4. „Śpij"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Błękit policyjnych lamp rozlewał się po ścianach okolicznych budynków, rozpraszając ciemności otaczające je z każdej strony. Michalina wysiadła z radiowozu jako pierwsza. Niemal natychmiast po zamknięciu drzwi sięgnęła do kieszeni, by wyjąć stamtąd paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Wyuczonym ruchem poradziła sobie z odpaleniem, dzięki czemu już po chwili mogła wprowadzić do organizmu dawkę nikotyny. Delikatny uśmiech zatańczył na ładnie wykrojonych ustach kobiety, kiedy wypuszczała przed siebie kłąb siwego dymu. Odwróciła się w kierunku bloku, do którego zaraz miały z Izą wejść, po drodze napotykając karcące spojrzenie niebieskich oczu. Skwitowała ten pełen wyrzutu wzrok partnerki obojętnym wzruszeniem ramion, po czym nieśpiesznym krokiem udała się w kierunku wejścia na klatkę schodową.

- Miśka, wzięłaś kwity? - rzuciła gdzieś zza niej druga policjantka.

Michalina zaskoczona aż przystanęła, marszcząc brwi. Zerknęła przez ramię na Izę.

- Ty sobie żartujesz czy naprawdę jesteś aż tak nieogarnięta?

Tym razem to Kamińska zmarszczyła w konsternacji brwi.

- Co ty pieprzysz?

Policjantka westchnęła ciężko i zgniotła niedopałek o metalową popielniczkę przymocowaną do kosza na śmieci.

- Po co nam jakiekolwiek kwity? Nie ma z czego ich pisać. Przeszukania przecież nie robimy, a protokół z przesłuchania i przyjęcie zawiadomienia o zaginięciu napiszemy na jednostce - mruknęła, ruszając z powrotem w kierunku wejścia do bloku. Za sobą usłyszała jedynie sfrustrowane prychnięcie, co skłoniło ją do roześmiania się pod nosem.

Drogę do właściwego mieszkania pokonały w milczeniu. Dopiero pod drzwiami szybko dogadały się, która z nich zajmie się zgłaszającą zaginięcie matką, a kilka sekund później już pukały w drzwi. Otworzył im kolega po fachu. Maniek, jak wszyscy lubili go nazywać, w rzeczywistości miał na imię Michał. Obrzucił policjantki bystrym spojrzeniem ciemnobrązowych oczu, po czym ruchem głowy zaprosił je do wejścia. Skorzystały z tej propozycji bez najmniejszego wahania. Tuż po przekroczeniu progu, zgodnie z planem rozdzieliły się. Iza zapytała jedynie kumpla, gdzie znajduje się zgłaszająca, a po otrzymaniu odpowiedzi zniknęła w głębi mieszkania. Michalina natomiast oparła się o zamknięte drzwi i zadarła głowę do góry, zerkając na sporo wyższego patrolowca.

- Jest źle? - zagadnęła.

Policjant przeczesał czarne włosy dłonią, po czym odetchnął głębiej.

- Jest gorzej niż źle - mruknął. - Jak tu weszliśmy z Rudym, zastaliśmy ją na podłodze. Miała problemy z oddychaniem, strasznie płakała. Wiesz, coś w stylu ataku paniki - wyjaśnił pokrótce.

Michalina pokiwała głową w geście zrozumienia.

- Pozbierała się trochę czy dalej jest kiepsko?

- Udało nam się ją odrobinę uspokoić. Siedzieliśmy przy niej z Rudym cały czas. Dopiero, jak przyjechałyście, poszedłem wam otworzyć. - Patrolowiec poprawił szelkę kamizelki, wzdychając ciężko. - Strasznie nieciekawa sprawa. Czarno widzę to wszystko.

Policjantka odetchnęła, po czym delikatnie ścisnęła nasadę nosa.

- Dobra, Maniek, lecę ogarnąć sytuację, a później ściągniemy ją na komendę. Zaraz będzie trzeba szczeknąć do dyżurnego i poinformować, jak wygląda sprawa. Musimy zacząć szukać dziewczyny - powiedziała wreszcie.

Michał mruknął ciche potwierdzenie, przepuścił ją w korytarzu, a potem oboje zgodnym krokiem powędrowali do pokoju, z którego dało się słyszeć kojący głos Izy oraz coraz głośniejszy szloch zrozpaczonej matki. Kiedy tylko Michalina przekroczyła próg pomieszczenia, zdała sobie sprawę, w jak złym stanie była zgłaszająca. Zaczerwienione od płaczu oczy patrzyły na policjantkę dokładnie takim samym wzrokiem, jakim zapędzona w pułapkę sarna spogląda w ślepia wilka. Po plecach Jabłońskiej przeszedł dreszcz. Mimo to przełknęła stojącą w gardle gulę i weszła do pokoju nieco głębiej, tym samym robiąc nieco miejsca także swojemu koledze z patrolu. Obrzuciła szybkim spojrzeniem jeszcze niskiego, rudowłosego policjanta siedzącego na krześle obok płaczącej kobiety, kiwnęła w jego stronę głową, przesunęła spojrzenie na Izę, by finalnie znów skupić się na zrozpaczonej matce.

- Sierżant sztabowa Michalina Jabłońska, Wydział Dochodzeniowo-Śledczy Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie - wylegitymowała się, okazując także swoją blachę. Wiedziała, że kobiety na pewno nie obchodziły jej dane osobowe czy stopień służbowy, ale mimo wszystko wolała zachować profesjonalizm.

- Z-znajdźcie j-ją - wydukała zgłaszająca.

- Robimy, co w naszej mocy. Jest pani w stanie powiedzieć, gdzie i z kim miała przebywać pani córka? - Iza postanowiła przejąć inicjatywę.

Wzrok kobiety skupiał się teraz tylko i wyłącznie na niej.

- A-adam Węgrzyk...

- Był z pani córką?

- Tak.

Iza zerknęła porozumiewawczo na swoją partnerkę. Michalina niemal natychmiast zapisała w telefonie imię oraz nazwisko, które padły przed sekundą.

- Wie pani, gdzie mieszka?

- Tutaj... w... w drugim bloku, na parterze...

- Rozumiem. - Kwiecińska nawet nie musiała zerkać w kierunku swoich towarzyszy, żeby wiedzieć, że właśnie wymieniali ze sobą spojrzenia. Chwilę później, zgodnie ze swoimi przewidywaniami, usłyszała, jak Michał rozpoczyna konwersację z dyżurnym przez stację. - Córka mówiła pani, gdzie się wybierają?

- T-tak... Mówiła, że-e... idą na Stary Rynek.

Iza skinęła głową, niemal natychmiast obracając się w stronę Michaliny. Jej partnerka już skończyła wstukiwać informacje do telefonu, potem szturchnęła ciemnowłosego kumpla w bok i po sekundzie oboje przepadli w mroku korytarza. Śledcza uśmiechnęła się delikatnie, niemal niezauważalnie. Rzadko kiedy zdarzało się, by policjanci byli tak zgrani, jak cała ich czwórka dzisiejszej nocy.

- Izka, ja lecę do nich, spróbujemy z Mańkiem coś zdziałać w kwestii rozpytania tego Adama - odezwał się milczący do tej pory Mateusz, do którego przyrósł pseudonim „Rudy". - Poradzisz sobie sama?

- Jasne, Mati - odparła krótko, a potem skupiła pełnię uwagi na kobiecie znajdującej się tuż obok. - Proszę się nie martwić, najprawdopodobniej właśnie zaczynają się poszukiwania pani córki, trzeba być dobrej myśli - mruknęła najłagodniej, jak tylko potrafiła. - Będę niestety musiała zabrać panią na komendę, gdzie zostanie pani przeze mnie przesłuchana. To ułatwi nam znalezienie córki. Jak miała na imię?

- Inka - wymamrotała bez zastanowienia kobieta. Dopiero, gdy zobaczyła nieco skonsternowane spojrzenie policjantki, zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. - To znaczy Katarzyna. Katarzyna Sikora.

Po głowie Izy tłukło się jednak pierwsze słowo wypowiedziane przez matkę zaginionej. Inka... Ciekawiło ją, skąd wziął się ten przydomek.

***

Dwóch patrolowców szybkim krokiem opuściło jeden z bloków na osiedlu Prusa, kierując się w stronę drugiego, stojącego nieopodal budynku. Radiostacja od dłuższego czasu milczała jak zaklęta, co wcale nie ułatwiało im sprawy. Znacznie lepiej działałoby się ze świadomością, co trzeba będzie zrobić jako następne. Na ten moment nie mieli jednak tej świadomości, toteż musieli skupić się na rozpytaniu Adama Węgrzyka.

- Ruszaj się, bo twoim tempem zajdziemy tam o szóstej rano - burknął Michał, posyłając swojemu towarzyszowi cwany uśmieszek.

Rudowłosy policjant idący nieco za nim przewrócił oczami.

- Jakbyś tak nie zapierdalał, to może dałbym radę cię dogonić - prychnął w odpowiedzi.

- Rudy, ale tu o to chodzi, żebyśmy byli tam jak najszybciej - westchnął Maniek, który już chwytał klamkę drzwi wejściowych. - Wiemy, pod którym numerem on mieszka? - Odwrócił się w stronę kumpla.

- Gdyby nie ja, to byśmy nie wiedzieli - odparł wciąż nieco urażony Mateusz. - Pod czwórką, wchodź do środka.

Chwilę później oboje znajdowali się już we wnętrzu bloku. Właśnie mieli zaczynać wędrówkę po schodach, kiedy usłyszeli gdzieś nad sobą niezbyt głośny kaszel. Nieco skonsternowani i o wiele bardziej uważni pokonali schody prowadzące na drugie piętro, gdzie przystanęli zaskoczeni. Pod mieszkaniem numer cztery siedział blondwłosy chłopak o nieco błędnym spojrzeniu.

- Wszystko w porządku? - zagadnął Mateusz, obrzucając blondyna podejrzliwym spojrzeniem.

Chłopak zmierzył go wzrokiem, zdmuchnął opadający mu na oczy kosmyk przydługich włosów, a potem odwrócił głowę w bok.

- Mieszkasz tu?

Cisza była jedyną odpowiedzią policjantów, dlatego już chwilę później przed blondynem kucał jeden z nich.

- Jedno pytanie, później cię zostawimy. Znasz Adama Węgrzyka? - rzucił chłodno Michał.

Chłopak drgnął jak porażony prądem, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy patrolowca. Nie odezwał się ani słowem, obserwując z zadowoleniem, jak nastolatek powoli obraca głowę w jego stronę.

- Co, jeśli znam?

Maniek zerknął do góry, na swojego partnera, który jedynie uniósł z zaciekawieniem brwi.

- Mamy do niego kilka pytań.

- Jakich?

- Znasz czy nie? - Do akcji zdecydowanie wkroczył Rudy.

Blondyn przez długą chwilę ewidentnie walczył ze sobą, w końcu westchnął ciężko i schował twarz między dłonie.

- To ja jestem Adam Węgrzyk - burknął niewyraźnie.

Michał szturchnął swojego kumpla w ramię, potem wstał i wyciągnął notatnik służbowy.

- W takim razie, Adam, może wyjdziemy na zewnątrz? Klatka schodowa to trochę słabe miejsce na takie rozmowy - zaproponował.

Na reakcję nastolatka nie trzeba było długo czekać. Podniósł się z ziemi ociężale, jakby trzymał na barkach ciężar całego wszechświata, a potem niechętnie poczłapał za policjantami do wyjścia. Chwilę później znów byli na zewnątrz, wystawieni na porywy zimnego wiatru. Adam wyprzedził funkcjonariuszy i przysiadł na ławce znajdującej się nieopodal wejścia.

- O co chodzi? - zapytał, mierząc ich podejrzliwym spojrzeniem.

- Kojarzysz nazwisko Sikora?

- Może kojarzę...

- Katarzyna Sikora coś ci mówi?

Adam momentalnie się ożywił, poderwał nawet dotąd opuszczoną głowę.

- To moja przyjaciółka - rzucił cicho. - Coś się z nią stało?

- Tak się składa, że poszukuje jej w tym momencie kilkanaście patroli policji - odparł bez najmniejszego wahania Michał.

Węgrzyk otworzył szeroko oczy. Pełnym niedowierzania wzrokiem wpatrywał się w dwójkę policjantów, którzy z niewzruszonymi twarzami również mierzyli go spojrzeniami. Nagle świat zaczął wirować, a w głowie Adama tłukła się tylko jedna, paskudna myśl. Nie powinien puszczać jej samej. To przez niego ona nie wróciła do domu. Zaginęła. Nie chciał nawet myśleć, co mogło się z nią teraz dziać.

To wszystko była jego wina!

- J-jak to? - wydukał w szoku.

- Mamy informację, że między innymi ty miałeś z nią jako ostatni kontakt. Zachowywała się jakoś nietypowo, inaczej? Wiesz, w którą stronę poszła? Jesteś w stanie sprecyzować godzinę, o której ostatni raz ją widziałeś?

Grad pytań wcale nie pomagał mu pozbierać myśli. Złapał się za głowę, kołysząc to w przód, to w tył.

- Nie wiem... Nie wiem... Naprawdę nic nie wiem... - dukał jak w amoku, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy spotkał się z amfetaminą.

Poczuł dotyk czyjejś dłoni na ramieniu, więc odruchowo wzdrygnął się i niemal odskoczył.

- Spokojnie - rzucił policjant. - Musisz nam udzielić jak największej ilości informacji, żebyśmy mogli znaleźć twoją przyjaciółkę - dodał opanowanym głosem.

Adam szarpnął za włosy i podniósł załzawione oczy na migoczące tysiącami gwiazd niebo. Noc była bezwietrzna, a mimo to poczuł na całym ciele lodowaty podmuch. Nie wiedział, czy to narkotyki krążące w jego organizmie dawały tak bardzo wyczulały jego zmysły, czy to zaginięcie Inki było za wszystko odpowiedzialne, ale nie czuł się dobrze. Więcej, miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje, kręciło mu się w głowie, a krew szumiała w uszach jak nigdy dotąd.

- B-błagam... - wyjąkał rozpaczliwie. - J-j-ja wszy-ystko wam p-p-powiem.

- Świetnie. Jesteś pełnoletni?

- Tak.

- W takim razie jedziesz z nami na komendę. Przesłuchamy cię i puścimy wolno. Powiadom rodziców, jak się ma sytuacja - poinstruował go wyższy z policjantów.

Chłopak pokiwał jedynie głową.

- I pokaż nam jakiś dokument tożsamości. Wypadałoby mieć potwierdzenie, że ty, to ty - dorzucił niższy z nich, ten o rudych włosach.

- Jasne - bąknął Adam. - Z-zaraz wrócę - wydusił jeszcze, a potem błyskawicznie podniósł się z ławki i biegiem skierował z powrotem do wnętrza bloku.

Musiał jej pomóc, nawet gdyby mieli mu zrobić sprawę za bycie pod wpływem narkotyków. Musiał, bo jej dobro było ważniejsze niż jego. Bo tylko ona wtedy się liczyła, a on nigdy nie powinien dopuścić do sytuacji, która obecnie miała miejsce.

***

Iza zerknęła na Michalinę, która rozmawiała przez telefon od dobrych kilkunastu minut. Jej partnerka machnęła ręką na znak, że potrzebuje jeszcze chwili, na co Kamińska sapnęła ciężko. Nie miały czasu do stracenia, trzeba się było śpieszyć.

- Proszę ciepło się ubrać - mruknęła w stronę zrozpaczonej matki.

Kobieta nie płakała już od dłuższego momentu, ale wciąż praktycznie niemożliwe było nawiązanie z nią jakiejś dłuższej, logicznej rozmowy. Na każdą wzmiankę o zaginionej córce reagowała histerycznie, co wcale nie pomagało Izie. Policjantka miała jednak świadomość, że przy tego typu sprawach nic nigdy nie przychodziło łatwo, dlatego z niemal anielską cierpliwością starała się jakkolwiek przemówić do matki.

Teraz kobieta podniosła się z krzesła i nieco chwiejnym krokiem powędrowała do korytarza. Iza wstała z kucek, idąc w jej ślady. Tym sposobem znalazły się we trzy z Michaliną na jednej przestrzeni, co dało policjantkom szanse na choćby wzrokowe porozumienie.

- Zjeżdżamy na jednostkę - rzuciła do telefonu Jabłońska po krótkiej wymianie spojrzeń. - Tak. Dobra, kończę, bo prowadzę. W kontakcie... - mruknęła, a następnie odsunęła telefon od ucha i schowała go do kieszeni. - Proszę za mną - zwróciła się do już ubranej kobiety.

Kiedy jedna za drugą wyszły z mieszkania, a matka niejakiej Inki zakluczyła drzwi, zaczęły schodzić po schodach. W radiowozie znalazły się kilkadziesiąt sekund później. Iza pobiegła jeszcze szybko skonsultować się z kolegami z patrolu, a kiedy wróciła do samochodu, Michalina bez wahania odpaliła silnik. Ruszyły z piskiem opon.

Czas był w tej chwili ich najgorszym wrogiem.

***

Pulsujący, niemal rozrywający głowę niemiłosierny ból był jedynym, co od dłuższej chwili czuła. Nie mogła zobaczyć nic ponad gęstą ciemność, w uszach słyszała tylko jeden, przeciągły pisk. Reszta zmysłów była całkowicie zaabsorbowana przez ból. Ból, dzięki któremu mogła z niewielką dozą ulgi stwierdzić, że jeszcze żyła. Jeszcze.

Poleżała kilka chwil w ciszy, dając sobie czas na dojście do pełni świadomości. Choć nie wiedziała, gdzie ani z kim się znajduje, miała poczucie, że panika może jedynie znacznie pogorszyć i tak już kiepską sytuację. Musiała więc przede wszystkim zachować spokój, siedzieć cicho, nie płakać i nie próbować żadnych gwałtownych ruchów. To stało się jej jedynym celem na następne godziny.

Spróbowała delikatnie obrócić się na plecy, gdy jednak poczuła, że ma związane zarówno ręce, jak i nogi, zrezygnowała z dalszych prób. Jej oddech przyśpieszał z minuty na minutę, kiedy do organizmu dziewczyny docierało coraz więcej bodźców i wspomnień. Pamiętała przecież ten ciemny zaułek, odgłos coraz szybciej stawianych kroków gdzieś za jej plecami, a wreszcie moment uderzenia.

Potem była już tylko ciemność.

Inka aż wciągnęła z sykiem więcej powietrza, kiedy w pełni uświadomiła sobie, co miało miejsce. Z bezpiecznego zamiaru zachowania ciszy nie zostało kompletnie nic, kiedy charczącym głosem spróbowała krzyknąć o pomoc. Nie zdołała wycisnąć z siebie nawet słowa, kiedy dosłownie znikąd spadł na nią kolejny piorunujący cios. Otępiała nawet nie wiedziała, z której strony i gdzie została uderzona.

- Śpij - usłyszała tylko nad uchem, nim ponownie straciła przytomność.

Czarny land rover właśnie wjeżdżał na położoną z dala od innych siedlisk ludzkich posesję. Leżąca bezwładnie na tylnej kanapie nastolatka nie wiedziała jeszcze, jak bardzo brzemienna w skutki była jej decyzja o samotnym powrocie do domu drogą, którą wybrała tego wieczora. Droga ta, choć krótsza od pozostałych, już na zawsze miała wyryć w jej sercu niezatarty ślad po krzywdach, których dopiero miała doznać.

Inka zniknęła.

Dokładnie tak, jakby dla świata nigdy nie zaistniała.


No proszę, proszę, kto tu się pojawił? :b Ostatni rozdział w tej książce opublikowałam dwunastego sierpnia i ze wstydem muszę przyznać, że od tego czasu nawet nie próbowałam ruszyć tekstu... Aż do dzisiaj. Coś mnie tknęło, przysiadłam i dokończyłam rozdział, którego myślałam, że już nigdy nie dokończę. Po tak długiej nieobecności nie wiem nawet, co powinnam napisać, ale jestem, żyję i mam się dobrze. ;) A skoro już zdecydowałam się uaktywnić, to może dla tej historii też nie wszystko jeszcze stracone XD Czas pokaże.

Mam nadzieję, że do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro