Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Śpij dobrze, moja Strażniczko.
- Również – mruknęłam, czując, jak kąciki ust delikatnie wyginają mi się do góry.- Śpij dobrze, moja Strażniczko.

Udało się nam przespać jeszcze kilka godzin, jednak przebudziły mnie hałasy na korytarzu i uporczywe pukanie do drzwi.

- Kurwa, sądziłam, że Elfy mają lepsze wyczucie czasu! – warknęłam, rozbudzając się do reszty.

Wstałam i po zarzuceniu na siebie płaszcza, który znalazłam pod łóżkiem i szczelnym zawinięciu się w niego, podeszłam po drzwi i otworzyłam je z rozmachem.

- Czego ? – burknęłam ostro.

Okazało się, że pod drzwiami stał Elrond, który miał obecnie mocno zdziwioną minę.

- Przepraszam – mruknęłam, po czym zapytałam, nadal zdenerwowana – Coś się stało?
- Nie... W sumie tak... Aragorn miał przyjść do mnie dwie godziny temu na rozmowę w sprawie między innymi Drużyny, ale nie pojawił się, wiesz może gdzie...

Urwał, gdy zauważył ubranego już Strażnika za mną, a kiedy przeniósł wzrok na mnie, jego oczom ukazał się niepokryty niczym bark, z którego zsunął się materiał płaszcza.

- Chyba przeszkodziłem, to ja powinienem przeprosić, do zobaczenia później – dokończył zmieszany.

Elf się wycofał, a ja trzasnęłam drzwiami.

- Heja wojowniczko, spokojnie – Aragorn starał się jakoś mnie uspokoić.
- Proszę, wyjdź, bo nie chcę powiedzieć czegoś, co mogę później żałować.
- Irith – odezwał łagodnie, podchodząc do mnie, a następnie złapał za nadgarstki.

Zaczęłam się szarpać, ale mężczyzna był silniejszy i przyciągnął mnie do siebie, otaczając ramionami, żeby przycisnąć do siebie mocno.

- Irith, uspokój się.
- Puść mnie do cholery! – próbowałam dalej walczyć.
- Nie puszczę cię do momentu, aż się nie uspokoisz. Co ci się stało?
- Nieważne, puść ! – szarpnęłam się znowu.
- Kurwa! Uspokój się do cholery i powiedz mi w końcu, co się stało! – warknął zirytowany.
- Nieważne.
- Dla mnie to jest cholernie ważne, mów! – mówił podniesionym głosem.
- Czasami tak mam.
- „Czasami tak mam" nie tłumaczy tego, że się prawie rzuciłaś z pięściami na Elronda.
- Uspokój się.
- I kto to mówi! – warknął.
- Raz na jakiś czas mam wybuchy złości, zwłaszcza jeśli w bliskim okresie targają mną sprzeczne emocje. Jak zauważyłam, ataki nasilają się w połowie cyklu księżycowego – podczas wypowiedzi zaczęłam się uspokajać.
- Czemu wcześniej tego nie powiedziałaś ?
- Bo ostatni tak duży atak miałam w momencie ucieczki z domu.
- Irith... – zaczął już spokojnie Strażnik.
- Tak?
- Nie rób tak już więcej – mruknął, składając pocałunek na czubku mojej głowy.
- Nie mogę Ci tego obiecać – szepnęłam, spuszczając wzrok ze wstydu.
- A postarać się możesz?
- Mogę spróbować, ale pod jednym warunkiem – uśmiechnęłam się zadziornie.
- Jakim ?
- Potrzebuję walki treningowej na miecze – powiedziałam.
- Na taki warunek chyba mogę się zgodzić – odparł, po czym dodał z szelmowskim uśmiechem – Tylko najpierw się ubierz, żeby widzieli cię tak jak w momencie stworzenia przez Valarów. Przyjdę po ciebie za pół godziny.

Po czym mnie puścił i po cmoknięciu w czoło wyszedł w wiadomym przez siebie kierunku. Stałam jeszcze przez chwilę na środku pokoju, po czym skierowałam się do szafy, chcąc wybrać jakieś ubrania.

Suknie odpadają, tuniki raczej też, tak samo, jak luźne spodnie" myślałam, przekładając kolejne części odzieży z jednego na drugi stosik.

Zdecydowałam się na brązową bluzkę z delikatnie luźniejszymi rękawami, dobierając do tego szare dość przyległe spodnie, jednak nieograniczające ruchów. Wyjęłam jeszcze bieliznę i rękawiczki, które zawsze nosiłam przy walkach. Dość szybko się ubrałam, jednak z włosami było gorzej, bo porobiły mi się kolejne kołtuny, ale szczęśliwie udało się sprawnie je rozplątać. Związałam je w dwa dobierane warkocze, które na karku zwinęłam w ciasnego koka. W momencie, gdy wkładałam rękawiczki, usłyszałam pukanie.

- Proszę! – krzyknęłam, zerkając w stronę drzwi i kucając, żeby zasznurować buty.
- Już jestem.
- Widzę – uśmiechnęłam się.
- Przyniosłem ci od razu miecz, żebyśmy nie musieli iść już do zbrojowni.
- Dziękuję – powiedziałam, wstając, gdy skończyłam wiązać troczki po bokach butów – Znasz jakieś dobre miejsce?
- Jakieś sto metrów od głównego wejścia jest ciekawa, dość duża polanka – odpowiedział z dziwnym błyskiem w oku.
- Co ci tak oczy dziwnie błyszczą, chory jesteś?
- Wydaje ci się. Idziemy ?
- Moment, tylko przytroczę miecz do paska.
- Nie ma pośpiechu – mruknął.
- Możemy iść – powiedziałam, by chwilę później zerknąć na Aragorna.
- Zapraszam – odezwał się i wskazał drzwi.

Skierowaliśmy się w stronę głównego wyjścia, do którego szliśmy przez kilka minut. Maszerowaliśmy dość szybko, rozgrzewając się przy tym. Gdy wyszliśmy z budynku, na nasze twarze padły delikatne promienie słoneczne.

- Idealna pogoda, nie za ciepło, nie za zimno, wieje delikatny wiaterek.
- Irith...
- Hmm?
- Skończ pytlować.
- Ja nie pytluję – oburzyłam się.
- To proszę, skończ, bo widzę, jaka jest pogoda – mruknął mężczyzna, delikatnie się uśmiechając.

Aragorn skręcił trochę w lewo pod górkę.

Cholera, ewidentnie forma mi spadła" pomyślałam, oddychając ciut ciężej niż zwykle.

- Daleko jeszcze ? – zapytałam mężczyzny, który szedł kilka kroków przede mną.
- Już blisko.
- Aragornie, czy mi się wydaje, czy ktoś tam już jest, bo słyszę rozmowy?
- Nie wydaje ci się.
- Co ty pieprzysz ? – mruknęłam, odrobinę zirytowana.
- Pamiętasz, jak mówiłem, że Elrond zapewne będzie miał jakieś plany co do Drużyny.
- Pamiętam.
- To dlatego rano mnie szukał, bo chciał, żebyśmy podszkolili trochę Hobbitów z władania mieczem.
- Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałeś ?
- Bo sam się dowiedziałem chwilę przed przyjściem do ciebie z powrotem, a że chciałaś poćwiczyć, to można rzec, że sytuacja idealna.
Ja ci serio kiedyś łeb przy samym zadku ukręcę – powiedziałam z uśmiechem – Widzę, że nie tylko Hobbici, ale i cała ferajna się zebrała...

Odezwałam się głośno, gdy weszliśmy na skraj polanki. Drużyna spojrzała w naszą stronę trochę zaskoczona. Zauważyłam, że wśród zgromadzonych brakuje tylko Gandalfa.

- Powie nam ktoś w końcu, po co tu jesteśmy ? – zapytał trochę zniecierpliwiony Pippin.
- Pytasz po co... – zaczęłam, podejmując pewnego rodzaju nieme wyzwanie rzucone przed chwilą przez Strażnika – Zaraz Ci pokażę.

W czasie kiedy mówiłam, podchodziłam do niego, by następnie szybkim ruchem wyciągnąć miecz i dotknąć szyi Niziołka, na co ten pisnął i znieruchomiał.

- Właśnie po to, że jak kiedyś przyjdzie do walki, żebyś nie stał jak słup soli i czekał, jak skrócą cię o głowę, tylko chociaż wyrobił sobie odruch blokowania ataku – odpowiedziałam Pippinowi, po czym zwróciłam się do reszty – Ktoś chętny na walkę pokazową ? Nikt ? No Panowie, macie jaja czy boicie się, że baba wam dokopie ?

Słyszałam, jak Aragorn parska pod nosem, jednak po chwili odezwał się Boromir.

- Ja jestem chętny.
- Radzę ci się rozruszać, bo w momencie walki mogę przestać nad sobą panować.
- Grozisz ?
- Ostrzegam – powiedziałam, po czym wykonałam parę ćwiczeń na rozgrzanie ramion i karku.

Podwinęłam rękawy i po poprawieniu rękawiczek stanęłam na środku polanki.

- Radzę odsunąć się pod linię drzew, żebyście rykoszetem nie dostali.
- Ale przecież i tak stoimy dość daleko! – zaoponował Merry.
- Mości Hobbicie musisz mi uwierzyć, że podczas walki jestem dość ruchliwą osobą – powiedziałam z groźnym błyskiem w oku, następnie zwróciłam się do Boromira – Gotowy ?
- Chyba tak.
- To chyba czy na pewno ? Albo walczymy, dając z siebie wszystko, albo w ogóle.
- Na pewno – warknął.
- Radzę ci zdjąć to skórzane coś co ma być płaszczem, który masz na grzbiecie i wszystko to, co masz dotroczone do pasa – powiedziałam, odwiązując swój pasek z pochwą i po wyciągnięciu miecza podałam resztę Estelowi – Popilnuj, proszę, jak oka w głowie.

Boromir w tym czasie ściągnął dodatkowy osprzęt i również stanął na środku.

No to zaczynamy zabawę" pomyślałam, uśmiechając się złośliwie pod nosem.

Wyciągnęłam miecz przed siebie, żeby stuknąć czubkiem o broń przeciwnika, ten jednak nie wykonał podobnego ruchu.

Etap pierwszy czas zacząć."

- Aż dziwne, że ucząc sztuki fechtunku w Gondorze, nie nauczyli Cię Boromirze, że przy walkach treningowych należy przywitać się z przeciwnikiem.

Kątem oka zauważyłam, że Aragorn uśmiecha się pod nosem, a Gondorczyk krzywi się ze złości i zbyt nerwowo stuka swoim mieczem o mój.

Etap zaliczony sukcesem" pomyślałam, po czym opuściłam trochę miecz, czekając na ruch mężczyzny. Zwróciłam uwagę, że zaczyna przestąpywać z nogi na nogę.

Za chwilę zapewne zaatakuje."

I nie pomyliłam się dużo, bo po chwili blokowałam atak skierowany w moje żebra. Przez ułamek sekundy zauważyłam, że mężczyzna ma problem z utrzymaniem równowagi po sparowanym ciosie. Skierowałam miecz w stronę prawego biodra przeciwnika, lecz w ostatniej chwili obniżyłam go i uderzyłam od tyłu kolana, co spowodowało zachwianiem się Boromira, co szybko wykorzystałam, wyprowadzając kolejne uderzenie w przeciwny bok Gondorczyka. W momencie, jak upadał, próbował jeszcze zaatakować, kierując broń w stronę uda, ale dość sprawnie wytrąciłam mu ją z dłoni.

- No i co mam teraz zrobić z tobą Boromirze ? Syn Namiestnika Gondoru dał się pokonać zwykłej Strażniczce w kilku ciosach – powiedziałam, podając rękę mężczyźnie, który ją odtrącił, na co warknęłam cicho do niego – Nie rób sobie we mnie wroga, bo źle na tym wyjdziesz.

Boromir łypnął tylko i zabrawszy swoje rzeczy, poszedł w stronę zabudowań.

- Aragornie, co powiesz na mały sparing? Nawet dobrze się nie rozruszałam.
- Z tobą ? Żebyś mnie załatwiła, jak Boromira? – odparł z szelmowskim uśmiechem.
- Ciebie nie tak łatwo pokonać – zaśmiałam się

Odłożył zbędne rzeczy w pobliżu Drużyny, po czym stanął naprzeciwko.

- No to co, zabawę czas zacząć – zażartowałam.
- A jakże – odparł Estel i stuknęliśmy się mieczami.

Prawie natychmiast naparliśmy na siebie, aż broń zgrzytnęła. Co chwila któreś z nas wyprowadzało cios, który prawie zawsze był blokowany, nie raz któreś z nas się potykało na nierównościach polanki, lecz od razu wstawaliśmy i kontynuowaliśmy walkę. Pojedynkowaliśmy się przez blisko pół godziny, ale żadne z nas nie chciało się poddać. Do momentu, gdy nie wykonaliśmy tego samego ciosu pod kolano, przez co zderzyliśmy się mieczami, które nam wypadły.

- Czyżby remis ? – wydyszałam z niewielkim uśmiechem.
- Chyba na to wychodzi – odpowiedział, wyciągając dłoń w moją stronę i mówiąc – Dziękuję za udaną walkę.
- Również dziękuję i tego było mi trzeba – dodałam, uśmiechając się.

Podniosłam swój miecz, który schowałam go do pokrowca, po czym usiadłam naprzeciwko Drużyny.

- Usiądźcie, proszę – powiedziałam, uspokajając oddech.

Gdy drużyna zajęła miejsca, kontynuowałam.

- Zauważyliście może, czym różniły się te dwie walki ? – zwróciłam się do Hobbitów.
- Jedna była krótka, druga długa ? – odezwał się Sam.
- Tak to też, ale nie o to mi chodziło, myślcie dalej.
- Stylem – powiedział cicho Frodo.
- Właśnie stylem. Zacznę może omawiać od tyłu. Przy starciu z Aragornem, mogliśmy sobie od razu pozwolić na ciosy, ponieważ przechodziliśmy praktycznie przez to samo szkolenie fechtunkowe i walczymy już na tyle długo, że mamy wypracowany indywidualny plan działania. Dlatego pierwsze minuty walki zawsze są najważniejsze, bo gdy go rozgryziemy, jesteśmy już o krok bliżej sukcesu. Dlatego przy starciu między mną, a Boromirem nie wykonałam pierwsza ruchu mieczem, ale zrobiłam ruch słowny, który miał na celu zdezorientowanie przeciwnika. Pamiętam, że za każdym razem na ćwiczeniach prowadzący nas gnębił, jeśli nie przywitamy się z drugą stroną, dlatego jestem teraz na to wyczulona i jeśli staję po drugiej stronie miecza zawsze staram się egzekwować tę zasadę. I tu można wyłonić kolejną regułę, zawsze szanujcie przeciwnika, nawet jeśli jest największym bydlakiem, jakiego spotkacie, to owym szacunkiem można zbić go z pantałyku i przez to rozproszyć dostatecznie, że akurat może się potknie i cios, który był wymierzony w serce, przejdzie pod ręką, dając wam możliwość albo załatwienia gościa, albo przynajmniej czas na odskoczenie w bezpieczniejszy rejon. Kolejną, można powiedzieć sztuczką, którą użyłam przy walce z Boromirem, była taka mała wojna psychologiczna. Zauważyłam podczas narady, że Gondorczyk należy do dość nerwowych osób, co wykorzystałam przeciwko niemu, stojąc spokojnie i jak widzieliście, wystarczyło wcześniejsze rozproszenie uwagi spowodowane zwróceniem uwagi o przywitaniu, które wyprowadziło go z równowagi, a załączyły się nerwy i wykonał pierwszy krok, odrywając przy tym część ze swoich słabych stron. Wystarczył jeden cios i wiedziałam, że ma problemy z utrzymaniem równowagi po spięciach. W taki oto sposób ujawnia się kolejna zasada, jeśli mamy razem walczyć musimy poznać swoje słabe strony, które u kogo innego mogą być silną i wtedy będziemy wiedzieć jak się nawzajem chronić. Co mogę o was powiedzieć mimo tego, że nie widziałam was w walce to minusem, który jest jednocześnie zaletą, jest wasz wzrost.
- Ale jak to ? – zdziwił się Meriadok.
- A tak to, fakt jesteście niewysocy i ciężko będzie wam wbić mieczyk w serce rosłego mężczyzny, ale zauważcie, że większość ludzi nie lubi się schylać podczas walki i są przyzwyczajeni do podobnych wzrostem do siebie. Weźmy jeszcze na warsztat jeźdźca, spokojnie przebiegniecie między końskimi nogami, a takowy człowiek, bądź inny stwór, o ile nie będzie miał długiego miecza, nie dosięgnie was. Jakieś pytania?
- Ile już walczysz ? – zapytał Gimli.
- Naukę fechtunki zaczęłam w wieku około jedenastu lat, czyli... – urwałam, zdając sobie z czegoś sprawę, po czym zwróciłam się do Aragorna – Moment... Było już przesilenie jesienne ?
- Jakoś podczas naszej podróży z Rohanu tutaj, a czemu pytasz ?
- Bo miałam wtedy urodziny – odpowiedziałam, smutno zdając sobie sprawę, że mam już 84 jesieni – Czyli mieczem władam od 75 lat.
-Ilu ? – zdziwili się Merry z Pippinem.
- Kochani weźcie pod uwagę, że jestem Dúnedainką, przez co standardy wiekowe trochę się wydłużają. Średnia życia u potomków Númerojczyków wynosi przynajmniej 150 lat, także jestem dość młodą osobą – uśmiechnęłam się na koniec, po czym dodałam – Pytajcie śmiało, nie gryzę, ani nie połykam w całości.

Chyba że Boromira jak mnie zdenerwuje."

- Będzie ciąg dalszy ?
- Tak, ale po chwilowym odpoczynku po obiedzie, będzie ciąg dalszy tym razem praktyczny, a i taka uwaga techniczna, drodzy Hobbici miejcie przy sobie broń ostrą, również proszę cię o to ciebie Legolasie.
- Dobrze – powiedziała cała czwórka.
- A ja ? – upomniał się Gimli.
- Ty, jak widzę, ze swoim toporkiem się nie rozstajesz, a do Legolasa zwróciłam się szczególnie, bo wiem, że na co dzień używa łuku. Dobra Miśki, na obiad, bo nie wiem jak wy, ale ja ominęłam śniadanie i jestem diablo głodna.

Gdy ferajna skierowała się w stronę zabudowań, poczekałam na zbierającego pozostałe rzeczy Aragorna.

- Dobrze Ci poszło.
- Dzięki, ale wiesz, że to ty powinieneś gadać.
- Oj tam, oj tam.
- Ja ci dam oj tam, oj tam – powiedziałam wesoło, dając kuksańca w bok mężczyzny.
- Mówiłaś coś, że jesteś głodna, bo nie wiem, czy zauważyłaś, ja też nie jadłem.
- Oj tam, oj tam – odgryzłam się i zaczęłam uciekać.
- Chodź mi tu zgagulcu cholerny!
- Nigdy w życiu ! – odkrzyknęłam, śmiejąc się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro