2|5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mroczny Pan stał wpatrując się w obraz Paryża przez jego ogromne, przyciemnione okno. Niebo dziś płakało razem ze wszystkimi tymi, którzy stracili rodziny, on nie płakał. Chyba nie był w stanie, nie od dzisiaj czuł pustkę. Owszem, jego władza go cieszyła, to że stał na podium, to że ludzie drżeli na sam jego widok. Jednak satysfakcja była dla niego za mała, chciał doznawać coraz więcej i więcej nowych odczuć, podejmował ryzyko, ale z drugiej strony planował wszystko w taki sposób, aby nie stracić życia - dlatego wykorzystywał Marinette.

Była bardzo silną dziewczyną i wykonywała wszystkie jego rozkazy, nie potrafiła się mu sprzeciwić, tak przynajmniej myślał.

- Panie, twoja linia życiowa niedługo zacznie zanikać. - powiedziało przejęte kwami podlatując do osłabionego mężczyzny.

- Dlatego wykorzystam linię życiową Marinette. - odwrócił się i założył z tyłu dłonie.

- Ale-

- Żadnych ,,ale" Nooroo! Wiem co robię. - usiadł za biurkiem. - Nie sprzeciwi mi się, a czerpiąc z jej dobrego serca mocy starczy mi na parę następnych lat, dopóki sama nie zginie.

Ujął w dłoń wyrwaną ze starodawnej księgi stronę i przyjrzał się jej dokładnie. Od lat szukał owej księgi, która miała objawić się dokładnie sto lat po objęciu władzy przez jego poprzedników, ten dzień wypadał w ubiegły bal, ale księgi wcale nigdzie nie było.

- Jej linia życiowa jest jeszcze stabilna, ale... Można wyczuć zakłócenia. - wyznał Nooroo napotykając przy tym zdziwioną minę Gabriela. - To zakłócenie dotychczasowego życia, coś się zmienia i nie da się jednoznaczne stwierdzić czy chodzi o oddawania energii czy o coś innego.

- A o co innego może chodzić? - zirytował się. Dotychczas miał wszystko pod kontrolą i chciał, aby tak zostało.

- O silne emocje.

- Silne emocje... - powtórzył. - Miłość?

Mógł przypuszczać, że dziewczyna zakocha się w Czarnym Kocie, musiał jednak temu zapobiec. Potrzebował jej.

- Nie, to nie miłość. To coś innego.

- Więc co?! - wrzasnął uderzając o papiery.

- N-nie wiem, kwami nie wyczuwają wszystkich emocji. - przestraszyło się stworzonko. Gabriel był jego panem i mimo wszystko musiał być mu posłuszny.

Mężczyzna wykrzywił twarz w grymasie. Nie mógł sobie pozwolić na jakieś błędy, na jakieś pomyłki.

***

Już o świcie grupa złoczyńców wyruszyła do boju. Marinette jednak nie poszła razem z nimi, nie mogła, oczywiście że tego chciała, ale czuła się coraz gorzej. Stała przed lustrem dokładnie oglądając swoje ciało, od kiedy mdlała w gabinecie Mrocznego Pana coś zaczynało się z nią dziać. Coś dziwnego i nie było to wcale nic dobrego, a utwierdziło ją w tym przekonaniu niedawne spotkanie z Czarnym Kotem.

- Słabnę... - wyszeptała przejęta do swojego Reami, które przypatrywało się swojej podopiecznej z kpiną.

- Nic dziwnego. Wiadomo, że slabniesz. - odparło sucho. - To była tylko kwestia czasu, aż twoje nieposłuszeństwo wyjdzie na światło dzienne. To przez nie się tak czujesz, sama siebie zabijasz.

Marinette zmarszczyła brwi siląc się na powagę. Miała mętlik w głowie, bo coś jej podpowiadało, że to tylko jawne kłamstwo, że wina leży po innej stronie. Na myśl przyszedł jej Mroczny Pan.

- Nie, ufam mu. - powiedziała sama do siebie.

Nie mógł przecież jej krzywdzić, była tego pewna. W końcu poniekąd ją wychował, a jego wola była święta.
Położyła się na łóżku wzdychając ciężko.
Mroczny Pan nie wymagał od niej wiele - wymagał posłuszeństwa. A ona i tak nie potrafiła mu go dać, działała na własną rękę, okazywała emocje których nie powinna w ogóle posiadać i do tego jeszcze z dnia na dzień słabła.

- Nie użalaj się nad sobą, dziewucho. Nie mogę patrzeć na taką beznadziejną błazenadę. - wtrąciło Reami.

Miała rację, a Marinette nie mogła już słuchać tych dobijających słów więc sama się przemieniła.

Tymczasem grupa złoczyńców się rozdzieliła. Królowa Os poszła razem z Czasołamaczką i Mrocznym Amorem, którzy ciągle sobie dogryzali, a ona miała już serdecznie dosyć ich ciągłego sporu o seriale. Ostatecznie uznała, że jest tam najbardziej ogarniętą osobą i to ona objęła dowodzenie co spotkało się z falą niezadowolenia jej towarzyszy. Blondynka nie miała zamiaru wysłuchiwać ich sprzeciwu i się rządziła, co nie było z resztą niczym nowym. Zamknęli parę ulicznych sklepów, hoteli i pozbyli się nic nie znaczących dla nich rodzin.
Tak, niewątpliwie byli z siebie dumni.

Reszta działała w większych lub mniejszych grupkach, z wyjątkiem pewnej pary - Bańkora i Lady Wi-Fi, którzy przy pierwszej lepszej okazji urwali się od reszty towarzystwa i znaleźli dla siebie zaciszne miejsce.
To jakiś zwykły park, a raczej jego pozostałości i był idealnym miejscem dla zakochanych.
Usiedli na ławce i cieszyli się swoją obecnością.

- Chciałbym odejść. - wyznał pomiędzy ich pocałunkami, a dziewczyna zastygła w bezruchu.

- Co ty mówisz, Nino? - przejechała troskliwie po jego policzku dłonią. - Mieszkamy tam całe życie i wiesz że to nasze przeznaczenie.

- Nie obchodzi mnie takie przeznaczenie. - wtrącił, a jej zrobiło się słabiej na samą myśl o opuszczeniu pałacu. - Chcę być z tobą Alya i wiem, że... Że tak byłoby lepiej, te chore zasady...

- Musimy ich przestrzegać.

- A może nie? Nie wierzę, że nie ma czegoś takiego jak miłość. Kocham cię do szaleństwa i chcę być z tobą. - tu u wiecznie cichego i ,, posłusznego " chłopaka pojawiły się łzy w oczach. - Nie w tajemnicy. Co to za życie skoro musimy się kryć?

Nastała cisza i trudny wybór. Całe życie żyli w tamtym miejscu.
Całe życie wierzyli w Mrocznego Pana, dopóki pewnego wieczoru Alya omal nie zginęła przez jednego z szalonych mieszkańców Paryża. Rzucił się na nią i wtedy Nino uratował ją własnym ciałem, ten gest, zadziwił wszystkich tam obecnych.
Potem tej samej nocy przyszedł do niej, a kiedy ona wpuściła go do swojej sypialni nie potrafili się już odpędzić od rozszalałych emocji tłumionych przez lata.
Od emocji!
No właśnie, nie dało się ich nie mieć i tutaj Mroczny Pan zawiódł.
Już mu nie wierzyli.

- Dobrze... Zrobimy to, ale nie tak nagle. Musimy to wszystko jeszcze dobrze rozegrać. - pocałowała chłopaka namiętnie, a on odwzajemnił ten pocałunek szczęśliwy, że może w końcu uda im się stworzyć coś na pozory normalności.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro