Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czasami w życiu przychodzą takie momenty, kiedy człowiek sam nie wie, czego chce. Ja się właśnie w takiej sytuacji znalazłam. Od dwóch dni leżałam na łóżku i, wpatrując się w sufit, zastanawiałam się, jak powinna brzmieć moja odpowiedź na pytanie Dylana. Serce krzyczało „tak!", ale w mózgu zapalała się czerwona lampka ostrzegawcza i niczym syrena policyjna wyła nieustannie „uważaj". Byłam w kropce. Z jednej strony chciałam z nim być, ale z drugiej bałam się, że jednak mnie zostawi. Miałam taki mętlik w głowie, że nawet wypisanie plusów i minusów obu opcji wcale mi nie pomagało. Uwierzyłam w każde jego słowo, które powiedział tam na polanie. Patrzyłam mu w oczy i wiedziałam, że nie kłamał. Wydawałoby się, że ten fakt był niepodważalny i na jego podstawie mój wybór powinien być oczywisty. A mimo to pojawiały się wątpliwości. I choć miałam najszczersze chęci się ich pozbyć, nie potrafiłam. Prześladowała mnie taka wizja, że choć teraz Dylanowi na mnie zależało, to za jakiś czas wszystko może mu się odwidzieć. Nie było pewności, czy ta jego przemiana będzie trwała. W każdej chwili mógł stać się takim człowiekiem jak na początku naszej znajomości. A z taką jego wersją na pewno nie chciałabym być.

Westchnęłam ciężko, próbując jeszcze raz zebrać wszystkie myśli błąkające się po moim umyśle. Po raz setny próbowałam znaleźć jakieś racjonalne wyjście z tej sytuacji. Nic jednak nie skutkowało. Czułam się, jakbym była między przysłowiowym młotem a kowadłem. Kiedy dwa dni temu usłyszałam od niego to pytanie, byłam gotowa prawie że krzyczeć ze szczęścia. Coś mnie jednak tknęło i poprosiłam o czas na zastanowienie. Uzgodniliśmy, że odpowiedź dam mu dzisiaj. A do tego czasu unikałam go w miarę możliwości. Nie chciałam, aby na moją decyzję wpłynął jakiś chwilowy impuls. Chciałam ją podjąć bardzo rozsądnie. Cieszyłam się, że on to uszanował.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Nawet nie zdążyłam powiedzieć „proszę", a do środka zajrzała głowa Nory.

– Cześć! – krzyknęła radośnie.

Odkąd została dziewczyną Maxa, uśmiech nie schodził z jej twarzy. Dosłownie ciągle się śmiała i miała znakomity humor. W tej chwili chciałabym mieć tyle entuzjazmu co ona.

– Hej – mruknęłam trochę smętnie.

Nie mówiłam jej wprost, o co chodzi, ale miałam wrażenie, że ona i tak o wszystkim wiedziała. Rozumiała też, że nie chciałam o tym rozmawiać, więc nie pytała. Taka przyjaciółka to prawdziwy skarb.

– Idziemy? – spytała, wyciągając dłoń w moją stronę.

Umówiliśmy się z chłopakami w kawiarence przy parku. Dawno nie spotykaliśmy się we czwórkę, więc postanowiliśmy to nadrobić. Wcześniej miałam wielką ochotę tam iść. Nasze wspólne wypady były naprawdę świetne. Ale teraz najchętniej nie ruszałabym się z domu. Bałam się rozmowy, która mnie czekała. Zwłaszcza ze względu na to, że nadal nie znalazłam odpowiedniego rozwiązania.

– Idziemy – szepnęłam, zwlekając się ze swojego łóżka.

Droga do parku od mojego domu zajmowała około dziesięciu minut. Dokładnie tyle czasu zostało mi na podjęcie ostatecznej decyzji. Szłyśmy pomału, nigdzie się nie spiesząc. Nora jak zwykle nadawała niczym katarynka, ale jej słowa zupełnie do mnie nie docierały. Nieobecnym wzrokiem wpatrywałam się przed siebie i starałam się zakończyć wojnę myśli, jaka panowała w moim umyśle. Niestety żadna z drużyn nie była na tyle silna, aby wziąć górę nad tą drugą. Tak jakby ciągle był remis, a zwycięscy w żaden sposób nie dało się wyłonić. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak rozdarta emocjonalnie. Tego po prostu nie dało się ogarnąć.

Wyszłyśmy zza zakrętu i naszym oczom ukazała się kawiarenka. Przed nią czekali już na nas chłopcy. Na widok uśmiechniętego Dylana serce zaczęło mi mocno łomotać. Spojrzałam na Norę, która jak na skrzydłach pobiegła do Maxa. Uśmiechnęłam się na ten widok. Byli naprawdę słodką parą. Zazdrościłam brunetce łatwości, z jaką umiała Gordonowi powiedzieć „tak". Ja też bym tak chciała. Żyć chwilą, nie przejmować się tym, co będzie. Ale ja tak nie potrafiłam. Byłam typem człowieka, który lubił się zastanawiać „co by było gdyby...". I niestety to było moją zgubą.

– Cześć – powiedziałam do Dylana, kiedy znalazłam się obok niego.

– Hej – odparł, po czym pocałował mnie w policzek. – Idźcie zająć stolik. Zaraz do was dołączymy – zwrócił się do Nory i Maxa.

Odeszliśmy kawałek w stronę parku. Czułam, jak mi się przyglądał. Ja nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Uporczywie wpatrywałam się w swoje buty. Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie raczej nie było ludzi. Panowała chwila ciszy. Czułam, że to ja powinnam zacząć tę rozmowę.

– Długo nad tym myślałam. Naprawdę długo. Prawie przez to nie spałam. Chcę... Chcę, abyś wiedział, że też jesteś dla mnie bardzo ważny. Przy tobie czuję się tak inaczej... wyjątkowo. Cieszę się, że przyczyniłam się do twojej przemiany. Cudownie jest mieć taką świadomość. Jesteś właściwie pierwszym chłopakiem, przed którym się otworzyłam. Wręcz nie umiem się oprzeć twojemu uśmiechowi. Na twój widok serce zaczyna mi szybciej być. Kiedy mnie całujesz, czuję się jakbym była w niebie. Ale... Za bardzo boję się tego, że kiedyś wróci twoje pierwsze „ ja", i zranisz mnie na tyle mocno, że nie będę w stanie zaufać żadnemu innemu facetowi. Dlatego myślę, że lepiej będzie, jeśli zostaniemy przyjaciółmi. To moja ostateczna decyzja i żadne słowa tego nie zmienią.

Nawet nie czekając na jego reakcję, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w drogę powrotną. Czułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy. To było silniejsze ode mnie. Ale uznałam, że tak będzie lepiej.

– Kocham cię – usłyszałam nagle i aż przystanęłam w miejscu.

Nie byłam pewna, czy te słowa padły naprawdę, czy były tylko wytworem mojej wyobraźni. Obróciłam się powoli w jego stronę. Stał w tym samym miejscu co wcześniej. W oczach również mu zalśniły łzy.

– Kocham cię – powtórzył – i chcę z tobą być, chociaż na to nie zasługuję. Rozumiem twoje obawy, ale przyrzekam, że nigdy, przenigdy cię nie zranię. Nawet bym nie śmiał. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

Stałam tam i kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić. Nie spodziewałam się takiej deklaracji. Nie sądziłam, że będzie miał odwagę powiedzieć te dwa tak wiele znaczące słowa. Ale ja wiedziałam, że nie były one rzucone na wiatr.

Jedyne, co w tamtej chwili byłam w stanie zrobić, to podbiec do niego i wpaść mu w ramiona. Płakałam głośno, tym razem niewątpliwie ze szczęścia. On przytulił mnie mocniej i płakał razem ze mną.

– Zgadzam się – szepnęłam. – Zostanę twoją dziewczyną.

Dylan uśmiechnął się promiennie i namiętnie mnie pocałował. Teraz byłam zdecydowanie szczęśliwa.

– Kocham cię i będę to powtarzał najczęściej jak to tylko możliwe – szepnął w moje usta, po czym znów je zachłannie pocałował.

Kiedy emocje już nieco opadły, postanowiliśmy wrócić do Nory i Maxa. Szliśmy uśmiechnięci od ucha do ucha, trzymając się za ręce. Nagle świat stał się taki cudowny. Cieszyłam się, że jednak zmieniłam decyzję. Jak to mówią, kobieta zmienną jest.

– Sądząc po waszych minach. mamy co świętować – ucieszyła się Nora, kiedy dotarliśmy do kawiarenki.

– Zdecydowanie mamy – odparł Dylan, uśmiechając się w moją stronę.

Zajęliśmy miejsca i złożyliśmy zamówienie. Wszystkim nam dopisywał świetny humor. Kiedy tylko spoglądałam na Dylana, mówił bezgłośnie „kocham cię". Za każdym razem czułam, że policzki mi różowieją. Kiedy ja się wreszcie tego wyzbędę?

Kelnerka przyniosła nam nasze porcje lodów, a ja stwierdziłam, że to dobry czas na wyjawienie mojego małego sekreciku. Oczywiście nie tak wprost. To mógłby być dla nich za duży szok.

– No, chłopcy, to który etap waszym zdaniem był najtrudniejszy? – zapytałam jak gdyby nigdy nic.

Dylan zaczął się krztusić właśnie pitym sokiem, a Max, jakby w ogóle nie zwróciwszy uwagi na treść pytania, zaczął odpowiadać.

– No wiesz, każdy miał w sobie jakiś stopień trudności, ale najdłużej zeszło mi... Zaraz, zaraz... Skąd ty wiesz o instrukcji?!

– No, właśnie! – dodał Miller.

Uśmiechnęłam się cwaniacko i wepchnęłam do buzi pełną łyżeczkę lodów. Chwilkę sobie poczekają.

– Ale o co w ogóle chodzi? – spytała zdezorientowana Nora.

– Otóż, moja droga, ci oto dwaj tutaj – wskazałam na chłopaków – użyli niejakiej „Instrukcji obsługi dziewczyny", aby nas poderwać.

– Co?!- krzyknęła oburzona. – Ja od początku przeczuwałam, że w tej całej twojej miłości kryje się jakiś podstęp!

– Ale kochanie! – zawołał Max. – Musisz przyznać, że jesteś dość trudnym przypadkiem. Instrukcja pomogła mi cię tylko lepiej zrozumieć. Wszystko, co ci powiedziałem, płynęło prosto z serca!

Edison nieco się rozchmurzyła, ale nadal była lekko urażona. Ja pewnie też bym była, gdyby teraz dotarła do mnie ta informacja. Ale obecnie byłam najmniej zszokowaną osobą w tym gronie.

– Ale... Jak? Skąd? Gdzie? – wydukał Dylan.

– Macie może ją przy sobie? – spytałam.

Pokręcili przecząco głowami.

– A szkoda. Bo na okładce, gdzie jest miejsce na nazwisko autora, powinnam wpisać Olivia Dashwood.

Chłopakom kopary opadły, a Nora spojrzała na mnie niezrozumiale. Ja natomiast uśmiechnęłam się słodko.

– To... To ty ją napisałaś?! – wyrzucił z siebie Dylan.

– We własnej osobie!

– Nie wierzę – szepnął Max – Ale jakim cudem to znalazło się w mojej szafce?

– Nic trudnego. – Wzruszyłam ramionami. – Wystarczy umiejętne posługiwanie się wsuwką do włosów.

Spojrzałam na Dylana. Patrzył na mnie lekko rozczarowanym wzrokiem. Może byłoby lepiej, gdybym tego nie mówiła? Może teraz wszystko zepsułam?

– Kiedy się domyśliłaś?

– Gdzieś przy trzecim etapie. A tak à propos to w ogóle pominąłeś pierwszy! Jak mogłeś?! On jest fundamentem!

Zaśmiał się. Ja też.

– Ale wiesz, gdyby nie ta instrukcja, możliwe, że nigdy nie dostrzegłbyś we mnie kogoś więcej – szepnęłam.

–  Wiem – odparł. – Dlatego jestem wdzięczny, że ją napisałaś. Kocham cię.

A potem mnie pocałował.



I let you see me

Let you believe it was your move

So smooth

My rules



– Zapakowałeś w papier ozdobny czy wsadziłeś do torebki? – spytał Max, wiercąc się na krześle.

– A co to za różnica? – odparłem.

Mijał dokładnie miesiąc, odkąd byłem z Olivią. Właściwie to dopiero jutro, a Max i Nora obchodzili tę rocznicę wczoraj, więc postanowiliśmy, że dziś spotkamy się, aby uczcić to we czwórkę. Ostatnie cztery tygodnie były naprawdę wspaniałe. Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy. Wszystko zaczynało się toczyć w dobrym kierunku. Miałem cudowną dziewczynę, zacząłem dogadywać się z rodzicami. Obecnie niczego więcej nie było mi trzeba.

– A tak się pytam. Myślisz, że się im spodoba?

Co prawda uzgadnialiśmy z dziewczynami, że nie robimy sobie prezentów, ale wpadliśmy na genialny pomysł i po prostu musieliśmy go zrealizować. Męczyliśmy się z tym ponad tydzień. Ale było warto. Efekt był naprawdę ciekawy.

– Na pewno. A przynajmniej powinny docenić to, że się tak staraliśmy.

Pamiętam, jak siedzieliśmy tu miesiąc temu. I ten szok, kiedy okazało się, że to Olivia napisała instrukcję. Poczułem w sercu takie dziwne ukłucie. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że wiedziała o wszystkim od samego początku. Mogła przewidzieć każdy mój ruch. W całej tej zabawie to ona była górą, a nie ja, jak mi się do tej pory wydawało. Jednak z drugiej strony, gdyby ten poradnik nie powstał, z pewnością nie bylibyśmy teraz razem. Maxowi nadal nie udałoby się zbliżyć do Nory, a ja ciągle byłbym takim zarozumialcem. Dzięki niemu życie całej naszej czwórki się zmieniło. I to zdecydowanie na lepsze.

– Hej. – Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej dziewczyny.

Jak zwykle wyglądała olśniewająco. Delikatna, turkusowa sukienka i, tak jak lubiłem, rozpuszczone włosy.

– Hej – odparłem, całując ją czule w usta.

Usiedliśmy przy stole, uśmiechając się wszyscy do siebie nawzajem. Lubiłem, kiedy spotykaliśmy się całą paczką. Zawsze było bardzo fajnie. Nic jednak nie pobije chwil spędzonych sam na sam z Olivią. Wystarczyło, że siedzieliśmy w ciszy, przytuleni do siebie. Nawet wtedy było cudownie i magicznie. Miałem nadzieję, że jutro uda nam się spędzić cały dzień tylko we dwoje.

– Zamawiamy to, co zawsze? – spytał Max.

Od pewnego czasu bardzo często tu przychodziliśmy. Było to takie nasze miejsce. Lubiliśmy tu posiedzieć i pogadać.

– Jasne – odparła Nora.

– Tata i Annabelle wybrali dziś datę ślubu – powiedziała Livy. – Czternasty lutego.

– Walentynki! – krzyknęła Edison. –Jak słodko!

Niedługo później, kiedy nasze ukochane lody stały już na stoliku, postanowiliśmy z Maxem dać dziewczynom nasze upominki. Ostrożnie wyciągnęliśmy je spod krzeseł.

– Wiemy, że mieliśmy sobie nie robić prezentów, ale po prostu nie mogliśmy się powstrzymać. Myślimy, że wam się spodoba – powiedział Max i podał Norze torebkę.

Edison wyciągnęła z niej cienki prostokąt formatu A4, który był jeszcze dodatkowo zapakowany w papier ozdobny. Najwyraźniej Gordon nie mógł się zdecydować.

Ja również podałem Livy upominek. Kiedy tylko zajrzała do torebki i zauważyła widniejący na pierwszej stronie napis, zaśmiała się cicho. Natomiast gdy Nora uporała się z dość mocno pozaklejanym papierem, spojrzała na prezent lekko zdziwiona.

– Instrukcja obsługi chłopaka? Po co nam ona, skoro mamy was? – spytała, spoglądając na nas z zaciekawieniem.

Pani w drukarni zareagowała dość podobnie. Spytała nas, czy przypadkiem nie mamy zamiaru założyć jakiejś redakcji, która tworzyłaby różne instrukcje. Powiedziała, że chętnie by do nas dołączyła. Zapewne obsługiwała też Olivię.

– Nigdy nie wiadomo, co się kiedy może przydać – zaśmiał się Max.

– A poza tym, to tak do kolekcji – dodałem z uśmiechem.

Livy przewertowała strony instrukcji, a kąciki jej ust uniosły się ku górze.

– A może stworzymy całą serię takich poradników. Co powiecie na instrukcję obsługi sąsiada?  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro