5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Bluebell*

W życiu niczego nie można być pewnym. Raz odbierają ci szczęście, później zdrowie, później miłość itd. Mi zostało nie wiele. Zdrowie straciłam walcząc z nowotworem, szczęście, widząc jak życie ucieka mi przed oczami, no a miłość? Tu sprawa się bardziej komplikuje. Mam chłopaka od czterech lat z przerwami. Oboje mamy raczej bardziej niż mniej wybuchowe charaktery, co naprawdę często stawia nas przeciw sobie. Rio, a tak właściwie: książę Romeo Frederick Edmund z Korony, to jak się domyślacie "dziecko słońca", czyli syn pięknej i znanej na całym świecie królowej Roszpunki oraz księcia małżonka Juliana. Nasz związek nie jest publiczny, jak większość prowadzonych w świecie książąt i księżniczek. Tak naprawdę nasi rodzice dowiedzieli się jako jedni z ostatnich, przed nimi byli nasi przyjaciele i moi bracia. Wracając, aktualnie mamy związkową przerwę, trwającą równy miesiąc, więc nigdy nie podejrzewałabym, że w dniu przyjazdu potępionych, Romeo będzie stać pod moim drzwiami i oferować eskortę na plac przedzamkowy... a jednak tak się dzieje.

Po kilku minutach interwałowego pukania, zgodziłam się na otwarcie drzwi. Gość wszedł do środka, prosząc pokojówkę o opuszczenie mojego pokoju. Kobieta spojrzała na mnie, więc kiwnęłam lekko głową. Wiem, że nie odejdzie dalej niż na pięć metrów co oznacza, że mogę ją w każdej chwili zawołać.

- Dzień dobry, księżniczko - zaczął chłopak. - Pięknie dzisiaj wyglądasz - dodał skanując mnie od góry do dołu.

Założyłam zwiewną żółtą sukienkę w kwiaty i cieliste szpilki. Nigdy nie byłam niska, ale co komu szkodzi dodanie sobie kilku centymetrów?

- Dziękuję - mruknęłam. - W jakimś konkretnym celu tu jesteś, czy tak o sobie przypomniałeś o swojej dziewczynie?

- Blue, zauważ, że to ty chciałaś przerwy i to ty odtrącasz mnie za każdym razem kiedy się pojawiam. Wiesz, że dla mnie jesteś tylko ty i nikomu nie mam zamiaru cię oddawać, więc kiedy przychodzę porozmawiać to mogłabyś być bardziej uprzejma

- Wiesz, że nasz związek nie przetrwa dalej niż liceum i mówiłam ci to już kilkukrotnie, a ty nadal to ciągniesz

- Tak, bo nigdy nie powiedziałaś mi dlaczego w nas wątpisz. Zależy mi na tobie, a ty się odcinasz!

- Bo ja umieram, okej?! Raka nie da się całkowicie pozbyć! Nie mogę pozwolić, żeby ktokolwiek umarł razem ze mną. Odcinam się od przyjaciół, od rodziny, od świata. Nikt nie wie, że nawracają mi objawy, a lekarz bada codziennie zmiany w moim ciele. Jestem pod stałą kontrolą, od cholernych dwóch lat! Nie pamiętasz już, jak było ciężko po pierwszej diagnozie? Jak... jak zapadłam w śpiączkę? Ja po prostu nie chcę, nikogo zabijać...

Trzy lata temu, kiedy kończyłam pierwszą klasę liceum w Auredonie, często zdarzało mi się słabnąć, albo krztusić krwią. Wyjątkowo moi mało opiekuńczy względem mnie rodzice zwrócili na to uwagę, po zaledwie tygodniu i zmusili do badań. Przeprowadzono mi serię najróżniejszych zdjęć rentgenowskich, usg, kontroli i kilku godzinnych obserwacji, które po dłuższym czasie wykazały rozwijający się nowotwór płuca. Natychmiast rozpoczęłam chemioterapię, przez którą zaczęły mi wypadać włosy. Zostałam poddana miesięcznej śpiączce farmakologicznej i chodź nadal nie rozumiem jak miała działać, po wybudzeniu szybko mi się poprawiło a rak ucichł. Wróciłam do możliwie najnormalniejszego życia. Co prawda nie chodziłam na zajęcia, ale ściągnięto dla mnie guwernantkę, z którą nadrobiłam szybko stracone miesiące.

Nigdy z nikim na ten temat nie rozmawiałam. Ból jaki wiązał się z tymi wspomnieniami był koszmarny. Zalecano mi regularne wizyty u psychologa, ale odmówiłam pójścia. Nie chciałam dzielić z innymi swojej słabości. Wystarczyło mi bycie ostatnią z rodzeństwa w kolejce do tronu, mimo że byłam najstarsza. Rozczarowałam nie tylko rodziców, ale i cały królewski świat. Auredon jest miejscem, które zrzesza całą monarchie tego świata i pozwala dzieciom władców mieć normalne dzieciństwo. Król Auredonu jest królem świata, a jego pierwszy potomek godnym dziedzicem. Jednak nie w tym wypadku.

Gdy te myśli, wspomnienia odbiły się w mojej głowie Rio podszedł do mnie i objął mocnym uściskiem. Czułam jego niepewność. On wiedział, że nie powinniśmy być razem chociaż go to bolało, a ja wiedziałam, że go kocham i odsuwając się, tracę nie tylko podporę ale i część siebie samej

- Księżniczko... - usłyszeliśmy jedynie otwierające się drzwi i niemalże od razu zamykające się za pokojówką. - Przepraszam, ale chciałam powiadomić, że do przyjazdu potępionych zostało jedynie dziesięć minut i jest panienka oczekiwana w holu. Książę Ben już tam czeka.

- Dobrze, dziękuję - odparłam najspokojniej jak potrafiłam

Wzięłam z toaletki chusteczki i wytarłam łzy z policzków. Nie miałam dzisiaj pełnego makijażu, a jedynie mascarę, dzięki czemu uchroniłam się przed zbędną stratą czasu.

- Możemy? - Zapytał Romeo pokazując mi swoją otwartą dłoń.

Podałam mu swoją, a chwile później poczułam delikatny pocałunek na czole. To był jego znak firmowy. Wysoki, postawny blondyn, o delikatnym sercu, ale i nie umierającej pewności siebie. Nie ważne jak bardzo bym się tego wyrzekała, kochałam, kocham i będę go kochać aż do śmierci.

Zeszliśmy dwa piętra w dół, prosto do sali wejściowej. Tak jak zapowiedziała Mary, Bill i Ben stali przy drzwiach cicho rozmawiając. Mieli na sobie takie same niebieskie garnitury i te same czarne lakierki. Wyglądali identycznie pod każdym względem. Nasz najmłodszy brat szybko podgonił wzrostem, więc teraz różniło ich tylko kilka centymetrów. Jednak pod warstwą zewnętrzna, czarujących książąt, byli całkiem różni.

Ben, zawsze uśmiechnięty, wrażliwy, odważny i pewny siebie, ale kiedy nikt nie patrzył, chował twarz w dłoniach i wyrzucał z siebie wszystko co leżało mu na sercu. Przesiadywał wtedy w moim pokoju i opowiadał, czasem płakał, a czasem śmiał się z własnej lub cudzej głupoty. Te wieczory najbardziej nas do siebie zbliżały, więc kiedy uznał że jako przyszły król nie powinien się mazać przed starszą siostrą zaczęliśmy się od siebie odsuwać. Mam wrażenie jakbym go już nie znała.

Z kolei Bill zawsze był trochę z boku. Nie przejmował się opinią publiczną, w żaden sposób. Był księciem, drugim w kolejce do tronu i nie omijał okazji do wykorzystania tego tytułu w szkole oraz poza nią. Zajął on miejsce Bena w mojej wieczornej rutynie. Przychodził do mojej komnaty około godzinę po kolacji, rozsiadał się na szezlongu, kiedy ja zmywałam makijaż i przygotowywałam rzeczy na następny dzień. Zazwyczaj to on opowiadał co się działo danego dnia, ale czasem to ja potrzebowałam się wyżalić. Kochałam ten czas, spędzony z braćmi. Nie obowiązywała nas etykieta, nikt nas nie oceniał, nikt nas nie kontrolował. Mogliśmy być sobą. Mogliśmy być zwykłymi nastolatkami, na których wcale nie ciążył los świata. 

- Blue, dobrze że jesteś. - Zaczął Ben. - Szczerze mówiąc bałem się, że nie przyjdziesz.

- Ciebie też dobrze widzieć Romeo. - Powiedział Bill wyciągając dłoń w stronę chłopaka.

- Wzajemnie. - Odpowiedział blondyn

- Myślałem, że to ja będę miał zaszczyt prowadzenia księżniczki, ale chyba się przeliczyłem. - Zaśmiał się czternastolatek, a ja razem z nim

Piorunowałam starszego z braci wzrokiem, ale nie przyniosło to oczekiwanych skutków i tylko zaśmiał mi się w twarz zamiast przywitać się z Rio.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro