2. „Jesteś blacharą"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Miśka, patrz! — Iza nie mogła pohamować zachwytu, więc zdecydowanym ruchem szturchnęła służbową partnerkę w bok.

Jej towarzyszka syknęła cicho, ale odwróciła się w stronę koleżanki. Iza wskazała dłonią parkującego nieopodal żółtego chevroleta corvette. Michalina westchnęła pobłażliwie, posyłając kobiecie pełne politowania spojrzenie.

— Jesteś blacharą — skwitowała, nim odwróciła się z powrotem w kierunku rozstawionych tuż obok nich parawanów.

— Nie blacharą, tylko koneserem sztuki motoryzacyjnej — fuknęła oburzona Iza. Po tych słowach ona również, choć bardzo tego nie chciała, musiała odwrócić się w kierunku leżącego na asfalcie ciała.

Od pół godziny pracowały przy śmiertelnym wypadku drogowym. Motocyklista nie miał za wiele szczęścia. Został uderzony przez rozpędzoną osobówkę z taką siłą, że niemożliwym było wyjście z tego incydentu żywym. Kiedy przyjechały na miejsce, próbowały go na zmianę reanimować, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Ostatecznie trzeba było przełknąć gorzką pigułkę porażki i pracować dalej. Ciężko patrzyło się na zakrwawioną twarz młodego, najwyżej dwudziestopięcioletniego chłopaka, ale nie miały innego wyboru. Były policjantkami, najechały na zdarzenie i w ich obowiązku leżało podjęcie czynności.

Iza kucnęła przy kasku leżącym kilkanaście centymetrów od głowy chłopaka. Zmarszczyła brwi, kiedy zobaczyła, że powierzchnia nie uległa żadnemu uszkodzeniu. Nie było na niej ani jednego zadrapania, pęknięcia czy odprysku. Zupełnie tak, jakby do żadnego śmiertelnego wypadku nie doszło. Podejrzanie śmierdziała jej cała sprawa — przy tej sile uderzenia żaden, nawet najlepszy kask, nie miał prawa pozostać bez najmniejszego uszkodzenia.

— Michalina, chodź tu na moment — mruknęła z zafrasowaniem. Jeżeli nie była pewna, czy myśli dobrze, zawsze prosiła o pomoc swoją służbową partnerkę. Michalina lub, jak lubiła ją nazywać, Miśka miała większe doświadczenie i bardzo analityczny umysł. Jeżeli był ktoś, kto idealnie nadawał się do służby w pionie dochodzeniowo-śledczym, to była to właśnie ona. — Mam trochę wątpliwości odnośnie tego kasku... — rzuciła, gdy koleżanka przykucnęła obok niej i uważnie przyjrzała się przedmiotowi.

— Żadnych uszkodzeń... — mruknęła Michalina po dłuższej chwili. — Ciekawa sprawa. Zaraz będziemy pisać kwity, więc prokurator na pewno zwróci na to uwagę. Zobaczymy, co on powie na ten temat — uznała, przenosząc wzrok na zamknięte oczy trupa. — Szkoda gościa, miał kawał życia przed sobą.

Iza potaknęła ruchem głowy, w milczeniu podniosła się z kucek i spojrzała w kierunku stojącego nieco dalej srebrnego forda mondeo. O silnym uderzeniu świadczyła wgnieciona maska oraz zbite reflektory. Poduszki powietrzne wewnątrz samochodu eksplodowały prawdopodobnie po tym, jak kierowca uderzył bokiem w uliczną latarnię. Auto bez wątpienia nadawało się już tylko do kasacji, Izę jednak najbardziej interesowało, jak do tego wszystkiego doszło. Widoczność na tej ulicy Lublina była przecież doskonała, tu nie mógł zawieść ludzki wzrok. Do całego zajścia doszło około trzystu metrów za skrzyżowaniem, a zatem opcja wymuszenia pierwszeństwa też raczej nie wchodziła w grę. Cała sprawa wydawała się naprawdę podejrzana, jednak policjantka wiedziała, że póki co nie pozna dokładnego przebiegu tego wypadku. Kierowcę forda z ciężkimi obrażeniami zabrała do szpitala karetka, natomiast motocyklista, który był drugim uczestnikiem wypadku, niestety zmarł na miejscu. Aby poznać przybliżony bieg zdarzeń, trzeba było pozyskać nagrania z kamer monitoringu miejskiego, przesłuchać świadków, a także kierowcę mondeo, o ile w ogóle będzie to możliwe. Przed Izą otwierała się więc kolejna naznaczona mozolną pracą sprawa. Była niemal pewna, że to ona dostanie śledztwo. Naczelnik szczerze jej nienawidził, dlatego nie przepuściłby okazji, żeby jeszcze mocniej przycisnąć policjantkę do muru.

Westchnęła ciężko, odchodząc w kierunku stojących kilkanaście metrów dalej policjantów patrolu. Koledzy obrzucili ją szybkim spojrzeniem, uśmiechnęli się i przywitali. Iza odpowiedziała dokładnie tym samym.

— Chłopaki, macie już jakieś informacje na temat monitoringu tutaj? — zapytała.

Artur, wysoki blondyn o bystrym spojrzeniu, potaknął ruchem głowy.

— Paweł i Marcin pojechali już do urzędu, zaraz powinni mieć nagrania. Po drodze dostarczyli zgłaszającego na komendę, czeka tylko na przesłuchanie — wyjaśnił.

Kobieta posłała mu delikatny uśmiech, kiwając głową.

— Dobra, ale zgłaszający to kierowca autobusu miejskiego, co z tym autobusem?

— Zaraz powinno się tu zjawić jakieś zastępstwo z zajezdni — odparł Piotrek, drugi z policjantów. — Chłopaki już dzwonili w tej sprawie, ale są godziny szczytu, więc może trochę potrwać, zanim ktoś dojedzie. Jak na razie autobus stoi na przystanku, ktoś z naszych tam jest i pilnuje — uściślił.

— Jasne. Dzięki, zbieram się na komendę przesłuchać klienta. Powodzenia w ogarnianiu tego syfu — rzuciła, zbiła z kolegami żółwika, a potem oddaliła się w stronę Michaliny, która wciąż jeszcze oglądała ciało.

Jej koleżanka odwróciła wzrok od trupa dokładnie w momencie, w którym policjantka znalazła się tuż obok. Zerknęła na partnerkę, unosząc pytająco brwi.

— I co ustaliłaś z chłopakami?

Niebieskie oczy Izy błysnęły znajomą iskrą, a na piegowatej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Niedbałym ruchem odsunęła za ucho długie do ramion, falowane brązowe włosy, po czym oparła dłonie na biodrach.

— Bardzo dużo — rzuciła dumnie. — Wiem, kim jest zgłaszający i że trzeba go przesłuchać. Jadę się tym zająć, sprawa jest niecierpiąca zwłoki — dodała wyraźnie, by mieć pewność, że Michalina dobrze usłyszała wszystkie słowa.

Kobieta spojrzała na nią podejrzliwie, nieco zmarszczyła nos, a ostatecznie prychnęła pogardliwie.

— Wiedziałam — skwitowała, krzyżując ze sobą ramiona.

— Co?! — obruszyła się jej towarzyszka.

— Nienawidzisz pisać kwitów, więc robisz wszystko, żeby tylko uciec od papierów.

Iza w duchu przyznała swojej partnerce rację, na zewnątrz jednak wciąż szła w zaparte. Skoro już zaczęła, trzeba było pociągnąć gierkę dalej. Miała tylko nadzieję, że Miśka nie zgodzi się na zamianę...

— Nieprawda. Równie dobrze możemy się zamienić — prychnęła, patrząc wyzywająco prosto w ciemne oczy nieco wyższej kobiety.

— Jesteś pewna? — Policjantka wygięła kącik ust w krzywym uśmiechu, następnie sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła z niej paczkę papierosów i bez skrępowania zapaliła.

Przeciągające milczenie mówiło samo za siebie, dlatego Michalina gruchnęła śmiechem, wydmuchała dym i ponownie przyłożyła papierosa do ust.

— Tak myślałam — mruknęła zwycięsko.

Iza przewróciła oczami, ale nic nie odpowiedziała. Obejrzała się jedynie dookoła, a kiedy dostrzegła wędrującego w ich stronę technika oraz prokuratora, odetchnęła głębiej.

— Nieważne. Zmywam się, póki prorok mnie jeszcze nie zauważył. Widzimy się w pokoju — powiedziała krótko, a potem szybkim krokiem odeszła w stronę nieoznakowanego radiowozu, który zostawiły kilkanaście metrów dalej.

Michalina westchnęła cicho, wypaliła papierosa do końca, rzuciła końcówkę na asfalt i przydeptała ją butem. Potem ostatni raz powiodła wzrokiem po otoczeniu, by już chwilę później pochylać się nad zwłokami i notować wszystko to, co dyktował prokurator.

***

Iza usiadła za stołem w pokoju przesłuchań, uporządkowała przygotowane papiery, a potem uruchomiła laptopa. Przygotowała się do spisywania zeznań świadka wypadku i finalnie nieco mocniej odchyliła na krześle do tyłu, wyciągając ręce nad głowę. Pozostało jej już jedynie oczekiwanie na zgłaszającego. Obrzuciła uważnym spojrzeniem otoczenie. Po swojej prawej miała lustro weneckie. W kącie tuż pod nim stała jakaś roślina, której nazwy kobieta nawet nie znała. Na wprost policjantki znajdowały się drzwi, nad którymi wisiał zegar, za nią natomiast — okno. Po lewej nie było nic. Pusta, szara ściana. Pomieszczenie sprawiało wrażenie przytłaczającego, ale właśnie taką miało spełniać funkcję. Pokój przesłuchań to nie było przyjazne miejsce. Tutaj przeprowadzało się jedną z najważniejszych czynności procesowych. Nie liczyło się nic poza tym, dlatego pomieszczenie nie było ani funkcjonalne, ani gustownie urządzone.

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos otwieranych drzwi. Po chwili w progu pojawiła się wysoka, szczupła sylwetka, która niepewnie weszła do środka prowadzona przez policjanta patrolu. Iza kiwnęła głową w stronę kolegi, poczekała, aż wyjdzie, a potem zerknęła na zgłaszającego. Właśnie usiadł za stołem. Po wstępnym przeanalizowaniu jego wyglądu doszła do wniosku, że nie był wcale brzydki. To znudzone spojrzenie, jakim ją omiatał, sprawiało wrażenie niemal hipnotyzującego.

Sięgnęła do kieszeni kurtki po blachę, wydobyła ją z czeluści ubrania i otworzyła przed kierowcą autobusu.

— Sierżant Izabela Kamińska, Wydział Dochodzeniowo-Śledczy Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie — wylegitymowała się, choć miała wrażenie, że zgłaszającego kompletnie to nie obchodziło. — Jest pan przesłuchiwany w charakterze świadka. Na podstawie artykułu dwieście trzydziestego trzeciego kodeksu karnego pouczam pana o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań...

Wyuczoną formułką poinformowała go o wszystkich prawach i obowiązkach, na koniec poprosiła jeszcze o podpisanie dokumentów, a potem zabrała się za właściwą część przesłuchania.

Cała rozmowa przebiegła bardzo płynnie. Zgłaszający bez problemu udzielał szczegółowych odpowiedzi na wszystkie zadawane przez policjantkę pytania, nie wahał się ani długo nie zastanawiał. W trakcie przesłuchania Iza pomyślała nawet, że do końca życia mogłaby rozmawiać z tak ogarniętymi jak on ludźmi.

Dzięki obustronnej współpracy Kamińska wychodziła z przesłuchania niecałe dwadzieścia minut później. Z niebywałym zadowoleniem wędrowała do pokoju, gdzie spodziewała się zastać już Michalinę. Miały do omówienia kilka ważnych spraw dotyczących tego zdarzenia, dlatego dobrze byłoby, gdyby jej partnerka faktycznie już przebywała w pokoju.

Nie dane jej było się dowiedzieć. Nim w ogóle zdążyła wejść na właściwe piętro, została wezwana przez naczelnika. Błyskawicznie zawróciła na schodach, w myśli rzucając już całą wiązankę skierowaną bezpośrednio do przełożonego. Nie wiedziała, czego ten stary dziad mógł od niej chcieć, ale miała świadomość, że wizyty u naczelnika nigdy nie kończyły się dla niej dobrze.

Na miękkich nogach, oblana zimnym potem pukała chwilę później do drzwi jego gabinetu, w duchu przygotowując się na najgorsze. Głośne, stanowcze „Wejść!", którym uraczył ją przełożony, jedynie utwierdziło policjantkę w jej założeniach. Niepewnie nacisnęła klamkę, popychając płytę do przodu. Drzwi stanęły otworem. Siedział za biurkiem, jak zawsze, i jak zawsze wiercił w niej dziurę tym swoim paskudnym wzrokiem.

Przełknęła z wysiłkiem stojącą w gardle gulę. Nie mogła się teraz pomylić ani razu. Szansa była tylko jedna, a ona wolała nie podpadać bardziej, niż już to zrobiła.

— Panie naczelniku, sierżant Kamińska prosi o pozwolenie na wejście! — zaczęła meldunek.

— Zezwalam.

Raz, dwa, trzy, odliczyła w myśli. Dokładnie tyle kroków powinna wykonać. Wiedziała, że on też je liczył. Zamknęła za sobą ostrożnie drzwi, stanęła na baczność i spojrzała z delikatnym przerażeniem w oczy przełożonego.

— Panie naczelniku, wzywał pan.

— Tak jest, sierżant Kamińska. Wzywałem. Proszę o sprawozdanie z dotychczasowych postępów czynności prowadzonych na miejscu zdarzenia.

Już wiedziała, że kolorowo nie będzie. Mimo wszystko zacisnęła zęby i przygotowała się na zreferowanie naczelnikowi przebiegu czynności przy wypadku.

— Miejsce zdarzenia zostało zabezpieczone, rannych odwieziono do szpitala, jest jedna ofiara śmiertelna. Zarówno ja, jak i moja służbowa partnerka, podjęłyśmy wielokrotne próby przywrócenia czynności życiowych. Niestety bez powodzenia. Ofiarą jest motocyklista, który był drugim uczestnikiem wypadku. Na miejscu z tego, co wiem, prowadzone i dokumentowane są właśnie oględziny. Ja udałam się na jednostkę celem przesłuchania zgłaszającego. Przesłuchanie to zakończyłam z powodzeniem — wyrecytowała płynnie. Serce niemal wyrwało jej się z piersi, kiedy twarz naczelnika przyozdobił krzywy, sarkastyczny uśmiech.

— Co z protokołami przesłuchania, sierżant Kamińska? — zapytał powoli, dokładnie cedząc każde słowo.

Iza wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze. Miała wrażenie, że zaraz się przewróci. Z natury była naprawdę odważną, wytrzymałą psychicznie osobą. Kiedy jednak przychodziło do spotkania z tym jednym człowiekiem, cała jej siła ulatywała w mgnieniu oka. Bała się go, jak mało kogo. Doskonale zdawała sobie sprawę, że naczelnik nie darzył jej sympatią i ciągle szukał okazji, by jakoś utrudnić jej życie. Takie okazje trafiały się zaskakująco często.

— Właśnie szłam, żeby je wydrukować. Za moment dostarczę je na pańskie biurko, panie naczelniku — odparła, dzielnie pokonując stojącą w gardle gulę. Bardzo chciała, żeby ta farsa nareszcie dobiegła końca.

— Proszę dostarczyć dokumenty w przeciągu dwóch minut — rozkazał. Jego spojrzenie było lodowate, Iza aż opuściła wzrok.

— Tak jest — wydusiła.

— Odmaszerować.

Wyszła z gabinetu tak szybko, jak tylko się dało. Dopiero, gdy zamknęła za sobą drzwi, mogła złapać głębszy oddech i nieco rozluźnić spięte mięśnie. Jak na standardy jej przełożonego, ta rozmowa i tak nie była zła. Teraz wystarczyło jedynie donieść mu druki procesowe i modlić się, żeby całość była zgodna z oczekiwaniami naczelnika. Iza szybkim krokiem ruszyła w kierunku sekretariatu. Pod drzwiami była niecałe pół minuty później. Zapukała, ale nie czekała nawet na odpowiedź z drugiej strony. Bez wahania nacisnęła klamkę i weszła do środka. Za biurkiem siedziała jej dobra znajoma, dlatego posłała jej delikatny uśmiech.

— Cześć — przywitała się. — Sorki, że tak gwałtownie wpadłam, ale potrzebuję na już wydrukowanych protokołów przesłuchania — wyjaśniła.

Sekretarka posłała jej współczujące spojrzenie, zaraz potem wstając z krzesła.

— Naczelnik? — bąknęła jedynie, na co Iza potaknęła ruchem głowy.

— Mhm...

Pola, bo tak miała na imię kobieta, odetchnęła głębiej, przystając nad drukarką. Po kilku sekundach wyjęła z urządzenia dwa zadrukowane arkusze, podeszła do koleżanki i podała jej dokumenty.

— Współczuję ci, Izka — powiedziała przyciszonym głosem. — Czemu ty się jeszcze nie przeniosłaś?

Policjantka wzruszyła obojętnie ramionami.

— Poczekam jeszcze pół roku i pewnie się przeniosę — rzuciła. — Na razie to jest jeszcze do wytrzymania.

Pola pokręciła głową z dezaprobatą.

— Sama się tym wyniszczasz.

— Chyba jestem masochistką. — Iza uśmiechnęła się delikatnie w jej stronę, a potem wypadła z pokoju, rzucając jeszcze krótkie podziękowanie połączone z pożegnaniem.

Sekretarka zrezygnowana wróciła na swoje miejsce. Większość pracowników komendy — czy to osób cywilnych, czy policjantów — zdawała sobie sprawę z sytuacji policjantek służących w wydziale dochodzeniowo-śledczym, a jednak nikt nie chciał nic z tym zrobić. Pola dobrze wiedziała, dlaczego. Ludzie albo się bali, albo zwyczajnie ich to nie obchodziło. A problem rósł z każdym miesiącem coraz bardziej. Zastanawiała się, kiedy nadejdzie wybuch.

***

Iza szybko odbębniła drugą wizytę w pokoju naczelnika i bez większych problemów nareszcie wróciła do swojego pokoju, gdzie zastała Michalinę. Jej służbowa partnerka ewidentnie bardzo mocno się nad czymś skupiała, bo siedziała praktycznie z nosem w ekranie telefonu i charakterystycznie marszczyła brwi. Iza uśmiechnęła się delikatnie, domykając za sobą drzwi.

— Co tam masz takiego interesującego? — rzuciła, gdy zajmowała miejsce za swoim biurkiem.

— Czytam o grubej akcji z zeszłego tygodnia — bąknęła zdawkowo jej partnerka.

Iza zaintrygowana wstała z krzesła i podeszła do stanowiska koleżanki. Stanęła za jej plecami, wzrokiem śledząc tekst na ekranie. Artykuł poświęcony był akcji policjantów przeprowadzonej na południowym wschodzie Polski, konkretniej dotyczył Komendy Powiatowej Policji w Lubaczowie. Cały tekst opisywał pokrótce sytuację, z jaką mieli do czynienia funkcjonariusze tamtejszej jednostki, oraz bohaterski czyn jednego z nich.

— Użył broni i już taki rozgłos. Też mi coś, gość wyjął klamkę i strzelił... — prychnęła Iza po przeczytaniu całego artykułu.

Michalina zachichotała, zerkając do góry, na swoją przyjaciółkę.

— Robiłam z tym gościem swego czasu w prewencji, razem chodziliśmy w patrolu na adaptacji w Warszawie, no i byliśmy wcześniej razem na szkole*. Seba był naprawdę w porządku, miał jeszcze takiego kumpla, Maksa. Jak coś się w Legionowie działo, to od razu wszyscy wiedzieli, że chodziło o tą dwójkę. Nieźli byli — powiedziała, a mimowolny uśmiech wkradł się na jej usta, gdy przywołała w pamięci wspomnienia minionych lat. — No i obaj doskonale strzelali. Nie dziwię się, że to Brodzki dostał zielone światło do działania przy tej akcji — dodała.

— Pfff, na pewno nie jest tak dobry, jak mówisz — fuknęła jej kompanka.

Miśka gruchnęła śmiechem.

— Strzelał lepiej od nas obu razem wziętych — skwitowała. Dobrze wiedziała, że Iza była zwyczajnie zazdrosna, dlatego postanowiła jeszcze trochę wjechać jej na ambicję. Zabawnie wyglądała, kiedy się złościła.

— Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę na własne oczy.

— To może być ciężkie do zrealizowania...

— W takim razie dalej uważam, że jestem lepsza — odparła dumnie, nim obróciła się na pięcie i odeszła w kierunku swojego biurka, zostawiając za plecami rozbawioną partnerkę.

Przez chwilę panowała cisza. Michalina wyłączyła telefon, przerzucając wzrok na dokumenty złożone na jej biurku. Czas było wreszcie zabrać się do roboty. Musiała jeszcze raz dokładnie przeczytać te druki, zanim odda je naczelnikowi. Wiedziała, jak bardzo lubił przyczepiać się do najdrobniejszych nawet szczegółów. Wolała uniknąć bury za niedopełnienie obowiązków i jeszcze raz, dla świętego spokoju przeanalizować te protokoły. Skupiła się więc najpierw na oględzinach miejsca zdarzenia. Tekstu nie było tu wiele. Kilka chwil później przeczytała całość i z zadowoleniem odłożyła dokument na bok. Zerknęła przy tym przelotnie w kierunku Izy, która od dłuższej chwili bezmyślnie wpatrywała się w obraz za oknem.

— Dalej myślisz nad pojedynkiem na strzelanie z tym gościem? — rzuciła rozbawiona.

Jej partnerka przewróciła oczami, skupiając uwagę na Michalinie.

— Nie, totalnie mnie on nie obchodzi. Bardziej interesujące jest nasze zdarzenie. Coś więcej wyszło podczas tych oględzin? — zapytała.

Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy.

— Nic. Sprawa wygląda czysto, prokurator wprawdzie zwrócił uwagę na temat tego kasku, ale w sumie nic więcej z tym nie zrobił. Dochodzenie będzie się pewnie opierać o ustalenie przebiegu zdarzeń, ogarnięcie kamer z monitoringu i tym podobne pierdoły — wyjaśniła.

Iza pokiwała głową.

— Myślisz, że to dostaniemy?

— Myślę, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent tak — rzuciła z przekąsem. — Dziadek nie przepuści okazji do dodania nam roboty.

— Jakbyśmy już nie miały jej po uszy — westchnęła Iza, wplatając palce w sięgające ramion rozjaśniane włosy. — Wiesz, ostatnio poważnie zastanawiam się nad przejściem na inną jednostkę. Dzisiaj Polka też mi to sugerowała...

Michalina odetchnęła głębiej i przełożyła papiery na biurku.

— Też nad tym myślałam, ale chyba muszę jeszcze trochę poczekać. Dopiero do roku jestem tutaj. Nie wiem, czy kolejne przeniesienie po tak krótkim czasie w ogóle przejdzie — skwitowała. — Ale przed tobą droga wolna. Lepiej się nie męczyć, szczególnie, że ten stary dziad chyba nie wybiera się na emeryturę... — dodała, opierając głowę na zaciśniętej w pięść dłoni.

— Raczej szybko nie zejdzie ze stołka — przytaknęła Iza.

— A jak przesłuchanie tego zgłaszającego? — zmieniła temat Michalina.

Iza momentalnie się ożywiła, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

— Kurwa, Miśka, to był najlepiej wyglądający zgłaszający, jakiego przesłuchiwałam — rzuciła entuzjastycznie.

Partnerka obrzuciła ją pobłażliwym spojrzeniem, nie odzywając się nawet słowem. Nie było takiej potrzeby, Kamińska doskonale zrozumiała przekaz.

— Chodź, pokażę ci go, skoro mi nie wierzysz — burknęła.

Michalina niechętnie, ale podeszła do biurka koleżanki i zerknęła na facebookowy profil. Iza weszła w zdjęcia i pokazała jej kilka ujęć mężczyzny, którego przesłuchiwała. Kobieta skrzywiła się po obejrzeniu wszystkich, machnęła ręką, a potem wróciła na stanowisko.

— Twój gust odnośnie facetów mnie przeraża, Iza. To najbrzydszy typ, jakiego ostatnimi czasy widziałam — skwitowała jedynie, nim powróciła do obowiązków.

*szkoła policji, Centrum Szkolenia Policji w Legionowie

Poznajcie Izę i Miśkę, które razem z Inką są głównymi bohaterkami książki. Nie byłabym sobą, gdybym gdzieś tu nie wplotła policyjnego wątku, dlatego obie dziewczyny służą na KWP. :) Jak już coś tu piszę, to skorzystam z okazji, żeby powiedzieć Wam jedną dość ważną informację. Mianowicie dostałam się na trzyletnie studia na kierunku leśnictwo i z tego powodu od października rozdziały prawdopodobnie będą pojawiać się jeszcze rzadziej. Musicie mi wybaczyć, ale coś czuję, że pierwszy semestr studiów może zmieść mnie z planszy. XD

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro