z włosami. Chyba chcesz jakoś wypaść przed dyrektorem.

Chłopak nie odpowiedział i tylko poszedł na górę do swojego nowego pokoju.

- Mam nadzieję, że jest przygotowany – wtrącił nagle Jacob.

- Przecież nie ma problemów w nauce – odparła matka.

- Ja nie o tym. Po prostu słyszałem, że do Liceum Subtwall chodzą całkiem gorące sztuki. Tylko niech ktoś mu wcześniej powie, że z kieszonkowego alimentów raczej nie spłaci.

- Jacob! Nie mów mu takich rzeczy!

- Mamo, on zaraz skończy osiemnaście lat, a nie pięć. Chyba wie, co i jak. Muszę go tylko namówić na soczewki, bo w okularach mu będzie niewygodnie i będzie kicha, jeśli nie trafi.

- JACOB!

***

Matt nie miał żadnej tremy przed spotkanie z dyrektorem swojej nowej szkoły. Tak naprawdę mało go to obchodziło. Ciągle chodziły mu po głowie wymówki, by niepostrzeżenie się wyrwać i zdążyć na spotkanie z panią Sent, która miała mu zlecić pierwszą misję w mieście. Gdy razem z matką przybyli do liceum, dyrektor pan Sommer, czekał na nich przy wejściu. Uśmiechnięty, sprawiał wrażenie normalnego mężczyzny. Wysoki, z lekką nadwagą. Stary, sądząc po twarzy, ale nie aż tak bardzo. Na oko bardzo sympatyczny. Najpierw podał rękę matce.

- Dzień dobry, panie dyrektorze – odezwała się kobieta. – To mój syn, Matthew.

Dyrektor przyjrzał się chłopakowi po, czym wyciągnął do niego rękę.

- Dzień dobry – przywitał się z lekkim podekscytowaniem w głosie. – Cieszę się, że mogę cię w końcu poznać.

- Dobry – burknął Matt.

Trochę od niechcenia podał mu dłoń i lekko ją uścisnął. Dyrektor wbił wzrok w bandaże.

- Matt tylko się przewrócił tuż przed przeprowadzką – wtrąciła matka.

- W razie czego mamy wykształconego psychologa – odparł dyrektor, po czym znowu spojrzał na Matta. – Dużo słyszałem na twój temat.

- Co na przykład? – spytał chłopak, czując nieprzyjemny dreszcz na plecach.

Zawsze jak słyszał tekst: ,,Dużo słyszałem na twój temat" przyprawiał go o niepokój. Gdyby ktoś poznał jego tajemnicę to już mógłby kopać sobie grób lub zmienić nazwisko i wynieść się na drugi koniec świata.

- Słyszałem, że chciałbyś zostać lekarzem i, że interesują cię przedmioty ścisłe, a szczególnie biologia i chemia. Nasi nauczyciele prowadzą bardzo ciekawe zajęcia. Jestem pewny, że pokochasz naszą szkołę.

- Uhm.

- Chodźmy do mojego gabinetu.

***

Uczeń wpadł do klasy, gdzie reszta czekała na nauczyciela fizyki.

- Widziałem nowego! – krzyknął już na wejściu, podekscytowany.

- To ten, co ma do nas dojść? – spytała któraś dziewczyna.

- Pewnie tak. Na moje oko to tęgi łeb.

- A jaki był? – spytała inna, poprawiając swój brązowy warkocz i ciemnofioletowe okulary na nosie.

- Niestety nie widziałem dokładnie, ale sprawiał przyjemne wrażenie.

- Dla ciebie każdy sprawia przyjemne wrażenie – odparł jakiś chłopak. – Czyli od jutra mamy nowego kolegę.

Dziewczyna z okularami uśmiechnęła się na samą myśl o nowym. Nie licząc przedmiotów humanistycznych, najbardziej lubiła poznawanie nowych ludzi.

***

Pan Sommer głównie rozmawiał z matką Matta. Chłopak prawie w ogóle ich nie słuchał i oglądał gabinet. Zdecydowanie różnił się od tego należącego do pani Sent. Ten był jasny, wielkie okna za dyrektorem zdawały się łapać jak najwięcej światła. W środku było też mnóstwo lamp, a na ścianach wisiały zdjęcia uśmiechniętych uczniów trzymających różne trofea.

- Z całym szacunkiem – mówił dalej pan Sommer. – Zauważyłem, że urodziła pani syna w dosyć późnym wieku. Nie chcę wyjść na wścibskiego, ale przyznam, że to mnie zaciekawiło.

Matka lekko się uśmiechnęła.

- Nie ma problemu. Zresztą z narodzinami Matta jest bardzo ciekawa historia.

- Mamo! – jęknął Matt. – Nie musisz wszystkim opowiadać tej żałosnej historyjki.

- Ja jej z chęcią wysłucham.

Gdy kobieta zaczęła mówić, Matt znowu jęknął i zapadł się w krzesło.

- Otóż, ja i mój mąż marzyliśmy o dwójce dzieci. Niestety, po narodzinach naszego starszego syna, Jacoba, lekarze nie dawali mi zbyt dużych szans na ponowne zajście w ciążę. A, jakby się już udało to są nikłe szanse, że doniosę ją do końca. Owszem, ja i mój mąż dalej próbowaliśmy, ale było ciężko albo prędzej czy później poroniłam. Często było tak, że poroniłam i wtedy dowiadywałam się, że byłam w ciąży, bo nawet nie zdążyłam zrobić testu. W końcu odpuściliśmy. Jednak niedługo po dziewiątych urodzinach Jacoba ja i mój mąż, no nie ukrywajmy, poszliśmy do łóżka już tak po prostu, bez starań i dziewięć miesięcy później pojawił się Matt. Był jednak zdrowy, miał prawidłową wagę i wymiary, co mocno zaskoczyło lekarzy, którzy uważali, że urodzi się z jakimiś wadami lub chorobą.

- Widocznie los tak chciał – odparł pan Sommer. – Matt, chyba jesteś wdzięczny swoim rodzicom, co?

- Bardzo – odparł chłopak, ale w jego głosie wyraźnie można było wyczuć sarkazm.

Dyrektor przyglądał się przez chwilę chłopakowi w ciszy, po czym znowu starał się uśmiechnąć.

- Dobrze. Zatem Matt jutro pozna swoją klasę, a wcześniej nauczycielka go poprowadzi po budynku. Zatem nie pozostaje mi już nic innego jak powitać pana Evanta w Liceum Subtwall.

Matka zerknęła na Matta, który wpatrywał się w zegar.

- Matt – szepnęła kobieta.

Chłopak nie zwracał na nią uwagi.

- Cholera! Tak, też mi miło, ale mogę wyjść? Mam ważną sprawę do załatwienia.

Pan Sommer skinął twierdząco głową i Matt wybiegł z gabinetu, niczym błyskawica.

- Ja chyba też już pójdę. Mam jeszcze sporo spraw w związku z przeprowadzką – odparła matka chłopaka i skierowała się do wyjścia.

- Niech pani zaczeka! – dyrektor zatrzymał ją w połowie kroku. – Zauważyłem, że Matt wygląda, jakby go coś trapiło. Od zawsze taki był?

Matka westchnęła.

- To jest kolejna rzecz, o której Matt nienawidzi mówić i ja go w tym rozumiem.

Dyrektor położył swoją ciepłą dłoń na ramieniu kobiety.

- Może jakoś będziemy mu w stanie pomóc?

Kobieta znowu westchnęła.

- Cóż... Kiedyś Matt był bardzo radosnym dzieckiem, uśmiech praktycznie nigdy nie schodził mu z twarzy. W dniu piętnastych urodzin, Matt wracał do domu ze swojej starej szkoły, gdy był świadkiem wypadku samochodowego. Z tego, co wiem, jedno z aut wymusiło pierwszeństwo i z ogromną prędkością wjechało na skrzyżowanie, dosłownie kasując drugie auto. Matt pobiegł kierowcy na pomoc, ale było już za późno. Zmarł w jego ramionach. Początkowo nie sprawiał wrażenia, żeby tak to się na nim odbiło, ale kilka dni później zmienił się nie do poznania. Stał się markotny, ponury i rzadko wychodził ze swojego pokoju.

- Oh – mruknął dyrektor. – Rozumiem, to była rodzina lub bliski przyjaciel?

- Nie. To kompletnie obca osoba. Czasem obawiam się, że Matt zechce coś sobie zrobić, że wejdę któregoś dnia do łazienki, a on... - kobieta z trudem powstrzymywała łzy. – Przepraszam, nie chcę o tym mówić.

- Spokojnie. Przydzieliliśmy Matta do bardzo otwartej klasy, na pewno złapie tam z kimś kontakt i wróci ten wesoły chłopak, o którym pani mówi.

- Też na to liczę.

***

Matt pędził uliczkami, szukając miejsca, gdzie nikt go nie zauważy. W końcu schował się za starym śmietnikiem.

- Do ataku – powiedział pewnie.

Nagle chłopaka owinęły pasma pomarańczowego światła i zaczął się przemieniać. Szara koszula i ciemne spodnie ustąpiły miejsca żółtemu podkoszulku i brązowym dżinsom. Okulary zmieniły się w jasno pomarańczowe gogle z czerwoną oprawką, a zwieńczeniem całości była pomarańczowy płaszcz z ochraniaczami i z głębokim kapturem, który zasłaniał niemal cała głowę chłopaka.

W tej formie, sięgnął pod okrycie i wyciągnął linę z hakiem. Zamachnął się i zahaczył o krawędź zniszczonego bloku. Wspiął się po linie na sam szczyt i obejrzał teren. Miasto jak miasto, nic niezwykłego. Domy, bloki, ulice, czasem jakiś park i to. Wejście do metra, dokładnie o nim mówiła pani Sent. Matt bez problemu zeskoczył z budynku i zbiegł po schodach na dół. Metro akurat było remontowane, więc nikt postronny go nie widział, a robotnicy już skończyli dzisiejszą zmianę i następna zmiana będzie dopiero za parę godzin. Chłopak tylko musiał uważać na mnóstwo rusztowań, ale czuł się nawet swobodnie.

To uczucie jednak zniknęło, gdy tylko ujrzał panią Sent. Opierała się plecami o niepomalowana ścianę i miała bardzo nieprzyjazną minę.

- Spóźniłeś się – burknęła na powitanie.

- To tylko trzy minuty.

- trzy minuty. Ekipa zajmie się domem jutro, gdy twoi rodzice i brat będą w pracy, a ty w szkole.

- Jasne. Miasto na szczęście nie wygląda na duże, więc chyba nie będzie problemu.

- Wątpię, Inferno. Ostatnio dochodzą do nas wiadomości o niepokojących wydarzeniach na obrzeżach. Podejrzewam coś dużego. Dowiedzenie się czego można być największym osiągnięciem nie tylko w twojej karierze, ale i całego AŻS.

- No to nieźle, ale w takim wypadku nie powinniśmy się skupić właśnie na tych wydarzeniach?

- Nie – powiedziała stanowczo kobieta. - Pamiętasz Thundera?

- Tylko z widzenia.

- Wysłaliśmy go, by zbadał sprawę, ale parę dni później wysłali nam jego kciuk i krótką notatkę: ,,Tylko to z niego zostało".

Matt wzdrygnął się.

- Czyli mam chronić miasto i w razie jakiegoś ataku szukać informacji?

- Chociaż raz myślisz.

Matt z trudem powstrzymał się, żeby nie powiedzieć jakiejś cierpkiej uwagi, ale zrezygnował. Zaraz musiał wrócić do domu, by nie dawać rodzinie kolejnych powodów do opowiadania żenujących historyjek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro