9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ludzie uciekając omijali mnie. Totalny chaos ogarnął wszystkich. Przerażające krzyki dobiegały z płonącego budynku. Oprzytomniałem. Ubrany w jakiś granatowy mundur, poszargany i w połowie spalony.
Spojrzałem na osobę, która krzyczała moje imię. Podniosłem się i podbiegłem do niej. Przerażona i zapłakana złapała mnie za przedramiona.
- Tam są nasze dzieci, Dylanie! - była wstrząśnięta.
- Nasze dzieci...?
- Florence i Eleonora! - krzyczała.

Moje dzieci? To jakaś pomyłka.
Kobieta była niskiego wzrostu, też była zabrudzona sadzą. Miała niebieskie oczy, które świeciły od łez. Włosy splecione w koka, jednakże poszargane. Miała też suknie do ziemi z wielkim kloszem.

Mój mundur i jej suknia...?
- To jest sen - stwierdziłem.
Balansowałem wzrokiem. Czemu taki sen?
- Boże, krzyki ustały... - kobieta chwyciła się jedną ręką za brzuch, a drugą przyłożyła do ust.
W małych odstępach wokół nas znajdowały się nieliczne grupy po 2-3 osoby.
Kobieta spojrzała na mnie i wtuliła się w moją pierś. Objąłem ją. Nagle znalazłem się jakimś starym mieszkaniu.
Surowe warunki, jednak był przyjemny. Siedziałam na krześle w kuchni, w ręce trzymając nóż.
- Co do cholery się dzieje?! - syknąłem.
- Obiad już prawie jest - poczułem jak na ramieniu muska mnie dłoń. - Zawołaj dzieci - kazała kobieta, która moment temu wtulała się we mnie.
- Dzieci? One...
- Zawołaj dzieci! Są na górze - nakazała groźniej.

Po jej odpowiedzi coś we mnie zawrzało. Nie panowałem nad sobą... W mojej głowie słyszałem słowa 'Zabij ją...'.
Wstałem z krzesła i zacisnąłem palce na rękojeści noża. Odwróciłem się do "rzekomej żony", chwyciłem ją za ramię i wbiłem ostrze w jej plecy.
- Tak mi przykro, Meg... - wyszeptałem.
Wyjąłem ostrze i pomogłem odwrócić się kobiecie twarzą do mnie.
- Ucałuj nasze dzieci... - nie czułem żadnego współczucia, cisnąłem nóż pod żebra kobiety. Ja to powiedziałem...?!
Trzymałem w rękach kobietę, którą nazwałem Megan. Patrzyłem w jej oczy. Pocałowałem ją w czoło i przytuliłem, uśmiechając się.

Czuje się jak psychol! Co to w ogóle było?! Na pewno to nie byłem ja.

- Dylan... Hej, młody! Pobudka - usłyszałem słabo.

Przed moimi oczami ukazała się niewyraźna postać. Po głosie mogłem odgadnąć kto to był.
- Dean? - obraz zaczął nabierać lepszej jakości.
- Dobrze się czujesz? Karetka jest w drodze - klęczał przy mnie.
- Co?! Odwołaj ją!
- Wolałbym nie... Co się stało?
- Dziwnie się czuje, mogę wstać? - mężczyzna podniósł się, po czym pomógł mi stanąć na nogi podając rękę. - Źle się poczułem... A ty co tu robisz?
- Miałem z tobą pogadać... - przyglądał mi się bacznie.

Naszą rozmowę mieliśmy kontynuować po badaniach kontrolnych w szpitalu. Nowo poznany agent kazał zabrać mnie na obserwacje.
- Czemu?
- Czemu, co? - zapytał zdziwiony mężczyzna.
- Czemu tu jestem? Źle się poczułem i to wszystko...
- Młody, kiedy wszedłem do domu ... Nie wyglądałeś najlepiej - znowu mi się przyglądał.

Do pokoju wbiegła wystraszona blond włosa kobieta.
- Synku! - podbiegła do mnie i pocałowała w czoło.
- Wszystko dobrze, mamo...
- Pani Szeryf mogę zamienić z panią słowo? Na osobności? - zapytał Dean, podnosząc się z fotela przy łóżku.
- Ja-jasne - mama nie chciała mnie zostawić, ale po spojrzeniu mężczyzny zgodziła się.

Wyszli z pokoju, a ja zostałem sam. Włączyłem telewizor i zacząłem oglądać jakąś telenowele. Gapiłem się w ruszające się obrazy, ale myślami byłem gdzie indziej. Próbowałem przypomnieć sobie zdarzenia z "snu".
Szczerze cieszę się, że nie był to sen z Leilą...

Znowu źle się poczułem. Czułem jakby głowa zaraz miałaby mi eksplodować.
Zacząłem krzyczeć, złapałem się za głowę, przed oczami robiło się ciemno. Nie od razu, stopniowo. Zamknąłem oczy, aby się nie męczyć.
- Dylan?! - zapytała mama.

Gorączkowo wyszedłem z łóżka, próbując podejść do matki, sęk w tym, że nie widziałem gdzie ona jest. Miałem zamknięte oczy, bojąc się je otworzyć.
Dotykałem łóżka i próbowałem podejść do wyjścia. Potknąłem się i upadłem na ziemie.

Poczułem jak większe ręce próbują pomóc mi wstać. Chwyciłem Dean'a za przedramię i bałem się go puścić.
- Co jest młody?
- Dyl, co się dzieje?! - pytała troskliwie mama. Otworzyłem szeroko oczy.
- Ja... Ja nic nie widzę...

~†~
Zajrzałeś/aś to proszę zostaw jakiś znak ;) Komentarz lub gwiazdkę lub to i to, będzie świetnie ♥ xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro