Cholerne radio

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie zasnę przez te cholerne radio. Jedynym plusem było to, że zostawił mi piwo i był najwyraźniej na tyle pijany, że mógł uznać, iż sam je wczoraj wyzerował przed snem. No... i nieco światła, które rzucało na szklany stolik i kanapę. W pomarańczowym tonie wyświetlacza twarz chłopaka wydawała się wyjątkowo rumiana, bardziej niż zwykle. Gdy zasypiał miał znów rozchylone usta i mógłbym przysiąc, że rumieńce oblewały mu twarz. Może to także było wynikiem zbyt dużej ilości alkoholu... ale nie mogłem się oprzeć temu, jak pięknie wyglądała w tym momencie jego twarz. Jasne rzęsy rzucały długie cienie, wszystkie mięśnie twarzy były zupełnie rozluźnione, spokojne. Jego cera była bez skazy, zupełnie jakby nie był człowiekiem tylko jakimś aniołem. Popijałem piwo małymi łykami i odpychałem myśli o własnym życiu analizując jego wygląd. Dopatrzyłem się dwóch pieprzyków na jego szyi... 

Kucnąłem i poczułem zapach alkoholu zmieszany z... nie potrafiłem określić pojedynczych nut, ale kojarzyło mi się z jesienią, starbucks'em czy czymś takim. Podobało mi się bardziej niż owocowy zapach jego szamponu. 

Wymieszanie wszystkich jego zapachów w jeden było czymś niezwykłym. Nie czułem nigdy by ktoś pachniał tak niezwykle jak on, bo zapach wcale nie był męski. Daleko mu do tego było. Intrygowało mnie to. Pochyliłem się nad nim, przysunąłem nos do jego szyi uważając, by go nie dotknąć  i pozwoliłem sobie powoli wchłonąć jego zapach do płuc. Moje ciało przeszył gorący dreszcz. Pozwalałem sobie rozluźniać się pod wpływem bijącej od niego aury spokojnego snu.

Robiłem to tak długo, aż nogi zaczęły mi drętwieć. 

Czułem, że pomimo błogości nie było szans by zapaść w sen. Oparłem się o stolik i dopijając piwo wpatrywałem się jak w pomiętej koszuli śpi na kanapie. W tle ciągle leciały utwory które stopniowo zaczynałem lubić. Po tej nocy niektóre może nawet będę znać na pamięć?

...

Uchyliłem oczy słysząc jak obraca się na kanapie. Był na wyciągnięcie ręki... Czy ja spałem?

...

Przebudziłem się zupełnie połamany, wciąż opierając się o stolik. Nie wiedziałem czy spałem czy po prostu przeleżałem w jakimś dziwnym odrętwieniu ostatnie parę godzin. W kieszeni blondyna dzwonił budzik. Ostrożnie przesunąłem się w kąt pokoju i z ulgą obserwowałem jak wyłącza radio. Potarł się po twarzy i przeklął pod nosem. Zamknąłem oczy i pozwoliłem sobie jeszcze chwilę drzemać oparty o ścianę. Słyszałem jak przez ścianę, że położył się jeszcze na chwilę na kanapie. Słyszałem jak pochrapuje cicho, a dźwięk ten mieszał się z marą senną... Kolejny budzik wręcz szarpnął moim ciałem. Na chwilę otworzyłem oczy, piekły z niewyspania. Chłopak zwlekł się z kanapy. Słyszałem że poszedł do łazienki, podłoga skrzypiała, a moja głowa opadała to na jedną, to na drugą stronę. Potem słyszałem jak idzie do kuchni...

Cholera!

Podniosłem się gwałtownie czując nagły wystrzał adrenaliny. Jeśli zapomniał o szkle?

Odetchnąłem głęboko widząc jak zamiata podłogę. W samych skarpetkach. Gdybym mógł - natychmiast bym go opieprzył. Wystarczy, że zranił się w rękę! Może nie mocno, ale jednak. Dzieciak nawet nie musiał widzieć krwi by od niej mdleć, powinien bardziej uważać. W życiu bym nie zasłabł od odrobiny krwi, mógłbym posprzątać tutaj za niego, gdybym MÓGŁ. Odsunąłem się na bezpieczną odległość i z uwagą obserwowałem jak sprząta. Jeden z większych kawałków szklanki odprysnął aż pod lodówkę. Zauważyłem go w ostatniej chwili gdy blondyn pewny efektywności swojego sprzątania postanowił coś zjeść. W ostatniej chwili klęknąłem i wziąłem w dłoń szkło nim ten zdążył na nie nadepnąć. Zwinnie odsunąłem się by na mnie nie wpadł. 

Kucałem więc w kącie jego kuchni patrząc jak je płatki z mlekiem podpierając czoło ręką. Ubrał na siebie zieloną koszulkę z logo Nasa i białe dresy, obie te rzeczy były pomięte. Wyglądał jak kawał nieszczęścia, ale ja pewnie nie wyglądałem wcale lepiej. 

Przed pracą wziął jeszcze jakąś tabletkę i butelkę wody. Podniosłem się dopiero gdy usłyszałem pierwsze rozmowy z jego klientami dobiegające z salonu. Niemal się roześmiałem słysząc jak bardzo się dzisiaj do tego nie nadawał. 

Wyrzuciłem kawałek szkła i powoli, ostrożnie jak zawsze poszedłem do łazienki. Jakoś mniej już się przejmowałem dźwiękami gdy byłem tak daleko od niego. Korzystając z tego, że jego szczoteczka do zębów i tak była mokra... umyłem zęby, doprowadziłem się nieco do porządku i nawet natchniony lekką swobodą ułożyłem włosy nawilżając je trochę wodą. Potem ruszyłem do kuchni zerkając po drodze na chłopaka . Dzielnie pracował. Wyjąłem z lodówki kawałek szynki i przy okazji znowu zjadłem nieco winogron. Miałem w planach zjeść śniadanie i jeszcze trochę odpocząć. No i nie myśleć. Nie myśleć o niczym.

***

"Przyjadę po ciebie, wyślij mi swój adres"- odsłuchałem ostatniego esemesa od mojej nieudanej randki. Po wczorajszym wieczorze jakoś nawet miałem chęć dać mu jeszcze jedną szansę. Nie tylko dlatego że tańczenie jakoś bardzo poprawiło mi humor, ale też przez wieczorne fantazje. Mieliśmy więc w sobotę jechać na randkę.  On wybierał miejsce. Czułem kłucie stresu w żołądku, nie lubiłem nowych, nieznanych miejsc. Nie mogłem jednak całe życie stać w miejscu przez... mój wzrok. Czy też jego brak. Podałem mu swój adres popijając powoli zupkę chińską. Idealną na lekkiego kaca i bolący kark od spania na kanapie. 

Nie miałem dzisiaj weny na robienie czegokolwiek. Po pracy wyłożyłem się na kanapie i włączyłem audiobook książki, którą Ivvi polecała mi już jakiś miesiąc temu. Starszy detektyw bardzo szybko okazał się nieprzyjemny i wcale się sobie nie zdziwiłem, że szybciej polubiłem antagonistę opowieści, który mścił się na swoich byłych oprawcach brutalną śmiercią. W przerwie między rozdziałami wyszedłem po jakieś przekąski, ale chipsy się skończyły. Musiałem iść znowu na zakupy. Wyjąłem talerz i chciałem przekąsić dla odmiany coś zdrowszego. Sięgnąłem w głąb lodówki szukając kształtnych, słodkich kuleczek. Ze zdziwieniem jednak na żadną nie natrafiłem. Jedynie w pewnym momencie zakłuła mnie w palec ostra gałązka. Wyjąłem z przerażeniem pozostałość po winogronach i dokładnie zbadałem ją w dłoniach. Czułem jedynie chropowatą kiść z kilkoma pojedynczymi sztukami owoców. 

Roześmiałem się, jednak trochę nerwowo. Mój duch-bezdomny nie ruszył zapiekanki ale wyjadł owoce z lodówki? Czy może to ja nie pamiętam, że je zjadłem? Tak jak nie zarejestrowałem wypicia wczorajszego piwa? Przeszył mnie lekki dreszcz... nadal wolałem ducha i ciężko mi było uwierzyć w coś innego, ale pierwszy raz to przeczucie było namacalne. Trzymałem w dłoniach prawdziwy, realny dowód. 

Położyłem resztki mojej przekąski na talerz i ruszyłem do salonu. Czułem się nagle obserwowany, dziwne ciężkie uczucie wypełniło mój żołądek. Z drugiej strony wyobraziłem sobie ten pusty talerz i... to było tak absurdalne. Roześmiałem się i pokiwałem palcem w powietrzu jak rodzic karcący swoje dziecko. Przez dłuższą chwilę nie mogłem powstrzymać rosnącej wesołości tym, jak niewiarygodne jest to, co się właśnie stało. 

- Nie ładnie... nie ładnie... - wymruczałem w powietrze i włączyłem dalsze odtwarzanie książki. Starałem się skupić na treści ignorując lekki stres zaciskający się na moich wnętrznościach. Jednak po kilku minutach słuchania o dokonywanej zbrodni zacząłem sobie wyobrażać, że i mi stanie się to samo. Co jeśli to miało być morderstwo z premedytacją? Tylko dlaczego jeszcze żyję? Może mojemu zabójcy jest mnie żal, bo jestem niewidomy? Może to jedna z tych dziwnych historii romansu, gdzie porywają dziewczynę, a ona zakochuje się w oprawcy? 

Albo czeka na rozkaz od swojego szefa mafii? Położę się dzisiaj w łóżku, a morderca podejdzie do mnie na palcach i przyłoży nóż do gardła. Nim zdążę krzyknąć ostrze przejedzie po mojej szyi i krew rozleje się po białej pościeli. Nie będę widział jego twarzy, ale dla niego moje oczy będą tak samo puste... przed i po... odebraniu mi ostatniego oddechu. Odnajdą moje ciało po kilku dniach, będę już śmierdzieć. Twarz będę miał wykrzywioną w grymasie... 

Nagle moje własne wyobrażenia pokryły się z fabułą książki. Musiałem ją wyłączyć. No i swoje myśli też. Włączyłem Elvisa na telefonie i poszedłem wziąć prysznic. Muszę ochłonąć i się wyspać, bo mój mózg... cholera, wariuje... 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro