16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ktoś na mnie czekał. Ktoś, kto chyba bardzo się za mną stęsknił. Ktoś, kto nie mógł powstrzymać się od uściskania mnie.

Jane Roe.

Wyglądała inaczej. Miała związane włosy w kitka i strój przeciętnej nastolatki. Jednak maska pozostała.
- Zmieniłaś garderobę! - zaśmiałem się.
- Podoba ci się?! - obróciła się, abym mógł ją zobaczyć w całości.
- Mamy święta...? Którego mamy?
- Żadne święto, Dylanie. Tak się obudziłam kilka dni temu.
- Obudziłaś? - przecież ona nie śpi.

Położyłem i przeciągnąłem się na łóżku. Chyba mniej interesowała mnie historia Jane Roe, niż rozmyślanie o słodkim pocałunku Zoey.
Była taka inna. Nie poznałem jej jeszcze od tej strony. To w ogóle był przypadek! Nie wiedziałem, że będzie tak nastawiona. To był przypadkowy moment.

- Dylan? Dylan słuchasz mnie...?!
- Co?! Tak!

Spojrzałem na czarnowłosą postać. Patrzała na mnie z rozbawieniem i pogardą. Po chwili położyła się obok mnie.
- Widziałam was - zaczęła. - Ale nie sądzisz, że to za szybko? Przecież dopiero kilka dni temu znalazłeś Leile....

Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Wstałem i złapałem pierwsze co leżało pod moją ręką. Nie było to dużo...
Moje drzwi powoli się otworzyły, a do środka wszedł Matthew. Spojrzał na mnie i złapał się za pierś, podskakując.

- Jezu! Spokojnie to tylko ja... Ej! - spojrzał na moją rękę. - To mój długopis!

- Chciałeś mu zrobić krzywdę długopisem...? - zapytała zirytowana Jane. Ja wzruszyłem ramionami.

- Przywiozłem pizze, zejdziesz? - chciałem odmówić, ale mój żołądek się odezwał. - To znaczy tak.
- Ja...
- Dylan, proszę... Nie dzisiaj - spojrzał na mnie oczami biednego szczeniaka.

Skinąłem głową i wyszedłem z pokoju za nim. Zeszliśmy na dół i usiedliśmy do stołu, łapiąc się za pizze. Moja ulubiona. Kupił moją ulubioną...
To nic nie zmienia.

- Dzięki... - zarzuciłem.
- Jasne - uśmiechnął się. - Jak tam u ciebie?

Jest miły, nie mogę być wredny.
- Lepiej. Mam problemy ze snem, ale to nic... A u ciebie?
- Twoje leki się skończyły?
- Taa... 
- Mogę ci załatwić - zaproponował.

To może być podchwytliwe, ale po co? Mam się zgodzić? Chcę spać. Potrzebuję tego. Przyjrzałem się mężczyźnie.
- Byłbym wdzięczny.

Spędziliśmy trochę czasu w ciszy, skupiając się na jedzeniu.
- Dylan z czystej troski o ciebie, zapytam czy chciałbyś porozmawiać o tym co zaszło?
- Nie chce.
- Dylan...? - spojrzałem groźnie. - Jakbyś zmienił zdanie, mam dobrych znajomych, którzy chętnie ci pomogą.
- Dzięki - wstałem i odniosłem talerz. - Za pizze też - skierowałem się na górę.
- Pogrzeb jest jutro o 13...

Stanąłem jak wryty i lekko się obejrzałem. Pokiwałem tylko głową i opanowany wspiąłem się po schodach w górę, zatrzaskując się w pokoju. Oparłem się o zamknięte drzwi i zsunąłem się po nich jak po zjeżdżalni. Złapałem się za głowę i zacząłem płakać.

*

- Nie chce tam iść - zirytowany zakładałem czarny krawat.
- Musisz tam iść, bo była twoją przyjaciółką. Jednak jeżeli nie chcesz... Nikt cie nie zmusza.

Ręce Jane Roe złapały mnie i odwróciły do siebie. Położyła dłoń na mojej piersi i spojrzała mi w oczy.
- Każda decyzja zależy od ciebie, niezależnie co mówią inni - lekko się uśmiechnęła.
- Pójdę. Jestem jej to winien.

Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Ominąłem dziewczynę i zbiegłem po schodach, otwierając wejście. Wyjrzałem, rozglądając się po obu stronach, nikogo nie było. Spojrzałem na wycieraczkę i zobaczyłem średniej wielkości pudełko. Było zapakowane w ładny papier z kokardką na górze. Zaadresowany do mnie.
Podniosłem je i zaniosłem do mojego pokoju.
Nie miałem czasu na rozpakowanie dlatego rzuciłem je na łóżko i wróciłem do lustra próbując idealnie zawiązać krawat. Nie byłem w tym specem... Zazwyczaj pomagała mi w tym Leila.

- Ja to zrobię - powiedziała Jane kładąc swoje drobne palce na moim krawacie.

Zawiązała go szybko, zręcznie i perfekcyjnie. Podziękowałem jej całusem w policzek.
- Jane tak z czystej ciekawości... Dlaczego mogę cię dotykać? - dziewczyna lekko się uśmiechnęła. Stanęła na palcach i zbliżyła się do mojego ucha.
- Bo jesteśmy połączeni - szepnęła przerażająco.

Przeszły mnie dreszcze, ale nie dałem tego po sobie poczuć. Jak głupi się uśmiechnąłem. Wziąłem swoją marynarkę.
Połączeni? Jak?! Ja nigdy nie widziałem jej twarzy!
Kiedy dziewczyna stała bezczynnie i obserwowała moje ruchy, przyjrzałem się dokładniej jej twarzy.
Ominąłem ją i zszedłem na dół, ona podążyła za mną. Wyjąłem telefon i wybrałem kontakt.

- Mamo...? Jadę na pogrzeb z Ian'em, potrzebuje kogoś kto mógłby mnie odebrać. Suzie, jest wolna? Jak odsłuchasz będę ci wdzięczny.

Schowałem telefon do kieszeni. Przybliżyłem się do Jane Roe i położyłem ręce na jej twarzy, chwyciłem za końce jej maski i próbowałem ją zdjąć. Udawało się i udało się ostatecznie. Pozbyłem się jej maski i zobaczyłem twarz...
- Znam cię... Ale nie wiem skąd.

~†~
Zajrzałeś/aś to proszę zostaw jakiś znak ;) Komentarz lub gwiazdkę lub to i to, będzie świetnie ♥ xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro