26.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie przedłużaliśmy. Z samego rana zaczęliśmy działać, Dean uzgodnił wszystko z DC* i mogłam oficjalnie brać udział w akcji. Już w nocy załatwiałam wszystkie potrzebne papiery dotyczące wyciągnięcia go z Stone House, ale ostatnią rzeczą, która jest tu potrzebna to podpis ojczyma Dylana.
- Cholera! - wrzasnęłam cicho.
- Co się stało?! - zbudził się Dean, który przysnął na kanapie.
- Śpij dalej... - poradziłam.
- O co chodzi? Pomogę ci - nadal leżąc na kanapie położył swoją rękę na czole i dochodził do siebie.
- Muszę porozmawiać z dr. Snow'em, musi podpisać papiery... - przerzuciłam dokumenty w inne miejsce na stoliku. - Facet ma pełne prawo do niego.
- Załatwię to - blondyn usiadł i złapał komórkę. - Im szybciej to załatwimy to szybciej wrócimy do domu... - i wtedy spojrzałam się na niego chyba z lekkim zawiedzeniem.

Ja wcale nie wiem czy chce wyjeżdżać? Nie chce zostawić Dylana, jednakże też zostawać w tym miasteczku. Spuściłam wzrok z partnera, aby nie zobaczył mojej reakcji. Wstałam i podeszłam do kuchennego blatu.

- Masz racje. Dom... - chyba długo nie używałam tego słowa. - Co z Caroline?

- Starałem się z nią kontaktować, ale... Odebrała, przezwała mnie "szmatą" i "laleczką" i się rozłączyła.

- Nap... - nie dokończyłam, słysząc rozmowę z ojczymem Dylana.

Wyciągnęłam swoją komórkę i napisałam treściwą wiadomość do Caroline State. Nie sądziłam, że dostane odpowiedź tak szybko. 

*
Usłyszałam dzwonek do drzwi o piątej nad ranem. Otworzyłam i zobaczyłam zmokniętą szeryf.

- Przyleciałam najszybszym samolotem.

Z tego co wiem, Car rozeszła się z Matthew. Nie miała prawa odwiedzać swojego syna w zakładzie, co było wręcz nie do pojęcia. 
Kiedy Dean spotkał się z matką Dylana widziałam starach w jego oczach i wypisane na czole "JESTEM MARTWY". Mój partner i zaprzyjaźniony sędzia z DC nie okazała się zbytnią wyrozumiałością i zwolnili natychmiastowo Caroline ze służby. A wszystko się dzieje, kiedy ja jestem w śpiączce... 

Po długiej nocy dostaliśmy wiadomość od sędziego oznajmującą o zwolnieniu Dylana z Stone House i pozbawieniu praw lekarskich nad pacjentem dr. Snow'a. Wystarczy tylko pójść z tym w odpowiednie miejsce.

*

Wpuścili mnie do sali chłopaka. Jako, że zostawiłam formalności dwójce nienawidzących się  -już - ludzi, ja udałam się do bruneta. Siedział zgarbiony na łóżku, wycieńczony i wystraszony, jego oczy były ogromne, jakby bał się je zamknąć. Podbiegłam do niego i objęłam, następnie całując go w głowę, wiedziałam, że mam mało czasu przed przyjściem innych. 

- Hej... - ujęłam twarz chłopaka, ale nie był do końca ze mną. - Dylan, spójrz na mnie! - zrobił jak kazałam. - Zabieram cię stąd. Już nikt cię nie skrzywdzi - zapewniałam go.

Patrzał na mnie niezrozumiałym wzrokiem. Uniósł dłoń i pogłaskał mój policzek. Uśmiechnęłam się, jednak nie spodziewałam się tego...

- Jestem ci naprawdę wdzięczny, ale... Kim jesteś? - mój uśmiech zrzęd.

- To ja, Zoey - bał się. - Agentka Hathaway... - uśmiechnął się szeroko.

- Znaleźliście ją? Czy Leila żyje?! Mówili mi, że z nią wszystko w porządku.

- Kto ci mówił...?

- Oni - rozejrzał się dookoła. - Mówią do mnie.

Ujęłam dłonią jego policzek i szczerze współczułam mu. Wiem, że przechodził tu piekło... Przez elektrowstrząsy ma pewnie zaniki pamięci. Zabraliśmy go do domu, usiadł na krześle w swoim pokoju i wziął do ręki zdjęcie jego i Leili. Nie rozmawiałam już z nim dłużej. Powiadomiłam Ian'a, a ten miał za chwilę przyjechać. Caroline i Dean rozmawiali w kuchni i zaczęli się godzić. Ja opierałam się o kanapę i patrzałam na rodzinne zdjęcia na ścianie. Było kilka fotografii, gdzie był Dylan ze swoim ojcem. Nie mogłam dokładnie przyjrzeć się jak ten mężczyzna wyglądał, zdawało mi się, że już go widziałam... Podchodziłam bliżej kiedy usłyszałam Hastings'a. Spojrzał na mnie i skinął głową, wbiegł na górę, a ja za nim. 

- Hej, przyjacielu... - chłopak podszedł powoli do Dylana. 

Dylan ucieszył się, wstał i rzucił się na przyjaciela. Oboje bratersko się przytulili. Postanowiłam, że zostawię ich samych. Kiedy ta dwójka skończyła rozmawiać, umówiłam się z Ian'em, że spotkamy się w barze i tam opowie mi wszystko co wie o zaginięciu Leili.

*

Siedziałam w "Sam's Bar" już od ponad godziny, a Ian się nie zjawiał.  Wyszłam i wsiadłam do auta, wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Dean'a. Czekałam na połączenie i w tym momencie zobaczyłam mokre pudełko na moim miejscu pasażera, kiedy je niepewnie otworzyłam zobaczyłam ludzki język. Bez zastanowienia ruszyłam w drogę, a w między czasie wezwałam pomoc.

Kiedy dotarłam na miejsce przedarłam się przez zgromadzony tłum i wbiegłam do mieszkania. Zobaczywszy widok powieszonego i zakrwawionego chłopaka, a za nim napis "Przepraszam" nie wiedziałam czy być zła czy się przeżegnać... 
- Nie ma języka.

- Wiem, jest w moim aucie... - oznajmiłam Dean'owi, próbując nie patrzeć na bruneta. - Przyszła matka, porozmawiam z nią.

Zeszłam po schodach i pomogłam kobiecie oswoić się z wiedzą, że jej syn nie żyje. To jest chyba najgorsza praca w tym zawodzie. To jest ten moment, kiedy tracimy wszystko.

  ~†~
Zajrzałeś/aś to proszę zostaw jakiś znak ;) Komentarz lub gwiazdkę lub to i to, będzie świetnie ♥ xx.A

PS. Od razu przepraszam, jeżeli pomyliłam nazwiska lub wcześniej były inne (postacie wciąż są takie same) :)) Przepraszam, jeżeli rozdziały ze strony Zoey były nudne, ale w tym wypadku, w stanie w jakim znalazł się Dylan nie wiedziałabym jak napisać :/ Następny rozdział będzie od strony Dylana :3

*DC - Waszyngton   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro