III - Wolę zginąć, niż dać się tak zhańbić.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czułam przeszywające spojrzenie OBCEGO i strach Nicholasa. Skoro on się boi Władcy, to ja powinnam przed nim klęczeć na kolanach drżąc.
Jednak nie robiłam tego. Stałam z pochyloną głową i czułam szybsze bicie mojego serca.

- Wyprowadź ją stąd! - rozkazał przerażający mnie głos.

Słysząc jego siłę, skuliłam się delikatnie.

- Dokąd, Panie? - zapytał patrząc na swoje buty.

- Do mojej sypialni - usłyszawszy to podniosłam głowę i z przerażeniem widocznym w moich oczach patrzyłam na Władcę.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały i ujrzałam delikatny uśmiech, który zaczął pojawiać się na jego twarzy.

Pan INNYCH okazał się być ogromną istotą. Ponad dwumetrowym, barczystym brunetem. Nigdy nie widziałam kogoś o takiej posturze. Nicholas przy nim wyglądał jak chudy nastolatek karcony przez dorosłego, dobrze zbudowanego mężczyznę. Jego oczy były czarne. Przerażająco czarne.

Nie zganił mnie za to, że na niego patrzę. Wydawał się być zadowolony z tego powodu.

Gdy nagle się odwrócił, dostrzegłam na jego policzku ogromną bliznę, która w połączeniu z orlim nosem dodawała mu drapieżności.

I wyszedł, najzwyczajniej w świecie opuścił pomieszczenie.

Nicholas odetchnął głośno wypuszczając z płuc nieświadomie od pewnego momentu wstrzymywane powietrze.

- On nigdy wcześniej nie kazał przyprowadzać do siebie kobiet.. - powiedział sam do siebie.

Po chwili skierował swój wzrok na mnie i oznajmił- Jeśli chcesz przeżyć, bądź posłuszna i przetrwaj to, co z tobą zrobi..

Z wyrazu jego twarzy odczytałam smutek i bezsilność.

Mam się stać dziwką Władcy INNYCH?! Oddawać swoje ciało mężczyźnie przez którego zginęli mój ojciec i brat, niektórzy sąsiedzi, przyjaciele i część dalszej rodziny.. Coś okropnego!

NIE MA MOWY!

Brzydzi i oburza mnie jego postępowanie, nie szanuje go, a co najważniejsze, NIE KOCHAM!

Wolę zginąć, niż dać się tak zhańbić.

- Chodźmy. Lepiej nie denerwować Królewskiego Potomka..

Swoje spojrzenie ulokowałam na moim strażniku, który wyglądał jakby prowadził mnie na zagładę. Nie dodało mi to otuchy, było wręcz przeciwnie.

Prowadzona w nieznane z każdą sekundą martwiłam się o swój los coraz to bardziej. W tym momencie utraciłam wszelkie nadzieję na powrót do domu. INNI zabrali mi niemalże wszystko, ale aby mnie w pełni pokonać i przezwyciężyć, muszą mnie zabić. Wtedy wygrają, zniszczą w stu procentach i już nic nie będzie dla mnie ratunkiem.

Nicholas trzymając mnie za łokieć prowadził korytarzem aż do windy do której razem weszliśmy. Mężczyzna nadusił przycisk z numerem dziesięć. Musimy znajdować się w ogromnym budynku, bo do wyboru miał piętra od minus pięciu nawet do poziomu dziesiątego.

Jechaliśmy w górę dość szybko, według mnie ten pośpiech jest zbędny, bo im bliżej miejsca docelowego byłam, tym bardziej się denerwowałam.

Moje obawy są słuszne, nie mogę myśleć pozytywnie, bo się zawiodę. Lepiej być przygotowanym na najgorsze i później nie pozwolić się złamać.

W momencie, gdy drzwi windy się rozsunęły, walczyłam z chęcią wyrwania się i ucieczki.

Dlaczego nie próbuje stąd zwiać?

Nie robię tego, ponieważ na każdym kroku obserwują mnie kamery. Jestem niemalże w całkowicie pewna, że w przeciągu dziesięciu minut zostałabym złapana.

Miałam dziwne wrażenie, że Nicholas chcę mi coś powiedzieć, w jakiś pokręcony sposób pokrzepić i wesprzeć mnie na duchu, jednak nic nie mówiąc pchnął mnie delikatnie w stronę uchylonych drzwi.

Weszłam do pomieszczenia odrobinę przestraszona. Właściwie znajdowałam się w przedpokoju.

Gdy INNY zatrzasnął za mną jedyną drogę powrotną, podskoczyłam przerażona. Właśnie straciłam ostatnią szansę na ucieczkę..

W momencie, w którym unormowałam swój oddech, rozejrzałam się dookoła.

Z lewiej strony znajdowały się wieszaki na kurtki, z prawej ogromne, sięgające podłoża lustro. Nie mogąc na siebie patrzeć, ruszyłam do przodu.

Na wprost wejścia był korytarz, który zapewne prowadzi do reszty pomieszczeń.

Im głębiej wchodziłam, tym bardziej zaczynała mnie przerażać wszechobecna biel na ścianach. Dopiero gdy zajrzałam do jednego z pokoi znajdujących się po prawej stronie, spotkałam się z innym kolorem, niż biały. Dwie ściany były ciemnoszare i dwie granatowe.

Myślę, że to pomieszczenie jest salonem.

Dlaczego?

Dlatego, że na środku stała ogromna czarna kanapa, a z obu jej stron szary, wyglądający na wygodny fotel. Na ścianie naprzeciw sofy znajdował się gigantyczny telewizor. A w jednym z narożników wąski regał wypełniony książkami. Z prawej strony od drzwi, tuż przy ścianie swoje miejsce miała komoda, na której stała wieża.

Skanowałam pomieszczenie próbując dostrzec jakąkolwiek niedoskonałość, choćby kurz na półkach. Jednak, zawiodłam się. Wszystko idealnie do siebie pasowało tworząc perfekcyjną całość. Nie potrafiłam wyhaczyć żadnego niedociągnięcia.

Ciekawość zwyciężyła i postanowiłam zwiedzić całe mieszkanie, dlatego weszłam do pomieszczenia znajdującego się naprzeciw salonu.

Trafiłam do toalety, gdzie na ścianach widniały białe płytki, natomiast na podłodze czarne. Miejsce to okazało się być niewielkie i zawierało zaledwie umywalkę, sedes oraz kosz na śmieci.

Zaintrygowana szłam dalej. W kolejnym pokoju znajdowała się sala rozrywkowa, bo na środku pomieszczenia stał stół bilardowy, niedaleko niego piłkarzyki oraz kanapa i telewizor z konsolą.

Naprzeciw tego pokoju dostrzegłam ogromny stół z mnóstwem krzeseł dookoła niego.

Jadalnia okazała się być pomieszczeniem otwartym, ponieważ z niej można dojść do kuchni.

Za to naprzeciwko kuchni miejsce miała jedna z sypialni.

Obok niej znajdowała się kolejna, następnym pomieszczeniem okazała się być wielka łazienka ze wszystkimi najnowocześniejszymi wygodami.

Natomiast naprzeciw drzwi wejściowych, czyli pomiędzy łazienką i kuchnią znajdowało się pomieszczenie otwarte. Nie mam pojęcia czym powinnam je nazwać. Na środku całkowicie białego pokoju umieszczona była szara kanapa, za nią przez ogromne okna roztaczał się widok na całą okolice.

Westchnęłam z podziwu. Niemalże zaparło mi dech.

- I jak Ci się podoba? - usłyszałam lekko zachrypnięty męski głos.

Władca stał na czarnych, spiralnych schodach, które prowadziły na górę.

Klatka schodowa umieszczona została z prawej strony tak, aby nie zasłaniać przepięknego widoku z okien znajdujących się niemalże dookoła całego pokoju.

- Czego chcesz? - zapytałam, gdy wreszcie udało mi się odzyskać rezon.

Mężczyźnie najwidoczniej nie spodobał się sposób w jaki się do niego odnoszę, ponieważ z jego warg zniknął krzywy, nieszczery uśmiech, który zdobił jego twarz chwilę wcześniej.

Może i się go bałam, ale to nie powód do bycia znerwicowanym i zastraszonym człowiekiem, który nie potrafi się postawić i walczyć o swoje prawa.

Najwyższy czas, by pokazać pazurki!

Królewski Potomek ocknął się i z wypisanym rozdrażnieniem na twarzy postanowił zejść na dół.

Idąc po schodach nie spuszczał swojego zagniewanego spojrzenia ze mnie.

Jego wzrok niemalże wywiercał we mnie dziurę. Czułam się niczym ofiara na którą czai się drapieżnik. Czekałam na moment, w którym postanowi mnie zaatakować i najzwyczajniej w świecie zabić. Wiem, że zrobi to bez skrupułów.

Dlaczego?

Ponieważ właśnie taka jest jego natura. Zabijać, aby żyć.

Będę miała kłopoty..



Cześć kochani!
To ja! ;3
Rozdział przypadł do gustu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro