W rytmie muzyki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jedyne czego nie przestałem żałować po utracie wzroku to fakt, że nie mogłem już spacerować ze słuchawkami na uszach. To znaczy, mógłbym... ale szkoda by było nie tylko nie widzieć nadjeżdżającego samochodu, ale i nie słyszeć trąbienia kierowcy. Szedłem nieco zbyt szybko i laska którą stukałem przed sobą mogła nie nadążyć w pokazywaniu mi przeszkód, nie miałem jednak teraz cierpliwości na powolny spacerek. 

Uderzyłem nią nagle w nieco miękki, prosty obiekt. 

- Przepraszam najmocniej! Jestem niewidomy! - zawołałem i niezbyt zwinnie wyminąłem osobę przede mną. 

- Ach! To ja... przepraszam bardzo... - odparła półszeptem speszona kobieta. Przywykłem już do tego, że to mnie traktowali jak tego poszkodowanego, choć zwykle to ja na kogoś wpadałem lub biłem po nogach. Cóż począć. W końcu usłyszałem w niedalekiej odległości dźwięk muzyki Jazzowej dochodzącej z głośników mojej ulubionej kawiarni. To znaczy kawiarni i baru, bo pełniła obie funkcje w zależności od godziny. Zawsze śmiałem się z Bartka, że pracuje dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie byłoby to takie kłamstwo... byli otwarci od szóstej rano aż do drugiej w nocy! Dobrze że miał uczciwych i zdolnych pracowników. 

Wyszukałem laską pierwszy schodek i na już z pamięci wskoczyłem na trzy kolejne. Upewniłem się dłonią że drzwi są otwarte i wszedłem do środka z uśmiechem. Poczułem zapach ciast i świeżo mielonej kawy.

- Hej!  Kto dzisiaj serwuje szarlotkę? - zawołałem odwieszając kurtkę na wieszaku dla gości.

- Ta najpiękniejsza kelnerka. - Zamruczała zza lady Ivvi zapewne z szerokim uśmiechem. Zawsze zwracała mi uwagę na to, że skoro nie wiem czy jest najpiękniejszą kobietą na świecie to wykorzysta ten fakt... wmawiając mi to. Mam sobie wyobrazić sobie ją jak tylko zechcę. Roześmiałem się i wymacałem bar dłonią. 

- Jesteś ideałem - potwierdziłem oczywiście na co ona poklepała mnie po dłoni. Czułem motyle w brzuchu. Choć nie z jej powodu. - Słuchaj Ivvi... umówiłem się z kimś. - Usłyszałem jak wciąga głęboko powietrze. 

- Z kim? Chcę wszystkie pikantne szczegóły. Jak wygląda? - Prychnąłem natychmiast.

- Skąd mam do cholery wiedzieć?

- Jak to, nie wiesz z kim się spotykasz? - zdziwiła się, a ja pokręciłem głową gwałtownie z irytacją.

- Jak wygląda... Iv... - usłyszałem jak wciąga mocno powietrze i natychmiast wybucha śmiechem. 

- No przecież. Grasz w niebezpieczną grę. Może nie być tak przystojny jak Ty. A jeśli użyłeś tego rewelacyjnego zdjęcia, które Ci zrobiłam tutaj przy plakacie Led Zeppelin, to na pewno był w szoku że wyrwał takie ciacho.

- Użyłem dokładnie tego - posłałem jej rozbrajający uśmiech. Pstryknęła na mnie palcami z prawej strony.

- Tu jestem. - Zmieniłem szybko kierunek i posłałem ten sam uśmiech w jej stronę. Obdarzyła mnie kolejnym uroczym śmiechem. - No dobrze, powiedz mi coś więcej. 

- Okej więc... widzimy się tutaj za jakieś pół godziny jeśli droga zajęła mi tyle ile zaplanowałem. Napisałem mu że będę czekać na niego przy barze. No i że musi pierwszy zagadać i nie wolno mu uciec jak zobaczy mnie na żywo, bo mi o tym powie kelnerka, znam tutaj wszystkich. - Ivvi wydała z siebie krótkie "mmhm", dość znaczące... spędziłem tutaj większość życia po wypadku, oczywiście że znamy się wszyscy bardzo dobrze. - No i to chłopak tym razem. Michał. Z tego co ma w opisie na profilu jest wysoki, umięśniony lubi podróżować po Włoszech i gotuje najlepsze tagliatelle z kurczakiem na świecie. Ma brązowe włosy, zielone oczy no i o piegach opowiedział mi już jak pisaliśmy. Totalnie mój typ. - rozgadałem się, ale nie słysząc by Ivvi mnie uciszała kontynuowałem opowieść o mojej przyszłej randce. - Wydaje się idealny, no i jeszcze uprawia wszystkie sporty świata łącznie z golfem. Kto tutaj gra w golfa, widziałaś gdzieś jakieś pola golfowe, bo ja nie... Pewnie się okaże że gdzieś jedna z tych wszystkich cech jest prawdziwa i zapewne będą to piegi. - Westchnąłem i zacząłem bujać nogami na stołku uciekając myślami do tego jak może wyglądać nasza pierwsza rozm...

- Ekhm... - usłyszałem męskie chrząknięcie obok mnie. Poczułem jak po mojej twarzy rozlewa się gorąc. Fuck... - Nie zamierzam uciekać... jeszcze. Ale rozczaruję Cię. Więcej moich cech zgadza się z rzeczywistością. - Powiedział chłopak rozbawionym tonem. 

Zupełnie nie tak jak powinienem odebrałem znaczące mruknięcie Ivvi. Położyłem spocone z zażenowania dłonie na twarzy i głęboko westchnąłem czując jak pieką mnie nawet policzki. 

- Sorki... - jęknąłem, ale mój głos był stłumiony dłońmi. Niemal niesłyszalny. Chłopak roześmiał się i poczułem jak opiera dłoń na moim ramieniu, był to pewny siebie, ciężki dotyk. Natychmiast brakło mi zwyczajowej pewności siebie. Odsłoniłem czerwoną twarz i nie miałem pojęcia gdzie skierować puste spojrzenie. Nie chciałem by pierwsze co widział to mój nieobecny wzrok... nie było przed tym jednak odwrotu. - Jeśli wiesz... zostaniesz jednak, to... stawiam nam drinki za to faux pas... 

- Zwariowałeś, nie pozwoliłbym Ci zapłacić. - odpowiedział natychmiast. Lekko zesztywniałem w środku słysząc te słowa. - Dla mnie będzie jakieś ciemne piwko, masz coś w butelce... Iwona? - zapytał odczytując imię dziewczyny z identyfikatora na piersi. Nienawidziła swojego imienia dlatego każdy kto ją poznał mówił po prostu Ivvi. Westchnęliśmy równocześnie z irytacją. - Co? Zostajemy dzisiaj przy kawie i ciastku? - zapytał źle interpretując nasze zachowanie. 

- Nie, ja też się napiję. Mohito dla mnie, wiesz jakie lubię. 

- Jasne. Porter i Mohito dla zakochanych. Coś jeszcze?

- Na razie tyle, usiądziemy już sobie. - Spanikowany ponownie napiąłem mięśnie. Przecież siedzimy do jasnej cholery... coś mu nie pasuje w barowych krzesłach? Miałem jednak za sobą już jedno żenujące zdarzenie więc z zawstydzeniem chwyciłem go za brzeg koszuli ( zapewne mnąc materiał) i poszedłem w kierunki sali która niebawem miała zrobić się tłoczna. Czułem jak stopniowa wzrasta we mnie panika i nadal tkwi w głowie jego "nie pozwoliłbym Ci zapłacić"...

Dlatego że umówił się z chłopakiem na randkę, czy dlatego że ten chłopak był kaleką?...

***

Jedyne czego potrzebowałem po tej nieudanej randce to kawałek dobrej muzyki i ciepły posiłek. Gdy tylko usłyszałem pierwsze nuty swojej ulubionej piosenki poczułem jak się powoli rozluźniam i moje ciało delikatnie porusza się w rytm melodii, a usta same nucą najlepsze fragmenty. Pomimo że, mógłbym przysiąc, nadal czułem na sobie wzrok ludzi w kawiarni... zaczynałem odpoczywać. Po co mi to było? "Żałuj, że nie widzisz jaki jestem przystojny, na prawdę". Oj jak mi strasznie szkoda! "Nigdy jakoś nie chodziłem na marsze, wiesz... to co w łóżku zostaje w łóżku." Roześmiałem się gorzko na wspomnienie tych słów i wyciągnąłem z lodówki puszkę. Dokładnie dotknąłem jej z każdej strony, ale nie myłem pewny. Szlak... to mogło być piwo albo sprite. Nie lubiłem marnować jedzenia, mimo to postanowiłem że zaryzykuję. Otworzyłem puszkę i zrobiłem łyka. Pomyłka. Odłożyłem pełną puszkę do zlewu z zamiarem wyrzucenia jej jutro. Otworzyłem sobie piwo i wraz z lasagną usiadłem w salonie. Cieszyłem się że znowu jestem na swoim miejscu. Każde pomieszczenie znałem na wylot i nie potrzebowałem tutaj laski. 

Zjadłem zasłuchując się w kolejnych utworach lat osiemdziesiątych. Czułem jak robi mi się błogo i nim się zorientowałem... zasnąłem jak za dawnych lat na kanapie nawet nie zdając sobie jeszcze sprawy jak bardzo miało się teraz zmienić moje życie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro