I just want to be like you

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wpadłem przez okno do pokoju, zrywając maskę z twarzy. Adrenalina dalej krążyła w moich żyłach. Łapałem nerwowo powietrze, chodząc w kółko po pokoju. Czy mnie widzieli? Śledzili mnie? Wiedzą gdzie mieszkam?

Starałem się uspokoić pędzące myśli. Co jeśli tu wpadną? Jak mogłem być tak głupi? Jak mogłem dać się zauważyć? Jeszcze chwila, a zobaczyliby mnie bez maski. Cholera! Peter, ogarnij się!

Stanąłem i wziąłem kilka głębokich wdechów, próbując się uspokoić. Co teraz? Spojrzałem szybko na telefon, który wcześniej rzuciłem na łóżko. To będzie chyba najlepszy pomysł. Odblokowałem go i odszukałem kontakt zapisany jako Pan Stark. Miałem już naciskać zieloną słuchawkę, ale zawahałem się. Przecież nic się nie stało. Czy on by panikował i od razu prosił o pomoc? Nie. Nie mogłem być taki słaby. Chciałem być taki jak on. Silny i samodzielny. Chciałem być prawdziwym bohaterem.

Usiadłem na łóżku, przeczesując włosy dłonią i zacząłem rozważać inne opcje. Co właściwie mogłem zrobić? Byłem pewny, że nie zobaczyli kim jestem, jednak na przyszłość musiałem być bardziej ostrożny. Było naprawdę o włos od tragedii. 

Nie wyglądali na zwykłych złodziei, jakich spotykałem na co dzień, a raczej na jakąś zorganizowaną grupę przestępczą. Czy powinienem mieszać się w takie sprawy? To była chyba jedna z tych sytuacji, których miałem według pana Starka nie tykać. Jednak jak w takim razie miałem mu udowodnić swoją wartość? Dalej widział we mnie tylko dziecko, a ja miałem zamiar to zmienić. Pokażę mu, na co mnie stać. Pokażę, że mogę być taki jak on.

Pluskwa. Podłoże im jutro pluskwę. Plan był doskonały. Nie będę musiał się zanadto zbliżać, muszę jedynie spróbować ich wyśledzić, a następnie wypuścić nadajnik z mojego stroju. Łatwizna. To doprowadzi mnie do ich kryjówki, a wtedy będę mógł wezwać pomoc i walczyć ramie w ramię z Iron Manem.

***

– May już wychodzisz? – zawołałem, przełykając naleśnika.

– Tak, dzisiaj zaczynam trochę wcześniej, bo Ann prosiła mnie, żebym zastąpiła ją na godzinę. Musi iść z dzieckiem do lekarza, czy coś takiego – odpowiedziała, ubierając buty. – Po pracy ugotuję coś dobrego, więc wracaj prosto do domu.

– Nie trzeba, zgarnę coś na wynos po drodze – odkrzyknąłem, doskonale zdając sobie sprawę z poziomu zdolności kulinarnych mojej ciotki.

– Skoro tak stawiasz sprawę, to obiecuję, że nie będę gotować, ale wracaj prosto do domu – zaśmiała się, stojąc już w drzwiach. – Mówię poważnie Peter. Mam źle przeczucia – dodała poważniejszym tonem.

– Jasne. Kocham cię – krzyknąłem za nią, zanim zamknęła drzwi.

– Ja ciebie bardziej! – odpowiedziała z uśmiechem.

Zamyśliłem się, wpatrując się w miejsce w którym zniknęła. Też miałem złe przeczucia. Wbrew temu co przed chwilą obiecałem, postanowiłem skoczyć na szybki patrol zaraz po szkole.

***

Wszedłem do pustej alejki i szybko przebrałem się w mój strój. Chciałem tylko rozejrzeć się po okolicy. Nie miałem za wiele czasu, zanim May zorientuje się, że powinienem być już w domu.

Jak na zawołanie rzuciła mi się w oczy furgonetka z wczoraj i od razu ruszyłem za nią, próbując ukryć się za budynkami. Kiedy stanęła na czerwonym świetle, przybliżyłem się tak, żeby nikt mnie nie zauważył i wypuściłem pluskwę. Poczekałem jeszcze chwilę, aż byłem pewny, że jest na miejscu. Uśmiechnąłem się z dumą. Teraz trzeba było tylko poczekać, aż dotrą do swojej kryjówki.

Ruszyłem w stronę domu i przebrałem się z powrotem w swoje ubrania w moim stałym miejscu. Mój pajęczy zmysł nie dawał mi spokoju przez cały dzień. Zaczynała mnie już powoli boleć od tego głowa. Coś było nie tak, ale nie wiedziałem co. Miałem nadzieję, że nie znaleźli mojej pluskwy, bo to zepsułoby cały mój plan.

Wchodziłem powoli po schodach, a moje wszystkie zmysły były wyostrzone do granic możliwości. Próbowałem to zignorować, ale wszystko w środku aż krzyczało. Przekręciłem zamek w drzwiach i uchyliłem je, zaglądając ostrożnie do środka.

Wszystko wydawało się w porządku. Po całym domu roztaczał się zapach podgrzewanego jedzenia. Szybko rozpoznałem, że May postanowiła wziąć curry na wynos.

– Wróciłem! – krzyknąłem w głąb mieszkania. Odpowiedziała mi tylko cisza, ale nie przejąłem się tym. May często zasypiała zaraz po pracy.

Zdjąłem szybko buty, odwiesiłem kurtkę na wieszak i podszedłem do kuchenki. Zgasiłem ogień pod garnkiem. Jeszcze chwila, a wszystko by się spaliło. Nie powinna tak zostawiać jedzenia na gazie, skoro chciała się położyć.

Otworzyłem szafkę, gdzie trzymaliśmy leki i połknąłem szybko dwie tabletki przeciwbólowe. Może po nich ten cholerny ból głowy trochę przejdzie. Chociaż na chwilę. Popiłem je szklanką wody, natychmiastowo czując lekką ulgą. To było niemożliwe, żeby tak szybko zadziałały, ale nie zamierzałem, się tym przejmować.

– May jedzenie już gotowe! – zawołałem, wchodząc do jej pokoju. Uśmiechnąłem się lekko, widząc ją, leżącą na brzuchu na łóżku. Musiała być naprawdę zmęczona.

Podszedłem powoli i potrząsnąłem nią lekko, chcąc ją obudzić, ale nie wywołało to żadnej reakcji. Zmarszczyłem brwi ze zdziwieniem i spojrzałem na nią badawczo. Teraz zauważyłem, że jej pozycja była nieco nienaturalna i poczułem ukłucie niepokoju.

– May? – zapytałem ze strachem i zdecydowałem się odwrócić ją na plecy.

Kiedy mi się to udało, odskoczyłem przerażony. Całe jej ciało było dosłownie zmasakrowane, a jej brzuch i klatka piersiowa były jedną krwawą miazgą.

Nagle poczułem jak wszystko, co dzisiaj zjadłem, podchodzi mi do gardła i zwymiotowałem do kosza stojącego obok łóżka. Kiedy tylko spojrzałem z powrotem na jej ciało, przeszły mnie kolejne spazmy i zwróciłem jeszcze trochę żółci. W ustach czułem posmak goryczy, a z oczu leciały mi strumienie łez.

Co miałem teraz robić? Co robić?

Skuliłem się w rogu pokoju i chwyciłem za głowę. Ledwo umiałem oddychać. Łapałem haustami powietrze, próbując nie myśleć o tym, co przed chwilą zobaczyłem. Było to jednak niewykonalne i obraz ten stawał co chwila przed moimi oczami, niczym wypalony na stałe w moim umyśle. Poczułem, że znowu chce mi się wymiotować, ale nie miałem już czym.

Zaszlochałem bezgłośnie.

Co robić? Pomocy. Pomocy panie Stark...

Pan Stark.

Telefon.

Sięgnąłem półprzytomnie po mój telefon i wybrałem numer drżącymi dłońmi. Przyłożyłem go do ucha, starając się uspokoić urywany oddech. Jeden sygnał, drugi, trzeci...

Nikt ci nie pomoże Peter. Na co ty liczyłeś?

– Halo? – usłyszałem nagle głos ze słuchawki.

– Ja... Ja... – zdołałem tylko wyjąkać.

– Peter? Co się stało? – zapytał.

– Ja... Pomocy... Pomocy proszę...

– Zostań tam gdzie jesteś. Już do ciebie jadę – powiedział i usłyszałem odgłos silnika.

Wypuściłem telefon z dłoni, nie będąc w stanie dłużej go utrzymać.

Co ja teraz zrobię? Gdzie pójdę? Kto to zrobił? Jak? Dlaczego?

Te same pytania wciąż tłukły mi się po głowie. Wstałem powoli na drżących nogach, starając się nie spoglądać w jej stronę. Wydawało mi się, że wszędzie wyczuwam smród krwi i śmierci. Musiałem stąd wyjść. Jak najszybciej.

Kątem oka zauważyłem, leżącą na szafce nocnej, złożoną na pół karteczkę. Wyglądała tutaj dziwnie nie na miejscu. Sięgnąłem po nią, przełykając ślinę i otworzyłem, czytając napisaną wiadomość.

"Trzeba było posłuchać cioci i przyjść do domu od razu po szkole. Może gdybyś się nie wtrącał w nie swoje sprawy, to nadal by żyła?"

Spojrzałem z przerażeniem na kartkę i zmiąłem ją w rękach, upadając na kolana. W gardle czułem nieznośną gulę, a w głowie miałem mętlik.

To moja wina.

To wszystko moja wina.

Gdybym tylko...

Zaszlochałem głośno, zaciskając pięści na dywanie. Znowu poczułem spazmy, a żółć napłynęła do moich ust. Otarłem lekko twarz rękawem i niemal jak pijany poszedłem w stronę salonu, gdzie skuliłem się w rogu, zaciskając ręce na włosach.

Po całym mieszkaniu nadal roztaczał się zapach tego pierdolonego curry. Gdybym tylko przyszedł wcześniej, jadłbym je teraz z uśmiechniętą ciocią. Na pewno zapytałby mnie, jak tam w szkole i kiedy mam kolejny staż u Starka. Potem poskładalibyśmy naczynia do zlewu, a ja zabrałbym się za zmywanie, żeby mogła sobie trochę odpocząć. Odpocząć...

Załkałem znowu.

Teraz już nie będzie musiała odpoczywać. Zaśmiałem się głucho. Nie będzie musiała, bo nie żyje. Zacząłem się śmiać histerycznie, ciągnąc się za włosy.

Nagle poczułem, jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu i wyprostowałem się z całej siły przylegając do ściany. Rozejrzałem się przerażony i poczułem ulgę, dostrzegając nachylającego się nade mną pana Starka.

– Peter, co się stało? – usłyszałem jak przez mgłę. Spojrzałem na niego, zupełnie nie rozumiejąc, co do mnie mówi. – Oddychaj – dodał, a ja ledwo go usłyszałem przez pisk w uszach. Próbowałem wziąć wdech, skupiając się na jego słowach. Kiedy w końcu udało mi się zaczerpnąć powietrza, dyszałem dłuższą chwilę, próbując dojść do siebie.

– Spokojnie, jestem tutaj – powiedział pan Stark, trzymając mnie za ramię. – Musisz mi powiedzieć, co się stało Peter. Inaczej ci nie pomogę.

– May... Ona... – wydukałem, wskazując głową na wejście do sypialni.

Patrzyłem jak Stark podchodzi do pomieszczenia i uchyla drzwi, zaglądając do środka. W pewnym momencie zamarł w miejscu, patrząc na łóżko. Podszedł do niego powoli, a ja schowałem głowę między kolanami, nie chcąc dalej o tym myśleć.

Myśl o czymś innym. Myśl o czym innym.

Uniosłem dłonie, wplatając je znowu we włosy i pociągnąłem gwałtownie. Nagły ból pozwalał mi na chwile przestać myśleć.

Nie zwróciłem nawet uwagi, kiedy Stark do mnie wrócił i podniósł upuszczoną wcześniej przeze mnie kartkę.

– Coś ty narobił dzieciaku? – zapytał w szoku. Spojrzałem na niego z rozpaczą. To była moja wina. To wszystko była moja wina.

– Ja... ja nie chciałem... Ja...

– Tyle razy ci mówiłem! Peter! Nie mieszaj się w takie sprawy! – zaczął nerwowo krzyczeć, chodząc w kółko po pokoju. – Co ci strzeliło do tego łba?! – zapytał, patrząc na mnie oskarżająco.

– Ja... Ja nie chciałem... Ja tylko...

– Mówiłem, żebyś zostawiał takie sprawy mi! Dlaczego tego nie zrobiłeś do cholery? Dlaczego? – wydzierał się dalej w najlepsze, a ja z każdym jego słowem, czułem coraz większe poczucie winy i beznadziei. Gdybym tylko nie był tak głupi. Gdybym tylko zadzwonił do niego od razu. Gdybym tylko nie chciał...

– Chciałem tylko być taki jak ty... – wyszeptałem głucho, patrząc w podłogę. To wszystko nie miało sensu. Kiedy teraz o tym pomyślałem, nic już nie miało sensu.

– Głupi dzieciak – odpowiedział, przecierając twarz dłonią. – Wstawaj – rzucił w moją stronę i chwycił mnie delikatnie za ramię, pomagając mi ustać na nogach. – Nie możesz tu zostać – dodał z rezygnacją.

Szedłem za nim do samochodu, zupełnie nie wiedząc, co się dzieje. Kiedy wsiadłem przypiął mnie pasami, a mój wzrok natychmiast powędrował za szybę. Patrzyłem obojętnie na mijane samochody. Wszyscy ci ludzie mieli w przeciwieństwie do mnie do kogo wracać.

Chciałem tylko pokazać panu Starkowi na co mnie stać. Chciałem mu udowodnić, że mogę być taki jak on. Teraz to wszystko nie miało żadnego znaczenia.

Nie wiedziałem, co się teraz ze mną stanie, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Zawiodłem zarówno jako siostrzeniec, jak i jako bohater.

---

No i tym razem bez cukrzycy. 

Jak wrażenia?

Mały bonusik, czyli Totato z komentarzy pod poprzednim shotem. Tony jako ziemniaczek mojego autorstwa XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro