Expensive presents

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witajcie, w końcu udało mi się napisać kolejny kafelek. Zapraszam serdecznie <3

---

Peter bardzo szybko nauczył się, że w obecności Starka powinien uważnie ważyć każde słowo, co nie było łatwe, zwłaszcza przy jego naturalnej gadatliwości. Zdawał sobie sprawę z tego, że mężczyzna go lubi i chociaż czasami zdarzało mu się ten fakt trochę wykorzystywać dla własnych korzyści, to nienawidził, kiedy ten kupował mu drogie prezenty. Na jego nieszczęście wystarczyła najmniejsza sugestia, że czegoś potrzebuję, żeby został nimi wręcz obsypany.

Największy zestaw lego, kiedy wspomniał tylko, że lubi je układać? Pewnie, czemu nie?

Najdroższa wycieczka w ciepłe kraje, kiedy powiedział, że nigdy tam nie był? A jakże.

Kryty basen wybudowany w wieży tylko dlatego, że powiedział, że nie lubi chodzić na publiczną pływalnię? Załatwione.

Domek na wsi, kiedy wspomniał mimochodem, że życie w mieście czasem obciąża jego wrażliwe zmysły? Mówisz i masz.

Miarka się przebrała, kiedy pewnego dnia przy jedzeniu truskawek stwierdził, że je uwielbia i jak myślicie? Tak, brawo, zgadliście! Przez następny miesiąc dostawał dostawę najlepszej odmiany świeżych truskawek. W środku zimy. Dzień w dzień. Dopiero groźba Nataszy, że wepchnie Starkowi te truskawki do gardła, aż zaczną wychodzić druga stroną, przerwała cały ten cyrk. Oczywiście Tony utrzymywał, że jego rezygnacja z dostaw nie miała nic wspólnego z tą małą groźbą. Peter natomiast dziękował bogu, że Stark związał się z Nataszą, bo tylko ona jedna potrafiła jakoś utrzymać go w ryzach.

Starał się więc unikać jak ognia wszelkich rozmów o jakichkolwiek swoich preferencjach, bo za każdym razem kończyło się to tak samo. Podejrzewał, że gdyby powiedział któregoś dnia panu Starkowi, że chciałby mieć dziewczynę, to ten sprowadziłby pod dom chmarę nastolatek, spośród których kazałby mu wybrać tą jedyną. Ten człowiek nie miał umiaru. W niczym.

Wiedział, że pan Stark nie chciał źle, a jedynie w swój pokrętny sposób pokazywał mu, że mu na nim zależy, ale nie chciał jego pieniędzy, tylko jego uwagi. Najbardziej cieszyły go nie prezenty (te właściwie tylko go denerwowały), ale razem spędzony czas i nie było dla niego istotne czy pracują razem nad jakimś projektem, czy oglądają bajki Disneya, śpiewając razem każdą piosenkę. Tak. Anthony Edward Stark śpiewał piosenki Disneya. Oczywiście, gdyby ktokolwiek go o to zapytał, na pewno by zaprzeczył, po czym wysłałby pytającego do psychiatry po odpowiednią diagnozę, jednak nagranie, które udało się Peterowi wybłagać od FRIDAY, było niezbitym dowodem. Peter podejrzewał, że gdyby mężczyzna dowiedział się o istnieniu takowego, zginąłby w męczarniach, dlatego pana Starka śpiewającego „Mam tę moc" oglądał jedynie przed snem w te dni, które spędzał w mieszkaniu w Queens. Zawsze wprawiało go to w dobry humor i w jakiś magiczny sposób odpędzało dręczące go od czasu do czasu koszmary. Nie było w sumie w tym nic dziwnego, w końcu Stark „miał tę moc".

Wiele razy próbował rozmawiać z nim na ten temat, ale to było niczym rzucanie grochem o ścianę. Stark miał masę argumentów, a kiedy mu się skończyły, zwyczajnie go ignorował. Zupełnie nie chciał przyjąć do wiadomości, jak bardzo Petera krępują takie gesty i że wolałby on zwykłe, proste upominki. Starał się mu wyjaśnić, że najlepszym prezentem dla niego jest wspólne spędzanie czasu, ale nie potrafił do niego dotrzeć. Podejrzewał, że ma to jakiś związek z jego dzieciństwem i tym, że rodzice wynagradzali mu swoją nieobecność poprzez kupowanie drogich rzeczy, ale na dłuższą metę było to dla Petera bardzo męczące. Nie mógł przecież przez całe życie uważać na to, co mówi. Kochał spędzać czas w wieży, ale tak jedynie się męczył, dlatego postanowił zrobić jedyną słuszną rzecz — porozmawiać o tym z Nataszą. Nie miał pojęcia, jak ona to robi, ale miała niesamowity dar przekonywania Starka do tego, czego chciała. Całe szczęście plan zadziałał, a Peter mógł trochę odetchnąć. Wolał nie wnikać w to, czy osiągnęła to przez zwykłą rozmowę, czy groźby, najważniejszy był dla niego efekt, za który był jej niesamowicie wdzięczny. Czuł jednak, że ten względny spokój nie może utrzymywać się zbyt długo — napięcie wisiało w powietrzu.

– Co chciałbyś dostać na urodziny Pete? – zapytał Stark przy sobotnim śniadaniu, zerkając na niego znad czytanej gazety. Fakt, że go zapytał, zamiast kupić mu najdroższą rzecz, jaka przyszła mu do głowy był pozytywnym zaskoczeniem, chociaż mimo to Peter spojrzał na niego z niepokojem.

– Nic nie potrzebuje panie Stark, naprawdę – zaczął się wykręcać.

– Nie ma mowy Peter – odezwała się ku jego zaskoczeniu Natasza. – To są twoje urodziny. Tony ma prawo dać ci prezent na taką okazję – zaprotestowała, a Stark spojrzał na nią z wdzięcznością. Wobec takiego argumentu Peter nie miał pola do dyskusji, dlatego pokiwał głową ze zrezygnowaniem.

– Ja... Muszę się zastanowić – odpowiedział po chwili, chcąc grać na zwłokę. Może jeśli nie powie im, co chciałby dostać, to nie kupią mu niczego?

– Byle nie za długo, bo sam coś wymyślę – zagroził Stark. Peter spojrzał na niego z przerażeniem i przełknął nerwowo ślinę. Zaczynał już poważnie rozważać, czy nie unikać państwa Stark aż do dnia swoich urodzin. Musiałby spędzić z nimi tylko ten weekend, a potem nie pojawiać się aż do piątku. Szybko jednak zrezygnował z tego głupiego pomysłu, uwielbiał spędzać z nimi czas, nawet jeśli czasami przesadzali. Nigdy nie odważyłby im się tego wyznać, ale byli dla niego jak rodzice, których tak brakowało mu całe życie. Unikanie ich tak długo, byłoby dla niego większą torturą niż przyjęcie kolejnego bezsensownego prezentu z rąk pana Starka. Jakoś będzie to musiał przeżyć.

– Może samochód? – zapytał pan Stark, wyrywając Petera z zamyślenia. – Za niedługo będziesz mógł wyrobić sobie prawo jazdy.

– Nie – przerwał mu z przerażeniem. – Żadnych samochodów, to za drogie.

– Ale to praktyczny prezent – jęknął pan Stark. – Będziemy mogli przy nim razem majsterkować... – mówił kuszącym tonem.

– Wykluczone – odpowiedział stanowczo. – Znając pana, kupiłby mi pan najdroższy samochód, jaki tylko istnieje.

– Mówiłem ci, żebyś mówił mi po imieniu – wymamrotał Stark pod nosem wyraźnie z tego faktu niezadowolony.

– A ja mówiłem panu – odpowiedział, akcentując ostatnie słowo – żeby nie kupował mi pan drogich prezentów.

– Kupię ci skarpetki – burknął obrażony, a Peter zachichotał cicho.

– Pozłacane? – zapytał ze śmiechem.

– A są takie? – Tony natychmiast się ożywił, ale jego zapał zgasiła Natasza, która pacnęła go gazetą po głowie. Spojrzał na nią oburzony, masując obolałe miejsce.

– Mówiłam ci, żebyś się uspokoił – powiedziała z irytacją. – Daj mu się zastanowić – dodała. – Peter na pewno wymyśli coś fajnego, prawda? – zapytała, a w jej głosie można było wyczuć ostrzegawczą nutkę, zupełnie jakby wiedziała, co niedawno rozważał. Czasami była naprawdę przerażająca.

– Tak, oczywiście Nat – odpowiedział z rezygnacją.

– A ją to nazywasz po imieniu – powiedział naburmuszony Tony, jednak jedynym co osiągnął, był stłumiony śmiech Nataszy i Petera. – Jasne, śmiejcie się z biednego starszego człowieka, do którego własny dzieciak mówi per pan – rzucił obrażony, wychodząc z kuchni.

Natasza dalej śmiała się pod nosem, ale Peter zamilkł, patrząc się w szoku na wychodzącą postać. Własny dzieciak"? – pomyślał. „Co to miało znaczyć?" To, że on traktował go jak ojca, było dość oczywiste, ale nigdy nie sądził, żeby działało to w druga stronę. To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Natasza była jednak najwyraźniej odmiennego zdania, bo kiedy tylko zobaczyła jego minę, zaczęła śmiać się jeszcze bardziej.

– Och, daj spokój Pete – powiedziała rozbawiona. – Przecież bardziej oczywisty nie mógł być.

– Jasne – odpowiedział, przewracając oczami i postanowił na razie to zignorować. To na pewno było tylko przejęzyczenie. Każdemu się zdarza.

***

Peter czuł, jak robi się coraz bardziej śpiący i jak coraz trudniej mu skupić się na lecącej w tle bajce. W końcu poddał się, opierając głowę o ramię pana Starka i przymknął powieki. Ten spojrzał na niego z rozczuleniem i delikatnie przeczesał jego rozczochrane loki w uspokajającym geście. Siedzieli tak dłuższą chwilę, dopóki oddech Petera się nie wyrównał, a Stark był pewien, że na pewno już zasnął. Dopiero wtedy odważył się ostrożnie go podnieść, co wcale nie było takie łatwe, jednak udało mu się przenieść nastolatka do pokoju bez budzenia go. Położył go delikatnie na łóżku i otulił kołdrą, po chwili siadając obok. Starając się go nie obudzić, odgarnął mu z twarzy wpadające do oczu kosmki włosów.

– Co mógłbym ci dać na urodziny Pete? – mruknął bardziej do siebie niż do niego. – Czego tak naprawdę byś chciał? – zapytał, wpatrując się z rozczuleniem w sylwetkę śpiącego nastolatka, który wtulił się w poduszkę i zaczął mruczeć coś pod nosem. Podczas snu wyglądał tak słodko i niewinnie, że można by pomylić go z dwunastolatkiem. Nagle doznał olśnienia, a do głowy wpadł mu wspaniały pomysł na prezent. Nie było to nic drogiego, a przynajmniej w pewnym sensie, było czymś, o co Peter na pewno by nigdy nie poprosił, a jednocześnie czymś, co by mu się spodobało. Przynajmniej taką nadzieję miał Tony. Po chwili ogarnęły go jednak wątpliwości. A co jeśli się myli? Może to nie jest tak dobry pomysł, jak mu się wydaje? Szybko zdecydował, że powinien jeszcze przedyskutować to z Nataszą, w końcu to będzie prezent także od niej, ale coś czuł, że tym razem pochwali go za ten pomysł.

***

Pierwsze co rzuciło się w oczy Peterowi, kiedy zszedł na śniadanie, było dziwne zachowanie Starków. Od razu jak tylko go zobaczyli, zaczęli wymieniać między sobą dziwne spojrzenia, co niemal nigdy nie wróżyło niczego dobrego. To był zdecydowanie zły znak. Zazwyczaj zachowywali się tak, kiedy podjęli jakąś decyzję, która niekoniecznie musiała przypaść mu do gustu. Postanowił jednak zignorować na razie ich dziwne zachowanie i skupić się na innym problemie. Po całodziennym namyśle udało mu się znaleźć prezent, który nie będzie zbyt kosztowny, jednocześnie będzie sentymentalny i powinien spodobać się także im.

– Długo nad tym myślałem i w końcu wymyśliłem coś, co chciałbym dostać – powiedział, siadając przy stole. Stark natychmiast się ożywił i spojrzał na niego z zaciekawieniem znad porannej kawy.

– Co takiego? – zapytał.

– Co byście powiedzieli na rodzinną sesję zdjęciową? – zapytał Peter i natychmiast się zaczerwienił. – Znaczy, wiem, że nie jesteśmy rodziną na papierze, ale... Przepraszam, samo mi się wymsknęło – wyjaśnił zakłopotany, patrząc w podłogę. – Chciałbym, żeby May też wzięła w niej udział – dokończył cicho, cały czerwony z zażenowania.

– To wspaniały pomysł Peter – powiedziała łagodnym tonem Natasza, uśmiechając się delikatnie. Nic nie mogła poradzić na to, że rozczulił ją ten pomysł.

– Zgadzam się – potwierdził z uśmiechem Stark. – Poza tym myślę, że to będzie wspaniałe dopełnienie do prezentu, który my wymyśliliśmy.

– Jak to? – zapytał Peter ze zdziwieniem. – Przecież właśnie powiedziałem, co chcę, nie możecie dać mi aż dwóch prezentów – dodał z oburzeniem w głosie.

– Tony wymyślił coś, co na pewno ci się spodoba i nie jest kosztowne – powiedziała z uśmiechem Natasza. – Zaufaj mi – dodała. – Wiem, że nie lubisz prezentów, ale ten jest... wyjątkowy – dokończyła, a Peter spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem, jednak po chwili wahania postanowił jej zaufać. Właściwie skoro w tej kwestii zgadzała się z panem Starkiem i tak nie miał zbyt wiele do gadania.

***

Urodziny Petera nadeszły szybciej niż sam solenizant sobie tego życzył. Obawiał się prezentu, który wymyślił Stark i wbrew zapewnieniom Nataszy, spodziewał się czegoś absurdalnie drogiego. Zważając na wszystkie swoje poprzednie doświadczenia, nie mógł się przekonać do myśli, że upominek mógłby mu się spodobać.

Sama impreza była bardzo udana, a wszyscy jego przyjaciele bawili się doskonale w swoim niewielkim gronie. Peter był naprawdę wdzięczny Starkom, że nie wyprawili mu hucznych urodzin, a zaprosili jedynie jego najbliższych przyjaciół i Avengers. Podejrzewał, że duży udział w tym miała May i stwierdził, że musi jej za to kupić naprawdę duży bukiet kwiatów. Kiedy wszyscy rozeszli się już do domów, Peter pomagał sprzątać Nataszy, z uśmiechem wspominając wszystkie zabawne sytuacje z imprezy.

– Będę się już zbierać – powiedziała May, żegnając się ze Starkami. – Dziękuję Wam za możliwość zorganizowania przyjęcia tutaj, ciężko byłoby pomieścić wszystkich w naszym mieszkaniu.

– Nie ma sprawy, przecież wiesz, że jesteście dla nas jak rodzina – powiedziała z uśmiechem Natasza.

– Poczekaj chwilkę, tylko skończę zmywać naczynia i możemy iść – rzucił Peter w jej stronę i zaczął opłukiwać talerze.

– Spokojnie, ty zostajesz – odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.

– Zostaję? – zapytał zaskoczony.

– Tak, zobaczymy się jutro. Czeka na ciebie jeszcze jedna niespodzianka – powiedziała tajemniczo i objęła Petera, całując go w czubek głowy. – Kocham cię – dodała, powstrzymując cisnące się jej do oczu łzy.

– Też cię kocham – powiedział z szerokim uśmiechem Peter, wtulając się w nią. Patrzył jeszcze chwilę, jak wychodziła, analizując jej zachowanie. Nie było ono do końca normalne. O co mogło jej chodzić?

– Peter chodź do salonu – zawołała Natasza, wyrywając go z zamyślenia. – Czas na twój drugi prezent – dodała, a on spojrzał na nią zaskoczony. Tak dobrze bawił się na imprezie, że zupełnie zapomniał o swoim wcześniejszym stresie. Cokolwiek miało znaczyć dziwne zachowanie May, będzie musiało poczekać, bo najwyraźniej zaraz będzie musiał tłumaczyć Starkom, dlaczego powinni zwrócić ten niewyobrażalnie drogi prezent, który mu kupili. Westchnął cicho, przygotowując się mentalnie i wszedł do salonu z przyklejonym do twarzy uśmiechem.

– To dla ciebie – powiedział niepewnym tonem pan Stark, podając mu grubą kopertę formatu A4. Peter spojrzał na niego zaskoczony. „Kolejny dom na wsi?" – pomyślał. Co było jeszcze bardziej zaskakujące, Natasza także wydawała się nerwowa (co naprawdę nie było częstym widokiem) i ściskała mocno dłoń pana Starka. – No otwórz, nie trzymaj nas w niepewności – pośpieszył go, a Nat zdzieliła go delikatnie w ramię.

Peter niepewnym ruchem sięgnął po kopertę, kątem oka obserwując, jak Starkowie chłoną wzrokiem każdy jego ruch, kiedy ją otwierał. Ze zmarszczonymi brwiami wyciągnął teczkę, a z niej gruby plik kartek i zaczął natychmiast go czytać, a z każdym słowem jego brwi podjeżdżały wyżej, a oczy robiły się coraz większe. Czuł, jak serce galopuje mu w piersi i zaschło mu w ustach. Nogi zrobiły mu się jak z waty i osunął się powoli na stojący za nim fotel, ściskając kartki tak mocno, jakby od tego zależało jego życie.

– Wy...? – wykrztusił. – Wy tak na serio? – upewnił się.

– Brakuje tylko twojego podpisu na dole – powiedział Stark, uśmiechając się nieco nerwowo. – Oczywiście, jeśli się nie zgadzasz, to zrozumiemy i...

– A co z May? – przerwał mu słabo Peter.

– O wszystkim wie i oczywiście, jeśli tak będziesz wolał, możesz nadal mieszkać z nią, chociaż ja wolałbym...

– Ale dlaczego? – przerwał mu znowu, patrząc na nich z niezrozumieniem. On jako Stark? Czemu mieliby tego w ogóle chcieć?

– Już od dawna traktujemy cię jak syna Peter – powiedziała łagodnie Natasza. – Nie jesteś już małym dzieckiem, więc wszystkie szczegóły będziemy ustalać z tobą, ale chcemy być twoimi rodzicami. Tak oficjalnie – wyjaśniła. – Wszystko zależy teraz od ciebie – dodała.

– Ja... – wyjąkał Peter. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Dwoje ludzi, o których myślał jako o rodzicach już od dłuższego czasu, naprawdę chciało, żeby był ich synem, a teraz czekali w napięciu czy ON się na to zgodzi. Jak w ogóle mogliby przypuszczać inny scenariusz? – Gdzie jest długopis? – zapytał po chwili nieco pewniejszym tonem.

Zobaczenie ich pełnych ulgi i szczęścia twarzy było zdecydowanie czymś, co było warte wszystkich skarbów świata. Gdyby musiał kiedyś wyczarować patronusa, to zdecydowanie byłoby jego najszczęśliwsze wspomnienie. Natasza od razu podała mu długopis nieco drżącą ręką, ledwo powstrzymując łzy wzruszenia, a on nie mniej drżącą ręką złożył swój, nieco koślawy od kotłujących się w nim emocji podpis. Tak po prostu. Podniósł na nich wzrok i wyszczerzył się jak głupi, ostrożnie niemal z czcią, odkładając papiery z powrotem do teczki.

Zanim się zorientował, tkwił już w uścisku Nataszy, a po chwili dołączył do nich pan Stark. Dalej nie mógł w to wszystko uwierzyć. To było takie nierealne. Wreszcie miał prawdziwy dom. Wreszcie miał rodzinę, o której zawsze marzył. Oczywiście kochał May, ale to nie było to samo, co mieć rodziców.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że teraz musisz przestać mi mówić panie Stark? – zapytał Tony z rozbawieniem.

– To raczej oczywiste – zaśmiał się Peter. – Tato – dokończył niepewnie, zupełnie jakby sprawdzał brzmienie tego słowa i spojrzał na Starka, obserwując jego reakcję. Kiedy zobaczył jego promienny uśmiech i wzruszenie widoczne na twarzy, wiedział już, że to słowo przypadło mu do gustu. Brzmiało jak dom, jak bezpieczeństwo i stabilizacja, ale przede wszystkim brzmiało jak miłość. Zyskało dla niego nowe znaczenie, które sprawiało, że po całym jego ciele rozchodziło się przyjemne ciepło.

Mamo – zwrócił się po chwili do Nataszy, rozkoszując się wydźwiękiem tego słowa, a ta pociągnęła nosem i pocałowała go w czubek głowy, przytulając jeszcze mocniej. To słowo z kolei brzmiało jak zrozumienie, troska i bezwarunkowa miłość. Podobał mu się ten wyraz i teraz kiedy miał kogo tak nazywać, postanowić używać go najczęściej, jak tylko mógł.

Synku – wyszeptała po chwili Natasza i wtedy Peter poczuł, jak wszystkie elementy układanki łączą się w jedną całość. W jego dom, jego bezpieczną przystań, jego rodzinę.

W ten właśnie sposób Tony dał Peterowi najdroższy jemu sercu, a jednocześnie bezcenny prezent, jaki tylko mógł, a o który Peter nie śmiałby prosić nawet w snach.

---

Sprawdzane o 4 rano, więc mam nadzieję, że nie przeoczyłam żadnego błędu.

Im więcej razy to czytam, tym bardziej przeciętny mi się wydaje ten shot, ale mimo to wydaje mi się, że jest jednym z moich lepszych, jeśli chodzi o irondad. A co wy sądzicie?

Nie za bardzo słodko-pierdzący?

Do następnego <3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro