22.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byłem prawie na miejscu. Lockwood nie jest daleko od Fireview, a tutejszy psychol, który prawie zabił mi przyjaciela... Ma równe szanse dotarcia do Nyssy co policja.

- Kim ty jesteś?!
- Dylan... To nie tak! Czułam, że muszę to zrobić...!
- Czemu tam się zjawiłaś?
- Poczułam mocną energie... Siła, która mnie przyciąga, wzmacnia mnie... Nie pierwszy raz ją czuje.

Zatrzymałem się za jakimś radiowozem i przedostałem przez funkcjonariuszy do karetki, która tam była. Dojrzałem brunetkę z niebieskimi oczami, która właśnie wychodziła pod opieką mojej matki. Rozejrzała się po wszystkich, aż usiadła na twardszej powierzchni i skuliła się biorąc w swoje ramiona kolana. Moja mama stała obok, nie wiedząc co się dzieje.
Normalny człowiek wybiegłby z tego piekielnego miejsca i błagał, aby już go zabrali, ale ona siedziała.

Zasłoniła ręką usta, a w oczach zebrały się łzy, podszedłem bliżej kiedy ta zaczęła przeraźliwie krzyczeć, mama kazała mi stanąć, a do niej podbiegł pielęgniarz. Kobieta odwróciła się i spojrzała na jednego z funkcjonariuszy, który mówił ze smutną minął. Mama też się zawiodła.
Moje ręce wykręcono do tyłu i założono zimne metalowe kajdanki.
- Masz prawo zachować milczenie. Wszystko co powiesz może być wykorzystane przeciwko tobie, rozumiesz - usłyszałem Dean'a..
- Co?! Dean! Co ty wyprawiasz?! - denerwowałem się. Ciągnął mnie do jednego z radiowozów. - Mamo!

*
Siedziałem w nie wielkiej celi. Noga ciągle podskakiwała, a palce pociły się w uścisku. Nie wiem co o tym myśleć... Szeryf nie przyszła, Suzzan zakazano wstępu, Dean sprawdził czy dalej siedzę.
Usłyszałem drzwi i zza rogu wyłonił się Matthew. Podskoczyłem do krat wieszając się na nich i dziękując, że jest ktoś znajomy.
- Matt!

Mężczyzna usiadł na krześle i patrzał na mnie dziwnym wzrokiem, którego nie mogłem odgadnąć. Czy smutek, czy złość, wstyd... Nie było to żadne z nich.
- Co robisz? Wyciągnij mnie stąd...
- Wiesz czemu tu jesteś...? - zapytał.
- Nie, może uraczysz mnie odpowiedzią?
- Mają dowody przeciwko tobie - zaśmiałem się, to absurdalnie. - Uważają, że jesteś tym psychopatą.
- A ty masz stwierdzić czy faktycznie tak jest...? - uniosłem brwi w zdumieniu.
- Tak, Dylanie. Przeszukali twój pokój znaleźli nóż z twoimi odciskami... Tą samą bronią zadano cios agentce Hathaway.
- To absurdalne... - odsunąłem się od krat z lekkim uśmiechem. - Skąd on tam się wziął? Przecież wiecie, że gdybym to zrobił straciłbym palce!
- Znaleziono też ciebie przy Ian'ie Hastings, również znaleźli twoje odciski. Działają bardzo szybko... - westchnął. - Czeka cię sąd - wstał i podszedł do krat. Odwróciłem się do ściany i zamknąłem oczy. Uważają mnie za psychopatę, czy to nie dorzeczne? - Zastanawia mnie jedno... Czemu to zrobiłeś? - zacząłem się śmiać.
- Czemu co...? Ja tego nie zrobiłem. Nie mógłbym... - opuściłem głowę do normalnej pozycji i odwróciłem się do ojczyma. - Nic nie zrobiłem! To nie mnie szukacie! - podszedłem gwałtownie do krat i zacząłem się drzeć. - To nie ja! Nie ja! Wypuście mnie! - szarpałem za kraty. Matt pokręcił głową i zmierzał ku wyjściu. - Mam alibi! Jane...! - przywróciłem jego uwagę.
- Kim jest Jane...?
- Widzę ją, rozmawiam z nią... Mieszka z nami!

Matthew zniósł wzrok i wyszedł. Zacząłem krzyczeć jak popapraniec... Uważają mnie za psychola i tak właśnie się zachowałem. Do pokoju wbiegł jeden z funkcjonariuszy i potraktował mnie paralizatorem. Facet, którego traktowałem z szacunkiem, nazywałem po imieniu właśnie poraził mnie prądem. I w tym właśnie momencie straciłem wszystko...

~†~
Czyżby Dylan? Tak sądzisz...?

Zajrzałeś/aś to proszę zostaw jakiś znak ;) Komentarz lub gwiazdkę lub to i to, będzie świetnie ♥ xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro