9.1. Glock 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce mocno grzeje mi w kark i nie mogę się zdecydować, czy wolę rozpuścić włosy, żeby go osłaniały, ale się pocić, czy właśnie związać je i mieć wrażenie, że zaraz poczuję zapach zwęglonej skóry. Muszę w końcu zrobić porządek w garażu. Za dużo tam rupieci, co nieco można przenieść na strych. I wtedy mogłabym spokojnie naprawiać motor w chłodzie zapewnianym przez betonowe ściany. A tak to musiałam go wyciągnąć i teraz klęczę na rozgrzanej kostce chodnikowej.

Za wiele do naprawy nie mam. Inna kwestia to znaleźć części. Tu też w sumie nie było problemu. No dobra, trochę to odciągałam w czasie, bo nie miałam siły na zrobienie tego i zawsze było coś ważniejszego. Ale muszę przyznać, że lubię majstrować przy tym motocyklu. Więc w końcu nadszedł ten piękny dzień, w którym postanowiłam ubrać swoje stare dżinsowe ogrodniczki, jakąś białą koszulę i znoszone tenisówki i naprawić ten gruchot. W sumie nic trudnego - przymocować koło, które się oderwało. Chyba ciężko było mi się do tego zabrać, bo wkurzała mnie sama myśl o tym, jak do tego doszło. Gdybym się rozbiła, spowodowała jakiś wypadek, to rozumiem. Ale nie, koło nie odpadło przez wypadek. Właściwie, to połamała mi się rama tuż przy nim. I to kiedy chciałam ruszyć spod domu do szkoły. Po prostu się połamała, bez żadnego ostrzeżenia.

Ramę zespawałam już dawno, teraz zostało mi koło. Dokręcam je mocno i wkładam klucz francuski do tylnej kieszeni. Żeby trochę oderwać się od ziemi, wstaję po smar. Rozprostowuję kości i chwytam buteleczkę. Następnie maczam w zawartości pędzelek i muskam nim wszystko, co należy w całym motorze, przy okazji upewniając się, że nic więcej nie posiada potencjału by odpaść. Oczywiście coś musi mnie zacząć swędzieć na twarzy, więc ocieram policzek wierzchem dłoni. Jakimś cudem czuję, że rozmazuję sobie na nim smar. Zresztą jest już też na moim przedramieniu. Wzdycham, kręcąc głową.

Odsuwam się od mojego dzieła i podziwiam je. Triumph Bonneville prawie jak nowy! Uśmiech sam ciśnie mi się na twarz. Wyciągam pompkę i biorę też teleskop gazowy. Znów klękam. Pompkę odkładam na bok i zaczynam montować teleskop.

- Ooo, naprawiasz motor?

- Tak, chodź zobacz.

Nawet nie muszę się odwracać, żeby wiedzieć, że to Rosie. Dziewczynka podchodzi do mnie i podpiera się rękami pod boki, obserwując każdy mój ruch swoimi niebieskimi oczami. Jest ubrana w różową sukienkę, a jasne włosy ma rozpuszczone. Zupełnie nie pasuje do tego bałaganu, który zrobiłam wokół siebie, ale bardzo się cieszę, że przyszła. Lubi poświęcać mi uwagę, a ja, mimo absolutnego braku podejścia do dzieci, cieszę się, jeśli mogę spędzać z nią czas, lub chociaż obserwować, jak coś robi.

Oczywiście Rose szybko się nudzi i zaraz siada kawałek przed motorem, żeby zacząć się bawić jakimiś odłamkami kamieni i gadać przy tym do siebie. Szczerze mówiąc, to lubię tego słuchać - jest urocze i nie raz parskam śmiechem. Niestety mój dobry nastrój zaburza powrót mojej ulubionej sąsiadki do domu. Zanim w ogóle zdążę się z nią przywitać, Eris już sobie przypomina, że nie uprzykrzała mi dzisiaj życia.

- Och, a ty znów wyglądasz, jak siedem nieszczęść - mówi, udając zamartwioną, ale po chwili uśmiecha się złośliwie. - Wiesz, że żaden chłopak nie będzie chciał się z tobą umówić, jak będziesz chodzić w takich łachach?

Zaciskam szczękę. Zaczynam liczyć do dziesięciu, żeby czegoś nie odwarknąć, ale nawet bym nie zdążyła, bo już ktoś robi to za mnie:

- Myślę, że wielu chłopców powiedziałoby, że wygląda teraz seksownie.

Gwałtownie odwracam głowę, mało nie skręcając sobie karku, chociaż dobrze wiem, kto to mówi. I przysięgam, że słysząc te słowa robi mi się nagle słabo i czuję delikatne łaskotanie w brzuchu, choć ani przez chwilę nie wierzę w to, że ktokolwiek mógłby teraz tak o mnie pomyśleć. Nathalia idzie przechodzi przez furtkę, zanim ją jeszcze zaproszę, ale wzrok ma skierowany w stronę Eris. Ta otwiera szeroko oczy i widzę, że jest wręcz zniesmaczona taką bezczelnością młodej dziewczyny.

- Za moich czasów dziewczynki ubierały się porządnie...

- Co więcej - ciągnie Nathalia, specjalnie chyba przerywając kobiecie - wielu chłopców chętnie by się z nią umówiło.

Nie jestem w stwierdzić, czy blefuje, czy nie. Eris jednak mamrocze pod nosem coś na temat złego wychowania młodzieży i odchodzi już bez słowa, a ja czuję szaloną satysfakcję. Sama nie chciałam odpowiadać, żeby nie narobić cioci kłopotów, ale skoro dziewczyna miała na to ochotę, to czemu nie? Nathalia uśmiecha się do mnie, a jej usta rozciągają się jeszcze bardziej, kiedy jej wzrok pada na Rose. Podchodzi i klęka przed nią.

- Cześć. Jestem Nathalia. - Wyciąga do niej dłoń. - A jak ty masz na imię?

- Rose.

Moja siostra natychmiast łapie ją za rękę, ale nie chce puścić, kiedy blondynka machinalnie, próbuje ją cofnąć. Otwieram usta, by powiedzieć jej, żeby była grzeczna, ale zauważam, że Nathalia po prostu siada przed nią po turecku.

- Dziewczyno, masz tak silny chwyt, że nie mogę się z niego wyswobodzić - mówi i udaje, że z wysiłkiem próbuje wyrwać się z tych małych kleszczy.

Rose chichocze uroczo i łapie ją obiema rękami.

- Nie puszczę cię, bo wtedy sobie pójdziesz, a Carolyn nie przyprowadza żadnych koleżanek.

Nathalia rzuca mi rozbawione spojrzenie, a ja patrzę na moją siostrę w roztargnieniu.

- Mówimy o moich koleżankach, czy o twoich? - pytam, ale nie jest mi dane usłyszeć odpowiedzi, bo mała coś sobie przypomina:

- A co to znaczy „seksownie"?

Przewracam oczami i drapię się nad brwią. Najlepsze słowo, jakie musiała zapamiętać.

- To znaczy, że ktoś wygląda tak ładnie, że ciężko oderwać od niego oczy - wyjaśnia Nathalia, rzucając mi rozbawione spojrzenie, ale równocześnie lustruje mnie wzrokiem. Oczywiście myślę o jej słowach i robi mi się cieplej. Czyżby ktoś jej mówił, że tak wyglądam? Niemożliwe. No i na pewno nie w tych ciuchach. Ale to był dobry sposób na zamkniecie ust Eris. - Tylko pamiętaj, że tego słowa mogą używać tylko dorośli. Jeszcze trochę musisz poczekać.

Dziewczynka potakuje posłusznie. Trochę się boję, że zapamięta to słowo na zawsze, ale może się tak nie stanie. Okazuje się, że jest tak zainteresowana nową znajomą, że chyba zapomniała, że jestem tu jeszcze ja. Skupia całą swoją uwagę na dziewczynie i studiuje jej wygląd, jakby od tego miała zależeć jej akceptacja. Ostatecznie wszystko chyba przebiega pomyślnie, bo decyduje się na test generalny:

- Nathalia, zrobisz mi warkoczyka? Proszę...

- Rosie... - zaczynam, jęcząc w duchu i bojąc się, że szybko ją zamęczy. Wbrew pozorom to nie jest taki aniołek, jakby się wydawało.

- Jasne - odpowiada jej Nathalia, a Rose zaczynają błyszczeć oczy. - Kłosa, czy dobieranego?

- Kłosa! - Klaszcze w dłonie i nie wiem, kto się bardziej cieszy: Rosie, czy Nathalia?

Jestem zaskoczona, że dziewczyna ma takie podejście do dzieci. Rose opowiada jej o swojej ulubionej bajce o wróżkach, a Nathalia zdaje się słuchać tak uważnie, jakby sama była w jej wieku. Zadaje pytania wtedy, kiedy należy i co chwilę śmieją się z czegoś. Muszę przyznać, że kiedy na to patrzę, robi mi się ciepło na sercu. Sama uśmiecham się pod nosem. Są tak zajęte rozmową, że czuję się właściwie zbędna. Ale przynajmniej mogę się skupić na motorze.

Zaczynam pompować koło, co niestety jest mało zajmującym zajęciem, ale przy tym obserwuję miejsce spawania ramy. Wygląda na całkiem przyzwoicie zrobione, ale zobaczymy podczas jazdy. Kiedy kończę, uginam kolana i opieram na nich łokcie, obserwując, jak palce Nathalii zwinnie radzą sobie z pasmami włosów Rose. Jestem trochę zaskoczona, że dziewczyna postanowiła dzisiaj u mnie zawitać. Nie było jej w szkole od paru dni i nie mam pojęcia, dlaczego, ale pewnie i tak bym się nie dowiedziała, a nie chcę jej wypytywać.

Po chwili dziewczyna kończy swoją pracę, tym samym zdając egzamin na szóstkę. Nawet jestem trochę zaskoczona, że tak dobrze jej poszło. Ale sama mówiła, że wszystko jej dobrze idzie.

- Gotowe.

- Ale super... - Rose przeciąga ręką po warkoczu i odwraca się z iskierkami w oczach. - Zostaniesz u nas na cały dzień?

- Chciałabym, skarbie, ale muszę gdzieś zabrać Carolyn.

- Znowu? - jęczy, robiąc kwaśną minkę.

- Hej, no przecież kiedyś się jeszcze zobaczymy.

Z pocieszającym uśmiechem gładzi jej policzek. Wiem, że teraz Rose nie da mi spokoju i będzie wciąż o nią pytać. Na pewno nie da sobie jej łatwo wybić z głowy. To moja pierwsza koleżanka, jaką poznała, więc jest ewidentnie w siódmym niebie.

- Wiesz co, teraz muszę porozmawiać z twoją siostrą - mówi jej łagodnie.

- Dobrze, ale przyjedź jeszcze kiedyś - Rose zgadza się łaskawie i przytula mocno Nathalię.

- Przyjadę, obiecuję - śmieje się dziewczyna.

Dziewczynka po chwili odrywa się od niej i wybiega w ogród po to, by zaraz skręcić w stronę drzwi.

- Trzeba było mówić, że lubisz dzieci, to bym ci ją wypożyczyła. Nawet na całkiem długi okres, jakbyś chciała.

- O Boże, bardzo chętnie! - Szczerzy zęby Nathalia. - Jest cudowna. Taka wesoła i pełna życia. Zupełnie inna, niż ty.

- Dzięki.

Chwilę siedzimy w ciszy, kiedy ja wilgotną ściereczką przecieram miejsca, które wcześniej obficie posmarowałam smarem. Ku mojemu zaskoczeniu milczenie się przedłuża. Postanawiam się odezwać pierwsza, by odciążyć dziewczynę zwykle obarczoną tym obowiązkiem.

- Dostałam listę zawodników.

- Tak. Wybacz, że nie dostarczyłam ci jej osobiście, ale nie miałam czasu, żeby cię szukać. Mickey był pod ręką, więc poprosiłam go, żeby ci ją przekazał.

- Drużyna umie grać?

- Radzą sobie, ale nie będziemy przecież na mistrzostwach. - Przewraca oczami i wiem, że zdaje sobie sprawę z tego, że ja mimo wszystko chciałabym wygrać. - Ważne jest to, że Reggie cię nie skopie.

- Nie dałabym mu się.

- Nie wątpię, ale obawiam się, że nie masz tak dobrze opanowanej walki.

- Sprawdź mnie.

Uśmiecham się, jestem pewna siebie. Zapewne zbyt pewna, jeśli wziąć pod uwagę, że przede mną siedzi agentka Invictusa. Dziewczyna spogląda na mnie, obracając twarz tak, że połowę oblewa słońce. Jego promienie sprawiają, że jej oczy mienią się na złoto. Muszę przyznać, że to są chyba najpiękniejsze tęczówki, jakie widziałam. A oczu nigdy, ale to przenigdy nie zapominam.

- Może sprawdzę cię na dzisiejszym treningu.

Te słowa docierają do mnie powoli, ale kiedy to się już dzieje, podrywam głowę do góry i patrzę na nią z niedowierzaniem.

- Zabierasz mnie na trening? - pytam ostrożnie, jakby jeszcze nie dowierzając. Od razu zapominam o całej sprawie meczu i załatwiania jej za moimi plecami.

- Tak. I to zaraz.

Wstaję niepewnie i wkładam dłonie w kieszenie. Przyglądam się mojej ukochanej maszynie. Potem patrzę na Nathalię, która też powoli podnosi się z ziemi i strzepuje drobinki żwiru z tyłu spodni.

- Będę mogła go wypróbować. - Wskazuję dłonią na motor.

Dziewczyna podchodzi do niego i ogląda z każdej strony. Pochyla się przy przednim kole.

- A co się stało, że musiałaś naprawiać?

- Złamała się rama z przodu i wtedy poszło też koło. Zespawałam ramę, koło przymocowałam nowe i wszystko pięknie, jak z salonu - mówię dumna z siebie, choć jest to oczywista nieprawda. Motor prawdopodobnie nigdy już nie będzie wyglądał, jak nowy.

- A ty jesteś pewna, że to jest bezpieczne? - pyta, patrząc na moje dzieło sceptycznie.

- No zaraz zamierzam się przekonać.

Przekładam nogę przez ramę i siadam na nim. Chcę odpalić, ale silnik krztusi się i gaśnie. Niezrażona ponawiam próbę. Był dawno nieużywany, więc ma prawo nie odpalić od razu. Ale i za drugim razem nic z tego nie wychodzi. Czuję delikatną rozpacz. Przecież siedziałam nad tym tyle czasu!

- Cholera! Co znowu?

Kolejny raz próbuję, ale nadal nic. Zrezygnowana odchylam głowę do tyłu i wzdycham ciężko. Czy mi coś nie może raz wyjść dobrze od początku do końca? Schodzę z motoru i zaciągam go z powrotem do garażu. Nathalia wydaje się całkiem zadowolona, że nie będę jechać czymś, co mogłoby się zaraz rozwalić.

- Nie doceniasz moich możliwości - komentuję to.

- Ależ skąd. Po prostu się martwię. - Wzrusza ramionami z miną mówiącą, że jednak mam trochę racji. Opiera się o ścianę garażu. - Pojedziemy moim autem. Ale najpierw musisz zmyć te barwy wojenne. - Wskazuje kluczykiem na moją twarz, ledwie powstrzymując śmiech.

- Och, a myślałam, że to seksowne - odgryzam się.

- Bo tak jest, ale zostaw to na mecz. - Puszcza mi oko i wycofuje się, kiedy zamykam garaż.

Przekręcam zamek, myśląc tylko o tym, że ta odpowiedź nie powinna mnie tak cieszyć.

- Tylko nie wspominaj o tym pomyśle Mickowi, bo zmusi wszystkich do pomalowania się farbą.

- Ej, ale to jest dobry pomysł! - śmieje się Nathalia.

Oj tak, kiedy myślę o przyjacielu, to jestem pewna, że ten pomysł przypadłby mu do gustu. Oczami wyobraźni widzę, jak skacze po szatni i zmusza Nathana i resztę do namalowania sobie dwóch pasków na policzkach. Chociaż w sumie może to rzeczywiście nie jest taki zły pomysł? Przeciwna drużyna pewnie będzie miała jakieś malunki, jak zwykle na meczach. Znaczy zwykle mają je na meczach futbolowych, ale nie zdziwiłabym się, gdyby postanowili nas zaskoczyć. Poza tym to by też przyciągnęło uwagę kibiców i sprawiło, że mieliby przewagę. Chyba naprawdę to rozważę.

- Chodź, pogadasz z ciocią, na pewno się ucieszy, że cię widzi.

Nathalia nie protestuje. Dobrze wiem, że polubiła ciocię Miriam. Właściwie mam wrażenie, że wkupiła się w łaski mojej rodziny szybciej, niż się spodziewałam. Nawet Mickowi zajęło to więcej czasu. A dziewczynę wystarczy zostawić na czas wzięcia przez mnie prysznica i kiedy schodzę, ona już wcina najlepsze naleśniki smażone przez ciocię i zagaduje raz ją, raz Rosie. Właściwie, to ciężko powiedzieć, kto kogo tutaj zagaduje. Wszystkie są raczej z tych gadatliwych.

- Mmm, Boże, to jest przepyszne. - Blondynka mruży oczy, przełykając kolejny kęs. - Nie jadłam takich odkąd... Właściwie, to chyba nigdy takich nie jadłam.

- Cieszę się, że ci smakują. - Ciocia smaży kolejne z wyraźnym zadowoleniem. Krząta się przy kuchence, wciąż mając w rękach jakiś inny przedmiot. Czasem wydaje mi się, że ma więcej, niż dwie ręce. Nie wiem, jak ona to robi, że jeszcze niczego nigdy nie zbiła. - O, jesteś wreszcie! - Zauważa mnie. - Siadaj i jedz.

Siadam naprzeciwko Nathalii i też zabieram się za naleśniki. Są delikatne i puszyste. Pachną wanilią. I przysięgam, że nigdy nie kończy się na jednym. Właściwie trzeba bardzo uważać, żeby się nie przejeść. Kiedy odgryzam pierwszy kawałek, wiem już, że musiał zacząć mi się mutować smak, bo wszystko jest nieco intensywniejsze i w dodatku mogę poznać każdy składnik bez większego problemu. Uznaję, że może i smak nie jest jakiś super przydatny, to z całą pewnością jest za to bardzo przyjemny.

Chwilę przeżuwam, spokojnie i powoli, delektując się nowymi doznaniami. Robiąc to, wpatruję się bezmyślnie w Rose. Dziewczynka rozlewa sok klonowy na środku naleśnika, po czym łapie za jego boki i z zadowoleniem gryzie, a lepki syrop spływa jej po brodzie. W końcu moja świadomość ogarnia, co mała właściwie robi.

- Rose! Pobrudzisz sukienkę!

Zanim jednak sok rzeczywiście znajdzie się na jej ubraniu, Nathalia podsuwa jej pod brodę serwetkę. Rose odkłada posłusznie naleśnika, a blondynka wyciera jej brodę i... resztę twarzy, która jest w syropie. Robi to troskliwie i można wręcz odnieść wrażenie, że lubi zajmować się dzieciakami. Nawet jeśli potrafią się uświnić w sekundę.

- Masz młodsze rodzeństwo? - pyta jej ciocia Miriam, kiedy dziewczyna kończy oczyszczać twarz mojej siostry.

-Nie, ale uwielbiam dzieci - odpiera Nathalia, patrząc czule na Rose.

- Nie da się nie zauważyć.

Kontynuuję jedzenie obserwując, jak reszta rozmawia. Nie mogę się nadziwić, jak blondynka lekko dyskutuje o wszystkim, zachowując przy tym swoją błyskotliwą naturę. W tym momencie nawet przychodzi mi do głowy, że być może ona po tym drugim wyostrzaniu nabyła jakąś moc perswazji. Niesamowitą charyzmę, czy coś takiego. Bo aż ciężko uwierzyć, że taka osoba naprawdę istnieje.

- Uwielbiam Micka, ale cieszę się, że znalazłaś sobie też koleżankę - odzywa się ciocia, mierzwiąc moje wilgotne włosy. Nie odpowiadam od razu, bo moja pierwsza myśl to fakt, że wszystko to tylko i wyłącznie przez pracę.

- Raczej to ja znalazłam Carolyn - odpiera Nathalia z satysfakcją i delikatnie kopie mnie pod stołem zaczepnie.

- No tak, mogłam się domyślić.

-Bo pozwoliłam się znaleźć - odcinam się, wstając od stołu i podchodząc do zlewu, by umyć ręce.

- Och, Książę! - Ciocia składa ręce, kiedy zauważa naszego kota. Jak zawsze cieszy się, że go widzi, ale równocześnie jest trochę zła. Choć ona nie potrafi się na nikogo długo gniewać. - Gdzieś ty się znów podziewał?

Książę oczywiście ją ignoruje i z właściwą sobie dumą spogląda na nas wszystkich z osobna. Nathalia patrzy z zainteresowaniem. Nie woła go, nie wyciąga ręki, po prostu patrzy. Czekam, aż kot ją zauważy i ucieknie, jak zawsze, kiedy przychodzi ktoś obcy. Ale, ku memu zdziwieniu - i lekkiej zazdrości - on podchodzi do dziewczyny i łasi się do jej nóg. Muszę przyznać, że aż mnie wmurowało.

- Nie do wiary - szepczę. - On nie znosi obcych.

- Jej nie można nie znosić - protestuje ciocia.

- To miłe, że pani tak uważa, ale... - zaczyna Nathalia, ale przerywa jej Książę, który postanawia wskoczyć jej na kolana.

- Mówiłam już, żebyś mówiła mi po imieniu...

Patrzę na to wszystko z niedowierzaniem. Rozumiem, dlaczego polubiła ją ciocia i Rose. Ale Książę? On czasem nawet mnie nienawidzi. Co to ma być za łaszenie się? Kompletnie nie mogę tego zrozumieć. Jestem tak zajęta rozmyślaniem o tym, czy dziewczyna nie rzuciła na nich wszystkich jakiegoś czaru, że nie odzywam się, aż nie wychodzimy. Żegnam się wtedy z ciocią i idę za Nathalią, bo sama nie wiem, gdzie zostawiła auto.

- Nie masz zbyt wielu przyjaciół, co? - pyta dziewczyna, nawiązując do mojego pytania, które zadałam jej parę dni wcześniej.

- Nie. Znajomych też nie. Nigdy nie czułam takiej potrzeby. Mickey wymaga już wystarczająco dużo uwagi.

- No tak - parska śmiechem i spogląda na mnie. - Ciekawe, czy gdyby nie praca, to pozwoliłabyś mi się znaleźć.

- Ciekawe, czy byś szukała - pytam trochę ponuro.

Mam co do tego spore wątpliwości, a pogłębiają się one jeszcze bardziej, kiedy dziewczyna nie odpowiada na to pytanie. Unika mojego wzroku i przygryza wargę. Dobrze wiem, że w życiu by mnie nie zauważyła, chociaż ja zauważałam ją za każdym razem. Nieważne, czy Mick ją widział, czy nie: ja zawsze ją widziałam. Muszę przyznać, że sama się teraz nie rozumiem i nie wiem, czemu tak mi to utkwiło w głowie.

Idziemy chodnikiem wzdłuż domu wrednej sąsiadki i Nathalia się na nim skupia.

- Czemu ona taka jest?

- Nie wiem. Wredna baba. Muszę być da niej miła, żeby nie próbowała przypadkiem zaszkodzić mojej cioci. Uwielbia plotkować.

Docieramy do auta, jego światła migają, gdy przyciska guzik na kluczyku. Słońce odbija się łagodnie w jego szybie, kiedy otwieram drzwi. Wrzucam plecak do tyłu i sama siadam z przodu. Po chwili Nathalia do mnie dołącza. Wyraźnie czuję, że atmosfera nie jest najlepsza. Opieram głowę o szybę i przymykam oczy, pozwalając, aby moje włosy schły w promieniach, których ciepło zostało spotęgowane przez szkło.

Kiedy wkraczamy do S-Bridge cieszę się, że mają klimatyzacje. Temperatury na zewnątrz niemal nie da się wytrzymać. Witamy się z recepcjonistą, który wygląda na o wiele mniej przyjemnego, niż Vivian i kierujemy się do windy.

- Jak było na randce z Colinem? - pyta, a ja mało nie przewracam oczami, słysząc, jak znów go nazwała.

- Doskonale wiesz, że ma na imię Cole. I to nie była randka.

- Jesteś pewna? - Rzuca mi kpiące spojrzenie.

Zastanawiam się nad tym chwilę. Byliśmy razem przejść się po starych miejscach, które kiedyś odwiedzaliśmy i chłopak zawiózł mnie na klif, żeby obejrzeć zachód słońca. Ale nie mówił nic dwuznacznego. A przynajmniej ja niczego tak nie odebrałam, ale coraz częściej dowiaduję się, jak ślepa potrafię być. Zaczynam się zastanawiać nad nagrywaniem spotkań, żeby potem puszczać je Mickowi, który mówiłby mi, czy się komuś podobam, czy nie.

Moje rozważania kończą się ogólnym wnioskiem, że nieważne, czy to była randka, czy nie. Czy ja się jej pytam, czy randkuje? To już budzi we mnie trochę irytacji.

- A jeśli to była randka, to co?

Dziewczyna wzrusza ramionami i wpycha ręce do kieszeni, wciskając uprzednio przycisk windy. Wydaje się zupełnie obojętna na to, co powiedziałam, więc ja już całkiem nie mam pojęcia, o co jej w ogóle chodzi. Wiem, że nie trawi Cole'a, ale to mój przyjaciel, jest dla mnie ważny i jest też bardzo kochany i nie rozumiem, w czym problem. Jak będę chciała chodzić z nim na randki, to będę chodzić i tyle.

W milczeniu zjeżdżamy na sam dół i kiedy drzwi się otwierają ruszamy. Mijamy szybę, za którą widzę trenującą część drużyny i jakichś ludzi, których część im asystuje, a reszta trenuje razem z nimi. Przechodzimy obok wejścia na salę i Nathalia otwiera kolejne drzwi, zapraszając mnie do środka. Zapala światło i pomieszczenie okazuje się najzwyklejszą szatnią. Bez słowa kładę plecak na ławce.

- Wiem, że jesteś na mnie zła za to, że proponowałam, by przemyśleć twoje członkostwo tutaj - mówi poważnie, zamykając drzwi. Patrzę na nią, ale jej wzrok jest twardy i nie ma w niej jakiekolwiek skruchy. Muszę przyznać, że zyskuje tym jeszcze większy szacunek w moich oczach. - Musisz wiedzieć, że ciężko znoszę wszelkie straty członków, więc nie chciałam pozwolić, żeby coś ci się stało w tak idiotyczny sposób. Jestem za was w pewien sposób odpowiedzialna i musisz zrozumieć, że jest mi czasem ciężko, nawet jeśli coś nie jest moją winą.

Zaczynam rozumieć już, dlaczego tak się czuje. Nie mam pojęcia, jakie to uczucie być w połowie wyzutym z emocji, ale skoro Noel potrafi być dosyć empatyczna, to Nathalia także mogła być niegdyś bardzo uczuciową osobą. Właściwie to wszystko na to wskazuje.

- Rozumiem. Po prostu ta praca jest w tym momencie dla mnie bardzo ważna. Nie mogę pozwolić na to, żeby ktoś mi ją odebrał.

Patrzę jej w oczy z taką samą nieustępliwością. Czuję się, jakby pomiędzy nami nawiązała się jakaś nić porozumienia. Jakby to, że obie jesteśmy uparte sprawiło, że doskonale się teraz rozumiemy. Blondynka chyba myśli o czymś podobnym, bo unosi jeden kącik ust do góry, po czym, udając, że się głęboko zastanawia, wydyma lekko usta, co jeszcze bardziej je uwydatnia.

- Może i dasz sobie tutaj radę...

- To ty masz jeszcze jakieś wątpliwości?

Śmiejemy się, a ja czuję, jak ogromny ciężar spada mi z serca. Nie wiem, czemu tak bardzo nie lubię, kiedy jest między nami jakieś napięcie. Zwykle mam takie rzeczy gdzieś, ale w tym wypadku ciężko mi znosić, kiedy Nathalia, zwykle wesoła i beztroska, jest poważna i wręcz ponura.

Otwieram plecak, by wyciągnąć z niego moje ubrania sportowe. W tym czasie Nathalia tyłem do mnie ściąga koszulkę. Nie mogę się powstrzymać i spoglądam kątem oka w jej stronę. Wyciąga z torby krótki top treningowy i widzę, jak delikatne mięśnie na jej plecach pracują, kiedy go zakłada. Mimowolnie zastanawiam się, jak wyglądają, kiedy się podciąga. Natychmiast odwracam wzrok, kiedy ściąga spodnie i również ściągam koszulkę.

- Ej, dobrze ci się goją te żebra - słyszę jej głos.

Czuję, że na moje policzki wpływają delikatne rumieńce, kiedy zauważam, że stoi bliżej, niż się spodziewała. Przygląda się moim żebrom, na które już nawet nie zakładałam bandaży. Czuję zapach jej perfum i skóry. Nie rozumiem, jak to się dzieje, ale ta mieszanka sprawia, że mam wrażenie, jakby jakaś wewnętrzna energia próbowała rozedrzeć moją klatkę piersiową.

- Tak, jest nieźle - przyznaję, jak gdyby nigdy nic i pochylam głowę, by ukryć moje rozpalone policzki za włosami. Na szczęście sięgają już spory kawałek za szczękę, więc bez problemu spełniają w tym momencie swoją funkcję.

- Bolą cię jeszcze?

- Jak nie wezmę znieczulenia, to jeszcze trochę tak.

- Zrobisz delikatny trening.

Klepie mnie po ramieniu i zaczyna zakładać buty. Niewiele brakuje, żebym głośno odetchnęła z ulgą. Nagle dociera do mnie, że dziewczyna ani razu jeszcze nie skomentowała tego, że moje ramiona są delikatnie obsypane piegami, podobnie zresztą jak twarz. Szczerze ich nie znoszę i są moim kompleksem, bo wiele osób już się z nich śmiało. Nie podobają mi się, zwłaszcza kiedy widzę gładką, opaloną, niemal idealną skórę blondynki. Nagle przywołuję się do porządku. O czym ja w ogóle myślę? Przecież to zupełnie bez sensu, pewnie nawet mi się aż tak nie przyglądała. A zresztą, co mnie obchodzi, co na ten temat myśli? Przebieram spodnie i oznajmiam dziewczynie, że jestem gotowa do treningu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro