3. Po zmroku

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W mediach „After Dark" — Mr.Kitty.

Iza odetchnęła, nim pochyliła się, by chwycić sztangę. Czuła wyraźnie pas owinięty wokół jej talii, po sekundzie poczuła też chłód metalu. Zacisnęła palce wokół sztangi, spojrzała po raz ostatni w lustro, a potem zacisnęła usta i spróbowała podnieść ciężar. Chwilę później już stała wyprostowana ze sztangą w dłoniach, patrząc w oczy swojemu lustrzanemu odbiciu. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy po następnych kilkudziesięciu sekundach opuszczała ciężar. Osiemdziesiąt kilogramów w martwym ciągu nie brzmiało wcale tak źle, ale miała ochotę na znacznie więcej. Problem tkwił właściwie tylko w niej. Wiedziała, że przy tym ćwiczeniu wystarczy jeden niewłaściwy ruch i cały wysiłek może skończyć się poważną kontuzją. Choć czuła, że mogłaby podnieść jeszcze co najmniej dziesięć kilogramów więcej, wolała nie ryzykować. Było optymalnie. Może nie dobrze, ale optymalnie.

Z myślą, że jeszcze pół godziny i trzeba będzie zbierać się na nocną zmianę, pochylała się nad sztangą po raz kolejny.

***

Inka po raz pierwszy od kilku tygodni czuła się naprawdę dobrze. Miała nawet zaskakującą ochotę na spotkanie ze znajomymi. O dziwo, nie był to jedynie Adam. Tym razem widzieli się w nieco większej grupie i choć Inka nie przepadała za spotkaniami w szerokim gronie, dziś naprawdę dopisywał jej humor.

Stali właśnie całą ósemką na Starym Rynku, zastanawiając się, gdzie mogliby pójść dalej. Odwiedzili już praktycznie wszystkie z miejscówek, w jakich zazwyczaj bywali. Na liście pozostał jedynie skatepark, ale było tam tak wiele osób, że zdecydowali się udać gdzieś indziej. Padło na Star Rynek. Posiedzieli tam chwilę, kilku znajomych odeszło do domów, pozostawiając ośmioro nastolatków samych sobie.

Inka ziewnęła, unosząc głowę. Na niebie ponad nią wielka tarcza księżyca dominowała wszystkie inne, mniejsze punkty. Noc była wyjątkowo ciepła, rynek tętnił życiem i naprawdę bardzo chciałaby zostać z przyjaciółmi dłużej. Problem pojawił się, gdy zerknęła na godzinę, którą pokazywał jej telefon. Dochodziła dwudziesta druga. Obiecała mamie, że za pół godziny pojawi się w domu. Westchnęła cicho, nim skierowała wzrok z nieba na grupkę znajomych. Pierwszy jej spojrzenie wychwycił Adam. Niemal natychmiast uniósł brwi w geście niemego zapytania, na co uśmiechnęła się delikatnie i podeszła dwa kroki bliżej.

— Będę się zbierać, za chwilę muszę być w domu — wyjaśniła.

Chłopak pokiwał twierdząco głową, naciągając czapkę z daszkiem nieco mocniej na głowę.

— Odprowadzić cię? — zagadnął.

— Nie trzeba, dam radę — mruknęła w odpowiedzi, po czym posłała mu jeszcze jeden uśmiech. — Cześć wszystkim! — rzuciła nieco głośniej w stronę znajomych.

Oczy wszystkich momentalnie skierowały się na nią. Niemal każdy pytał się, dlaczego znika tak wcześnie. Odpowiedziała, że ma jeszcze kilka spraw do załatwienia w domu, potem jeszcze raz mruknęła krótkie pożegnanie, by finalnie oddalić się w kierunku przystanku autobusowego. Nie wiedziała, ile będzie musiała czekać na środek transportu. Autobusy nocnych linii nie kursowały przecież tak często, jak te linii dziennych. Uznała, że sprawdzi rozkład, a potem zadecyduje, czy przejdzie się do domu piechotą, czy może jednak wróci komunikacją miejską. Zdecydowanie bardziej wolałaby tę drugą opcję. Lublin po zmroku bywał bardzo niebezpieczny.

Szybko weszła we właściwą aplikację, by po chwili szukania z satysfakcją stwierdzić, że najbliższy autobus przyjedzie za około siedem minut. Napisała jeszcze szybką wiadomość do mamy, a potem wyjęła z wewnętrznej kieszeni jeansowej kurtki słuchawki. Na przystanek dochodziła z muzyką przyjemnie grającą jej w uszach. Uśmiechając się do własnych myśli, przysiadała na ławce. Oprócz niej nie było kompletnie nikogo. Chodniki po obu stronach ulicy świeciły pustkami. Lublin powoli kołysał się do snu.

***

Droga w świecącym pustkami autobusie dłużyła się niemiłosiernie. Jak na złość wyczerpała też do zera limit komórkowej transmisji danych, przez co nie mogła słuchać muzyki w trybie online. Nieco poirytowana obecnym stanem rzeczy, Inka wbiła bezmyślny wzrok w miasto znajdujące się za szybą. Wjechali właśnie do dzielnicy, która po zmroku wyglądała naprawdę groźnie. Wiedziała, że to tutaj będzie musiała wysiąść. Autobus nie podjeżdżał bezpośrednio pod jej osiedle, dlatego resztę dystansu musiała pokonać piechotą.

Na przystanek zajechała szybciej, niż by tego chciała. Wstała z zajmowanego miejsca, machinalnie nacisnęła przycisk otwierający drzwi, wysiadła z autobusu i wtłoczyła w płuca nieco więcej coraz chłodniejszego powietrza. Zaczęła szybkim krokiem kierować się w stronę domu. Im szybciej szła, tym bardziej miała ochotę nieco skrócić sobie drogę. Dobrze znała te rejony — w pamięci miała niemal ich mapę. Wystarczyło tylko przejść przez ulicę, odbić nieco w prawo i znaleźć się na starym, zaniedbanym blokowisku. Przechodząc przez to osiedle, zaoszczędzało się naprawdę wiele czasu. Inka wprawdzie obawiała się nieco agresywnych narkomanów, alkoholików czy bezdomnych, ale uznała, że przejście nie zajmie jej więcej niż dwie minuty. Poza tym miała w kieszeni buteleczkę gazu pieprzowego. To dodawało jej nieco pewności siebie.

Wchodziła na teren osiedla, w duchu próbując przekonać samą siebie, że podjęła dobrą decyzję. Jeszcze szybszym niż chwilę temu krokiem pokonywała kolejne metry wydeptanej pomiędzy blokami ścieżki. Noc była wyjątkowo cicha, co napawało ją niewyjaśnionym poczuciem niepokoju. Zacisnęła usta w wąską kreskę, sięgnęła dłonią do kieszeni. Pod palcami wyczuła buteleczkę z gazem. Mocno zacisnęła ją w ręce i powoli wyjęła. Odgłos tłuczonego gdzieś nieopodal szkła skłonił ją do przejścia w trucht. Oddychała ciężko, ponad to miała wrażenie, że ktoś nieustannie ją obserwuje. Ołowiane nogi coraz bardziej odmawiały jej posłuszeństwa, oddech stawał się coraz cięższy, na plecach wciąż czuła czyjś wzrok.

W chwili, kiedy obejrzała się za siebie, już wiedziała, że tej nocy prawdopodobnie nie wróci do domu.

Ostatnim, co zapamiętała, było piekielnie silne uderzenie w potylicę. Potem nie czuła już nic.

***

Iza wzięła głębszy, pełen ulgi oddech, gdy wchodziła na komendę. Nocne zmiany miały bardzo wiele plusów. Jednym z nich niewątpliwie była nieobecność naczelnika na jednostce. Zazwyczaj pracował on w ciągu dnia. Przez całą swoją służbę w tym wydziale, zastała go na komendzie w godzinach wieczornych tylko raz. Tym chętniej pokonywała kolejne metry dzielące ją od sali odpraw. Na korytarzu spotkała kilkunastu kolegów, z którymi wymieniła krótkie przywitania. Pod drzwi właściwego pokoju docierała w doskonałym humorze. Noc w Lublinie wcale nie musiała oznaczać wielu zdarzeń, które trzeba byłoby udokumentować. Wręcz przeciwnie, Iza miała nadzieję na spokojną służbę, podczas której wreszcie uda jej się nadrobić zaległości i nieco uporządkować dokumenty. Ostatnimi czasy nie miała na to kompletnie czasu, bo co dnia trafiała na ogrom nowej pracy do wykonania. Liczyła, że nocna zmiana da jej szansę na uporanie się z wszechobecnym bałaganem.

Domknęła za sobą drzwi, a widząc siedzącą już w sali odpraw Michalinę, uśmiechnęła się szeroko. W mgnieniu oka pokonała dystans dzielący ją od służbowej partnerki, po czym z impetem przysiadła na krześle tuż obok niej. Zaskoczona policjantka oderwała wzrok od ekranu telefonu, w zamian za to kierując go na przyjaciółkę, która szczerzyła się do niej w uśmiechu.

— Witamy na nocnej zmianie, Miśka... — zaczęła Iza.

— Tutaj dzisiaj staje się wczoraj, a jutro to dziś — dokończyła jej kompanka, uśmiechając się delikatnie. — Co ty taka zadowolona? Nie wierzę, że aż tak cieszy cię robota — dodała zgryźliwie.

Iza przewróciła oczami, ale na jej twarzy i tak zabłąkał się cień półuśmiechu.

— Zrobiłam dzisiaj naprawdę porządny trening na siłce — odparła po krótkiej chwili. — Wszystko mnie boli, ale przynajmniej satysfakcja jest. No i do roboty też się jakoś lepiej szło ze świadomością, że może w końcu uporam się dzisiaj z kwitami — wyjaśniła, wzruszając obojętnie ramionami.

Michalina kiwnęła głową, po czym schowała telefon do kieszeni spodni.

— Miejmy nadzieję, że żadne gówno się dzisiaj nie wyleje — skwitowała, zerkając w kierunku właśnie otwieranych drzwi.

Przed nimi pojawiła się sylwetka oficera kontrolnego, który rozpoczął odprawę od pomiaru trzeźwości wszystkich policjantów zgromadzonych na sali. Po tej rutynowej czynności zadał jeszcze kilkanaście pytań każdemu funkcjonariuszowi, by finalnie oznajmić, że mogą rozejść się do obowiązków. Iza wylądowała więc na korytarzu razem z Michaliną.

— Mam nadzieję, że naprawdę całą służbę przesiedzę dzisiaj w pokoju — mruknęła Kamińska.

Jej służbowa partnerka skinęła głową, przystając pod właściwymi drzwiami.

— Ja też. Nie uśmiecha mi się obrabiać jakiegokolwiek zdarzenia po nocach. Jak w nocy jest zgłoszenie, to zawsze oznacza coś wyjątkowo paskudnego — rzuciła z przekonaniem.

— Właśnie. — Iza bez problemu otworzyła drzwi i weszła do środka.

W pokoju było nieco duszno, dlatego niemal od razu otworzyła okno. Świeży powiew jesiennego powietrza delikatnie musnął jej policzki, kiedy odkładała na biurko blachę, telefon oraz klucze do samochodu. Usiadła wygodnie na krześle, włączyła komputer, a potem skupiła pełnię uwagi na teczkach, które zajmowały większą część i tak już zagraconego biurka. Odetchnęła ciężko, biorąc do ręki tę leżącą na samym szczycie sporych rozmiarów sterty. Pracę czas było zacząć. Porządek sam się przecież nie zrobi.

Pierwsza godzina faktycznie upłynęła im na spokojnej pracy. Iza z powodzeniem zakończyła porządkowanie ogromnej sterty na swoim biurku i już miała się brać za uzupełnianie dokumentów, kiedy radiostacja w pokoju zatrzeszczała ostrzegawczo. Ten dźwięk mógł znaczyć tylko komunikat. Na jej nieszczęście, komunikat kierowany był właśnie do nich.

— Zero-dziewięć, zgłoś dla zero.

Michalina bez chwili zwłoki chwyciła gruszkę radiotelefonu, nacisnęła odpowiedni przycisk i nieco przysunęła ją do ust.

— Zgłaszam zero-dziewięć, co się dzieje?

— Mamy zgłoszenie zaginięcia. Dziewczyna, lat osiemnaście, miała pojawić się w domu ponad godzinę temu. Wyszła około dziewiętnastej na spotkanie z grupką znajomych, do domu już nie wróciła. Jedź na osiedle Prusa, blok numer trzy, mieszkanie numer pięć. Trzeba przyjąć zgłoszenie. W mieszkaniu jest już Rudy z Mańkiem, wy macie tylko przyjąć zgłoszenie i przesłuchać matkę — poinformował zwięźle dyżurny.

Michalina zerknęła porozumiewawczo na Izę, która westchnęła jedynie, zabierając z biurka wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.

— Przyjęłam, wypisz mi wózek, zaraz u ciebie będę — odparła krótko.

Wiedziały, że spokojna noc właśnie się dla nich kończyła. Ich zadaniem nie było wprawdzie bezpośrednie uczestniczenie w poszukiwaniach, ale i tak miały całą masę pracy. Przesłuchanie najprawdopodobniej zdruzgotanej matki nie należało do zadań łatwych, a przecież trzeba było ustalić jak największą ilość informacji. Sytuacja prezentowała się tragicznie. Nie miały jednak innego wyboru. Błyskawicznie opuściły pokój, a kilka minut później z garażu Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie wyjeżdżał mrugający niebieskim światłem policyjnych lamp radiowóz.

Najmocniej Was przepraszam tak za jakość, jak za długość tego rozdziału. Aż wstyd mi go puszczać do publikacji, ale muszę się jakoś zrehabilitować po tej długaśnej pisarskiej przerwie. Powrót do formy i jakości trochę mi zajmie, a ten rozdział na pewno przejdzie gruntowną korektę. Poprawię się, obiecuję XD

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro