Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czasem masz wrażenie, że wszystko już wiesz i nic nie jest w stanie przeszkodzić ci w dążeniu do celu. Nic bardziej mylnego. Każdy, kto ma w sobie siłę ducha, potrafi dojść do końca swej podróży bez szwanku i z satysfakcją. Niektórzy niestety nie są zbytnio odporni na zło tego świata i nie radzą sobie z przytłaczającymi problemami. Ważna jest "wiara" i jeszcze raz "wiara". Czasem nasze poglądy za bardzo nas oślepiają i nie widzimy tego, co najważniejsze. Czasami chcemy osiągnąć swoje szczęście, kosztem innych, ale czy wtedy ma to jakikolwiek sens?
On chciał żyć dla innych. Być zawsze uprzejmym niezależnie od sytuacji. Jego starania poszły na marne i teraz musi zapłacić za bycie "winnym".

- Glenn Xeniks - na sali rozbrzmiał basowy głos, przepełniony dumą i dostojnością.

Zebrani zaczęli między sobą szeptać, kiedy na środek, prostokątnego pomieszczenia wszedł młody anioł. Tak, jak każdy ze swojej rasy posiadał nieskazitelną urodę, wręcz zakazaną... A posiadał on bowiem piękne białe włosy i szare oczy, przepełnione bólem, jak i żalem.

- Jestem - odparł spokojnie, choć tak naprawdę przed oczami miał najgorsze scenariusze, jakie mogły się w tej chwili wydarzyć.

- Rada Starszyzny zadecydowała o twoim losie - basowy głos ponownie rozdarł powietrze, przez co zapanowała grobowa cisza.

Anioł spuścił głowę i szarpnął nadgarstkami, które były skrępowane, magicznymi kajdankami. Czuł się, jak największy przestępca zaświatów, a nic przecież nie zrobił. Do tego miał dość tych spojrzeń, które mówiły same za siebie: "on jest winny".

- Dzisiaj jest twój ostatni dzień pobytu w niebie....

Zaskoczony otworzył szeroko oczy i poderwał głowę w kierunku wygodnie rozłożonego na krześle sędziego. Przez chwilę miał wrażenie, że się przesłyszał. Miał tyle wizji kar, a tu się okazało, że czeka go jeszcze coś gorszego niż zamknięcie w lochach... To nie mogła być prawda... Tyle zapracował, żeby jego imię było wypowiadane z dumą, a teraz w jeden dzień miało to wszystko przepaść...? Po co się starał przez te setki lat?

- Oczywiście dajemy ci czas na przyszykowanie się do podróży na Ziemię.

- Z-ziemię? - wydał z siebie coś na wzór jęku. Miał być zesłany do tego paskudnego świata? Świata, którym rządzą brutalne prawa?

- Tak, spędzisz tam trochę czasu. Może wtedy nabierzesz pokory - poprawił okulary, zsuwające się mu z nosa. - Musisz odpokutować za swój występek, rozumiesz, prawda?

Skinął głową. Nie miał już sił, żeby zaprzeczać... Nie chciał kolejnej afery. Sędzia skinął na anielskich ochroniarzy, którzy uwolnili Glenna z uwierającego, srebrnego metalu, który zgrzytnął nieprzyjemnie, kiedy zetknął się z podłogą.
Białowłosy miał kompletny mętlik w głowie. Nie chciał opuszczać domu, nic nie zrobił, to jedno, wielkie nieporozumienie. Dlaczego akurat on? Kiedy już wszystko szło dobrze... Kiedy po raz pierwszy nie czuł się tu obcy...

Zgromadzone anioły i ważne osobistości opuszczały salę, nawet ochroniarze odeszli, a on nadal tam stał. Wpatrywał się pustym wzrokiem w lśniącą podłogę i nagle upadł na kolana, zakrywając swoją bladą twarz dłońmi.

- Boże... Ja naprawdę jestem niewinny...





~~*~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro