Part 6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Emma

Moim oczom ukazała się piękna posiadłość z otaczającymi ją winnicami. Tak doskonale pamiętam to z mojego dzieciństwa, kiedy jeździłam do takich gospodarstw z dziadkiem. Nawet mu to wczoraj powiedziałam, kiedy byłam na cmentarzu przed pracą. Wiedziałam, że gdzieś mnie słyszy, a nawet byłam pewna że to on nakłonił Carla do zabrania mnie tutaj. Ból ich straty nadal tli się w moim sercu, ale mam wrażenie, że wszystko układa się co raz lepiej. Że Carlo jest moim oparciem, moją odskocznią. Chcę ten weekend pochłonąć w całości, chcę być tylko tutaj, chcę być tylko jego.

Słyszałam jego rozmowę z Veronicą, szłam zapytać go o ładowarkę do telefonu. Gdzieś zgubiłam swoją, a nie wiedziałam gdzie jedziemy. Wiem, że myśli o mnie poważnie. Mimo wszystko to dla mnie za szybko, czuję coś do niego, właśnie coś... Przede wszystkim mam nieodparte wrażenie, że jestem przy nim bezpieczna. Ale najpierw rozwód.

Złapałam łapczywie powietrze, kiedy podjechaliśmy na podjazd. Stresowałam się poznaniem jego matki. Wyszłam z samochodu wdychając zapach wina. Czas, żeby zapomnieć, a przywrócić wspomnienia.

- Witaj kochanie. – Otworzyłam oczy, a przed nimi stała drobna kobieta. Tuż koło pięćdziesiątki o kasztanowy włosach i brązowych oczach. Przytuliła mnie jakby znała mnie od wieków. – Pięknie wyglądasz.

Byłam trochę zszokowana jej zachowaniem.

- Dzień dobry. – Odwzajemniłam jej uścisk. – Jestem Emma, miło mi.

- Sophia, jestem mamą tych łobuzów. – Zaśmiała się wskazując na Carla. – Chodźcie do środka, zrobię wam kawy. A później muszę wracać do sadów.

Mama Carla zaprowadziła nas do ogromnej posiadłości. Białe mury, ozdobione drewnianymi ramami okien i ceglastą dachówką. Byłam tym tak zachwycona, że przez myśl nie przeszło mi zajmować głowę czymś innym.

- Skąd jesteś Emmo? – zapytała....., podając nam kawę. – Masz sympatyczny akcent.

- Mamo... - Carlo przerwał jej pytania. – Dopiero przyjechaliśmy.

- Daj spokój. – zaśmiałam się – Z chęcią odpowiem. Jestem Polką o włoskich korzeniach. Wychowałam się na takich winnicach, przebywałam tutaj u dziadka na wakacjach.

- O, proszę. – Sophia, upiła łyk kawy, wiedziałam że pytań ciąg dalszy. – Jak nazywał się twój dziadek?

- Alonzo De Rosa.

- Naprawdę? – Wyszczerzyła się w uśmiechu. – Był dobrym przyjacielem mojego ojca, znałam go doskonale. Ale to było jakieś piętnaście lat temu, ojciec zmarł jednak za młodo.

- Nie wiedziałam. – Pokręciłam głową. – Jeździłam z dziadkiem po takich gospodarstwach, ale was nie kojarzę.

- Być może. – Odstawiła filiżankę do zlewu. –Był tutaj z jakąś dziewczynką tylko raz, pewnie z tobą. Później mój tata zmarł.

- Przykro mi.

- Jeszcze będzie czas na rozmowy. – Pogładziła mnie po ramieniu. – Wracam do sadów, muszę sprawdzić dzisiejsze zbiory. Bawcie się dobrze, widzimy się na kolacji.

Pomachałam jej na dowidzenia. Carlo zabrał nasze rzeczy do pokoju, który był chyba jego dawną sypialnią. Duże łóżko, szafa na całą ścianę, kilka plakatów kasyn na ścianie, ogromy fotel rogu pokoju i duży telewizor. Tutaj było inaczej niż w jego mieszkaniu, bardziej swojsko i jasno. Chciałam skorzystać z toalety, ale poczułam się źle. Zrobiło mi się słabo, świeczki przed oczami zrobiły się ciemne, a obraz przede mną nie wyraźny. Osunęłam się o futrynę drzwi, nic więcej nie pamiętam.

- Pani Emmo. – Uśmiechnął się staruszek. – Wraca Pani do nas, to bardzo dobrze.

Przestraszyłam się. Głowa mi pękała i czułam się jakbym była bezwładna. Rozejrzałam się gdzie jestem. Nadal byłam w pokoju Carla, leżałam łóżku, a przy mnie siedział ten mężczyzna. Carlo stał tuż obok niego.

- Co się stało?

- Zemdlałaś. – Widziałam zmartwienie na twarzy Carla. – To jest nasz lekarz, Antonio. – Wskazał na staruszka. – Wezwałem go, kiedy poczułaś się źle. Nie mogłem cię dobudzić.

- Moja droga. – Zaczął. – Masz anemię i jesteś przemęczona. Wystarczy, że zobaczyłem twoje gałki oczne, które aż proszą się o cukier. – Zaśmiał się i wręczył mi receptę. – Dostałaś ode mnie kroplówkę z glukozą, a tutaj masz receptę na witaminy. – Nawet nie zauważyłam, że miałam coś wpięte w żyłę. – Poczekam, aż kroplówka się skończy. Pobrałem ci jeszcze krew i niech zgadnę, że nic dzisiaj nie jadłaś.

Analizowałam wszystko co powiedział ten lekarz. Faktycznie ostatni miesiąc był dla mnie wycieńczający, a już w szpitalu coś wspominali o niezbyt dobrych wynikach krwi. Kazali mi brać jakieś witaminy, ale wtedy nie miałam głowy się tym zająć.

- Dobrze. – Pokiwałam głową, wpatrując się w receptę. – Będę je brała.

- Zostawię was, pojadę szybko w między czasie do miasteczka, do laboratorium. – Staruszek wstał z łóżka. – Dajcie mi znać jak kroplówka będzie zbliżać się ku końcowi, powinienem zdążyć wrócić.

- Dziękuję. – wyszeptałam – Bardzo dziękuję.

Carlo odprowadził Antonio do drzwi i wrócił do mnie. Po jego minie widziałam, że nie jest zadowolony. Nie chciałam sprawiać mu kłopotów. Wtedy zajęłam się ręką i swoim stanem psychicznym, a zapomniałam o reszcie.

- Przepraszam. – Oparłam się o poduszki. – Nie chciałam sprawiać ci problemów, mieliśmy spędzić razem weekend.

- Em... - Wypuścił głośno powietrze. – Dlaczego nie jesz?

- Wiem, zaniedbałam to. – Było mi najzwyczajniej wstyd. – Ostatnio miałam bardzo trudny czas w życiu, zadbałam o rękę i głowę, ale zapomniałam o moich złych wynikach krwi.

- Rękę? – Jego surowy wzrok przeszywał mnie od środka. – Dobra nie ważne. Ale zacznijmy inaczej. – Wypuścił głośno powietrze. Nie psujesz nic w moim życiu, rozumiesz? Musisz zadbać o siebie, a raczej ja to zrobię.

- Ty?

- Tak. – Skinął głową. – Prześpij się, przygotuję ci obiad. Dzisiaj nie ruszasz się z łóżka, jasne?

- Ale...

- Żadne, ale. – Nie ważyłam się więcej sprzeciwiać, jego ton powodował u mnie ciarki na całym ciele. – Połóż się, obudzę cię jak kroplówka się skończy.

Pokiwałam głową i okryłam się prześcieradłem. Przytuliłam głowę do poduszki, a sen znurzył moje powieki.

Obudziłam się, kiedy półmrok ogarniał cały pokój. Rozejrzałam się dokoła, a obok mnie spał Carlo. Po kroplówce i doktorze ani śladu. Poprawiłam się na łóżku do pół siadu, starając się go nie obudzić. Spojrzałam na telefon, dochodziła dwudziesta. Cholera! Przespałam cały dzień. To miał być cudowny weekend, a już jeden dzień straciłam na spaniu, przez własne zaniedbanie. Czułam się lepiej, ale byłam zmięta jakby mnie coś przejechało.

- Jak się czujesz? – Carlo przekręcił się na bok i wdrapał się na moje uda. – Wyspałaś się?

- Przepraszam. – Wyszeptałam, czując się winna że zamiast dobrze się bawić śpimy. – Nie chciałam psuć nam weekendu.

- Ej, mała... - Ten jego pieprzony, przenikliwy wzrok skalany półmrokiem, błądził po mojej twarzy. – Nigdy więcej mnie nie przepraszaj.

Podniósł się do siadu i musnął moje usta.

- Nigdy więcej nie myśl, że coś psujesz. – Kciukiem zataczał kółka na moim ramieniu. – Lepiej się czujesz?

- Tak. – Mimowolnym odruchem, przeczesałam jego zmierzwione włosy. – Dziękuję.

- Wykupiłem twoje lekarstwa. – Przybliżył się do mnie, wskazując na reklamówkę leżącą na szafce nocnej. – Twoje wyniki są złe, musisz je brać regularnie.

- Będę.

- Oczywiście, że będziesz. – Nonszalancko się uśmiechnął. – Sam tego dopilnuję, ale najpierw muszę cię nakarmić.

- Ale ja nie...

- Żartujesz, prawda? – Czułam jak zaciska szczęki. – Nie jadłaś nic cały dzień, nie licząc kroplówki. Zrobiłem obiad, zaraz ci odgrzeje. – Wstał z łóżka. – A mama upiekła ciasto, zaglądała do ciebie kilka razy.

- Naprawdę? – Kurwa, nikt nigdy o mnie się tak nie martwił. Oprócz ojca i dziadka. Czułam się zakłopotana. – Przekaż jej proszę, że czuje się lepiej.

- Jasne.

Czułam się nieswojo, zapomniałam już jak to jest dbać o kogoś, a raczej jak ktoś dba o ciebie. Mogłam zapomnieć o tym przy moim mężu, a ciągłe zabieganie o niego stało odbiło mi się czkawką. Chociaż Carlo uważa, że należę do niego, ja nie mogę przełamać tej granicy choćby ze względu na rozwód. Ale ten weekend będzie należał do nas.

Chciałam wstać i pójść do łazienki, ale jak szybko zrobiłam krok, tak szybko wróciłam do łóżka. Byłam nadal słaba, a w głowie mi wirowało. Oparłam się o poduszki i popadłam w zapomnienie. Od tej chwili mój ostatni rok życia nie istnieję, korzystam z chwili, korzystam z niego.

Po chwili wyrwał mnie dzwonek telefonu. To Veronica.

- Jaja sobie robisz? – Wrzeszczała do słuchawki. – Nie zamierzałaś mi powiedzieć?

- Ale czego?

- To, że jedziesz do Polski. – fuknęła – Utłukę gościa jak psa, będziesz szukała nekrologu w gazetach. Zginął z ręki kobiety albo nie! Przerobiła ego fiuta na makaron dla psów.

- Ej wyhamuj. – syknęłam – O czym ty mówisz?

- Zostawiłaś komputer w salonie na stoliku. – westchnęła – A chciałam zjeść pizzę i kiedy go ruszyłam, wyświetliła się rezerwacja biletu na przyszłą sobotę.

- Nie zdążyłam ci powiedzieć, że sprawa rozwodowa jest w przyszły poniedziałek. – odchrząknęłam – Ale ochłoń, jadę tam sama.

- A za huja nie.

- Ver! – Musiałam ją sprowadzić na ziemię. – Muszę sama się z tym zmierzyć, a po drugie nie chcę żeby Carlo się dowiedział.

- Carlo, Carlo... - Przedrzeźniła mnie. – Kolejny kutas staje między nami.

- Ver! – warknęłam – Uspokój się. Co z tobą nie tak??!

- Dobra już dobra. – Wypuściła głośno powietrze, oczami wyobraźni widziałam jej wkurzoną minę. – Po prostu nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził. I jemu też nie ufam.

- Ver. – Wiedziałam, że chodzi jej o Carla. – Poradzę sobie i nie jestem sama. Wiem, że mam ciebie. – westchnęłam – Czeka mnie ciężki weekend, ale muszę stawić temu czoła. W Polsce będzie ze mną Alex i adwokatka, a tutaj jesteś ty i Carlo.

- Niech ci będzie.

Mogłam się założyć, że nadąsała się jak mała dziewczynka.

- A jeśli chodzi o Carla, wiem co masz na myśli. – odchrząknęłam – Przy mnie zachowuje się całkiem inaczej, ale jestem ostrożna.

- Okej. – sapnęła – Wracam do pracy.

Rozłączyła się. Kocham ją, ale to wariatka z piekła rodem. Mam nadzieję, że znajdzie mężczyznę, który ostudzi jej temperament i przekona do płci męskiej. Porozmawiam z nią jak wrócę. Od kiedy sparzyła się w związku, każdy kto ma fiuta jest jej wrogiem.

Odpisałam jeszcze na wiadomość Alexowi, potwierdzając mój przyjazd i Petrowi. Cały czas pracował w kasynie, ale byłam ciekawa jak to wszystko będzie teraz wyglądać z całą siecią jego zabezpieczeń. Wiem, że Carlo miał monitoring, ale jeśli Petro odpalił swój sprzęt to będzie dopiero cyber bezpieczeństwo najwyższej rangi. Chociaż mam przeczucie, że jego tryb imprezowicza odpali się szybciej niż przypuszczałam i mim to nie zawali tej roboty.

Po chwili do pokoju wszedł Carlo, ale po jego minie wyczułam, że jest wściekły. Przyniósł tacę, dosłownie wypchaną jedzeniem. Postawił ją na środku łóżka, bez słowa.

- Stało się coś?

- Odezwał się nasz informator, właśnie dzwonił mój brat. – Przeczesał włosy, tak jakby miał je wszystkie wyrwać. – Wie, że ta substancja jest w rękach kobiety.

- Informator?

- A tak, przepraszam. Nie wyjaśniłem ci wszystkiego. – Usiadł na skraju łóżka. – Leonardo, informator. W wielkim skrócie, gość zamieszany w mafię, który chciał nas wyrolować, ale Massimo się tym zajął. Niedawno wyszedł z pierdla i teraz on miał się dowiedzieć, co dzieje się na mieście. – westchnął – Jednak problem w tym, że na liście mamy trzy kobiety i jednego mężczyznę. Udało nam się dopiero sprawdzić jedną kobietę. – Przeczesał po raz kolejny swoje włosy. - Wiesz przecież, że te dane są ściśle chronione. W niedzielę Massimo tutaj przyjedzie i wyjaśni nam resztę.

- Rozmawiałeś o tym z Petro? – Sprawa jest bardziej zagmatwana niż mogło by się wydawać. – Mówiłam mu już o tym, ale możesz mu przypomnieć. Na pewno pomoże.

- Tak. – Skinął głową. – Obiecał mi, że pomoże wgryźć się w sprawę, ale dopiero jak zamontuje wszystkie zabezpieczenia. Mam nadzieję, że w poniedziałek zaczniemy działać na pełnych obrotach.

- Myślę, że tak. – Przesunęłam się w jego stronę. – Ja też pomogę, jak tylko będę umiała. Ale teraz, nie myślmy o tym. Niech ten czas będzie tylko dla nas.

Miałam wyrzuty sumienia, prosiłam go o czas, a sama podjudzam jego pragnienia. W środku toczyłam bitwę pomiędzy moralnością, a swoimi uczuciami. Pragnęłam go całą sobą, ale przecież obiecałam sobie poddać się losowi i ten weekend zostawić tylko dla nas. Dlatego niech poniosą nas nasze żądze i namiętności.

Wdrapałam się na jego kolana, czując ten jego cholernie podniecający zapach perfum. Musnęłam jego idealne usta, wilgotnym pocałunkiem. Siadłam na niego okrakiem, patrząc prosto w jego oczy. Chcę być twoja tu i teraz. Moje nie zbyt dobre samopoczucie odeszło w zapomnienie, pożądałam tego mężczyznę.

- Chcę ciebie, na tamtym fotelu. – Szepnęłam mu prosto w jego otwarte usta. – Jestem tylko twoja.

Jego wzrok zapłonął. Jednym ruchem dłoni podsadził mnie do góry i przeniósł pod fotel. Postawił mnie tuż przed nim, wpatrując się w moje ciało. Powolnymi ruchami ściągał moje ubrania, składając przy tym na każdej części ciała pocałunek. Przyjemny dreszcz oblał moje plecy. Dłońmi gładził moje ciało, rozkoszując się jego widokiem.

Pieprzyć to! Rzuciłam się na niego, zdzierając z niego ubranie.

- Em, doprowadzasz mnie do szału.

Oblizałam usta, przygryzając wargę. Pchnęłam go na fotel, klękając przed jego kutasem. Wbiłam paznokcie w jego uda. Jego męskość idealnie dopasowała się do moich ust. Rozkoszowałam się każdym jego centymetrem, wirując językiem wokół jego napiętych żył. Głęboki, gardłowy jęk wypadł z jego ust. Z każdym ruchem moje pożądanie tego mężczyzny wzrastało, czułam jak jego mięśnie spinają się przy każdym ruchu języka. Chwycił moje włosy, owijając je sobie wokół nadgarstka. Nie przyspieszył, a zgłębił moje ruchy. Chciałam się nim dławić, chciałam go poczuć. Wiedziałam, że jego orgazm jest co raz bliżej, ale nie pozwolę na tak szybkie zakończenie tego wieczoru. Przygryzłam jego męskość, opuszczając jego kutasa.

Usiadłam na nim okrakiem, całując oszalałe jego szyję. Wbiłam się na niego, poruszając się w rytmicznym tempie. Jego kutas idealnie wypełniał moje ciało, a moja cipka ochoczo pragnęła jego męskości.

Nasze odgłosy było słychać w całej posiadłości. Powietrze stało się ciężkie, a nasze ciała obijały się w dźwięcznej muzyce namiętności. Skalany w półmroku pokój, stał się naszą świątynią intymności. Tylko ja i on, umięśniony pełen pragnienia mężczyzna.

Zniżył się do moich piersi, drażniąc językiem moje sutki. Z każdą sekundą, wiedziałam, że nie udźwignę naszego pożądania. Przycisnął dłońmi moje plecy, zbliżając nas do siebie. Przeniosłam swoje pieszczoty na jego ucho, ssąc jego płatek.

- Kurwa Em...

Carlo złapał moje pośladki, odbijając na nich swoje dłonie. Przyspieszył moje ruchy, wzniecając nasze doznania. Fala orgazmu szła niczym tornado, pobudzając naszą namiętność. Odchylił głowę, opierając o ścianę. Jego ostatni ruch, zalał nasze ciała ciepłem. Zdyszana padłam na jego klatkę, wsłuchując się w bębniący rytm serca.

Po chwili kiedy udało mi się wyrównać oddech, zeszłam z jego kolan. Zrzuciłam na siebie jego koszulkę i musnęłam jego wargi.

- Jesteś diablicą w skórze anioła. – Pociągnął mnie za rękę, a ja wylądowałam z powrotem na jego kolanach. – Oszaleje przy tobie.

- Mam nadzieję, że w dobrym znaczeniu tego słowa.

- Najlepszym. – Rzucił tym cholernie seksownym uśmiechem. – A teraz zmykaj coś zjeść. Nie wypuszczę cię stąd dopóki nie zjesz wszystkie i nie weźmiesz leków.

- A może ja wcale nie chcę stąd wychodzić?

- Nie prowokuj mnie. – Ściągnął mnie ze swoich kolan i wymierzył mi siarczystego klapsa. – Już, do łóżka.

Zachichotałam jak rozwydrzona księżniczka i pobiegłam do łóżka. Carlo poszedł do łazienki, a ja zabrałam się do jedzenia. Za nim wrócił do pokoju, zjadłam dwa naleśniki i pucharek owoców. Odłożyłam tacę na podłogę i okryłam się kocem. Faktycznie tutaj noce są chłodniejsze. Carlo wrócił ze szklanką wody, a jego widok sprawił, że znowu zrobiłam się mokra. Przewiązany tylko ręcznikiem i mokrymi włosami zaczesanymi do tyłu, wyglądał jak młody bóg.

Kątem oka spojrzał na tacę. Uśmiechnął się i podszedł do mnie ze szklanką wody. Odłożył ją i wziął torbę z wykupionymi witaminami. Zwinnie wybrał odpowiednie na wieczorną porę, spoglądając na kartkę którą zostawił lekarz.

- Poradzę sobie. – szepnęłam – Mogę sama?

- Zapomnij. – Odpowiedział z przekąsem. – Będę cię pilnował z każdą tabletką, aż skończysz wszystkie.

- Trzymam za słowo.

- Szkoda, że nie za coś innego. – Wymruczał pod nosem. – Co powiedziałeś? – Słyszałam doskonale każde słowo.

- Zjedz tabletki. – Uśmiechnął się i położył mi na ręce kolorowe tabletki. – I popij wodą.

- Dobrze Panie Surowość.

Zrugał mnie swoim wzrokiem i poczekał aż połknę witaminy. Pchnął mnie na łóżko i znieruchomiał, kiedy zauważył że jestem tylko jego koszulce.

- Kurwa, Emmo. – wydyszał – Nie możesz tak chodzić kiedy chcesz.

- Oczywiście, że mogę.

- Nie. – syknął – Bo inaczej wypieprzę cię w każdy możliwy sposób.

- A może ja tego chcę? – Padło mi na łeb. – Pragnę cię.

Zwilżył moje usta swoim pocałunkiem.

- Jesteś słaba i blada. – Szkoda, że w tym momencie tylko on jest rozsądny. – Nie ruszamy się dzisiaj już z łóżka. Musisz zadbać o siebie, to nie są żarty.

- Dobrze.

Miał rację, moje serce biegło jak rozpędzone stado koni. Ręce trzęsły mi się jakbym była na głodzie alkoholowym, a seks osłabił mnie jeszcze bardziej. Ale moje pożądanie tego mężczyzny wzięło górę. Ułożyłam się wygodnie w łóżku, a Carlo ubrał luźne dresy i dołączył do mnie.

- Masz ochotę na jakiś film? – Oparłam głowę na jego klatce, a on pogładził moje włosy. – Może coś wybierzesz?

- Chcę oglądnąć twój ulubiony film, może jakąś komedię?

- Jasne.

Carlo odszukał jakąś włoską komedię, której nie znałam. Wtulił mnie w siebie i okrył nas kocem. Gładził kciukiem moje policzki, szyję i bawił się kosmykami włosów.

- Wiesz... - wyszeptał – Chyba naprawdę się w tobie zakochałem.

Wpadłam jak śliwka w kompot. Carlo nie może wyjść z mojej głowy od pierwszego spotkania, ale takie wyznania w ciągu kilku dni, sprawiły że boję się jego uczuć. Nie, ja boję się własnych uczuć. Kurwa... Mam rozwód na głowie wraz z nowo poznanym mężczyzną, do którego uczuć zaczynam się przekonywać. W głowie mam większy rozpierdol niż mogłabym się spodziewać.

Nie odpowiedziałam, wtuliłam się w niego a on objął mnie swoimi rękami. Nie mogłam go oszukiwać, muszę poczekać ten cholerny tydzień, aby znów poczuć się wolna. Na takie deklaracje przyjdzie jeszcze czas. Właśnie, ten cholerny czas...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro