1|9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jesteś fajną dziewczyną. - powiedział.

W jej głowie wybrzmiały słowa, które głosił Mroczny Pan. Ona była tak naprawdę tylko bezwartościową jednostką, gdyby teraz umarła nic by się nie stało. Ona nie ma znaczenia.

Nagle wróciła na ziemię, to był jej wróg, nie przyjaciel! I nawet poczuła lekkie rozczarowanie spowodowane tym faktem, bo spodobała jej się rozmowa z chłopakiem, może nikomu tego nie przyzna, ale przez chwilę czy dwie poczuła jakby był jej przyjacielem, jakby przekroczył barierę wrogości.
Może właśnie to jej się podobało.

- Łżesz.

Chat jakby wytrącony z transu spojrzał w oczy dziewczyny. Znowu wyglądały tak ozięble.

- Dlaczego? - zdziwił się. - Jesteś fajną dziewczyną, co w tym dziwnego?

- Pff, przyznaj że chcesz po prostu przejąć władzę nad tym gównianym światem?! -warknęła wstając. - Ale wiesz co? Mroczny Pan jest od ciebie silniejszy i cię pokona.

Pod wpływem emocji wstała i wymijając dziwny gramofon, któremu przyjrzała się dłużej wybiegła z kawiarni. Choć zaraz się zatrzymała.
Zniszczyła cały plan, został jej więc tylko powrót do pałacu i wydanie tych rebeliantów, a później ich zgładzenie.

Jesteś fajną dziewczyną?!

Co on sobie wyobrażał mówiąc to? Bez maski była tylko słabą, głupią nastolatką. Czym miała się obronić? Nie miała nawet mocy... Była bezużyteczna!

- Marinette! - krzyknął, na co dziewczyna ruszyła w bieg.

Wyciągnął swój kickij i pojawił się przed nią. Sfrustrowana rzuciła się do biegu w tył, ale złapał jej nadgarstek. Spojrzał dziewczynie w oczy ze smutkiem i przyciągnął trochę bliżej siebie.

Marinette próbowała się wyrwać, szarpała się na wszystkie strony, ale była zbyt słaba.

- Jesteś w ich gromadzie? Pracujesz dla Mrocznego Pana, tak?

Spojrzała na niego z przerażeniem.
Łatwo było się tego domyśleć, że prędzej czy później on zda sobie z tego sprawę. Miał zamiar ją wypytywać? Związać i torturować?
Będzie ją wypytywał?
O nie! Nic mu nie powie! Próbowała się cofnąć, wyobraziła sobie przeogromny ból jaki mógł ją spotkać.

- Rozumiem... Mam do ciebie prośbę, po prostu nie mów im i naszej kryjówce.

Serce Marinette zabiło szybciej. Czyli nie będzie jej torturował? Po prostu ją puścił?
Rozmasowała nadgarstki a on odwrócił się i chyba już chciał iść.

- Puszczasz mnie? Tak po prostu?! Jaką masz pewność, że cię nie wydam?

Odwrócił się przez ramię i posłał jej uśmiech.

- Kierujesz się tymi chorymi zasadami, prawda? Marinette, jesteś wartościowa z maską i bez niej, każdy jest. Proszę nie wydawaj mnie, bo niewinni ludzie zginą i-

- Jacy niewinni?! - oburzyła się. - Pomyliły ci się strony chyba. To wy się buntujecie przeciw Mrocznemu Panu.

Tupnęła nogą, a z jej kieszeni wysunął się biały scyzoryk.

- No cóż, powiedz mi Mari, czy jeżeli będziesz chciała złamać jakąś zasadę? To oznacza, że nie chcesz żyć? To daje im prawo do zabicia cię? - przybliżył swoją twarz do dziewczyny. Czuła jego oddech na swojej skórze, co ją dezorientowało. - Bo właśnie tak myślicie, gdy mordujecie. Pozbawiacie praw ludzi, oni chcą wyjść na ulicę i czuć się bezpiecznie, oni chcą życia bez strachu, że najdzie was ochota zrobić im krzywdę . Wybacz, ale w realnym świecie to wy jesteście tymi złymi.

Granatowowłosa wpatrywała się w niego. Chciała coś dodać, ale on położył na jej ustach palec.

- Porzuć życie mordercy, chodź ze mną. Zostaniemy r-

- C-co ty pieprzysz? - odsunęła się i gwałtownie porwała się w bieg. Uciekla.
Nie, uciekła to złe stwierdzenie. Po prostu odstawiła zbędne kilogramy na półkę po czym poszła w jakąś stronę. Mogła z nim walczyć, ale nie była na to gotowa, musiała przemyśleć parę spraw.

Natomiast on tam nadal stał. Zaśmiał się cicho, wiedząc już o wiele więcej niżeli powinien. Rozmasował swoją bliznę na ręce, jaką zostawiła mu Lady Missfortune po zranieniu go scyzorykiem. Białym scyzorykiem

- Trzymaj się Missfortune. -powiedział widząc jak ta znika za krzewami.

Złotowłosy wrócił do hotelu. Jego oczom ukazała się grupa ludzi siedzących i wspólnie jedzących jakieś jedzenie. Adrien jednak nie miał ochoty na jedzenie. Wszedł smętnie po schodach i zamknął się w pokoju, a jego przemiana dobiegła końca. Położył się na łóżku i zamknął oczy.

- Młody, czemu nie oszczędzasz sił? Poza tym jak już spacerowałeś te dwie godziny mogłeś jako Adrien, a nie jako swoje alter ego. - burknął Plagg.

Jednak zielonooki nic nie odpowiedział. Tylko bardziej się skulił. Coś go trapiło, tym czymś, albo kimś była granatowowłosa dziewczyna, z dużymi, ślicznymi, fiołkowymi oczyma.

- Co jest? - spytało kwami pożerając zapas camemberta. - No nie dość, że głupi to jeszcze głuchy.

- Zaczynam się tak zastanawiać. -westchnął ciężko. - Czy to w porządku jeżeli ją uwiodę, a potem zabiję. Zrobiła wiele złego, ale nie było to świadomie.

Kwami spojrzało na chłopaka zaprzestając swojej czynności.
Czyli chce puścić jej to płazem? Mord tylu ludzi? Przewodzenie tą grupą powalonych ludzi?

- I tak złamię jej serce. - wrócił do pozycji siedzącej. - Tyle wystarczy, poza tym może mi się jeszcze przydać na innych akcjach. Bo od razu po Francji lecę do Austrii. Kiedy to wszystko się skończy i wszystkie państwa będą wolne, skończę z tym i się rozdzielimy.

- Jasne! Jeżeli podczas tych misji nie zostaniesz nastoletnim rodzicem, jestem skłonny nawet powiedzieć że to dobry plan.

Zielonooki miał mętlik w głowie, większy niż kiedykolwiek.

- Nie wiem... Czas pokaże.

- Nic?

- Wybacz Władco, niestety nie udało mi się, niczego dowiedzieć.-skłamała, po czym się uśmiechnęła. -Ale teraz jestem pewna, że Chat Noir jest sam w Paryżu.

Wahała się nad odpowiedzią. To nie było w porządku, przecież wiedziała. Tylko problem polegał na tym, że jakiś wewnętrzny głosik jej dopingował i mówił, że właśnie okłamując Władce robi dobrze.

- Ach, tak? Nie pomaga nikomu? -podniósł brew do góry, a Missfortune pokiwała głową.

- To wszystko. - ukłoniła się i zniknęła za drzwiami.

Przecież nie mogła powiedzieć o swoich podejrzeniach, że okłamywał ją całe życie. Nie miała nawet pewności, że to co mówi jej wróg jest prawdą. Mogła albo uwierzyć, albo nie. Gdzie leżał problem?
Zapukała do drzwi pewnej z komnat, wiedziała, że osoba się tam znajdująca może jej pomóc.

Drzwiczki się uchyliły, a w nich stanęła Sabrina, tak nie przeczytaliście błędnie. Oto dziewczyna bez mocy, nie miała swojego Reami, po prostu mieszkała w pałacu i pomagała w życiu codziennym ,,bohaterów" czasem sprzątała w ich pokojach i gotowała. Poniekąd była z niej pokojówka.

Granatowowłosa wbiegła do pokoiku i zamknęła drzwi. Lady Missfortune nigdy nie odwiedzała Sabriny, dlatego tym bardziej owe odwiedziny wydawały się podejrzane.
Sabrina jednak patrzyła w spokoju na nastolatkę nie zdając sobie sprawy o co może chodzić.

-Czy...- zaczęła granatowowłosa. -Potrafisz dochować tajemnicy?

XXX

Tak szczerze to w tym rodziale prawie nic nie poprawiałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro