3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bluebell

Ponownie otworzyłam drzwi swojego pokoju, żeby zamknąć je kilka sekund później. Starałam się wypatrzeć swojej przyjaciółki. Chciałam się z nią podzielić tym co jutro ogłosi Ben. Kto jak kto, ale ona powinna wiedzieć. Kolejny raz podniosłam się z szezlonga by wyjrzeć na korytarz, jednak rozległo się szybkie i ciche pukanie.

- Proszę! - krzyknęłam wiedząc, że to ona

- Cześć... nawet... nie wiesz... jak się starałam żeby... żeby zdążyć - mówiła dysząc ciężko, najprawdopodobniej po treningu szermierki czy czegoś takiego - O co chodzi? - Dodała uspokajając oddech

- Usiądź, bo to nie jest takie proste - zrobiła to o co prosiłam po drodze zagarniając szklankę zimnej wody z komody - Wróżka wam pewnie ogłosiła, że Ben w końcu wymyślił swoją pierwszą proklamację i chce się nią jutro podzielić z... z wszystkimi tak w sumie

- No tak, i?

- Przecież nie mogę ci tego powiedzieć - zganiłam samą siebie

- Mów, nikt się nie dowie. Przysięgam

- Wiem, ale jednak... Dobra, za kilka dni przyjadą tutaj potępieni. Będzie ich czwórka. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. - zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam na zszokowaną przyjaciółkę - June?

- Nie wieżę... Po prostu nie wieżę w to co się dzieje. - przytaknęłam lekko głową dając tym samym znak iż zgadzam się całkowicie - Dlaczego?

- Uważa, że oni są nie winni i po prostu mieli pecha trafiając do takich a nie innych rodzin. Tyle że Ben nigdy nie był na wyspie i nie wie co tam się dzieje. Nie chciał też słuchać tego co ja miałam do powiedzenia w tej kwestii a to jeszcze bardziej mnie zniechęciło do naszych przyszłych gości.

- Bez urazy, ale wiesz jakie mam o nim zdanie i nie będę kryć, że go nie lubię, ale tu ma rację. Potepieni poprostu mieli pecha. - Lekko oburzona popatrzyłam na dziewczynę zanim podeszłam do okna. - Zobacz - wskazała palcem ową wyspę idealnie widoczną z tego miejsca. - Co by było gdybyś ty tam mieszkała? Nie różniła byś się od nich niczym. Posłuchaj mnie - nie odwróciłam wzroku - Blue, spójrz na mnie - dodała chwytając mój podbródek - też ich tu nie chcę. Też się boję. Też im nie zaufam, ale jedno jest pewne. Decyzji Bena nie zmieni nikt oprócz ciebie, więc przestań w końcu uciekać i porozmawiaj z nim. Proszę. To jest twój głupi, młodszy brat, który potrzebuje przewodniczki. Po za tym cały Auredon wie, że coś jest nie tak, bo widać napięcie między wami, nie mówiąc już o unikaniu.

Chcę mi się śmiać i płakać jednocześnie, gdy powoli uświadamiam sobie, że wszystko co powiedziała było prawdą. Że muszę się pogodzić z potępionymi i porozmawiać z Benem. O dwie trudne sprawy za dużo.

- Boję się - usiadłam na łóżku, a już sekundę później przyjaciółka obejmowała mnie ramieniem

- Wiem, ja też... Ja też - szepnęła

Siedziałyśmy jeszcze przez chwilę rozmawiając o dniu rodziny. W tym roku wyjątkowo Ben został poproszony o organizację, a nie ja, ale i tak już dawno przygotowałyśmy choreografię dla zespołu wokalnego. Zakładając oczywiście że na jutrzejszej próbie będą umieć cały utwór bezbłędnie na pamięć, będą mogli skupić się na krokach i połączeniu wszystkiego razem. 

***

- Kto jest głównym wykonawcą? - spytałam omiatając wzrokiem tłum wokalistów, z którego wyłoniła się dobrze mi znana ręka. - Ben?

- Tak - odpowiedział mimo, że to nie było pytanie - Czy mam jakieś specjalne zadanie? - Oj tak

- Poniekąd tak poniekąd nie - wzruszyłam teatralnie ramionami - w przeciwieństwie do pozostałych nie będziesz musiał się uczyć konkretnego układu. Nie będziesz chodzić na wsztstkie "zajęcia" tylko na wybrane. Julia - wskazałam blondynkę - weźmie cię po swoje skrzydła i nauczy improwizacji. Reszta zostanie podzielona na dwie grupy. - podsumowałam

Azalea, która była jedną z najlepszych tancerek jakie spotkałam, została instruktorką grupy męskiej. Druga - czyli moja i Marisy- to dziewczyny. Postawiłśmy na taki podział instruktorek, ponieważ Aza poradzi sobie świetnie sama a Mari musi zrobić praktyki zanim zacznie szkolić

- Blue! - usłyszałam, co spowodowało nie przemyślany obrót w stronę głosu.

- Hmm? - spytałam patrząc bratu prosto w oczy

- Przestań się na mnie obrażać. Proszę

- Możemy porozmawiać później?

- Za każdym cholernym razem tak mówisz i nigdy nie dotrzymujesz słowa

Prawda. Nie mogę zaprzeczyć. Było już kilka podejść wspólnej rozmowy najczęściej proponowanych podczas rodzinnej kolacji. Do tej pory nie zamieniliśmy więcej niż dwóch zdań.

- Na prawdę teraz nie mogę. Muszę nauczyć tańczyć te landrynki - wskazałam grupę księżniczek stojącą przed salą

- Dlaczego? - nie wiem czy mu przykro. Nie wiem czy żałuje. Ale wiem, że zależy mu na naszej relacji siostra-brat

- Księżniczko?! Możemy wchodzić?! - Ewidentnie nie zadowolona Kiera przyniosła klucz i machała nim Marisie przed nosem

- Tak, wchodźcie, już idę. M! Zacznij rozgrzewkę - podniosłam wzrok na twarz przyszłego króla. - Musisz? Naprawdę?

- Tak - mruknął

- Nie wypadnij źle na przemowie... Nie, nie wchodzę z tobą na scenę - odpowiedziałam na nie zadane pytanie. - Do zobaczenia

Ben stał jak wryty nie wiedząc co ze sobą zrobić, a ja skierowałam się do sali, w której zniknęła moja grupa minutę temu. Rozpoczęliśmy trening po czym zaprezentowałyśmy układ. Księżniczki nie do końca były zachwycone. Nie wiem czy uważały go za za trudny, za prosty, czy nudny, ale wierciły we mnie dziurę wzrokiem.

- O co chodzi? - Zapytałam wściekła, ale nikt nie raczył mi odpowiedzieć. - Halo, pytam o coś.

- Co się stało między tobą a Benem? - zapytał głos z tyłu którego nie kojarzyłam

- O nic. Nic ważnego. Ważne to będzie to co ogłosimy jutro - uśmiechnęłam się nerwowo

- Powiedziałaś mu, że nie wyjdziesz na scenę. - Kiera, jak zwykle wie wszystko najlepiej

- Po pierwsze, skąd wiesz? A po drugie, nie chodziło o jutro. Dobra, koniec na dzisiaj

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro