11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zagryzł ołówek zębami, nachylając się nad zadaniem, które rozwiązywał w bibliotece. Sam. Bez nikogo. Wokół niego było jeszcze porozkładanych parę książek, a większość z nich nie była nawet potrzebna do tego, co właśnie robił. Ale osiemnastolatek wychodził z założenia, że im większy wokół niego będzie panował bałagan, tym mniejsze szanse na to, że ktoś się do niego dosiądzie. Że są mniejsze szanse na to, że ona się do niego dosiądzie. I choć po części wiedział, że odcinanie się od ich relacji, jest cholernie złym pomysłem, to i tak to  zrobił. Bo czy nie lepiej było ochłonąć tamtego dnia i porozmawiać dopiero później?. Ale cóż, to właśnie cały temperament Parkera, najpierw robi – potem myśli.

I nie to, że nie próbował przełamać tego, co go zablokowało. Bo starał się. I to bardzo. Przez dwa tygodnie. I jeśli miał być ze sobą szczery, przez te dwa tygodnie, czuł się jak wtedy, gdy zaczynał być bohaterem Queens. Jak wtedy, gdy musiał pozbyć się wszystkich swoich lęków. Jak wtedy, gdy skoczył w dół, z najwyższego budynku jaki znalazł. Miał nawet wrażenie, że znowu się zmienia. Że znowu się gubi. Ponownie nie potrafił określić swoich uczuć. Były nawet momenty, w których ogarniała go niesamowita desperacja.

A to właśnie desperacja była najgorsza.

I nie zdziwię się, jeśli każdy z was uzna, że Claire, jest po prostu nic nie wartą dziewczyną. Nic nie wartą dziewczyną, która przez większość czasu, dawała tyle sygnałów, tyle powodów do nadziei, swojemu przyjacielowi, żeby myślał, że naprawdę coś z tego wyjdzie. To tak, po części macie rację. Ale wyjaśnijmy sobie na początku, jeden mały szczegół. Jeden mały szczegół, z tamtego dnia. Z tamtego dnia, dwa tygodnie temu, gdy chłopak miał zamiar wyznać jej swoje uczucia. To nie było tak, że go nie zauważyła.

To wcale nie było tak.

Szła w stronę wyjścia ze szkoły, gdy dołączył do niej Brad, proponując, że ją odprowadzi. Zgodziła się. Czemu miała być dla niego nie miła, skoro on był dla niej zawsze tak życzliwy. Odwzajemniła jego uśmiech, gdy otworzył przed nią drzwi, kłaniając się szarmancko i przepuszczając ją pierwszą. Miał według niej błysk w oku. Podobny do tego, który miał Peter, gdy na nią patrzył. I przyznawała sama sobie, że była mocno zaskoczona, gdy przyłapała się na porównywaniu Brada do swojego przyjaciela. 

Rozejrzała się dookoła, gdy byli już na świeżym powietrzu. Zmrużyła oczy, gdy na murku dostrzegła Petera, który ze zwieszoną w dół głową, wpatrywał się z  pewnym zamyśleniem w swoje buty, a w dłoniach trzymał bukiet kwiatów.  Gwałtownie odwróciła swój wzrok, gdy chłopak obok niej, zaczął szeptać coś do jej ucha. Zaśmiała się głośno, uderzając go przez śmiech w klatkę piersiową. A myśli o Peterze zamieniły się w mgiełkę i po prostu wyparowały.

Przynajmniej takie miała wtedy wrażenie.

Podniósł głowę w górę, gdy ktoś gwałtownie odsunął krzesło na przeciw niego i usiadł na nim, nawet nie przejmując się, żeby zachować jakąkolwiek, nawet tą minimalną ciszę. Wyjął ołówek z pomiędzy swoich warg, patrząc wyczekująco na osobę, która tam siedziała. I starał się jak najbardziej pokazać to, że nie jest zbytnio zadowolony z tego, że się dosiadła.

— Jeśli chcesz się spytać o to, czy wiem, gdzie jest Claire, to nie mam bladego pojęcia. — Peter powiedział pierwszy, wracając do zadania przed sobą.

— Chcę pogadać, Parker. — głos rówieśnika, sprawił, że znów podniósł głowę, patrząc na niego wyczekująco.  — Wiem, że do niej podbijasz. Jesteś słabiakiem, jeśli chodzi o ukrywanie swoich uczuć, chłopie.

— Nie wiem o czym mówisz. — mruknął.

— Peter, naprawdę mi Ciebie szkoda. Też byłbym zdenerwowany, gdybym kupił kwiaty dziewczynie, a ona byłaby w tym czasie z kimś innym. — mówił, krzyżując ramiona na krawędzi stolika. — Ale spójrz na to z innej strony. W szkole jest tyle lasek, które się za Tobą uganiają i chcą, żebyś je wyobracał. A ty, zamiast korzystać, uganiasz się za jedną przez całe liceum.

Peter zacisnął szczękę, próbując powstrzymać przekleństwa cisnące się mu na język. Chyba logiczne było dla niego to, że jeśli teraz by wybuchł. I to w dodatku przed tym dupkiem, wykorzystałby to przeciwko niemu. 

Odetchnął.

Wstał gwałtownie, sprawiając, że jego rówieśnik odsunął się na krześle w tył. Chwycił swój plecak, zamykając wszystkie książki i wrzucając je do torby, nawet nie przejmując się tym, czy się pogniotą. Zarzucił sobie plecak na ramię, okrążając stolik i podchodząc do chłopaka. Położył mu swoją rękę na ramieniu, nachylając się nad nim.

— Nie jestem jak ty, Brad. — szepnął spokojnie. — W przeciwieństwie do Ciebie, znam wartość kobiet. — dodał. I może powinien kontrolować swoją siłę, przynajmniej przywykł do robienia tego. Ale teraz miał gdzieś to, że mógł zrobić krzywdę człowiekowi. Przestał nachylać się nad chłopakiem, odpychając się od niego dłonią, powodując, że najzwyczajniej w świecie, zepchnął go z krzesła. 

I dla wszystkich innych w bibliotece, było to normalne zachowanie chłopaków w ich wieku. Ale dla tego, który podnosił się z podłogi, było coś nie tak. Taki ktoś, jak Peter Parker, nie mógł mieć tyle siły.

— Czym Ty jesteś Parker...— szepnął do siebie, gdy drzwi od biblioteki zatrzasnęły się po wyjściu bruneta.

Przepraszam za błędy!
Jednak jeśli jakiś zauważysz, będę ogromnie wdzięczna, gdy go podkreślisz :)
I co myślicie? Brad zacznie się domyślać, że Peter jest Spider Manem? Czy może będzie chciał go pogrążyć przed Claire?

Mam nadzieję, że miło się czytało :3
Do następnego ~
Buziole xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro