08.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    „Wiem, że jesteś zmęczony, że chcesz odpoczywać zaraz po szkole”




Kręcił się przed szkołą, czekając aż dziewczyna do niego dołączy. Przez kilka minut siedział na schodach, sam zdziwił się, gdy wyjął ze swojego plecaka zeszyt i zaczął ołówkiem gryzmolić coś, co miało przypominać jego odpowiedź na pracę domową. Gdy to skończył, włożył słuchawki do uszu, wsłuchując się w lecącą w nich piosenkę. Wyjął telefon z kieszeni, sprawdzając godzinę. Zwykle po piętnastu minutach wychodziła już ze szkoły i mogli na spokojnie wrócić do domu. Teraz minęło trzydzieści, a ona nadal się nie pojawiała. Nie chodziło o to, że irytował się, ponieważ się nie pojawiała. Był po prostu zmęczony. Przez ostatni tydzień co noc patrolował Queen's — obrywając do tego parę razy.  Chciał już po prostu wrócić do domu, położyć się do łóżka i spać przez resztę dnia.  Odchylił głowę w tył, po czym wstał ze schodów, otrzepując się. 

 — Przepraszam Peter. — usłyszał za sobą. Odwrócił głowę, aby zobaczyć postać brunetki, która wyłoniła się zza zielonych drzwi liceum Midtown. — Rozmawiałam chwilę z Brad'em, kompletnie zapomniałam o tym, że na mnie czekasz. 

 — Przegapiliśmy pociąg. — burknął pod nosem. Dziewczyna posłała mu nieporadne spojrzenie, stając obok niego. — Będziemy musieli wrócić pieszo. — dodał, a po chwili ruszyli w drogę powrotną do domu.

Peter zacisnął mocno szczękę, gdy przez myśli przewijały mu się obrazy, jak jego obiekt westchnień rozmawiał z niemalże najbardziej przystojnym chłopakiem w szkole i do tego, prawie go wystawił. Miał teraz ochotę zatrzymać się, mówiąc jej wszystko co do niej czuję. Mówiąc jej o tym, jak bardzo boli go to, że nieustannie traktuje go jak przyjaciela. Prosząc ją o to, aby przestała sprawiać, że czuję się niewidzialny. Prosząc ją, aby dostrzegła jego uczucia i zaangażowała się w to wszystko — tak samo oddając siebie. Nie znosił w sobie uczucia zazdrości, które czuł w sobie prawie, że codziennie. Uznawał ją za swoją, choć wcale tak nie było. Może myślał tak, przez to wszystko co ze sobą dzielili. W końcu wiedzieli o sobie wszystko, znali swoje wszystkie sekrety. Myśląc o tym, ogarnęła go złość. Przestał obwiniać Claire, a zaczął siebie. Zaczął czuć się jak kłamca, który oczekuję od niej miłości, wiedząc doskonale, że nie potrafi powiedzieć jej o tym jak się czuję. Złość razem z zazdrością, nie była dobrym rozwiązaniem. 

 Jego mięśnie rozluźniły się, gdy dziewczyna wsunęła swoją dłoń w jego, splatając ich dłonie ze sobą. Czując jak jej delikatne opuszki palców, łączął się z jego szorstkimi, wszystkie negatywne emocje, które w sobie miał, jakby wyparowały. Uśmiechnęła się do niego pocieszająco. Miał wrażenie, że doskonale wiedziała o tym, jak bardzo zmęczony i zdenerwowany, teraz był. W końcu to przez nią spóźnili się na pociąg, gdyby nie to — już dawno byliby w swoich domach.

 Gdy po piętnastu minutach wchodzili do kamienicy, w której mieszkali, umysł chłopaka myślał tylko o jednym — jego łóżko. Wyobrażał już sobie, jak rzuci wszystko na podłogę i wsunie się pod ciepłą kołdrę, zapominając na moment o wszystkim. Zapominając, dopóki nie obudzi go May, oznajmiając mu, że zrobiła kolację. 

— Jeszcze raz przepraszam Peter. — powiedziała, łapiąc go za ramię i odwracając w swoją stronę, gdy bez żadnego słowa chciał wejść do mieszkania. 

— W porządku. Nic takiego się nie stało. — powiedział, starając się wymusić na swojej twarzy uśmiech.

  Ciemnowłosa przyciągnęła jego ciało do siebie, obejmując jego szerokie ramiona, swoimi drobnymi. Wsunął swoje dłonie pod jej plecak, aby móc objąć jej plecy i trzymać ciasno przy sobie. Przymknął oczy, wdychając zapach lawendy, którą pachniały jej włosy.  

  — Wiem, że jesteś zmęczony, że chcesz odpoczywać zaraz po szkole. — mówiła do jego ucha, starając się uświadomić mu, że rozumie jak się czuje. — Obiecuję, że już więcej nie będzie takiej sytuacji. 

 Odsunął się od niej, spoglądając na nią. Patrzyła na niego zmartwiona. A przecież to on powinien to robić. To on powinien się o nią martwić, to ona jest krzywdzona w swoim własnym domu. Westchnęła głośno, odsuwając się od niego całkowicie. Naburmuszył się wewnątrz siebie na myśl, że utracił jej ciepło. Przez chwilę zapewniał ją, że gdy wejdzie do mieszkania, to na pewno położy się do łóżka i nie wymknie się w swoim stroju na kolejny patrol. 

— Sen. — mruknął z aprobatą, gdy jego policzek dotknął poduszki, a jego ciało, było opatulone ciepła kołdrą, za którą tak tęsknił przez cały dzień. Zapominając już całkowicie o swojej zazdrości, oddał się błogości, która nadeszła razem z snem.  

        


przepraszam za błędy!

          

    

      

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro