24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Masz gościa - powiedział pielęgniarz.

Pierwszy gość od dwóch dni... Zaszczyt. Musiałem poczekać, aż zapną mnie w kajdany i wtedy mogłem wyjść na widzenie. Traktują mnie jak prawdziwego więźnia.
- Stójcie! - kazał Howard. - Zdejmijcie te kajdany to nie więzienie - mężczyzna poklepał mnie po ramieniu. - Prawda...?
- Dzię... - zacząłem, ale nie dokończyłem.
- Zapnijcie go w kaftan - uśmiechnął się złowieszczo. - Nie było wcześniej uciekać... - szepnął mi na ucho.

Przeprowadzono mnie przez korytarz i posadzono w pokoju odwiedzin, wyprowadzono wszystkich i pozostawiono jedną osobę. Usiadłem na przeciwko niej w bezpiecznej odległości. Spojrzałem na agentów z Waszyngtonu.
- Mogą panowie wyjść? Nic mi nie zrobi... - poprosiła brunetka.
- Nie możemy odejść.
- Nic jej nie zrobię... - warknąłem.

Po dłuższym czasie proszenia ich o chwilę prywatności, w końcu ustąpili, jednak złożyli mi blokadę na nogach. Spojrzałem na dziewczynę.

- Kiedyś miałam wujka, nie był moim prawdziwym wujkiem, ale traktowałam go jak członka rodziny. Jest coś typu wojskowego - tłumaczyła, gestykulując rękoma. - Często był wystawiany jako informator. Wiązało się to z licznymi torturami... Byłam ciekawska, więc prawie zawsze opowiadał mi jak zachowuje się podczas takich akcji. Był niezawodny, wracał i przekazywał informacje. Nigdy nie skarżył się na ból, opowiadał, że go nie odczuwał... Nikomu jeszcze nie mówiłam o tym co się wtedy zdarzyło. Zabrali mnie z własnego łóżka, obudziłam się w jakimś dziwnym zimnym miejscu, wyobrażasz to sobie? Byłam sama w ciemnościach. Wystraszona. Pierwszej nocy ponownie mnie odurzyli, następnie ubrali w halkę, później do zamkniętego pokoju wrzucili węża. Grzechotnika... Mam lęk przed wężami, dostałam ataku paniki i znieruchomiałam na ziemi. Leżałam, a po chwili wąż zaczął pełznąć w moją stronę, nie mogłam krzyczeć, zaczęłam się dusić, aż ktoś wszedł i poskromił te zwierzę. Nie zdołałam zobaczyć twarzy, ale usłyszałam twój głos. Może dlatego, bo przy tobie czuje się bezpiecznie...? - spuściła głowę i patrzała się w swoje dłonie. - Robiono jeszcze inne rzeczy, ale nie chce o tym rozmawiać - uniosła głowę. - Parę miesięcy temu mój wujek zginął, ja przeżyłam... Bo się bałam i czułam ból - dziewczyna wstała i podeszła bardzo blisko mnie. - Czemu ja...? - szepnęła.

Spojrzałem na nią podnosząc w zdumieniu brew.
- A czemu akurat ja? Zapieli mnie w kaftan i kajdany... Takie coś widziałem tylko w filmach, a jednak... Czemu ja?

*
Zostawiono mnie w celi. Usiadłem na metalowym łóżku z cienkim materacem, wpatrując się we własne dłonie. Usłyszałem otwierane drzwi i plastikową tace z "kolacją", czyli papka. Wyzuta i wypluta na mój talerz.
Nie miałem siły spojrzeć na pielęgniarza, ale wiem, że nie był to Howard.
- Dzięki - rzuciłem.

Po mimo, że traktują mnie jak szmatę, mam jeszcze swoją kulturę...
- Nie ma za co, synu...

I drzwi się zamknęły. Głos tego mężczyzny był mi tak znany i tak długo niesłyszany, że nie wiem co właśnie się zdarzyło.
- Tato...? - podniosłem się i rzuciłem gwałtownie do drzwi. - Tato!!!

Mężczyzna się odwrócił, ale była to zupełnie inna twarz niż mojego ojca. Patrzałem w jego szare oczy, które miały być brązowymi.
- Przepraszam - bąknąłem i odsunąłem się od drzwi.

Małe okno zatrzasnęło się, a ja zostałem sam w ciemnościach, choć małe okienko stwarzało mi światło, było za kratami.
- Jak się trzymasz...? - zapytała Jane.
- Słabo... Cieszę się, że nie było cię tu kiedy...
- Wszystko widziałam - położyła mi dłoń na ramieniu, kiedy usiadłem.
- Przepraszam... - westchnąłem ciężko.
- Za co...? - pośmiała się dziewczyna.
- Za to, że miałem ci pomóc, ale wcale się do tego nie zbliżyłem...
- Myślę, że właśnie to robisz. Co jeśli to nie jest tylko twoja krucjata, a też moja? Myślę, że jesteśmy połączeni, Dyl.

Patrzałem w oczy dziewczyny, nie miały obranej barwy, jednakże nie sprawiały wrażenia nieswoistości. Teraz mogłem dojrzeć kolor złocistości. Zbliżyła się do mnie, ja do niej. To będzie dziwne...

Musnąłem jej lekkie usta. Oboje poczuliśmy coś typy żądzy do siebie. Po chwili ponowiłem swój pocałunek, tym razem bardziej go urozmaiciłem. Po dłuższej chwili musiałem się od niej odsunąć.
Czułem niedosyt... Chciałem jej więcej. Pragnąłem jej bliskości, chciałem znów poczuć jej zimno, które płonęło. Jej dotyk delikatny, a zarazem silny.
- Kim ty jesteś...? - wymruczałem niemalże w jej usta.

Nie dostałem odpowiedzi, a raczej upragniony pocałunek.

~†~
Nie wiem... Przepraszam jeżeli czujecie się nieswojo lub uważacie, że to było głupie 😕😢😊
Zajrzałeś/aś to proszę zostaw jakiś znak ;) Komentarz lub gwiazdkę lub to i to, będzie świetnie ♥ xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro