Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Dzięęęękuję — powiedziałam, ziewając.

Oparłam się o ramię Strażnika, obserwując zebranych przy ognisku, czując, jak zaczynają ciążyć mi powieki. Starałam się odpędzić jeszcze na chwilę zmęczenie, mrugając często, ale skutek był inny, bo po kilku minutach usnęłam. Oddychałam miarowo, czując się bezpiecznie w towarzystwie mężczyzny. Dość rzadko zdarza mi się śnić, a jeszcze rzadziej zaraz po zaśnięciu. Jednak ten sen był inny, bo miałam podobne odczucia, jakie mam podczas wizji. Widziałam Aragorna stojącego na jakiejś polance na wzgórzu porośniętym lasem, na którą padał snop słońca, tak że mężczyzna wyglądał, jakby był skąpany w bieli. Chwilę później poczułam dotyk na policzku.

- Irith – usłyszałam delikatny szept – Przenieśmy się bliżej ogniska, bo cała drżysz z zimna.
- Nie jest mi zimno.
-To spróbuj poruszać palcami.

Po kilku próbach się udało, ale faktycznie miałam je zgrabiałe.

- Kto ma teraz wartę, jak wszyscy śpią? – zapytałam towarzysza, gdy podeszliśmy do paleniska i rozejrzałam się.
- Ja i miałem już cię budzić na zmianę, ale zaczęłaś drżeć mimo tego, że byłaś owinięta kocem.
- Dziękuję – powiedziałam cicho.
- A proszę panią bardzo – odpowiedział, skłaniając się nisko, co wywołało u mnie szczery uśmiech.
- Chodź tu Głupolu – zaśmiałam się, wyciągając rękę w stronę mężczyzny.

Po chwili staliśmy wtuleni w siebie, wsłuchując się w swoje oddechy, ja dodatkowo mogłam jeszcze usłyszeć, jak bije serce Estela. Biło miarowo w znanym sobie rytmie. Miałam wrażenie, że ów dźwięk w pewien sposób hipnotyzował. Trwaliśmy tak jakiś czas, w którym zdążyłam się rozgrzać.

- Irith...
- Hmm? – mruknęłam.
- Irith ja... – zawiesił głos.
- Tak?
- Dzisiaj tak się nad czymś zastanawiałem po wydarzeniach na szczycie...
- Nad czym? – zdziwiłam się.
- Mimo tego, co mi mówiłaś wcześniej, to boję się o to, co nas łączy i...
- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytałam, odsuwając się, żeby widzieć twarz Strażnika, który miał strapioną minę.
- Irith kochasz cień i złudzenie człowieka...
- Równie dobrze można to powiedzieć o mnie, bo mam równie popaprany życiorys, jeśli nie bardziej, biorąc pod uwagę rodzinę w jakiej się wychowałam.
- Nie chcę cię zranić, między innymi tym, jeśli coś mi się stanie, jeśli polegnę w walce.
- Zranisz mnie bardziej odchodząc, niż ginąc. Nie skazuj nas na udrękę, bo na nią nie zasługujemy, oboje za dużo już wycierpieliśmy.
- Irith nie rozumiesz...
- Doskonale rozumiem, po prostu boisz się zaangażować, bo nie miałeś, kiedy się nauczyć miłości innej niż rodzicielska. Byłeś samotny, pozostawiony na zimnie. Uczepiony ruiny twojego rozpadniętego domu. Zbyt zagubiony i cierpiący, by udźwignąć swój ładunek. Wszyscy potrzebujemy kogoś, by się wesprzeć, nawet jeśli to my jesteśmy wsparciem dla wszystkich. Musimy po prostu nauczyć się miłości, tylko niestety czasy są zwyczajnie trudniejsze.

Na twarzy mężczyzny widać było ogrom przytłaczających go emocji, jednak najbardziej rzucał się w oczy smutek i ból. Gdy na niego patrzyłam, czułam coraz większy ścisk w żołądku oraz w gardle. Po chwili poniosłam ostrożnie dłonie, ujęłam nimi twarz Strażnika i pogładziłam kciukami policzki. Dúnadan po tym geście zacisnął powieki i opuścił głowę. Serce ścisnęło mi się jeszcze bardziej z żalu.

- Estelu, proszę... – szepnęłam łamiącym się głosem – Nie zamykaj się w sobie jeszcze bardziej. Rozmawiaj ze mną, proszę, daj mi, poznać to, co cię męczy. Moment, w którym pokazujesz emocje, nie świadczy o twojej słabości, ale o sile, że masz odwagę je okazywać. Doskonale wiem, jak bardzo jest to ciężkie, bo sama miałam z tym problemy. Przez wiele lat je zagłuszałam, żeby nie zwariować, ale od momentu, w którym ponownie się spotkaliśmy, czułam, jak ten wewnętrzny mur między mną a emocjami zaczyna pękać, żeby podczas pod koniec pobytu w Imladris rozpadł się całkowicie. Aragornie niech te wszystkie odczucia staną się twoją siłą do działania i proszę cię tylko o jedno. Przejdźmy przez to razem, bo w pojedynkę polegniemy przy pierwszej próbie.

W połowie wypowiedzi łzy zaczęły tworzyć mokre ślady na moich policzkach, które z każdą chwilą przybywały. Gdy skończyłam, mężczyzna wziął głębszy wdech i z wydechem opadł na kolana, chowając twarz w dłoniach. Widziałam, jak wstrząsa nim niemy szloch, gdy klęknęłam przed Strażnikiem, objęłam go ramionami i przytuliłam, opierając czoło o głowę towarzysza. Po chwili oplótł mnie rękoma w pasie, a twarzą wtulił się w zagłębienie przy szyi. W momencie, kiedy położyłam dłoń na potylicy Aragorna, poczułam się jak matka starająca się uspokoić swoje dziecko. Nieświadomie zaczęłam kołysać naszą dwójką delikatnie na boki, mrucząc jakąś wyciszającą melodię, która kojarzyła mi się z dzieciństwem. Po dłuższej chwili wyczułam, że oddech Estela się wyrównuje, a mięśnie delikatnie się rozluźniają. Dłoń, którą trzymałam na jego głowie, wsunęłam we włosy i zaczęłam uspokajająco głaskać po skórze i czuprynie. Poczułam, jak Strażnik na chwilę ścisnął mnie mocniej, jakby chciał przekazać podziękowanie za to, że jestem z nim w tej chwili.

- Estelu – powiedziałam łagodnie – Powinieneś się położyć.
- Nie... Nie dzisiaj... Nie chcę... Nie mogę... Nie po tym co powiedziałem... – szeptał przerażony.
- Czemu?
- Bo... Nie chcę nikogo obudzić.

Odchyliłam się trochę do tyłu i przekręciłam twarz Aragorna frontem do mojej.

- Koszmary?
- Tak.
- Jak mam ci pomóc?
- Nie...
- Nie zaczynajmy od początku.
- Po prostu bądź – szepnął po chwili.
- Będę, połóż się, zaraz do ciebie przyjdę, tylko obudzę Boromira na wartę.

Strażnik wstał niepewnie, po czym poszedł do bagaży po koc i zaczął się układać niedaleko. Gdy tylko obudziłam Gondorczyka, skierowałam się do Aragorna, zabierając po drodze własne okrycie. Gdy kładłam się, zauważyłam świeże łzy wypływające z zewnętrznych kącików, które niknęły we włosach. Starłam je delikatnie, na co mężczyzna otworzył oczy.

- Jeśli ma ci to pomóc to pozwól im płynąć, nie wszystkie łzy są złe – szepnęłam, a następnie położyłam głowę na jego klatce i objęłam ręką w pasie.

Słyszałam, jak szybko bije mu serce, a oddech znów staje się niespokojny. Przeniosłam dłoń w okolice mostka, by zacząć ostrożnie masować okrężnymi ruchami. Chwilę później Strażnik złączył swoje palce z moimi i zacisnął w pięść, a następnie złożył pocałunek w wierzch mojej dłoni.

- Dziękuję Ci, że jesteś – szepnął cicho.

Ta noc była ciężka dla naszej dwójki. Ja praktycznie nie spałam, czuwając przy Strażniku, który co prawda przysnął, ale Irmo nie był dla niego łaskawy, ponieważ kręcił się niespokojnie i co jakiś czas mruczał coś niezrozumiale pod nosem. Dwa czy trzy razy zerwał się z nożem w dłoni i obłędem w oczach, który jednak po chwili znikał, gdy orientował się, w jakim jest miejscu. Po ostatniej takiej pobudce przyniosłam z bagaży kilka gałązek suszonego athelasu, czajnik, który napełniłam wodą i miseczkę. Kiedy ciecz się gotowała, wróciłam się jeszcze po kawałek tkaniny, którą chciałam użyć jako kompres. Następnie chwyciłam Królewskie Ziele i rozkruszyłam w naczyniu. Zauważyłam, że Merry, który pełnił wartę, bacznie przygląda się temu, co robię. Po kilku minutach woda była na tyle gorąca, że mogłam ją połączyć z athelasem. Poczekałam chwilę, żeby naciągnął, a następnie zamoczyłam w naparze szmatkę, którą po delikatnym odciśnięciu położyłam na czole Aragorna, natomiast resztę płynu w miseczce postawiłam na tyle blisko głowy, żeby czuł jego woń. 

Co paręnaście minut namaczałam tkaninę w roztworze dla odświeżenia właściwości. Wsunęłam swoją dłoń w jego i zaczęłam gładzić kciukiem wierzchnią jej część. Zwróciłam uwagę, że oddech Estela, który był do tej pory płytki i urywany pogłębia się oraz uspokaja. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, czując satysfakcję, że choć trochę ulżyłam mężczyźnie. Do ranka było już spokojnie, bo widać było, że emocje Strażnika musiały zacząć się wyciszać, pozwalając mu zażyć, chociaż odrobiny odpoczynku. Na dwie godziny przed świtem po kolejnej zmianie kompresu wsunęłam swoją w dłoń Aragorna, opierając głowę o zgięte kolano. Jak mi się wydawało, chwilę później zaczęłam słyszeć pierwsze odgłosy krzątania członków Drużyny. Gdy podniosłam głowę, okazało się, że to Boromir z Gandalfem już nie śpią, następnie zerknęłam na Estela, który, szczęśliwie, jeszcze drzemał. Po tym, jak zdjęłam tkaninę z czoła Strażnika, podeszłam do przygotowujących śniadanie mężczyzn, rozciągając się po drodze. Usłyszałam tylko jak strzela mi w kilku miejscach.

- Ciężka noc? – zapytał Gandalf, który akurat tej nocy nie miał warty.
- Tak – mruknęłam – Mieliśmy dość poważną rozmowę z Aragornem, która zbudziła część z jego demonów.
- Chcesz coś do picia? Śniadanie za chwilę będzie gotowe – zaproponował Gondorczyk.
- Nalej mi wrzątku, proszę, to athelas sobie rozrobię.
- Zauważyłem, że Ty z Aragornem dość często go używacie.
- Wiem, że niektórzy z Nandorów zajmujących się uzdrowicielstwem też go wykorzystują.
- Nandorów? – dopytał Boromir.
- Nandorowie, czyli Elfy Leśne. Wracając do tematu Królewskiego Ziela, wszystko zależy od proporcji, od tego, jak go przyrządzisz i w jakiej był wcześniej formie suszonej czy świeżej. Czasami nawet temperatura wody, w jakiej się go rozrobi, potrafi zmienić właściwości. Wykorzystywany też jest w różnych mieszankach ziołowych.
- Skąd macie tak rozległą wiedzę? Przecież to nie jest takie proste spamiętać, co ile czego i do czego. W Gondorze tylko nieliczni posiedli sztukę uzdrawiania.
- U Dúnedainów z Północy podstawowa wiedza uzdrowicielska jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, na szkoleniu na Strażnika jest rozszerzana o rozmaite możliwe rany głównie wojenne, a ja dodatkowo miałam praktyki u felczera w wiosce, miałam też okazję współpracować z elfickimi medykami.

W międzyczasie zaparzyłam sobie dość delikatny napar z athelasu. Trzymając kubek w dłoniach, obserwowałam pozostałych, zwróciłam uwagę, że Frodo przygląda się z niepokojącym błyskiem w oczach Pierścieniowi i obraca go w palcach.

~Frodo lepiej go schowaj ~ przesłałam mu myśl, na co podskoczył, rozglądając się wokół.
- Frodo... – ponagliłam go głosem.

Niziołek spojrzał się na mnie przestraszonym wzrokiem, ale zrobił to, o co prosiłam. Chwilę później spostrzegłam, że Dúnadan się wybudza. Gdy usiadł, przetarł twarz dłońmi i zerknął w moją stronę, po czym położył dłoń na wysokości serca i skinął głową. Gdy odpowiedziałam mu tym samym gestem, usłyszałam cichy głos Meriadoka.

- Po co oni to robią?
- Oj Merry cicho bądź i nie interesuj się sprawami dorosłych – odpowiedział mu tylko Pippin.
- Jak się czujesz ? – spytałam Strażnika.
- Biorąc pod uwagę, że męczyły mnie koszmary to i tak nieźle, bo nie były tak silne, jak zwykle.
- Śniadanie gotowe – odezwał się Boromir.

Gdy do niego zasiedliśmy, podjęłam rozmowę.

- Z tego, co wiem, to stąd do wrót Morii są dwa dni marszu, ale musimy tam dojść do jutrzejszego południa, także dzisiejszej nocy nie liczcie na sen, bo Saruman wiedząc, że zawróciliśmy z Caradhrasu, będziemy chcieli iść przez Morię i może nasłać hordy jakiegoś plugastwa, które będzie miało za zadanie nas w najlepszym spowolnić.
- A w najgorszym? – odezwał się Pippin.
- W najlepszym razie, w najgorszej sytuacji zetną nam głowy. W najgorszej opcji nie będzie można rozpoznać, czyja część ciała należała do kogo.
- Ale my się nie damy, prawda?
- Głupi Tuk – mruknęłam pod nosem – Nie damy się złapać, o ile będziemy się trzymać założonego planu.
- To znaczy, że...
- Musimy się pospieszyć – powiedziałam, po czym zabrałam się do dokończenia posiłku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro