1|4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Już od samego rana Marinette była wszędzie wzywana, a to, bo jedzenia nie ma, a to pogadanka z Władcą Ciem, a to...Wszystko! Dziewczyna w końcu nie wytrzymała, bo w końcu przecież się nie rozdwoi, sama miała swoje problemy, swój mętlik w głowie i swoje zdrowie. Więc zamknęła się w czterech ścianach swojego pokoju i usiadła przy łóżku.
Westchnęła i wlepiła swój wzrok w mlecznobiały sufit. Wszystko ją przytłaczało, potrzebowała spokoju, ale nie mogła sobie wyobrazić takowy zastać w pałacu. Nawet jeśli by się wyciszyła, w każdej chwili mogą zapukać i zniszczyć jej azyl spokoju. Wstała i zahaczyła swoje czarne jojo o najbliższy budynek, po czym już leciała.

Mogła wychodzić z zamku kiedy jej się żywnie podobało, pod warunkiem, że będzie ostrożna. Ta zasada panowała już koło sześciu lat, dotyczyła tylko i wyłącznie jej . Obejrzała się za siebie i przeszła przez zarośla. Gdy otworzyła oczy ujrzała ogród, a przynajmniej ona tak nazywała to miejsce.
Po środku znajdowała się fontanna średniej wielkości. Była taka... Uspokajająca. W wiosnę można też dostrzec wiele pięknych kwiatów, o które to ona bardzo dba. Ale nie w jesień, kiedy to przeważają tu liście różnych kolorów. Można by powiedzieć, że granatowowłosa darzy jakąś miłością swój ogródek. Ale to przeczyło z zasadami Władcy, dlatego był to jej sekret.
Usiadła, więc na skrawku fontanny wpatrując się w strumienie wody. Mogła w końcu... Pomyśleć i być sobą.

— Cholera by to. — westchnęła. Najpierw spowiedź u Władcy Ciem ,a teraz to jak bardzo czuła się zagubiona. Skuliła się i zagryzła wargi.

To wszystko przez tego lalusia. Nienawidziła go tak bardzo, Czarny Kot. .. Co chciał osiągnąć? Chyba nie powinna się tak przejmować tym...Durniem! Ona to ona, ale co z innymi? Jeżeli przez nastoletnie zauroczenia odejdą od dobra? Co jeśli wyjawią jakiekolwiek tajemnice?! Nie, nie mogła o tym myśleć, jednak trzeba było to brać pod uwagę. Przecież właśnie w taki sposób obalił dwa państwa. Westchnęła i wyłowiła liścia z wody.
Jej jojo zabrzęczało, więc je odebrała. Wiedziała! Zawsze tak było ani chwili spokoju...

— Mamy problem. — usłyszała w słuchawce głos Białego.

— Z tobą zawsze. — westchnęła.— Co rozwaliłeś? A może związałeś Lady Wi-fi, po raz kolejny? Chyba, że znowu zaatakował cię słup, co?

Chłopak prychnął pod nosem, czując się obrażony. Jednak jego uczucia do granatowowłosej były prawdziwe i na tyle silne, by przezwyciężyć tę nienawiść.
Biały, był osobą która łamała wiele zasad! Sam jego wygląd wzbudzał w niej sprzeczne emocje.

— Wiesz co? Jak możesz tak mówić?! — przerwał gwałtownie. — Ten typek z wczoraj ma Lisicę ! Znaczy, jakby.... Chodzi o to, że ona przeszła na jego stronę. Oddała sygnet.

Missfortune poczuła jak serce podchodzi do gardła. Oddała sygnet? Ich znak rozpoznawczy. Ona sama też taki miała. Co prawda jej był inny, bo u spodu napisane było jakieś nazwisko
,, Dupain Cheng".
Spojrzała na Czarny Sygnet i zmarszczyła brwi. Lisica... Nie lubiła jej zbytnio, ale wielka szkoda bo jej umiejętności były potrzebne. Że też zapragnęła tak szybkiej śmierci...
Jej życie stało się bezużyteczne.

— Gdzie są?

— Nie wiem, uciekli mi. — przyznał zawstydzony. — Ale tym razem napadł mnie, umięśniony wariat!

Oczywiście nie było to prawda, po prostu przez swoją nieuwagę został znokautowany przez krawężnik. Ale nie było świadków? Nie było! Więc nie musiał się przyznawać, prawda?

— Okej, poinformuj resztę o tej akcji z Lisicą, żeby przypadkiem nie nabrali się na jej sztuczki.

Rozłączyła się i wstała. Zacisnęła pięści, wiedziała że tak to się skończy! Wybiegła z ogrodu po czym udała się do pałacu.

Wtargnęła do Pałacu głównym wejściem i zobaczyła zgraję ludzi z artystycznej grupy. Słyszała jęki. Trochę wystraszona podeszła do bandy po czym zauważyła Królowej Os, łzy spływały po jej zranionych policzkach, a strój był rozerwany. Marinette kucnęła i spojrzała w oczy dziewczyny.

— Kto to zrobił?

— Lisica, ona...Ona, po prostu weszła i oświadczyła, że mam oddać jej swój sygnet. Zwariowała. — zacisnęła wargi. — Nie wiem co w nią wstąpiło! To było totalnie żałosne! Ciągle powtarzała coś o prawdziwej miłości.

Granatowowłosa wstała i rozejrzała się po pomieszczeniu. Królowa i Marinette nie miały dobrego kontaktu. Prawdę mówiąc polegał na rywalizacji, ale jako dobra przywódczyni musiała dbać o swoich podopiecznych, jeżeli nie sprawiali kłopotu oczywiście.

— Dajcie jej lodu, a potem do łóżka. To musiał być ciężki dzień, prawda Królowo Os ? — obejrzała się przez ramię. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i spojrzała swoimi kolorowymi oczyma na przywódczyni. — Więc właśnie. Będę w swoim pokoju, przygotuję raport.

Pognała schodami do pokoju. Gdy tylko się tam znalazła zamknęła drzwi na klucz, który zawsze ma przy sobie. Wzięła głęboki wdech i wydech, po czym zauważyła otwarte okno, coś jej nie grało. Tak, to prawda zostawiła je otwarte, ale tak czy siak coś było nie tak. Podeszła bliżej i zauważyła na parapecie kopertę.

,,Pani Nieszczęścia "

Zmarszczyła brwi. Co to? Kolejny list miłosny od Białego Kota? Nie on nigdy nie dawał jej anonimowo, ani nie miał tak ładnego pisma. Otworzyła kopertę i zaczęła czytać.

,, Wybór jest lepszy, niż jego brak. Nie musisz tego ciągnąć.
Spotkajmy się w niedzielę, kiedy dzień i noc stają się jednością.
Wystawiam się, ale to nie jest zasadzka, jestem sam.
Będę czekać każdej niedzieli przy Pont Du Gard. Mam dla ciebie propozycje. "

Jej serce na chwile się zatrzymało. Mrugnęła parę razy, po czym znowu przeniosła swój wzrok na kartkę. Podpisano:,, Czarny Kot".

Czego on od niej chciał? Na pewno zastawił na nią pułapkę. Musiała pokazać ten list Mrocznemu Panu, wiedziała o tym. Tyle, że bardziej pragnęła dokonać tego legendarnego czynu i schwytać Czarnego Kota sama. Tak, to byłby wyczyn!
Uśmiechnęła się na samą myśl o tym jak wszystkim opadłyby szczęki.

Mogła przecież raz na jakiś czas delikatnie nagiąć reguły.

Teraz już nie Lisica a Lila siedziała okrakiem na słynnym Czarnym Kocie. Była tak szczęśliwa kiedy czuła jego ciepłe pocałunki i kiedy dotykał jej ciała. Czuła się tak bardzo szczęśliwa. Czuła się lepsza od innych.

Spojrzała w jego zielone oczy. Chciała aby on był jej i tylko jej. Na zawsze.

— Więc Lila, powiedz mi coś więcej o waszej Przywódczyni. — posłał jej szelmowski uśmiech.
Nie zależało mu na niej. Zależało mu na informacjach, które mogła mu zdradzić. Chociaż była ładną dziewczyną, więc mógł też skorzystać z tego jak bardzo była mu oddana.

— Ech, jest łamagą. — wywróciła oczami. — Jest jedną z osób, które wychowywały się w pałacu całe życie. Mroczny Pan tak właściwie sam ją wychował, dlatego jest przywódczynią, głupie faworyzowanie. — nachyliła się żeby go pocałować, ale zamiast jego ust napotkała dłoń okrytą lateksem.

— Coś więcej?

— Kto by chciał o niej gadać? — westchnęła ciężko. — Wmówił jej, że to co robi jest dobre. Głupia ona uczyła się zasad na pamięć i są dla niej... Hm, czymś jak religia.

— Czyli myśli, że ja jestem złoczyńcą? — zdziwił się blondyn. — Przecież to absurd.

— A jednak.

Mówiła dosyć trywialnie, jednak wstrząsnęło to blondynem. Czyli jej zdaniem, to on był tym złym? Czy to jest możliwe? Odwrócił wzrok, nagle poczuł się dość dziwnie.
Musiałaby mu uwierzyć, musiałaby zaufać. Musiałaby od początku zbudować swoje życie.
Nie wiedział czy udałoby się mu zbudować ją od nowa.

— Lila... Co ty robisz? — spytał.

— Zaraz zobaczysz, głuptasku.

Przeniósł swój wzrok na dzwonek, który znajdował się aktualnie w połowie jego torsu.

—Rozpinasz mój kostium. 

Wstał i zostawił dziewczynę w pokoiku, a sam wyszedł na balkon. Wlepił swój wzrok w Wieżę Eiffla i zacisnął dłonie.

Ciekawe jak wygląda to wszystko z jej perspektywy?

xxx

Hej, hej
Zrobiłam lekkie poprawki tego rozdziału i chociaż dalej nie jest to co miało być, to podoba mi się.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro