Część 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ludzie kochani! W końcu wziełam swoją upośledzoną dupę w garść i napisałam kolejny rozdział! Kto się cieszy?

Nie przedłużajmy więc i zaczynajmy!


Dolecialiśmy na Nemesis. Ten idiota przetransformował się tak, że z 2. metrów spadłam na tyłek na pokład lądowiska. Już nie żyje debil jeden! Wstałam, łapiąc się za ranę na brzuchu i odciążając chorą nogę. Prawie natychmiast zostałam złapana w pasie (a raczej od pasa do szyi) i podniesiona w górę. Po chwili Decepticon ruszył korytarzami statku do (jak się domyślałam) centrum dowodzenia. Przy każdym kroku miotał mną tak, iż myślałam, że żygnę. Szczęście, że nie mam choroby lokomocyjnej, bo Cony miałyby trochę sprzątania. Kiedy doszliśmy, zostałam przekazana z ręki Starscream'a wprost w szpony największego i najwspanialszego skurwiela - lorda wrogich mi jednostek.

- Jak to możliwe, że potrafisz zmienić się w Transformera?

- Ale proszę pana, ja nic nie wiem - chciałam go wkurwić udawaniem debila, co mi się chyba udało, bo Mech zmarszczył swoje krzaczaste brwi.

- Nie gadaj głupot. Dobrze wiem, że to ty głupi węglowcu.

- Ale co że ja? Chciałeś coś?

- Wrrr! - warknął wkurzony i rzucił mną niezbyt mocno, aczkolwiek dość dotkliwie o najbliższą ścianę, od której odbiłm się jak stara nokia od chodnika. Czyli w ogóle. Ale ważne, że przeżyłam. Bolało potwornie. Wydałam z siebie cichy jęk i zakaszlałam. Wyplułam z ust trochę krwi. No to skurwiel ma dodatkowo przesrane! Podniósł mnie spowrotem i patrzył sie na mnie groźnie. Dobrze chociaż, że mi plecaka nie zabrał, bo nie miałabym narzędzi zemsty. Trzeba było jednak mieć jak się zemścić, a nie zrobiłabym tego tkwiąc w pięści Megatrona. Udałam więc nieprzytomną, aby przełożyć to ,,przesłuchanie". Byłam pewna, że wielkolud odeśle mnie do swojego medyka, aby ten sprawdził czy żyję. Znieruchomiałam, rozluźniając mięśnie. Nie ruszałam się. Ktoś podniósł mnie za nogę i zaczął mną potrząsać. Udupię! Wszystkich udupię!

- Starscream! Zanieś więźnia do działu medycznego, niech Knock Out go zbada.

- Tak jest, mój panie - wyszedł ze mną z pomieszczenia, kierując swe kroki ku zabiegówce. Gdy dotarliśmy na miejsce, rzucił mną do decepticońskiego medyka, mówiąc: ,,Łap!". Upadłam wprost w szpony czerwonego bota.

- Lord Megatrona kazał ci się zająć tym ścierwem.

- Dobra.

Położył mnie na stole operacyjnym, po czym lekko podniósł bluzkę. Obejrzał mój brzuch, naciskając w kilku miejscach. Nie byłam w stanie już udawać, więc ,,odzyskałam przytomność". Popatrzyłam groźnie na Decepticona, ale nic nie powiedziałam. Na razie.

- Czym tak wkurzyłaś Starscream'a? - zapytał.

- Nagadałam mu, przechytrzyłam skurwisyna i oplułam jego wnętrze, jak mnie niósł na statek w formie myśliwca.

- No to niezła z ciebie idiotka. Teraz się będzie mścił na wszystkich!

- Zwisa mi to.

- Ty chyba czegoś nie rozumiesz. On zniszczy mi lakier! - krzyknął nabuzowany.

- Ale z ciebie miękka baba. Rozpłacz się jeszcze, wiesz?

- Przesadziłaś! - wrzasnął wyprowadzony z równowagi i podciągnął mnie za włosy do góry.

- Ała! - krzyknęłam, ponieważ bardzo mnie to zabolało - Puszczaj! - próbowałam się uwolnić. Na daremno.

- Dobra - powiedział, po czym rozluźnił uścisk swojej pięści. Upadłam z 2,5 metra wprost na chorą nogę. Krzyknęłam z bólu.

- Ty skurwielu jebany! Jak cię dorwę, to mnie popamiętasz!!! - groziłam mu.

- Okey - wzruszył ramionami, po czym wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Po prostu mnie zignorował. Ale to był jego błąd. Wiedziałam, że ma fioła na punkcie swojego lakieru, wiedziałam także, gdzie znajduje się jego polerka. Ponadto miałam w plecaku (znajdującym się wciąż na moich plecach) kilka przydatnych przedmiotów, w tym podręczny scyzoryk oraz kilka narzędzi. Wstałam z podłogi i z pomocą zwisających z blatu kilku przewodów wdrapałam się na stół operacyjny, na którym znajdował się poszukiwany przeze mnie przedmiot. Zabrałam się do pracy. Rozmontowałam polerkę, po czym zmontowałm ją ponownie. Z małym, niewidocznym i niewyczuwalnym dodatkiem. Na razie niewyczuwalnym. Otóż kiedy doktorek odpali sprzęt, zamiast gładkiego, otrzyma zdarty lakier. Nie będzie jednak tego czułb ani słyszał. Zorientuje się dopiero wtedy, kiedy na siebie spojrzy. Ot, taki mały prezent ode mnie. Nad stołem zamontowałam małą, prawie niewidoczną kamerkę, której zadaniem będzie nagrać obraz oraz dźwięk. Ukryłam ją miedzy walającymi się wszędzie rupieciami. Będzie co oglądać w wolnej chwili. Kiedy skończyłam, zeszłam ze stołu i schowałam się w jakimś zakamarku przy ścianie, pełnym jakichś nieużywanych gratów. Popatrzyłam czy nie znajdowały się tam przydatne dla mnie rzeczy, ale niestety nic ciekawego nie znalazłam. Usiadłam sobie spokojnie i czekałam na rozwój sytuacji.

Po pół godzinie Laluś wrócił do zabiegówki. Przeraził się, gdy mnie nigdzie nie zobaczył. W panice zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, lecz nie zobaczył nic ze śladów mojej działalności. Wybiegł z pomieszczenia, zawiadamiając Megatrona o moim rzekomym zniknięciu. Na to liczyłam. Nie zamknął za sobą drzwi. Ostrożnie wyszłam na korytarz i skryłam się w małym zagłębieniu w ścianie, gdzie czekałam na nadejście nocy. Musiałam wszak zemścić się na kilku wrednych Decepticonach...

I to by było na tyle na dziś. Przepraszam, że tak krótko, ale chciałam w końcu wstawić kolejną część, a ten moment idealnie pasuje na zakończenie, nie uważacie?

Dobra, żartowałam. Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za ten mały kawał ;)

Kiedy na statku wszystko ucichło, włamałam się do danych Nemesis. Oczywiście uważałam, żeby Soundwave mnie nie wykrył. Chyba mi się udało. Na moim telefonie pokazał się pełny rozkład pomieszczeń i wszystkie plany budowlane latającej bazy Decepticonów. Ja szukałam jednego, konkretnego miejsca - kwarety Starscream'a. Kiedy w końcu znalazłam mój cel podróży, ostrożnie ruszyłam w tamtym kierunku, uważając na strażników czy inne niewiadomo co pałętające się wszędzie, tylko nie tam, gdzie tego potrzeba. Doszłam bez przeszkód. Większym problemem okazało się otworzenie drzwi, które na szczęście były automatyczne. Zrobiłam sobie wejście, hakując system zabezpieczeń, co nie było dla mnie zbytnim problemem. Wkroczyłam do pomieszczenia. Zobaczyłam Seekera leżącego na czymś prztpominającym koję. Był w stanie hibernacji. Nadszedł czas mojoj zemsty. Wyciągnęłam z plecaka różową farbę w spreju i pokryłam nią lakier tego idioty. Na moje szczęście trochę wiercił się przez sen, więc został pięknie pokryty nowym ,,lakierem" z każdej strony. W tym pokoju także zamontowałam kamerkę. Zadowolona z siebie wyszłam z pomieszczenia, zamykając drzwi. Wszystkie drzwi na statku. Zablokowałam je specjalnym kodem, po czym poszłam na lądowisko, na które dotarłam po 10 minutach marszu. Niech trochę się namęczą z ich otwarciem. Hehehe, jaka ja genialna jestem. Nosz kurwa! Kto robi tak beznadziejnie duże statki, się pytam?! Znowu noga mi się nadwyrężyła od tego długiego jak chuj Soundwave'a marszu! Wyskoczyłam ze statku, ponieważ w jego obrębie sygnał radiowy był zakłucany. Zadzwoniłam do Ratchet'a. Odebrał.

- Siemaneczko Doktorku. Mógłbyś otworzyć mi most ziemny w trybie natychmiastowym? Właśnie spadam sobie ze statku Conów, a nie wiem czy mogę się zmienić w Transformera. Nie chcę pogorszyć sobie swoich ran.

- Że co ty robisz?! - usłyszałam głos mojego opiekuna, zamiast medyka.

- No mówię, że sobie widoki podziwiam. Wysyłam współrzędne swojego telefonu - zrobiłam jak powiedziałam - Tylko mnie złapcie, bo zamiast na gruncie, rozbiję się o ścianę.

Po chwili pode mną pojawił się niebiesko-zielony portal. Wpadłam w niego i zostałam złapana... w sofę. Zaśmiałam się jakbym była jakaś chora psychicznie. Dostałam niezłej głupawki.

- Co cię tak śmieszy? - zapytał mnie Optimus.

- Smokescreen złapał mnie w kanapę.

- I to cię tak rozbawiło?

- Nie - odpowiedziałam i uspokoiłam się - kobiety nie zrozumiesz - wytłumaczyłam swoje zachowanie Botom, których miny były bezcenne.

- A tak z innej beczki, nie wiecie, o której godzinie budzą się Cony?

- Nie, a co?

- A bo zrobiłam Knock Out'owi i Starscream'owi takie małe kawały oraz zamontowałam im tam kamerki.

Autoboty popatrzyły na mnie dziwnie.

- No co?! Byli niemili - wyjaśniłm im.

- Czy można zapytać, co im zrobiłaś?

- Jasne! Starscream jest cały różowy (pomalowany farbą utrzymującą się przez około 2 tygodnie). Natomiast u Knock Out'a zostały zrobione brutalniejsze rzeczy. Jego polerka zamiast wygładzać lakier, zdrapie go. A wiecie co jest najlepsze?

- Co?

- Kamerki mają obraz HD oraz dźwięk - zaśmiałam się. Sprawdziłam obraz z mojego sprzętu. Wszystko działało znakomicie.

- Alison? A jak właściwie Starscream cię znalazł? I jak to się stało? - usłyszałam pytania Arcee.

- No bo ten... - wszyscy na mnie popatrzyli - Wracałam pustynią ze sklepu, aż tu nagle usłyszałam szum silników odrzutowych myśliwca. Patrzę w górę, a tam ten debil do mnie podlatuje. Złapał mnie i zamknął w swojej kabinie, unieruchamiając pasami. No to go oplułam, a w ramach rewanżu ten debil, gdy dotarliśmy na Nemesis przetransformował się ze dwa metry nad lądowiskiem, zrzucając mnje prostu na metalową powierzchnię - powiedziałam - Nie wiem, jak mnie znalazł - dodałam.

- Bip, bipip, bppi, bip, bip - popatrzyłam niezrpzumiale na żółto-czarnego Bota.

- Bumblebee się zapytał, co było potem - wytłumaczył mi Bulkhead.

- Aha. No to Starscream zabrał mnie do Megatrona, który pytał się mnie, jak to w ogóle możliwe, że potrafię się przemieniać, lecz gdy mu nie odpowiedziałam, to się trochę wnerwił i rzucił mną o ścianę. No to udawałam, że straciłam przytomność, więc ten Megadebil rozkazał zabrać mnie do ich medyka. Wtedy Screemer złapał mnie za nogę (na szczęście tą zdrową), a gdy doszedł do zabiegówki, rzucił mną do Knock Out'a. Ten mnie złapał i szybko zbadał, ale robił to w taki sposób, iż już nie potrafiłam udawać nieprzytomnej. Wtedy się obudziłam - zrobiłam palcami cudzysłów w powietrzu - i trochę się z nim pokłóciłam. No to on złapał mnie za włosy i z ponad 2. metrów zrzucił na podłogę. Niestety spadłam na zranioną nogę, więc z bólu nie umiałam wstać. No i przez to wydarłam się na niego, grożąc mu. A ten idiota po prostu mnie zlekceważył i sobie gdzieś poszedł, no więc wstałam i w ramach zemsty pomajsterkowałam trochę przy jego polece. Następnie schowałam się przy gratach na podłodze i tam czekałam na rozwój sytuacji. Po jakmś czasie Knock Out wrócił do zabiegówki, ale gdy nigdzie mnie nie zobaczył, wszczął alarm. Kiedy wszyscy biegali, ukradkiem wyszłam z pomieszczenia i schowałam się w jakimś zakamarku na korytarzu. Tam poczekałam do nocy, aż wszystko ucichło. Potem włamałam się dyskretnie do ich bazy danych, chcąc zdobyć rozkład pomieszczeń. Musiałam się przecież zemścić także na Starscream'ie. Po chwili znalazłam jego kwaterę, do której bez problemu się dostałam (oczywiście po zhakowaniu zamka elektronicznego). Wtedy dość najtrwalszym różowym sprejem jaki miałam, przemalowałam jego lakier na różowo i wyszłam, zamykając i blokując drzwi do wszystkich pomieszczeń na statku, aby przypadkiem nikt nie zaczął mnie gonić. Potem dzięki wytycznym skopiowanym z ich bazy danych dostałam się na lądowisko, skąd zeskoczyłam. Potem to już wiecie - skończyłam swoją opowieść i popatrzyłam na Autoboty. Wszystkie stały przede mną z szeroko rozdziawionymi paszczami (no, może oprócz Prime'a, u którego dostrzegłam jedynie bardzo dobrze maskowane zdziwienie). Zaśmiałam się na ich widok, po czym szybko wyjęłam telefon i zrobiłam im zdjęcie. Ściągnęłam plecak, pogrzebałam w nim chwilę, po czym zaklęłam. Wyciągnęłam z niego rozpaćkane jabłko. Wiedziałam już, co czeka mnie w domu. Powiedziałam Autobotom, że muszę już iść i pokuśtykałam w stronę wyjścia z bazy.

- A ty gdzie się wybierasz w takim stanie? - usłyszałm głos Ratchet'a.

- No do sklepu idę. Jabłko mi się rozwaliło.

- Czy ty właśnie przedkładasz swoje zdrowie ponad jakiś głupi owoc? - zapytał, robiąc wytrzeszcza. Cyknęłam mu fotkę, po czym powiedziałam:

- Przesadzasz Ratchet.

- Nie, nie przesadzam.

- Przesadzasz - upierałam się przy swoim.

- Alison! Przestań tak bagatelizować swój stan fizyczny. To na prawdę nie jest śmieszne.

- A czy wyglądam, jakbym się śmiała? - zapytałam poważnie.

- No nie, ale...

- No właśnie. A teraz żegnam, śpieszę się - przerwałam mu.

- Nigdzie nie idziesz. Muszę sprawdzić stan twojej nogi i nie tylko. Mogło ci się coś stać, jak Megatron rzucił tobą w ścianę. Choć zastanawiam się, jak to przeżyłaś. Chcesz też pewnie wiedzieć, czy transformacja ci nie zaszkodzi, prawda.

- Dobra, tym razem wygrałeś.

Uśmiechnął się.

- No to chodź za mną. Muszę cię zbadać.

- Okey - ruszyłam za nim. Kiedy dotarliśmy na miejsce, usiadłam na specjalnym stole, który wskazał mi zrzęda. Poczekałam, aż weźmie swój sprzęt. Po chwili przyszedł. Pierwsze co kazał mi zrobić, to pokazać nogę. Odwinęłam nogawkę. Kończyna była spuchnięta i sina. Ratchet nawet nie musiał jej dotykać. Od razu powiedział:

- Złamana. Masz kategoryczny zakaz chodzenia przez następny tydzień.

- Ale Doktorku, ja nie mogę nie chodzić! - zaskomliłam - No nie wierzę! Najpierw nożem od popierdolonej matki dostaję, a teraz Cony mi kończynę łamią! Ja to mam zajebistego pecha!

- To będziesz musiała zmienić przyzwyczajenia.

Mruknęłam niezadowolona. Ani trochę mi się to nie podobało. W dodatku, aby było mi trudniej złamać zakaz, Ratchet usztywnił mi nogę aż po udo! No jak tak można się pytam?!

- A teraz pokaż brzuch. Mogłaś sobie go dodatkowo uszkodzić na Nemesis.

Bez słowa wykonałam polecenie. Miałam na niego niezłego focha za to unieruchomienie mnie. Chwilę ponaciskał mi na niektóre miejsca na bebechu. W pewnym momencie mocno mnie to zabolało. Skrzywiłam się, co nie uszło czujnemu oku medyka.

- Muszę cię prześwietlić - powiedział, uruchamiając specjalny laser czy co to tam w ogóle jest. W każdym razie zadziałało, bo po chwili już wiedział, co mi było.

- Masz lekko nadłamene żebro. Wyleczy się samo, ale musisz na nie uważać.

- Dobra. Mogę już iść?

- O nie! Nigdzie nie idziesz! - zabronił.

- A właśnie, że idę - próbowałam wstać, ale medyk na moje nieszczęście był silniejszy. W końcu to robot.

- Mogę się chociaż transformować - zapytałam.

- Nie - zgasił mój zapał. Foch forever!

- Idę powiedzieć innym o twoim stanie, a ty się stąd nie ruszasz. Zrozumiano?! - popatrzył na mnie przenikliwie. Odburknęłam coś pod nosem, zakładając rękę na rękę i odwracając od niego twarz. Niech wie, że jestem obrażona.

Poszedł, a ja w tym czasie rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Po chwili mój plan zemsty był gotowy. Wyciągnęłam z plecaka (będącego wciąż na moich plecach) resztę oleju, która mi została po akcji w szkole. Wylałam go na podłogę przed sobą, chowając szybko pustą butelkę. Usiadłam w poprzedniej pozycji i czekałam na swoją ofiarę. Drzwi do pomieszczenia się otworzyły, ale ja ani na chwilę nie spojrzałam w tamtą stronę. Po chwili do moich uszu dotarło siarczyste:

- Niech to złom zardzewiały! Alison!

- Mówiłam, że mam focha!

- Nie mówiłaś!

- No to masz pecha!

Usłyszałam czyjś chichot. Spojrzałam w tamtą stronę. Smokescreen.

- Jak coś powiesz, to na ciebie też mam focha - uprzedziłam go, gdy otwierał usta. Podniósł ręce, zamykając paszczękę.

- Będziesz to sprzątać! - krzyknął wkurwiony doktorek.

- A podobno wstawać nie mogę. Jakże strasznie mi przykro - udałam załamaną.

- Nie wnerwiaj mnie - odburknął - Pamiętaj, że mam jeszcze klucze francuskie.

- Tak? Ciekawe gdzie? - uśmiechnęłam się w celu nabrania zrzędy - Kto wie, w jakim miejscu się teraz znajdują.

- Coś ty z nimi zrobiła?!

- Ja? Nic.

- Uważaj, bo ci uwierzę.

- Idź sprawdź.

Poszedł, a ja w tym czasie wstałam i skierowałam się spokojnie do wyjścia. Smokescreen niezbyt wiedział co tu się odwala, więc stał w miejscu jak skamieniały. Hmmm, w sumie szkoda, że nie nagrałam gleby Ratchet'a. Mogłabym to pokazać innym Autobotom. A może dobrze, iż nie uwieczniłam tej niezręcznej dla medyka sytuacji? Szlag! Zaś tryb filozofa mi się włączył. Kończ myśleć Alison, bo w końcu się zamyślisz i dedniesz pod kołami jakiegoś samochosu na środku ulicy.

- Ał! - wderzyłam w coś i upadłam na tyłek. No mówiłam, że mi się coś stanie przez te moje refleksje?

- Alison? - czyli wderzyłam w Bulkhead'a.

- Nie komentuj - wstałam, rozmasowując kość ogonową. Wrecker nic nie powiedział. Byłam już półtora metra przed wyjściem z bazy, gdy nagle usłyszałam głośne kroki. Wpieniony Doktorek wykrzyczał moje imię, podnosząc mnie do góry.

- Nie słyszałeś o czymś takim jak przestrzeń osobista?

- Miałaś przez tydzień nie chodzić! - owrzeszczał mnie.

- Dobra, ale świat nie jest idealny. Nie mogę siedzieć bezczynnie przez tak długi okres czasu.

- Właśnie po to masz usztywnioną nogę po biodro, a nie po kolano.

- Nie dramatyzuj już, co?

- Nie mam już do ciebie siły. Od teraz radzisz sobie sama - odstawił mnie na ziemię i gdzieś sobie poszedł. Patrzyłam chwilę w miejsce, gdzie minutę temu stał. Potem odwróciłam się i ruszyłam do sklepu po to zasrane jabłko. Zanim jednak pokonałam choćby 10 metrów, podjechał do mnie Smokescreen.

- Twój dom jest przecież w drugą stronę -zaczął.

- Nie idę do domu, tylko do sklepu - wytłumaczyłam mu.

- Po co?

- Po jabłko.

- Nie rozumiem.

- Nie zrozumiesz.

Nastała niezręczna cisza.

- Może cię podwiozę? - zaproponował.

- Dzięki za troskę, ale sobie poradzę.

- No nie daj się prosić. Bo zrobię to na siłę.

- Niby jak?

- Tak - przetransformował się w robota i wziął mnie na rękę. Po chwili znów był swoim alt mode'm, a ja siedziałam w fotelu kierowcy, będąc już oczywiście zapięta pasami.

- Niezły sposób.

- Wiem. Zresztą na ciebie inny nie działa.

- No ba!

Po pół godzinie stanęliśmy niedaleko mojego domu, oczywiście w takiej odległości, z której moja matka nie usłyszy ryku silnika.

- Dzięki Smoke, ale dalej muszę iść sama.

- Tylko pamiętaj o naszej rozmowie, gdy tu jechaliśmy.

- Spokojnie, tego to ja na pewno nie zapomnę. Jak coś się dzieje - dzwonię. Jeśli ktoś mnie napada - dzwonię. Kiedy chcę gdzieś iść - dzwonię. Gdy mam jakikolwiek problem - również dzwonię.

- No ja myślę. To do jutra? - odpiął pasy i otworzył mi drzwi.

- Raczej tak. Jeśli nic mi nie wypadnie - poklepałam go po dachu - Nara! - krzyknęłam, machając mojemu jedynemu przyjecialowi. Chyba przyjacielowi.

- Nara! - odparł i odjechał.

Odwróciłam się w stronę mojego miejsca zamieszkania. Ruszyłam tam spokojnym krokiem, aby nic nie podejrzewał, gdypy patrzył na mnie przez wsteczne lusterko. Kiedy byłam pewna, że jużmnie nie zobaczy, zatrzymałam się. Byłam przerażna wizją spotkania z matką. Zadrżałam. Nie dość, że kupiłam dwa jabłka, z czego mam tylko jedno, to jeszcze nie wróciłam na noc do domu z usztywnioną po kolano nogą. Większego szczęścia to chyba kurwa jeszcze nie miałam! Po chwili bezczynnego stania w końcu się przemogłam, aby wznowić marsz ku prawdziwemu piekłu na ziemi. Przez ten gówniany opatrunek chodziłam jak pingwin. Zobaczyłam na horyzoncie mój ,,dom". Domem tego jednak nazwać nie można. Bardziej więzieniem. Choć to i tak zbyt łagodne określenie jak na taki horror. Dotarłam przed budynek. Z trudem weszłam po schodach. Wyciągnęłam rękę, aby zapukać do drzwi, jednak zatrzymałam ją w połowie ruchu. Nie chciałam tego robić, jednak nie miałam wyjścia. Cicho stuknęłam w drewno. Usłyszałam kroki. Wrota koszmaru się otworzyły. Schyliłam głowę, oczekując uderzenia. Nie byłam w stanie się bronić. Wiedziałam, że bardzo źle bym na tym wyszła. Nie poczułam jednak nic. Ta cisza mnie przerażała. Popatrzyłam niepewnie w górę, oczekując wściekłej twarzy mojej rodzicielki. Zamiast tego zobaczyłam prawie miłe spojrzenie kobiety, która torturowała mnie przez ostatnie miesiące.

- Alison! Gdzieś ty była?! Tak się o ciebie martwiłam! - krzyknęła przesłodzonym głosem i mnie przytuliła. Nie ogarniam. Co tu się odwala? Kto ją podmienił? A może to sen? - Panie władzo! Moja córka się znalazła! - krzyknęła wgłąb mieszkania i po chwili do przedpokoju przyszedł młody, pełen wigoru i zapału do swojej pracy policjant.

- Jak to dobrze! - ucieszył się. Pewnie dlatego, że nie był zmuszony mnie szukać - Bardzo nastraszyłaś mamusię młoda damo - mówił jak z formułki - Nie uciekaj już więcej z domu - powiedział, po czym sobie poszedł. No ja pierdolę! Ona chyba zabezpiecza się na wypadek, gdybym kiedyś zachorowała na mózg i chciała zgłosić to, jak ona mnie traktuje! Bo w końcu kto uwierzy bardziej ,,małej gówniarze" niż ,,troskliwej, opiekuńczej matce"?

- Chodź kochanie. Powiedz, czemu mnie opuściłaś? - zapytała, ponieważ gliniarz wsiadał do radiowozu, więc jeszcze widział i słyszał, co się tu dzieje - Chodź do domu, opowiesz mi wszystko - popchnęła mnie ,,delikatnie" do środka, po czym zamknęła drzwi. Próbowałam jej uciec, ale była za szybka. Złapała mnie mocno za ramię. Przeraziłam się nie na żarty. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy.

- Gdzieś ty była gówniaro?! - wolną ręką wymierzyła mi siarczysty policzek.

- Jjja - jąkałam się.

- Odpowiadaj, gdy pytam! - uderzyła mnie w brzuch. Skrzywiłam się z bólu. Na szczęście trafiła bardziej w żołądek, niż nadłamane żebro.

- Napadli mnie! - wytłumaczyłam szybko.

- Nie kłam! - podarowała mi nowe limo pod okiem do kolekcji - I czemu masz nogę usztywnioną?! -popatrzyła na moją chorą kończynę.

- No napadli mnie i noga mi się złamała! Na szczęście zobaczył to jakiś lekarz, co odpędził tamtych ludzi mi opatrunek założył.

- Nie wierzę ci! - walnęła mnie z pięści w głowę - I gdzie moje jabłko? - przypomniała sobie.

- Tutaj - podałam jej owoc.

- A paragon i reszta?

- Masz - popatrzyła na świstek papieru i zaczęła przeliczać pieniądze. Zmarszczyła brwi - Znanim mnie znowu zbijesz, powiem tylko, że kupiłam łącznie dwa jabłka, bo jak z pierwszym wracałam ze sklepu, to wtedy mnie pobili, więc się do niczego nie nadawało, zrobiła się z niego papka, no to się wróciłam i kupiłam to, a potem...

- Dosyć! Odpowiesz za to, że marnujesz moje pieniądze! - pociągnęła mnie za sobą. Przez usztywnienie się przewróciłam, ponieważ narzuciła bardzo szybkie tempo.

- Przepraszam - pisnęłam przerażona.

Warknęła wściekła. Złapała mnie za włosy i pociągnęła w dobrze znane mi miejsce. Do piwnicy. Zwlokła mnie po schodach, co strasznie bolało. Próbowałam się jej wyrwać, ale wtedy kopnęła mnie w głowę.

- Czemu mnie tak traktujesz? Kiedyś byłaś inna! - zebrałam się na odwagę, aby w końcu ją o to zapytać.

Popatrzyła mna mnie oczami pełnymi złości.

- Jesteś taka sama jak twój ojciec! Też beznadziejna z ciebie kurwa! - krzyknęła wściekle i mocniej mnie pociągnęła. Na szczęście byłyśy już pod schodami. Poczułam, jak kilka kosmyków moich kłaków zostaje wyrwanych pod naporem jej siły. Zawlokła mnie pod ścianę, gdzie moje ręce zostały zamknięte wmetalowych obręczach. Chwilę potem zostałam podciągnięta do góry za zamocowane u ich podstaw łańcuchy.

- Podoba ci się nowy wystrój wnętrza? - zapytał mnie ten potwór z psychopatycznym uśmiechem wymalowanym na twarzy.

- C...c...co ty mi chcesz zrobić - byłam u szczytu przerażenia.

- Na razie nic poważnego. Tym razem dostaniesz jedynie małą nauczkę - wzięła ze stołu siekierę i złapała za moją usztywnioną nogę - Na razie zdejmę tylko ten balast - uderzyła. Zabolało. Bardzo. Jeszcze jedno uderzenie, jeszcze jedno i jeszcze kilka. Po chwili miałam na chorej kończynie tylko poszarpaną nogawkę.

- Nie próbuj już uciekać - dostałam po głowie - Zrozumiano? - zapytała groźnie.

- Zrozumiano - spuściłam głowę. Zdążyłam się już przy niej nauczyć, że takie zachowanie jest najodpowiedniejsze po pobiciu.

- Idź do pokoju. I nie zapomnij, że jutro idziesz do szkoły - powiedziała.

Pokornie ruszyłam na wskazane przez nią miejsce. Na kolację nie miałam już co liczyć. Weszłam z trudem po schodach, spakowałam plecak, wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, przebrałam się w piżamę i padłam z wyczerpania na łóżku. Od razu zasnęłam.

<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3

Przepraszam, że tak długo nie wstawiałam kolejnej części. Po prostu nie mam w tej chwili pomysłów ani weny. Mam do Was prośbę - napiszcie co chcecie, aby się tu wydarzyło. Nie ważne kiedy - w najbliżczych częściach czy jeszcze dalej. Każdy pomysł może mnie zainspirować. Uprzedzam jednak, że love story odpada. Nie umiem pisać takich rzeczy. Mam nadzieję, że nie przesadziłam z opisanymi wyżej wydarzeniami. Jak pewnie zauważyliście, pojawiła się puerwsza wzmianka o ojcu Alison. Z czasem dowiecie się, czemu zachowanie jej matki względem córki rak drastycznie się zmieniło. Jeszcze raz proszę o podawanie pomysłów. Miłego poranka/dnia/wieczora/nocy życzę. Za ewentualne błędy przepraszam, ale pisałam to do 3:00 w nocy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro