3|8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marinette siedziała z podkulonymi nogami na łóżku Alyi i wpatrywała się w kolejną kreację, która miała  ,, zwalić kocura z nóg". W sumie sama nie wiedziała co to znaczy, ale podobała jej się ta wizja.

— I gdzie idziecie na imprezkę? — dopytywała Mulatka z uśmiechem.

— A bo ja wiem? Powiedział tylko, że mam czekać w takim jednym miejscu i żebym ubrała się wygodnie. 

Alya usiadła naprzeciwko dziewczyny i chwyciła swoją kosmetyczkę. Tak jak już wspominała chciała zrobić ją na bóstwo. Trochę różu, cieni do powiek, szminki. Marinette kichnęła, kiedy do jej nosa dostała się kolejna warstwa pudru.

— To konieczne? — zapytała nieswojo. Nie chodziła w makijażu na co dzień. Nie, raczej malowała rzęsy, a i tak nie robiła tego zawsze. W końcu miała poważniejsze sprawy niż jakiś tam wygląd, nigdy nie przywiązywała do tego uwagi. Niby po co?

— Dziewczyno, wyglądasz obłędnie! Tylko błagam, nie zjedz  tej szminki w połowie imprezy, często zagryzasz wargi. 

— Eeee, to zdarza się tylko czasami, kiedy... — tu urwała nie chcąc przyznać, że to jej odruch na stres. — Ta, masz rację. Postaram się jej nie zjeść.

Alya uśmiechnęła się zwycięsko i wstała, żeby zaraz podać dziewczynie sukienkę w której - jej zdaniem - olśni każdego tej nocy. A i tak obie wiedziały, że chodziło tylko o jednego dachowca.

***

Adrien czekał na Marinette w białej koszuli, której specjalnie nie zapiął do końca, tak było wygodniej. Miał na sobie również czarne, eleganckie spodnie i buty które mimo swojego zabójczego wyglądu były naprawdę wygodne. Czasami chodził na imprezy jako Adrien, tak aby się rozerwać, ale w Paryżu był tam może  z dwa razy, nie więcej. Zbyt bardzo zajął się swoją misją, która była istotna na tyle, że zapomniał całkiem o rozrywce. Choć musiał przyznać, że im dłużej nad tym myślał tym bardziej dochodził do wniosku, że najbardziej podobało mu się zwykłe spędzanie czasu z Panią Nieszczęścia - teraz - Biedronką. Właśnie... Spóźniała się tak długo, że zdążył już z pięć razy poprawić swoją fryzurę, która i tak pozostała w artystycznym nieładzie i wypił prawie całą kawę z piekarni Dupain-Cheng. Przypomniał sobie, że miał tam zabrać dziewczynę i obiecał sobie, że następnym razem zaprosi ją tam na śniadanie.

— Cześć. — odezwała się, kiedy akurat dopijał końcówkę napoju. Nie zauważył, kiedy przyszła. Już miał się przywitać, ale zobaczył ją i o mało się nie zadławił kawą. — Cóż, byłabym wcześniej. — objęła się ramionami nerwowo. — Ale Alya mnie trochę przytrzymała.

Marinette miała na sobie obcisłą, czerwoną sukienkę przed kolana z dekoltem, który idealnie eksponował jej kobiece kształty, do tego czarne szpilki i mała torebka tego samego koloru. Poza tym makijaż... Nigdy nie widział jej w takim makijażu, miała czerwone usta, to znaczy połowa była zjedzona, nawet teraz zagryzała nerwowo wargę siląc się na pozorny spokój.

— Wyglądasz... To znaczy... Wow. — próbował się wysłowić, ale wydawało się to nierealne, nie kiedy ona wyglądała jak milion dolarów.

— O matko, wy tak będziecie cały wieczór? — odezwał się zrezygnowany Plagg w kieszeni Adriena na co ten się zarumienił.

— Daj im spokój, niszczysz chwilę. — wtrąciła Tikki kryjąca się w torebce Marinette.

— Ale oni są tragiczni! A ich chwile niesmaczne! — westchnął ciężko. — Nie starczy mi sera, żeby przeżyć tyle żenady tego dzieciaka.

Marinette wymieniła rozbawione spojrzenia z blondynem. Ich kwami dalej się sprzeczały, ale postanowili się już tym nie przejmować. Podał jej ramię, które ochoczo przyjęła.

— Wyglądasz pięknie. — wyszeptał jej do ucha na co ta się uśmiechnęła. Warto było oddać się w ręce Alyi! Może nie padł na kolana, ale chyba spodobała mu się.
Och, co się z nią działo? Dlaczego chciała się mu podobać? Mimowolnie westchnęła. Potężna Pani Nieszczęścia nigdy nie chciała się nikomu podobać...

— Fu. — mruknął Plagg kręcąc się w kieszeni właściciela.

— Plagg, przysięgam że jak się nie uciszysz to nie dam ci sera przez kolejny tydzień! — zirytował się Adrien.

— Nie odważysz się! Jeżeli nie dasz mi sera nie przemienisz się w super przystojnego, seksi kocura i Marinette cie rzuci.

Chłopak od razu się spiął. W końcu relacje między nimi nie były jasno określone, nie do końca to był taki związek, w sumie nie wiedział w czym tkwili. Spojrzał na nią speszony i natrafił na jej roześmianą twarz. Śmieszyła ją ta wymiana zdań między Adrienem, a jego kwami, byli rozkoszni.  A on od razu się rozluźnił. Nic nie mógł poradzić, że jej śmiech był jak miód na jego uszy.

Kiedy dotarli do klubu Marinette złapała mocniej ramię Adriena, zupełnie jakby bała się zgubić.

— Czemu nie przyszliśmy jako nasze alter-ego? — zapytała szeptem.

— Nie chcemy tłumu fanów, ani wrogów, prawda? Dziś mamy się po prostu dobrze bawić. — mrugnął do niej, a wtedy coś dziwnego ścisnęło jej żołądek, ale tak jak zawsze to zignorowała.

— Czuję się pewniej z maską... — westchnęła bardziej do siebie, niż do niego.
Podeszli do baru, a Adrien zamówił dwa drinki. Pojedyczńcze spojrzenia skierowały się w ich stronę. Nie można było zaprzeczyć, że blondyn był atrakcyjny, dlatego cieszył się powodzeniem u dziewczyn nie tylko jako super - bohater, ale także jako Adrien. Rozległy się szepty wokół tej dwójki co nie uszło uwadze Marinette, jakoś wcale nie podobała jej się ta uwaga skupiona na chłopaku. Upewniła się, że trzyma jego ramię i zagryzła wargę ze stresu, ale zaraz sobie przypomniała słowa Alyi.
Zabiłaby ją przecież.

— To najlepszy drink jaki tutaj mają. — podał jej szklankę tym samym przerwając ciąg myśli, które latały jak szalone.

— Och. — ujęła szklankę w dłoń przyglądając się kolorowej cieczy z parasolką. — To alkohol? — zmartwiła się, ale kiedy rozejrzała się wokoło zauważyła że każda z tamtych dziewczyn miała swojego drinka.

— Nie chcę cię upić. — odparł od razu. — To tylko tak na pobudzenie, jeżeli nie chcesz to-

— Wypiję. — weszła mu w zdanie. Nie mogła być gorsza od nich.

— Na pewno?

— Tak, jasne. — wysiliła się na uśmiech, ale wyszedł dosyć krzywy. Nie czekając już na dalszą wymianę zdań upiła parę łyków napoju.  Alkohol śmierdzi, więc była pewna, że będzie smakował obrzydliwie, a jednak się myliła. Był, cóż, smaczny.

Usiedli przy barze i zaczęli rozmawiać, w sumie to sami nie wiedzieli o czym, ale rozmowa się toczyła. Tak jakby to, że są bohaterami nie miało znaczenia, jakby świat był normalny. To niesamowite.
Marinette spojrzała na parkiet, wszyscy którzy tańczyli wyglądali zupełnie inaczej niż ci, których widziała w pałacu. Tam musieli tańczyć same dostojne tańce, takie z klasą, szykiem i elegancją. Tutaj mężczyźni bezwstydnie błądzili dłońmi po tyłkach dziewczyn, które ochoczo ich przyjmowały, niekiedy widziała, że dłonie lądowały również na ich piersiach. Niektóre dziewczyny ledwo żyły i kołysząc się na boki prowadziły chłopaków gdzieś tam na górę po schodach.
Skrzywiła się na ten widok, bo po chwili domyśliła się co tak właściwie działo się tam na górze. Dobrze, że muzyka była bardzo głośna, bo pewnie byłoby słychać obrzydliwe jęki rozkoszy.
Wzdrgnęła się na samą myśl i jakoś tak odruchowo złapała dłoń Adriena, żeby zaraz położyć głowę na jego ramię.

— Co tam, Księżniczko?

— Przyszedłeś tu ze mną, żeby mnie wymacać? — zapytała prosto z mostu na co ten prawie zadławił się kostką lodu z drinka. W kieszeni poczuł głośny śmiech Plagga, no bardzo zabawne, faktycznie!

— C-co?! Nie, skąd! — wyprostował się, a serce ruszyło mu galopem. — Za kogo ty mnie masz?

— Och... To dobrze, bo nie miałbyś na co liczyć. — uniosła wzrok na niego.

Odchrząknął dalej nieco zestresowany. Marinette natomiast wróciła do obserwacji otoczenia. Grupka chłopaków patrzyła na nią obleśnym wzrokiem, nie, nie patrzyli jej w oczy. Przeklęty dekolt, przeklęci faceci.

— Zatańczymy? — usłyszała głos Adriena. Przytaknęła i wstała z krzesła dopijając swojego drinka, pierwszy raz piła i czuła się wspaniale. Pewnie miała mocną głowę, skoro po całej szklance dalej potrafiła równo chodzić, tamte dziewczyny nie dosięgały jej do pięt! Ledwo chodziły, a ona? Jak nowo narodzona.

Blondyn złapał dziewczynę za biodra, ona instynktownie położyła swoje dłonie na jego ramiona, ale po chwili uznała, że przesunie je na szyję chłopaka. Nie żeby zrobiła to tylko dlatego, aby zazdrość ściskała tamte dziewczyny obok baru.
No może też dlatego...
Nie była jakąś świetną tancerką, ale z nim mogłaby nazywać się mistrzynią, prowadził ją tak, że każdy jej ruch był płynny, kobiecy i w rytm. Przetańczyli tak parę piosenek, przy ostatniej patrzyli sobie ciągle w oczy.

— Cieszę się, że tu jesteśmy. — wyznał z czułym uśmiechem, a serce Marinette przyspieszyło chociaż również dziwnie zapiekło.

— Jest... Lepiej niż myślałam, że będzie. — wzruszyła ramionami, ale kiedy odwzajemniła jego uśmiech stało się jasne że również się cieszyła. — Cóż cieszę się, że mnie nie obmacujesz.

— M-możemy nie robić ze mnie jakiegoś napaleńca? — zarumienił się, a wtedy wyczuł w swojej kieszeni nagły ruch Plagga, jak zwykle bawił się jego kosztem.

Marinette również się zaśmiała, tyle że sposób w jaki ona to robiła nie był denerwujący, co słodki i uroczy.

— Dobrze już dobrze. — wplotła jedną z dłoni w jego blond włosy. — Wiesz... Tak właściwie to też mi się podoba.

— Wiem o tym, Księżniczko.

— Co nie oznacza, że jutro nie wrócimy do śledztwa.

— Śledztwa? — podłapał.

— Biedronkowo-kociego śledztwa. — uściśliła.

— Masz na myśli kocio-biedronkowego? — wyszczerzył zęby w uśmiechu, a Marinette nie mogła się powstrzymać od pstryknięcia go w nos.

— Nie zapędzaj się tak, ty Dachowcu. — znowu się zaśmiała.

Muzyka się zmieniła na energiczną, ludzie zaczęli podskakiwać. Tylko oni dalej uparcie kołysali się w powolnym tańcu, zupełnie jakby dla nich czas się zatrzymał. Liczyło się tylko to, że oboje byli obok siebie.
Przedziwne uczucie, ale za to jakie piękne!

— Mam zacząć cię nazywać owadem? — wysilił się na obrażoną minę.

— Byłoby zabawnie, ale o wiele bardziej wolę kiedy nazywasz mnie księżniczką, albo swoją panią.

— Wiedziałem, że to lubisz. — poprawił jeden z kosmyków włosów, które opadały jej na oczy.

— Jesteś nieznośny. — wywróciła oczami z uśmiechem.

— Wiem, że tak nie uważasz. — złapał ją w talii i podniósł, żeby zaraz okręcić.
Pisnęła, ale nikt nie zwrócił na to uwagi przez głośną muzykę. Kiedy ją postawił zaśmiał się z jej miny obrażonego pięciolatka, a ona trąciła go w ramię.

— Nienawidzę cię! — spojrzała mu poważnie w oczy.

Oczywiście to nie była prawda, ale trzeba było go nastraszyć.

— No to pech, bo ja cię kocham. — wzruszył ramionami zupełnie jakby nic sobie nie robił z tego - ponownego! - wyznania. Marinette zastygła w bezruchu, tyle że Adrien odebrał to jako zmęczenie, a nie reakcję na wyznanie miłosne i zaproponował drinka. Nie czekał na odpowiedź i przepchał się przez tłum do barku zostawiając ją samą.

Kochał ją...

Rany, jak ona chciała mu odpowiedzieć tym samym. Otuliła się ramionami i spuściła wzrok. Czemu tak jej zależało?

— Może zatańczysz ze mną? — zapytał jeden z mężczyzn. Nie zwróciła zbytniej uwagi na jego twarz, czy ubiór po prostu wywróciła oczami.

— Nie, dzięki. — powiedziała ostro i przepchała się przez tłum, żeby znaleźć Adriena.

Wbrew pozorom również była piękną dziewczyną i może tego nie zauważyła, ale od kiedy zjawiła się w tamtym klubie męskie spojrzenia ciągle kierowały się w jej stronę.
Tylko jak miała to zauważyć, skoro ona wzrokiem szukała tylko tego jednego?

Stał tam rozmawiając o czymś z barmanem i śmiejąc się radośnie. Żywo gestykulował, pewnie opowiadał mu o tym jak świetnie się bawi i wybierał w między czasie drinki.
Westchnęła z uśmiechem, a jej policzki przybrały czerwonego odcienia. Odwróciła się i zauważyła wolny stolik, trochę już bolały ją nogi, więc postanowiła przy nim usiąść.
Był idealny, duży, przy przyciemnionym  oknie i otoczony dużą ilością ledów.

Wychyliła się, żeby spojrzeć na Adriena, ale wtedy zauważyła że nie był sam. Dwie wysokie brunetki stały tuż obok niego i z tego co mogła dostrzec śmiały się. Och, przecież one go jawnie podrywały! Zacisnęła swoje dłonie, czuła że coś rozsadza ją od środka, tylko sama nie rozumiała co.

— Spokojnie, nie ma po co się stresować. — wyszeptała sama do siebie zamykając oczy.

Wzięła parę głębszych oddechów i znowu spojrzała w tamtą stronę. Tym razem jedna usiadła blisko niego i... O matko! Złapała jego dłoń.
Myślała, że ją rozszarpie! Jakim prawem ona dotykała dłoń Adriena?!

— Wow, podziwiam. — powiedziała dziewczyna przysiadając się do stolika Marinette.

— Słucham? — zdziwiła się.

— No, że jeszcze nie zabiłaś tamtych dwóch lasek, które dobierają się do twojego chłopaka. — spojrzała zza kotary swoim długich, rudych włosów w stronę baru, a potem uśmiechnęła się do fiołkowookiej. — Współczuję ci, młoda.

— Niby czego?

— No wiesz. Taki przystojny chłopak, nie chciałabym go stracić.

— Nie stracę go. — zacisnęła dłonie gniewnie.

Ruda zaśmiała się melodyjnie przez co Marinette poczuła się zazdrosna. Jej śmiech w niczym nie przypominał tego nieznajomej, ani żadnej z tych dziewczyn. W ogóle każda z nich wyglądała przepięknie, ona nie chodziła codziennie tak pięknie umalowana i ubrana, a one? Wyglądały jakby zawsze błyszczały.
Na przykład ta rudowłosa! Och, jakie ona miała niezwykłe, zielone oczy i duże usta. Jej sukienka wyglądała jak szyta specjalnie dla niej.

Czy to co teraz czuła to zazdrość?

— Cóż... Wiesz, faceci są jak dzieciaki.

— Dzieciaki? — podłapała zdziwiona, a rudowłosa znów spojrzała w stronę baru. Duże kolejki, dlatego jeszcze nie wracał.

— No wiesz. — zaczęła przeciągle. — Nudzisz im się i cię zostawiają. Miałam tak z Charlesem i Damiano. — westchnęła ciężko, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. — Ale łatwo można ich przy sobie zatrzymać, wystarczy dać im to czego pragną. A każdy facet pragnie tego samego, są dziecinnie prości. Zdradzić ci sekret? — uśmiechnęła się, a po tym uśmiechu Marinette od razu mogła stwierdzić że dziewczyna była nieźle wstawiona.

I sama nie wiedziała co wzięło nad nią górę, ale przytaknęła. Może jednak trochę się bała stracić Adriena?

XXX

To chyba jeden z dłuższych rozdziałów w tej książce o.o

Napiszcie swoje odczucia i w ogóle, a ja lecę. Buziaki, pa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro