2|16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciemny tunel ciągnął się bez końca, chociaż byli tam dopiero kilka chwil wydawało się, że utknęli tam już na zawsze. Mulaci trzymali się za ręce, natomiast Biedronka wcale nie myślała, żeby rzucać się teraz na Czarnego Kota, chociaż on nie pogardziłby potrzymaniem jej rączki, aby dodać sobie i jej siły.
Tylko ona była tak skupiona na zadaniu, że w ogóle nie zwracała uwagi na to jak się zachowywała.

— Dlaczego tu wszystko jest oblane benzyną? — zapytał dygoczący ze strachu Mulat. — To strasznie śmierdzi.

— Słyszałam, że palono tu zwłoki. — wytłumaczyła bez emocji Marinette na co ten pisnął.

— Dlaczego nie wiedzieliśmy o tym miejscu? — zagadnęła Lady Wi-Fi.

— Też nie powinnam wiedzieć. Gdy byłam mała tu chodziłam. — uśmiechnęła się na samo wspomnienie.

— Chodziłaś do miejsca, gdzie palono ludzi? — podłapał Czarny Kot, a ona się odwróciła zerkając na niego.

— No tak. Ty nie?

— Nie! — odpowiedział jej natychmiastowo.

Wzruszyła tylko ramionami i ruszyła dalej jako pierwsza z nich. Nie dała się przekonać blondynowi, mimo że to on chciał iść pierwszy. Byłby spokojniejszy, gdyby wiedział, że jakby coś ich zaatakowało to dostanie się mu, a nie jej.
Teraz podwójnie się stresował.

— Jesteś pewna, że wiesz jak stąd wyjść? — zapytała Mulatka, a Marinette zatrzymała się widząc rozgałęzienie drogi.

— Tak. — odpowiedziała ze spokojem skręcając w lewą stronę. Podążyli za nią, jednak wcale nie tak spokojni jak dziewczyna.

— Jak stąd wyjdziemy to zabiorę cię na prawdziwą imprezę. — obiecał Bańkor.

— A ja zrobię ci te tajemnicze tosty. Tu nigdy nie było kiedy. — spojrzała na niego Mulatka. Chcieli się pocałować, ale woleli już się tam nie zatrzymywać.

— Słyszysz, Kropeczko? — zagadnął Kot kładąc dłoń na ramię brunetki. — Ja też bym chciał cię gdzieś zabrać.

Tu Marinette gwałtowanie się zatrzymała. Odwróciła się do zdezorientowanego chłopaka.

— Nasz ogród... — spuściła smutno wzrok.

— Przepraszam, nie dałem rady go obronić. — odpowiedział wiedząc doskonale co chciała powiedzieć. — Przyszli z każdej strony, było ich za dużo.

Westchnęła ciężko i wyciągnęła dłoń, aby pogładzić jego polik. Coraz częściej miała takie impulsy, ale wcale nie narzekała. Tyle, że kiedy już prawie dotknęła jego policzka kątem oka dostrzegła jak miga jej coś jasnego za Mulatami.
Ogień.
Dużo ognia.

— W nogi! — krzyknęła łapiąc blondyna za dłoń i zaczęła biec ile sił w nogach. Skręciła w jedną ze stron, a reszta biegła za nią. Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko, ale było blisko wyjścia, zaraz będą bezpieczni.
Zatrzymała się przed ścianą.
Ślepy zaułek.

— Mówiłaś, że wiesz gdzie iść! — krzyknął z wyrzutem Mulat i złapał obie dłonie swojej ukochanej. — Jeżeli mamy tu umrzeć razem, chcę Ci ostatni raz powiedzieć, że -

— Nikt nie umrze! — zapewnił Czarny Kot łapiąc ramię Biedronki bardzo czule i odsunął ją delikatnie. Spojrzała na niego, wszystko działo się za szybko. — Kotaklizm!

Dotknął ściany, a ta runęła. Zobaczyli nocne niebo, piękny widok.
Czarny Kot wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Biedronką, oboje chwycili pozostałych towarzyszy pod ramię i wyskoczyli jako, że jedyni byli tu opanowani.
Marinette złapała Lady Wi-fi, a Adrien Bańkora.
Wylądowali w jednym z ogrodów pałacu, to był ten z samego tyłu. Niepostrzeżenie uciekli.
To znaczy, nie do końca tak niepostrzeżenie.

***

Marinette wpatrywała się w zapierające dech w piersiach niebo, ale wcale nie myślała teraz o tym jakie piękne było. Dalej wlokli się w czwórkę do hotelu ,, Le Grand Paris ". Bańkor i Lady Wi-fi mogli zabrać się z nimi pod warunkiem, że wyrzucą swoje sygnety, dlatego droga się wydłużyła, bo nie byli już super-złoczyńcami z mocami, a zwykłymi Alyą i Nino zasypującymi się wyznaniami miłosnymi na każdym kroku.

— Tak, potem pójdziemy do kawiarni. — mruknęła rozmarzona, a Czarny Kot uśmiechnął się.
Ta ich miłość była urocza. Spojrzał na Marinette, która nie odzywała się nawet słowem od opuszczenia pałacu.
Miała mętlik w głowie. Kiedy tylko ściana runęła, a ona znalazła się poza terenem pałacu poczuła jakąś ulgę, teraz powinno być już tylko lepiej.

— Jak się czujesz, Księżniczko? — zapytał łapiąc jej dłoń, a ona dopiero wybudziła się z transu.

— Teraz... Chyba dobrze.

— Chyba? — podłapał.

— No, chyba tak.

— Nie wiesz? — zmartwił się.

— To stało się zbyt nagle. — wyznała wzdychając ciężko, ale po chwili ciszy ścianęła ich skrzyżowane dłonie. — Ale cieszę się, że żyjesz.

— To najmilsze słowa jakie od ciebie usłyszałem. — roześmiał się.

— Nie milsze niż ,, Kotku "? — zapytała z przekąsem.

— Hm, faktycznie. Chyba muszę wymyślić jakąś hierarchię, albo zacznę to notować, bo coś czuję, że od teraz tych miłych słów dostanę całą masę. A chcę zapamiętać je wszystkie. — zniżył się na wysokość jej oczu, żeby nagle przybliżyć się niebezpiecznie blisko. I pewnie pocałowałby ją gdyby nie to, że pstryknęła go w nos.

— Nie przyzwyczajaj się, dachowcu. — powiedziała ostro, ale jej prawdziwe emocje zdradzał ten szeroki uśmiech.

—  Chciałaś powiedzieć ,, Kotku ". — poprawił ją.

Z trudem powstrzymywała śmiech.
Co on z nią wyprawiał?

— Rany, jesteście jeszcze gorsi niż my. — wtrąciła Alya, a bohaterzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia i oboje się roześmiali.

***

Mroczny Pan uderzył w stół pięścią rozwścieszony. Zniknęła strona, jego jedyna nadzieja na znalezienie starożytnej księgi miraculum. Marinette musiała ją zabrać. Czyli dowiedziała się prawdy. Przez jego roztargnienie spowodowane brakiem energii zupełnie jej nie schował. Jakże on był głupi i lekkomyślny! Spojrzał na dalej mówiącą dziewczynę.
Królowa Os za wcześnie świętowała, nie dokonała żadnego wspaniałego czynu podpalając - na próżno - podziemia zamku.

— Na wypadek gdyby uciekał tamtymi okropnymi tunelami wysmarowałam je benzyną. Teraz nie żyje, ani on ani ta ciamajda. — wytłumaczyła dumna z siebie, a mężczyzna wstał gwałtownie, aż mu się zawróciło w głowie. — Nadaję się na przywódczynię.

Nie miał kogo wydać za mąż, w grę wchodziła tylko Marinette, jedynie ona była godna Sneke'a. Młodzieniec nie chciał nikogo innego. Przez głupotę Królowej Os stracił kontrakt i nie dostanie nowych wojowników, co znaczyło że jego dni mogły być policzone.

— Nie zginęli! Strażnik ich widział, uciekli! A Pani Nieszczęścia... — zrobiło mu się słabo więc podparł się laską. — Miała inny strój.

Blondynka skwasiła minę. Przecież się starała, nie mógł tego docenić? Co za głupi dziad! Przecież to jej należało się miejsce przywódczyni, każdy to wiedział, on jedyny tego nie dostrzegał.

— Brzydki. — skomentowała dumnie. — Czerwony w czarne kropki. Wyglądała żałośnie i-

— Miraculum Biedronki. — wyszeptał, a potem się uśmiechnął.

— Co takiego? — zdziwiła się.

Podszedł do niej i kiedy tak wpatrywała się w niego tępo wyssał z niej resztki dobrej energii. Po chwili opadła na ziemię z hukiem.

Miał już nowy plan.

— Szykuj się Biedronko, nie uciekniesz. — powiedział podchodząc do okna. — Jesteśmy tacy sami.

XXX

Jeżeli mam być szczera to właśnie ten rozdział miał kończyć drugą księgę, ale zrobię coś w stylu epilogu jeszcze bo czuję jakiś niedosyt.
Mam nadzieję, że wy również.

  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro