Dwa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Słyszałeś, podobno ma przyjść jakaś nowa – Max powiedział to takim głosem, jakby co najmniej ogłaszał, że nie trzeba już chodzić do tej zasranej szkoły.

Spojrzałem na niego z ukosa. Czy on naprawdę myśli, że mnie obchodzą jakieś głupie plotki? Jeśli ktoś ma ochotę tutaj uczęszczać to proszę bardzo. Mnie to psińco obchodzi.

– No i co z tego? – spytałem, upuszczając niedopałek papierosa na chodnik i przygniatając go butem.

– Nic. Tylko jedna więcej do zaliczenia – mruknął Gordon.

– Jak na razie nie możesz sobie dać rady z jedną Norą, a już myślisz o innych. Chyba że postanowiłeś sobie odpuścić Edison, co?

– No, coś ty! – krzyknął. – Zobaczysz, ona będzie moja i to już za niedługo.

–Ta, jasne – mruknąłem pod nosem.

To „niedługo" to ja słyszałem od początku roku szkolnego. I ono się tak ciągnęło, ciągnęło i ciągnęło. Pewnie byłoby inaczej, gdyby już na „dzień dobry" sobie u niej nie przeskrobał. Dokładnie pamiętam, jak to było. Przechodziła na stołówce koło naszego stolika, a Gordon zawołał „Hej, laseczko o figurze modelki!".  Norze zdecydowanie się to nie spodobało, czego skutkiem był fakt, że zawartość jej talerza wyładowała na głowie Maxa. Przez resztę dnia chodził z makaronem powkręcanym w te jego loki.

– Cześć, chłopaki. O czym gadacie? – Koło nas znalazł się Tom, należący do naszej paczki.

– A tak zastanawiamy się, kim jest ta nowa – mruknął mój przyjaciel.

– Słyszałem, że podobno jest z Kalifornii – ożywił się nagle Thomas.

Prychnąłem. Naprawdę miałem dość zachwycania się laską, której nawet na oczy nie widzieli.

–To, że z Kalifornii, nie znaczy, że od razu z Hollywood – przystopowałem ich entuzjazm.

–Ty to potrafisz zgasić człowieka.

–Wiecie co, może chodźmy już, bo spóźnimy się na chemię. – Max szybkim krokiem ruszył w stronę budynku szkoły.

– Kiedy to z niego zrobił się taki pilny uczeń? – spytał Tom, wpatrując się lekko zszokowany w Gordona.

– Nie żartuj sobie. Po prostu nie może się doczekać, aby zobaczyć swoją ukochaną Norę – mruknąłem i ruszyłem śladami przyjaciela.

Dogoniłem go przy drzwiach do klasy chemicznej. O dziwo, udało nam się przyjść przed nauczycielką. Jak zwykle usiedliśmy w ostatniej ławce pod ścianą. Z kieszeni dżinsów wyciągnąłem telefon. Miałem jedną nieodebraną wiadomość od nieznanego numeru.

„Hej, misiu, co tam u ciebie? ;)"

Westchnąłem i skasowałem SMS. Zdecydowanie powinienem przestać dawać swój numer komórki dziewczynom poznanym na imprezach. Szczególnie jeśli ja nie zapisywałem ich numerów.

***

Lekcja minęła całkiem szybko. Jak zawsze nawet nie pofatygowałem się, aby przepisać zadania z tablicy, nie mówiąc już o słuchaniu chemiczki. Na reszcie zajęć miałem takie samo nastawienie, a nikt nie zwrócił mi uwagi. Widocznie uznali, że to i tak nie miało sensu. No bo co oni mogli mi zrobić? Wysłać do dyrektora? Nawet jeśli, to on walną by jakąś denną gadkę, a ja i tak bym go nie słuchał i nie robił niczego w kierunku poprawy mojego zachowania. Tyle zachodu i zero efektu. Nauczyciele doskonale zdawali sobie z tego sprawę.

Razem z Maxem weszliśmy na stołówkę. Ten znowu pognał do wybranki swojego serca. Matko, jak to tandetnie brzmi. Dlatego obiecałem sobie, że nigdy nie będę się uganiał za żadną panną. Nawet nie miałem takiej potrzeby. Póki co same się do mnie kleiły.

– Hej, piękna – rzucił Max w stronę Nory.

Dziewczyna rzuciła mu piorunujące spojrzenie. Tak jak za każdym razem, kiedy się do niej odzywał.

– Spadaj, Gordon – rzuciła wściekła i odwróciła się do obok siedzącej blondynki.

– No nie obrażaj się, mała.

Momentami żal mi własnego przyjaciela. Jeśli miał zamiar dalej rzucać takie teksty, to nigdy nie poderwie Edison. Jak na mój gust to zaprzepaścił sobie u niej szansę już na samym początku. Jego wysiłki były bezcelowe.

– Zejdź mi z oczu, bo nie ręczę za siebie!

Mimo jasno przekazanego rozkazu brunetki Max nadal stał przy jej stoliku. Nie chcąc, aby skompromitował się jeszcze bardziej, pociągnąłem go za ramię i zaprowadziłem do naszej miejscówki ulokowanej na samym środku stołówki. Siedziała tam już cała pozostała cześć paczki.

– Agnes mówiła, że robi wrażenie nieśmiałej – powiedział Dan, po czym wepchnął sobie do ust garść frytek.

– No i prawie w ogóle się nie uśmiecha – dodał Tom.

– O czym dyskutujecie? – zainteresował się Max, zapominając o swojej porażce.

– O tej nowej. Siedzi tam przy Edison. – Trip wskazał stolik, od którego właśnie odeszliśmy.

– A znacie chociaż jej imię? – spytałem.

Popatrzeli po sobie z zamyślonymi minami. Tak jak myślałem. Wszyscy się nią zachwycali, a nawet nie wiedzieli, jak się nazywa. Kiedy podobała mi się jakaś laska, to zawsze na początku pytałem ją o imię. To podstawa.

– Agnes coś mówiła, ale wyleciało mi z głowy – mruknął Dan.

Pokręciłem głową z politowaniem. Czasami zastanawiałem się, czy ja kumpluję się z osiemnastolatkami czy dziećmi w przedszkolu.

Przerwa się skończyła, więc musieliśmy się powlec na biologię. Nawet lubiłem ten przedmiot i nauczyciel też był całkiem spoko. Denerwowało mnie tylko to, że prawie na każdej lekcji ktoś musiał się przesiadać, bo coś mu nie pasowało.

Na ostatnich zajęciach kazał mi usiąść pod oknem, jednak kiedy weszliśmy tam z Maxem, ławka ta była zajęta przez Norę i jakąś szatynkę. Prawdopodobnie tą nową, co wszyscy o niej mówili. Nie mając innego wyjścia, usiadłem z moim przyjacielem pod ścianą.

Do klasy wpadł biolog i bez choćby marnego „dzień dobry" zaczął dyrygować.

– Moi drodzy rozmawialiśmy chyba ostatnio o tym, jak powinniście siedzieć. Panie Miller, z tego, co pamiętam, miał pan siedzieć w ławce pod oknem.

– Przykro mi, ale kiedy tu wszedłem, była już zajęta – odparłem z udawana uprzejmością.

Nauczyciel spojrzał na Norę i jej nową koleżankę.

– Edison usiądziesz z Gordonem, a ty Miller z ... – Spojrzał na szatynkę w celu uzyskania jej nazwiska.

Dziewczyna mruknęła coś w odpowiedzi, ale nie dosłyszałem dokładnie. Chyba „ cośtamwood"

Ukochana Maxa niechętnie zebrała swoje rzeczy i z wściekła miną usiadła obok niego. Ja też zająłem wyznaczone miejsce. Z kieszeni wyciągnąłem komórkę, bo wibracje oznajmiły mi przyjście kolejnego SMS-a. Ten sam numer co na chemii. Laska nie dawała za wygraną. Bez namysłu skasowałem wiadomość.

Przez jakiś czas czułem na sobie wzrok sąsiadki z ławki, jednak, kiedy się do niej odwróciłem, pochylała się nad notesem czy co to tam miała. Teraz to ja się jej przyglądałem. Faktycznie wyglądała na szarą myszkę. Tym bardziej nie rozumiem, czym chłopaki się tak podniecali.

Dziewczyna chyba poczuła, ze się na nią patrzę, bo zerknęła na mnie.

– Przygotuj się napiekło – szepnąłem, uśmiechając się cwanie.

Tak naprawdę nie miałem najmniejszego zamiaru jej w żaden sposób dręczyć. Chciałem tylko zobaczyć, jak zareaguje. Zmrużyła oczy i powróciła do wcześniejszego zajęcia. Wniosek: nie boi się mnie, bo jeszcze się wie, kim jestem.

Postanowiłem się nią nie przejmować i wsłuchałem się w słowa nauczyciela. Układ wydalniczy człowieka nie był zbyt interesujący. Spojrzałem, więc znów na szatynkę. W ręce trzymała ołówek i delikatnymi ruchami kreśliła coś na kartce papieru.

Nieuprzejmie spojrzałem jej przez ramię. Szkic przedstawiał krzak dzikiej róży ze szkolnego ogródka. Pamiętałem, jak kiedyś wygłupialiśmy się z chłopakami i skakaliśmy z okien na pierwszym piętrze. Max niefortunnie wylądował na tymże krzewie.

– Ładne – szepnąłem jej do ucha, zanim zdążyłem się powstrzymać.

Dziewczyna podskoczyła lekko na dźwięk mojego głosu, ale chwilę później spojrzała na mnie.

– Dziękuje – odparła lekko zawstydzona. – Możesz go sobie wziąć, jak chcesz.

Czy ja wyglądałem na faceta, który zbiera rysunki jakichś wstydniś? No nie przesadzajmy.

– Nie, dzięki – starałem się, aby się nie zaśmiać.

– Nie, to nie - mruknęła.

Przerzuciła kartkę ze skończonym szkicem i ukazała się nowa, biała. Rozejrzała się po klasie. Zapewne szukała czegoś, co mogłaby narysować. Jej wzrok spoczął na obrazku wiszącym między oknami. Przygryzła policzek od środka, zastanawiając się nad czymś, a niedługo później znów pochylała się nad szkicownikiem.

Zerknąłem na Maxa i Norę. On co chwila coś do niej szeptał, a ona z mocno zaciśniętymi pięściami tępo wpatrywała się w tablicę. Wyglądał to tak zabawnie, że o mało co nie wybuchnąłem śmiechem.

Zadzwonił dzwonek. Prędko zerwałem się ze swojego miejsca i udałem się w stronę wyjścia. W połowie drogi coś mnie tknęło i wróciłem do ławki.

– A daj ten rysunek – rzuciłem do szatynki.

Zdziwiona wyrwała kartkę z notatnika i mi ją podała.

Wychodząc z lasy, zgiąłem go na pół i wsadziłem do kieszeni spodni. Nagle nasunęło mi się na myśl jedno pytanie. Po co mi ten szkic?  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro