13.3. Członkowie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

RX nie znajduje już nic ciekawego w całym kompleksie. Jest jedna łazienka, pomieszczenie, które jest kuchnią, spiżarnią i centrum łączności w jednym i jeden pokój, do którego nie szło się dostać, bo nawet RX nie mógł się przecisnąć. Podczas jego wędrówki członkowie rozmawiają tylko o Jamesie. Wszyscy są podekscytowani tym, że w końcu go w ogóle znaleźli. Choć widzę, że Nathalia jest lekko zaniepokojona.

Jedyna istotna rzecz zostaje przez nas zauważona, kiedy robocik wraca ciemnym korytarzem z włączoną noktowizją. Przy samych drzwiach Cassian zwraca uwagę na coś dziwnego. W prawym górnym rogu przyczepione jest jakieś urządzenie. Wygląda jak czarna metalowa skrzyneczka. Wystaje z niej kilka kabelków. Kiedy przyglądamy się bliżej ścianom, zauważamy w nich niewielkie otwory.

- Mike, czy to jest to, co myślę? - Nathalia zadaje to pytanie tak, jakby chciała się mylić.

- To bomba. Odpala się prawdopodobnie przy otwieraniu drzwi. Jeszcze nie wiem dokładnie, muszę się lepiej temu przyjrzeć.

- A niby jest tak bezpiecznie...

Nikt nie ośmiela się już nic powiedzieć. Nawet Nathan, do którego te słowa zostały skierowane. Domyślam się, że drużyna znów mogła zobaczyć, kto tu się o wszystkich troszczy. Ale tak jak mówiła Nathalia - mogą nadal myśleć wyłącznie swoim tokiem i uważać, że lepiej byłoby po prostu szybko to załatwić. Choć ciężko mi to sobie wyobrazić, kiedy jest realne ryzyko śmierci.

Po krótkich oględzinach urządzenia na ścianie, Michael wysnuwa dość prawdopodobną hipotezę:

- To nie jest zwykła bomba, która rozwaliłaby całe wejście. Wtedy oni nie mogliby wyjść. To urządzenie, które kiedy jest aktywowane, robi wyrzut jakiejś szkodliwej substancji. Stawiam na jakiś kwas, czy coś takiego, ale nie wiem dokładnie.

- Fajnie. Co jesteś w stanie z tym zrobić?

- Mogę ją dezaktywować i na wszelki wypadek przejąć też tę substancję. Jej zbiornik musi znajdować się w ścianie obok. Pierwszą rzecz mogę zrobić od ręki, ale do drugiej będę potrzebował kombinezonu i kilku najtrwalszych probówek.

- Dobra. Przywiozę ci co trzeba, tylko wyślij mi listę. Będziemy u was najpóźniej jutro po południu. - Na te słowa unoszę brwi. Czy to oznacza, że polecę z nią? - Wieczorem wkroczymy do środka i złapiemy Jamesa, a potem wysadzimy kompleks, żeby nikt go już nie używał. - Nathan zaczyna coś mówić, ale Nathalia mu przerywa. - Uprzedzając pytanie - nie, nie możecie wejść sami, bo to jednak James. Wie o nas wszystko. Nie wiadomo, co jeszcze przygotował. Ani skąd ma żołnierzy.

- Też chciałam zwrócić na to uwagę. - Po raz pierwszy słyszymy Clarę. Zdążyłam już zapomnieć o jej obecności tam. - Pewnie ma z kimś kontakt. Nie wyglądali na ludzi z jakiejś armii, ale na pewno są wyszkoleni. Przypuszczam, że są prywatnymi ochraniarzami.

- To prawda. Trzymajcie się w bezpiecznej odległości, obserwujcie wyjście i zdawajcie mi raport co dwie godziny. I nie róbcie nic głupiego - dodaje, pewnie znów mając na myśli Nathana. Rozłącza się i wzdycha. - Wykończą mnie kiedyś.

Chichoczę, zanim zdążę się powstrzymać, bo to brzmi, jakby mówiła o swoich dzieciach. Dziewczyna patrzy na mnie tylko przez chwilę i mówi:

- Zbieraj się.

- Co?

- Jedziesz ze mną - oznajmia.

- Jak to? Jeszcze trzy dni temu nie byłam gotowa?

- Trzy dni to jak trzy tygodnie ćwiczeń, kiedy jesteś już po pierwszym wyostrzaniu. Twój organizm szybko uczy się nowych ruchów. Nie zauważyłaś, jakie zrobiłaś postępy?

- Diana się zgodziła?

- Tak. I ja i ona sądzimy, że James nie weźmie cię za główny cel. Nie po to starał się, byś się tutaj znalazła, żeby teraz cię zabijać.

- Dobrze i niedobrze.

- To prawda.

- Czekaj, naprawdę mogę jechać? - dopytuję się z niedowierzaniem.

- Tak - śmieje się Nathalia. Patrzę na Mayę, która wzrusza ramionami z uśmiechem. - Dawaj, bo się rozmyślę.

Prawie podskakuję z radości. Okazuje się, że może i ominęła mnie misja z turystami, ale za to pojadę na prawdziwą akcję. Maya życzy nam powodzenia, a ja ledwie jestem w stanie spokojnie chodzić, kiedy idziemy...

- A gdzie my idziemy? Lotnisko jest w drugą stronę.

- A nie chcesz zobaczyć jakie umiejętności ma każdy członek drużyny?

Wciągam powietrze tak szybko, że mało się nim nie zachłystuję. Mam ochotę puścić się biegiem. Nie robię tego po pierwsze dlatego, że nie wiem, gdzie idziemy. A po drugie wydaje mi się to jakieś trochę dziecinne.

- Czyli naprawdę macie jakieś moce?! - Aż unoszę lekko głos, wyprzedzając ją i zaczynając iść przed nią tyłem.

- A czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że nie? - Odpowiada pytaniem na pytanie.

Faktycznie nigdy nie zaprzeczyła, ale też nie potwierdziła. W mojej głowie już roi się od pomysłów, jakie to moce mają poszczególne osoby. Wyobrażam sobie Nathana, strzelającego laserami z oczu i Nathalię, która jest telepatką. Pasowałoby.

- Boże, to niesamowite! Cholera - syczę, kiedy potykam się o własną nogę i mało nie ląduję na ziemi.

- No uważaj - śmieje się Nathalia, zwalniając trochę kroku, bym nie musiała się tak szybko cofać.

- Nie, nie! - Unoszę ręce i ustawiam się równolegle z nią, idąc już przodem. - Nie zwalniaj, błagam!

Dziewczyna śmieje się i kręci głową, znów przyspieszając.

- Lubię, jak się ekscytujesz.

Z całej drogi niewiele pamiętam, bo po prostu jestem tam obecna tylko fizycznie. Nathalia nawet się nie odzywa, choć kąciki ust ma wciąż uniesione w górę. A mnie rozpiera energia, chociaż przed chwilą byłam zmęczona. Nie da się ukryć, że cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną, ale chyba nigdy nie czułam aż takiej ciekawości. Wydaje mi się, że każdy na moim miejscu czułby się podobnie.

Kiedy Nathalia staje przed drzwiami z tabliczką „Archiwum" i zaczyna skanować kciuk, tęczówkę i tak dalej, ja znów sięgam pamięcią do wszelkich mocy, jakie posiadali bohaterowie. Superman potrafił między innymi latać, ale wątpię, by to było rzeczywiście możliwe. Chociaż z drugiej strony, która z mocy jest prawdziwa? Może szybkość. Przynajmniej wydaje się mniej abstrakcyjna. A może i nie. Wyostrzanie wpływa na nasze ciało, a nie tworzy nie wiadomo co. Przynajmniej to pierwsze tak działa. Nie mam pojęcia, co z drugim, bo nikt nie chciał nic powiedzieć.

- Nie możesz tu wchodzić. - Oznajmia, kiedy otwiera drzwi i przechodzi przez próg.

Staję posłusznie przed wejściem. Zaglądam tylko do środka, choć staram się to robić dyskretnie. Pomieszczenie nie jest wielkości Sali Obrad, czyli niezbyt duże. Przy wszystkich ścianach stoją metalowe szafki, które można otworzyć kodem. Wyglądają odrobinę, jak szafki szkolne. Domyślam się, że w środku są ważne dokumenty. Na środku stoi stół, przy nim jedno krzesło, a na stole laptop. Nathalia odwraca się w moją stronę z wyraźnym oczekiwaniem.

- No chodź.

- Co? - Nie mam pojęcia, czy to ja już zgłupiałam od tego wszystkiego dzisiaj, czy dostaję sprzeczne polecenia.

- Ze mną możesz wejść.

Wchodzę niepewnie i zamykam za sobą drzwi. Dziewczyna podchodzi do jednej z szafek i wstukuje kod. Pewnie ma dostęp do wszystkich. Wyciąga z niej kilka płyt i zatrzaskuje ją, zanim zdążę cokolwiek zobaczyć.

- Siadaj. - Wskazuje na krzesło.

Robię to. Lekko pode mną skrzypi i drapię sobie nogę o jakiś ostry element, ale nawet nie zwracam na to większej uwagi. Dziewczyna otwiera laptopa i wsuwa płytę. Na ekranie pojawia się powiadomienie, proponujące otworzenie pliku CD o nazwie Nathan Lengh - prezentacja. Zanim Nathalia się zgadza, mówi jeszcze:

- To najwyższy czas, żeby cię wtajemniczyć. Lepiej, żebyś nie była zaskoczona w jakiejś sytuacji... I myślę, że należy ci się już takie zaufanie.

Chcę jej powiedzieć, że doceniam to, ale ona już włącza film.

Kamera stoi gdzieś przy ścianie pomieszczenia dużej sali do ćwiczeń. Oczywiście jakość jest wspaniała, jak to bywa z urządzeniami z S-Bridge - nie oszczędza się na nich, więc efekty są świetne. Wśród leżących na ziemi hantli i sztang, stoi Nathan. Jest kilka lat młodszy, ma węższe barki i mniej pokaźne ramiona. Wydaje się też mniej pewny siebie i jakiś taki lekko skulony, co jest dziwnym widokiem. Podchodzi do jednej ze sztang, obficie naładowanej ciężarami. Pochylam się bliżej, by zobaczyć ile ich jest, ale nie widzę tego na nagraniu. Nagle na dole pojawia się podpis: „300 kg". Marszczę brwi, kiedy chłopak ustawia się do sztangi bokiem, a nie przodem. Nie chce robić martwego ciągu. Jeszcze większe zdziwienie ogarnia mnie, kiedy wyciąga po nią jedną rękę. Zaciska na niej pięść i podnosi ją prawie bez wysiłku, podczas gdy sztanga wręcz ugina się pod ciężarem. Unosi ją nad głowę i wyciska kilka razy.

- Niemożliwe... - Rozchylam usta, nie mogąc oderwać oczu od ekranu. Może ta umiejętność nie jest moją największą fantazją, ale i tak jest ogromnie imponująca.

Następny fragment pokazuje Nate'a parę lat później, kiedy podnosi na ulicy jeepa. Jest już lepiej zbudowany, robi to z lekkim wysiłkiem, ale samochód jest rzeczywiście masywny. Kiedy go kładzie, nagranie się urywa.

- Jak... Co?

- Jest bardzo silny, jak widzisz. Uaktywnienie genu AKsH-2 u Nathana, pozwoliło mu na zyskanie takich możliwości. Wszyscy strongmani się przy nim chowają.

- Dlatego nie pozwalasz mu na pojedynki z Terry'm? - pytam, dobrze już znając odpowiedź.

- Po prostu nie pozwalam Terry'emu na popełnienie samobójstwa.

Parskam cicho, bo tylko na taką reakcję mnie stać. Kolejna płyta pokazuje nagranie Clary ze szpitala. Dziewczyna również jest młodsza niż obecnie. Siedzi nad człowiekiem z raną w brzuchu. Delikatnie kładzie na niej dłonie, a ona powolutku się goi, co pokazuje nam zbliżenie kamery.

- Niewiarygodne - szepczę. - Mogłaby być drugim Jezusem! Umie też wzbudzać z martwych?

- Nie. - Nathalia ledwie powstrzymuje śmiech. - Ale przekażę jej, że masz dla niej inną robotę jakby co. I tak często chodzi po szpitalu u nas i czasem w innych ośrodkach i jakby nigdy nic leczy ludzi. Tak, żeby nikt się nie zorientował - dodaje, zanim zapytam. - Wiesz zresztą, że zna się na medycynie. Nie wszystko jednak może uleczyć. Kiedy obrażenia są zbyt rozległe, nie jest to już możliwe. Ciężko jednoznacznie powiedzieć, kiedy nie potrafi tego zrobić. Czasem pacjent zdrowieje, chociaż ona nie mogła mu pomóc. Nie rozgryźliśmy tego jeszcze.

Wyciąga płytę, a ja myślę sobie, że w Invictusie mimo wszystko można czuć się dosyć bezpiecznie. Oczywiście na każdej misji ryzykuje się życiem, ale po pierwsze każde z nich ma moc, a po drugie Clara z pewnością leczy ich w razie potrzeby. Chociaż mam nadzieję, że taka potrzeba nie zajdzie w najbliższym czasie.

Nawet nie zwracam uwagi, czyja płyta teraz wsuwa się do komputera. Ale wiem, że film, który się zaraz wyświetli, to ujawni. Tym razem pojawiają się dwa ujęcia obok siebie. Na jednym Noel stoi na podłodze z opaską na oczach i słuchawkami na uszach. Na drugim kamera znajduje się na suficie i pokazuje ją z góry. Wokół dziewczyny narysowany jest okrąg o promieniu stu metrów, a wokół niego stoi kilkoro ludzi.

Wygląda to, jakby mieli zacząć odprawiać jakiś rytuał. Nie mam pojęcia, co dziewczyna miałaby tu robić. Wszyscy stoją nieruchomo.

- Słuchawki są po to, by nie słyszała, jak się przemieszczają - wyjaśnia Nathalia, opierając się na oparciu mojego krzesła. Jest pochylona, nasze twarze się niemal zrównują. Natychmiast sztywnieję, nie chcąc się w ogóle ruszać, co jest spowodowane nagłym stresem. - To trochę skomplikowane, więc wytłumaczę ci, kiedy nagranie się skończy.

Ze wszystkich sił staram się skupić na filmie, ale nie jest to takie łatwe. Dziwnie się czuję, kiedy jest tak blisko. To zaburza moją przestrzeń osobistą. Tak to tłumaczę.

Pierwsza osoba przekracza linię. Noel natychmiast obraca się w jej stronę, mimo że nie może jej usłyszeć. Mężczyzna stoi, a Noel mówi głośno, wskazując na niego palcem:

- Dziewięćdziesiąt pięć metrów.

Rzeczywiście, dokładnie tyle wynosi jego odległość od niej, kiedy mierzy ją komputer. Wchodzi następna osoba, a dziewczyna odwraca się w jej stronę i znów bezbłędnie ocenia odległość. Następne dwie przemieszczają się szybko, a Noel obraca głowę tak, jakby ich widziała. Mówi, jak zmienia się odległość między nią, a nimi.

- Chyba nie do końca rozumiem... - Odwracam się w stronę Nathalii, zapominając, że jest tak blisko. Szybko znów spoglądam przed siebie, czując, że robi mi się gorąco.

- Noel potrafi wyczuć, kiedy ktoś - człowiek lub zwierze - znajduje się w promieniu około stu metrów od jej lokalizacji - tłumaczy Nathalia. - To bardzo przydatna umiejętność, chociaż nie umie powiedzieć ile istot jest w pobliżu.

- To dlatego pytałaś jej, czy wyczuła ich obecność! - Wszystko staje się zupełnie jasne. - Nie miałam kiedy cię o to zapytać.

- Tak. Noel może powiedzieć, kiedy ktoś nas śledzi, czy się zbliża. Umie też ocenić odległości i położenie co do centymetra wszystkich obiektów, które może zobaczyć lub widziała.

- Brzmi to... mało przejrzyście, wiesz? - Ostrożnie obracam głowę, starając się przy tym zachować bezpieczną odległość. - Chyba nie czaję.

- Spoko, mi też ciężko było to na początku ogarnąć. - Tym razem Nathalia opiera się o stół i krzyżuje ramiona. - Jeśli widzi jakiś odległy punkt, dajmy na to wieżę, to może podać dokładne dane dotyczące jej odległości od miejsca, w którym stoi. Jeśli wyjedzie z S-Bridge gdziekolwiek, będąc świadoma, w którą stronę się przemieszcza i mniej więcej ile czasu trwa podróż, to może powiedzieć, jak daleko jest S-Bridge.

- Liczy to na podstawie zaobserwowanych danych?

- Nie. Ona to wie. Po prostu wie. - Nathalię chyba bawi mój wyraz twarzy, ale to naprawdę ciężko pojąć. - Ja wiem, że to nie jest łatwe. - Przetwarzam w myślach te informacje i mam wrażenie, że jestem bliżej zrozumienia, ale nadal to jeszcze nie jest to. - Dobra, niedługo zrozumiesz. Teraz Terrence.

Otwiera kolejny plik. Film pokazuje niewielki ring, na którym stoi jeden z najlepszych karateków w Stanach - Jake Lynch. Delikatnie mrużę oczy, by upewnić się, że to on, ale to prawda.

- Ściągnęliście mu amerykańskiego Bruce'a Lee?

- Błagał nas o to - żartuje Nathalia. Chyba żartuje.

Terry ma z nim walczyć? Jest wysportowany, ale to nie może być wszystko. Jestem ciekawa, jakiego ma asa w rękawie. Rudzielec stoi w zwykłym dresie, co dodatkowo odróżnia go do Jake'a. Wygląda na typowego cwaniaczka, który stawia się wybitnemu wojownikowi.

Jake wyprowadza pierwszy cios, ale Terry'emu udaje się zrobić unik. Potem Jake wykonuje szybkie kopnięcie, ale trafia w powietrze. Marszczy brwi, jakby nie do końca wiedział, co się dzieje. Próbuje kilka uderzeń i kopnięć, ale Terry wciąż jakimś cudem ich unika, to odchylając się w prawo, to w lewo, a czasem odskakując. Chwilami jest nawet blisko, ale chłopak nadal nie obrywa. Wcale nie jest taki szybki. Po prostu wie, gdzie Jake uderzy.

- Przewiduje ruchy przeciwnika.

Najlepszy karateka wykiwany przez jakiegoś smarkacza. Niedowierzanie na jego twarzy jest bezcenne.

- Tak. Nie łatwo uderzyć Terry'ego, uwierz - uśmiecha się Nathalia.

- Więc dlaczego nie może walczyć z Nathanem?

- Bo jeśli Nathan go zaskoczy, zdekoncentruje, lub po prostu zagoni w róg, to może być słabo. - Muszę przyznać jej rację. - Ale potrafi też przewidzieć, kto gdzie strzeli z broni i takie tam. Ogólnie zagrożenia. Ale tylko wtedy, kiedy widzi przeciwnika.

Powiem szczerze, że Terry ma świetną umiejętność i nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek mógł go w takim razie pokonać. Widziałam też, jakie robi akrobacje. No po prostu idealny wojownik. Chciałabym kiedyś walczyć tak, jak on.

Następny w kolejce jest Michael, który jak się okazuje, potrafi zbudować niesamowite maszyny z gratów. Ze starego, rozwalonego komputera w pięć minut zbudował działający radioodbiornik, mając osiem lat. Mając dwanaście wysłał w kosmos zbudowaną własnymi rękami, niewielką rakietę. A najnowszy film pokazuje, jak chłopak, ubrany w jakieś dziwne kawałki metalu i z pilotem w ręce, przechodzi przez pokój. Nagle materiał się zacina i przez moment widzimy dwóch Michaelów - tego idącego do przodu i jednego stojącego za nim. Kiedy ten pierwszy nagle znika, ten drugi podskakuje z dziką radością wymalowaną na twarzy.

- Co jest...

Nathalia cofa film, czekając na moją reakcję. Michael znów idzie przed siebie, pojawia się za sobą, a tamten znika. Przez dłuższą chwilę nie mam pojęcia, co zobaczyłam. Film się nie zaciął, to pewne.

- Co to było?

- Największe odkrycie Michaela. Cofnął się w czasie o dwie sekundy.

Pochylam się do laptopa i przewijam jeszcze raz, żeby to zobaczyć. Potem robię to znowu. I znów. I zmniejszam prędkość filmu. Ale nadal w pewnym momencie jest dwóch Michaelów. Przecieram oczy ze zdumienia.

- To jest niesamowite! - Na chwilę nawet zrywam się na nogi, patrzą na Nathalię. Marzę, by powiedzieć o tym Mickowi. Widzę nawet jego minę. Na początku by mi nie uwierzył, ale gdybym mu to pokazała... Chciałabym zobaczyć jego reakcję. - To takie... To jest... O Boże, nie umiem nawet tego opisać!

Nathalia kiwa głową, pękając z dumy. Jej zaangażowanie w drużynę i jej członków jest naprawdę urocze. Właściwie niczym nie ustępuje osobom z pełnią uczuć.

- Tak, to jest niesamowite.

Daje mi jeszcze chwilę na przetrawienie tego. Boże, podróże w czasie są możliwe! Oczywiście na razie na dwie sekundy wstecz, ale czy to ma znaczenie? Pierwszy krok jest najważniejszy, a właśnie został wykonany. Teraz, jeśli rozwijanie tej dziedziny będzie konieczne, to pójdzie z górki.

- Nie mamy zbyt wiele czasu, a zostały jeszcze dwie osoby.

Nathalia delikatnie popycha mnie z powrotem na krzesło i sprawie wymienia płytę. Przyszła kolej na Cassiana. Na nagraniu ma niebieskie włosy i nie ma jeszcze tatuażu na krtani przedstawiającego literę X. Jednak ma już tunele w uszach i jest ubrany na czarno. W pomieszczeniu jest z nim mężczyzna, który trzyma w ręce jakieś urządzenie. Podchodzi z nim do chłopaka, a ja je rozpoznaję - to paralizator. Nie podoba mi się to, co chce zrobić. Mam ochotę spojrzeć na Nathalię, ale nie wierzę, że pozwoliłaby kogoś skrzywdzić. Nie kogoś z nich. Z nas. Dlatego oglądam dalej, czekając na rozwój wypadków.

Paralizator zostaje aktywowany, niebieskawa wiązka dotyka ciała Cassiana, kiedy mężczyzna wyciąga rękę. Chłopak się nie broni i właściwie... to nic nie robi. Nic się z nim nie dzieje. Kompletnie nic. Mężczyzna cofa dłoń z narzędziem. Casper za to wyciąga przed siebie ramię, zaciskając pięść. Prostuje palce wskazujący i środkowy i powoli je rozchyla, a między nimi pojawia się taka sama wiązka energii, jak w paralizatorze.

Wymyka mi się westchnie podziwu, kiedy chłopak bawi się nią tak, jakby jej źródło zmieniało swoje miejsce z jednego palca na inny, czasem wypływając ze wszystkich pięciu. Chłopak tworzy nawet sieć z tej elektrycznej energii oplatającą jego ciało.

- Och, gdyby Mickey to widział! Jak to jest możliwe? - Zadając to pytanie, nawet nie odwracam wzroku od komputera. Po prostu nie mogę przestać na to patrzeć. Na widok Cassiana delikatnie rażącego mężczyznę stojącego obok z paralizatorem prądem, przechodzi mnie dreszcz.

- Casper został kiedyś porażony piorunem. A potem drugie wyostrzanie zrobiło swoje. Podejrzewamy, że tamto wydarzenie miało na to wpływ.

- Umie strzelać piorunami?

Nathalia parska śmiechem, mało się nie krztusząc.

- Nie - odpowiada, kiedy się opanowuje.

- Szkoda.

- Ale potrafi naprawiać tak niektóre urządzenia.

- Kurde. Ja też chcę to drugie wyostrzanie.

- Daj sobie na razie czas. Niech twoje ciało się porządnie wzmocni - radzi mi Nathalia. - Nie jesteś na to najbardziej... odporna.

To prawda. Na pierwszym wyostrzaniu straciłam przytomność. Nie wiadomo, co mogłoby się stać na drugim. Jest duża szansa, że byłyby efekty uboczne. Jednak już teraz jestem pewna, że w końcu zaryzykuję.

- Zostałaś tylko ty - zauważam, kiedy ostatnia płyta jest już na swoim miejscu.

Nie odpowiada mi. Włącza nagranie.

Nathalia musi mieć około piętnastu lat. Nie miałam pojęcia, że była taka młoda, kiedy dołączyła. Ma okrąglejszą twarz i trochę inne spojrzenie - mniej pewne. Jej włosy są odrobinę ciemniejsze, ale tak samo zmierzwione. Jest też kilka centymetrów niższa niż obecnie. Stoi sztywno na nogach, usta ma zaciśnięte, a przed nią siedzi przywiązany do krzesła mężczyzna. Mam wrażenie, że każde kolejne nagranie jest dziwniejsze.

- Teraz, Nathalia - odzywa się głos, który z pewnością należy do Diany.

Młodsza Nathalia koncentruje wzrok na człowieku siedzącym przed nią, a ten zaczyna krzyczeć. Nie są to jednak zwykłe krzyki. On krzyczy z bólu. Przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. Trwa to może z trzy sekundy, ale nie ma się wątpliwości, że cierpi. Zaciskam szczękę. Nagle mężczyzna cichnie, łapiąc z trudem powietrze. Nathalia z nagrania patrzy wprost w kamerę z łzami w oczach.

- Ty... To ty mu to zrobiłaś? - dziwię się.

- Tak - odpiera bez emocji. - Wtedy nie miałam jeszcze usuniętych uczuć. Byłam empatką, nienawidziłam tego.

Jest mi jej naprawdę żal, bo na nagraniu wyraźnie widać, że nie chciała tego robić. Czuję pewien niesmak do Diany, ale wątpię, by ciągle ją do tego zmuszała. A musiała nagrać wszystkich.

- Jak właściwie działa twoja umiejętność?

Nadal jestem w szoku, ale Natalia to wygląda, jakby nagle straciła też drugą połowę uczuć. Jest zdecydowanie zimniejsza i to na bank ma związek z nagraniem. Nie jestem w stanie na sto procent tego stwierdzić, ale chyba nie jest dumna ze swojej „mocy".

- Umiem sprawić komuś ból fizyczny. Jakikolwiek sobie wymyślę. Wystarczy, że jestem dość blisko, około dwudziestu metrów od niego. Mogę tym objąć nawet kilka osób. A kiedy jestem wkurzona - kilkadziesiąt. Byleby byli w moim zasięgu. Doskonale to opanowałam.

- Bardzo przydatna umiejętność - zauważam. - Możesz ich obezwładnić nawet ich nie dotykając.

- Mogę w każdej chwili sprawić ci ból, którego nie zapomnisz nigdy. - Patrzy mi w oczy z powagą, prawie nie mrugając.

Wiem, że nic mi nie zrobi. Bardziej martwi mnie, że może sprawić mi też ból psychiczny i wie, jak to zrobić.

- To prawda. Każde z was może mnie skrzywdzić. Nie tylko ty - zaznaczam, czując, że to jest jedno z lepszych posunięć, bo mam wrażenie, że wiem, do czego dziewczyna dąży.

- I co? Nadal chcesz mieć ze mną jakąkolwiek „więź"? - przypomina mi moje wcześniejsze słowa. Nie wiem, czy ma nadzieję, że powiem tak, czy że jednak liczy na to, że się odczepię.

- Tak. - Wstaję i patrzę na nią twardo. - To nic dla mnie nie zmienia.

Mówię to wyraźnie i stanowczo, żeby zrozumiała, że jestem tego pewna. Nie jej wina, że ma taką a nie inną umiejętność. W dodatku przecież Cassian i Nathan też potrafią nieźle skrzywdzić przeciwników dzięki drugiemu wyostrzaniu. Nathalia nie jest w żaden sposób od nich gorsza i mam nadzieję, że to zrozumiała.

Dziewczyna przygląda mi się ze zmarszczonymi brwiami. Dłonie ma w kieszeniach, ale jej postawa jest daleka od nonszalancji. Lustruje całą moją sylwetkę od stóp do głów i mówi tylko:

- Nie wiem jeszcze, czy to szaleństwo, czy tylko głupota.

- To sympatia. I konieczność, skoro tu jestem - dodaję nieco sarkastycznie, bo wiem, że to wbrew pozorom może rozluźnić atmosferę.

Na twarzy Nathalii rzeczywiście pojawia się cień uśmiechu, ale szybko go tłumi. Odzywa się, a jej głos nie jest już taki drętwy:

- Chodź, mamy przed sobą lot.

_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_
Siemka Wam wszystkim.
Ważna sprawa. Chciałabym Wam uzmysłowić, że ta książka będzie długa. Jak widzicie lubię przedłużać akcję w nieskończoność i taki mam zamysł na to opowiadanie. Dlatego musicie wiedzieć, że trzeba będzie cierpliwości, by ją skończyć. Piszę to, by każdy wiedział, na co się pisze. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną.
Do następnego!
_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro