1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Spojrzałam przez okno i wzięłam trzy głębokie wdechy. Nie mogę przecież pozwolić, żeby mój młodszy brat, zniszczył Auredon. Nasz jedyny dom i najcudowniejsze z istniejących miejsc.

- Ben, mógłbyś mi proszę wyjaśnić jaką masz w tym korzyść? Co ci da zaproszenie potępionych? Weźmiesz czwórkę, potem piątkę a potem zniszczysz barierę.

- Chcę wam wszystkim udowodnić i sobie przy okazji, że jestem w stanie podejmować dobre decyzję, które kiedyś zaowocują. - odpowiedział zdeterminowany.

- To kompletnie nie ma sensu. Nie musisz nic nikomu udowadniać. Po za tym królem zostaniesz na pewno, to ci mogę zagwarantować. No chyba, że postanowisz abdykować, ale to już twoja sprawa.

- Dobrze, w takim razie ty mi powiedz co jest takiego złego w potępionych? Przecież niczym od nas nie różnią. Ich rodzice są źli, to fakt, ale nasi przecież też mają kilka przewinień na sumieniu. To, że oni mieszkają tam a my tu jest jednym wielkim idiotyzmem! Dlaczego tak bardzo ci przeszkadzają? Przecież nie odbiorą ci tytułu, rodziny, chłopaka czy czegokolwiek innego.

- Nie bądź tego taki pewien. Jeszcze się zdziwisz jak zacznie ci wszystko przelatywać przez ręce.

   Wstałam trochę za szybko z kanapy, bo lekko się zachwiałam. Ben wyciągnął dłoń w moim kierunku, ale odtrąciłam ją podchodząc do drzwi.

- Zastanów się trzy razy zanim coś zrobisz - burknęłam i opuściłam pomieszczenie

- Blue! Proszę! - krzyknął za mną

   Szłam powoli korytarzem, oglądając się w każdym napotkanym lustrze. Jeśli przyjadą tu potomkowie najgorszych nic nie będzie takie samo, a w szczególności moje odbicie. 

   Lekko zapukałam w drzwi gabinetu ojca i po usłyszeniu symbolicznego "proszę ", przestąpiłam próg.

- Słyszałeś absurdalny plan Bena? - zapytałam na wstępie

- A, tak, wspominał coś. Dlaczego pytasz? - odparł, nie odrywając się ani na chwilę z papierów.

- Czy ty siebie słyszysz? Tato! On chce tu ściągnąć potępionych! Czy ty wiesz co to znaczy? Przecież oni nie umieją robić nic innego poza niszczeniem i okradaniem. Byłam na wyspie razem z wami i wiem jak to wygląda. Proszę, nie pozwól na to. - załkałam i spojrzałam w zimne bez wyrazu oczy. Nigdy nie byłam dla niego ważna. W końcu jaki król chciałby mieć córkę za pierworodne dziecko?

***

  Rodzice zaakceptowali pomysł Bena, a mnie pozostało przygotować się do ich przybycia. W całym Auredonie planowano ogromne wydarzenie. Orkiestra ćwiczyła od rana do wieczora mimo tego, że uczniowie jak i reszta naszych poddanych nie mieli pojęcia o przyjeździe dzieci z drugiej wyspy.

   Powoli podniosłam się z łóżka i usiadłam przy biurku. Otworzyłam pamiętnik i wylałam na jego kartki wszystko co mi leżało na sercu. Od lat umawiałam się z jednym i tym samym chłopakiem, ale rodzice nie mogli tego zrozumieć. Uważali, że powinnam wyjść za jakiegoś księcia dla sojuszu, którego mój obecny chłopak nie był nam w stanie zapewnić, gdyż od lat żyliśmy w zgodzie z jego państwem. Czy rodzice nie powinni się cieszyć ze szczęścia ich dziecka? Czy nie powinni go wspierać w trudnych chwilach? Zapewne tak, jednak moi, jedyne co umieli to rzucać mi kłody pod nogi. Tata szczególnie. Mama jeszcze się czasem litowała ale to tylko że względu na to co przeszłam.

   Następnego ranka obudził mnie budzik w telefonie ustawiony na szóstą rano. Ledwo miałam siłę, żeby podnieść się na rękach i wyjrzeć przez okno. Jasnozielone liście i kolorowe kwiatki rytmicznie kołysały się na wiosennym wietrzyku. Pierwsi uczniowie odsłaniali okna lub rozpoczynali poranne treningi. Pare lat temu biegałabym po lesie ze swoją najlepszą przyjaciółką i cieszyła z każdego zdobytego kilometra, a teraz? Teraz to mogę obserwować tych, którzy łudzą się na zdobycie rutyny dnia codziennego lub formy na lato. Nie każdy rozumie jak to działa i pewnie też nie każdy chce rozumieć.

   Ubrałam pierwszą sukienkę z brzegu, spakowałam plecak i wyszłam z zamku na śniadanie w akademiku. O tej porze najczęściej było pusto dlatego mogłam w spokoju zjeść, bez oglądania się co chwilę na obgadujących mnie ludzi. Jak się już nie raz przekonałam, bycie na ustach wszystkich nie jest niczym godnym polecenia, a już szczególnie nie przez jakieś traumatyczne wydarzenie. Jednak, życie w takim a nie innym miejscu i bycie księżniczką takiego miejsca robiło swoje. Można być jak Kiera i Alex, których tytuł pochodzi z Arendelle, ale tutaj kompletnie nic nie znaczy. Na tej wyspie liczą się tylko te, należące mojej rodziny. Nie ma tu nikogo o chociaż zbliżonym znaczeniu. Może brzmi to samolubnie, ale taka jest prawda.

- Blue! - usłyszałam za plecami i obróciłam głowę w tamtą stronę, ale już po chwili zabrałam śniadanie do ręki i wybiegłam na dwór - Zaczekaj! - krzyczał dalej

   Przyspieszyłam kroku i dopiero kiedy dotarłam do altanki mogłam się uspokoić. Patrzyłam na załamującego ręce Bena i jego zawiedzioną minę. Od kiedy rodzice zaakceptowali jego "innowacyjny pomysł", czyli jakiś dwóch tygodni prawie w ogóle nie rozmawiamy. Ograniczyliśmy się do krótkich spojrzeń i takich jak przed chwilą ucieczek. Wątpię, że nasza relacja jeszcze kiedyś będzie tak silna jak poprzednio. Nigdy nie spotkałam równie zżytego rodzeństwa jakim my byliśmy. Niestety przez to na tylny plan schodził Bill, który jednak był najmłodszy i najbardziej potrzebował wsparcia starszej siostry i brata. Nie oszukujmy się, to jednak są te cztery lata, które dzielą mnie od niego. Niby za nie długo będę siedemnastolatką, ale mam dwóch średnio ogarniętych młodszych braci na podporządkowaniu. Jeśli ja ich nie skieruję na dobrą drogę to już nikt tego nie zrobi.

   Dopiero po chwili dumania przypomniałam sobie o kanapce z serem w mojej dłoni i niemiłosiernie szybko mijającym czasie, który wskazywał na początek lekcji. Nie miałam na nie ochoty jak i na wiele innych rzeczy do zrobienia w dniu dzisiejszym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro